W Królestwie Pik

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

No, wyrobiłam się! Wszystkiego najlepszego, amigo! ♥ Niech nigdy nie przejdzie ci twoja cudowna pasja do fińskiego! Radości, zdrowia, pogody ducha, spełnienia zawodowego i co tam jeszcze potrzebujesz. A, i wielkiej paczki żelków. Wielkie paczki żelków są cudowne. Miłego czytania życzy Kot z Cheshire ♥

Jesteś wściekły. Zgrzytasz zębami, wierzgasz nogami i usiłujesz przestać spadać w dół Króliczej Nory leniwym ruchem jednostajnym, lecz bez efektu. Możesz jedynie bezsilnie zaciskać dłonie w pięści. Powód owej złości jest następujący – podczas porannego przekopywania szafy w poszukiwaniu jakiegoś w miarę czystego ubrania, niespodziewanie zachwiałeś się, nie zdołałeś utrzymać równowagi i wpadłeś do środka z wiadomym skutkiem.

Portale w szafie, o ile ci wiadomo są domeną raczej C. S. Lewisa niż twoją, dlatego też za nic nie możesz zrozumieć, jak to możliwe. Po dłuższej chwili spadania z ramionami zaplecionymi obrażalsko na piersi porzucasz pytanie „jak?", a zadajesz pytanie „dlaczego?". Brzmi ono rozpaczliwie, bowiem tego ranka byłeś umówiony na absurdalnie ważne spotkanie, od którego zależeć miało najbliższe kilka miesięcy twego nędznego żywota.

Lądujesz w stercie opadłych liści. Wszystkie są czarne niczym atrament, a kiedy brniesz przez kolejne ich góry, wydają z siebie dźwięk łudząco podobny do dzwonków. Minę wciąż masz naburmuszoną, a w twoich uszach niemal kłębią się kłęby pary typowe dla wkurzonych kreskówkowych bohaterów. Nie dość, że tuż przed wyjściem na arcyważne spotkanie porwał cię Króliczy Nudny Jak Flaki z Olejem Rollercoaster, to jeszcze nie masz bladego pojęcia, gdzie jesteś. Podnosisz liść z ziemi i rwiesz go na strzępy. Potem jeszcze jeden.

Przy siedemnastym marszczysz brwi. Nieco uważniej spoglądasz na jego kształt, wydaje się niepokojąco znajomy. Pik. Tak, to zdecydowanie pik. Wznosisz ręce ku jasnofioletowemu niebu, przeklinając pod nosem po fińsku. W takim tempie zwiedzisz wszystkie królestwa Krainy jeszcze przed weekendem, do tego zaliczając przy okazji wszystkie pory roku. Zdecydowanie jest środek jesieni, nawet jeśli niebo błyszczy fiołkami.

Przypomniawszy sobie poprzednie perypetie, wędrujesz do najwyższego budynku w twoim polu widzenia. Mógłbyś właściwie napisać już instrukcje ewakuacji z Krainy Czarów: „Aby wydostać się z tego podstępnego miejsca, wystarczy udać się do pałacu, pogadać z królową, znaleźć jakiegoś gadającego kota i spytać go, gdzie są drzwi". Oddychasz głęboko, trzykrotnie. Najważniejsze to trzymać się rutyny. Rutyna zawsze działa. Zawsze.

Prawda?

Pałac Pik. Wielka, ba, olbrzymia budowla, większa niż wszystkie wieżowce, jakie kiedykolwiek widziałeś. Składa się z, a jakże, korpusu w kształcie liścia, od którego we wszystkich kierunkach wyrastają setki maleńkich, kwadratowych budyneczków i wieżyczek. Wszystko czarne jak słoma, lśni niczym kawał najprzedniejszego obsydianu. Zapewne w ogóle jest zbudowana z obsydianu – rozrzutność władczyń Krainy Czarów nie ma granic, o czym zdążyłeś się już przekonać. Uśmiechasz się blado na myśl o pięknym podarunku od Królowej Kier, który zafundował ci niezapomnianą podróż do Finlandii.

Schody. Znowu schody. Dlaczego oni nie mają wind? Przecież to taka praktyczna rzecz! Setki schodów. Tysiące schodów. Jęczysz, wspinając się po nich na czworaka. Są śliskie, nie mają żadnej poręczy, a ich stromizna prawie że dorównuje pionowej ścianie. Zapisujesz w pamięci, że koniecznie musisz pokazać tym personom plany poduszkowca, które narysowałeś w dzieciństwie. Skoro nawet twój ojciec nie umiał udowodnić, że ów poduszkowiec nie miał prawa działać, to na pewno działa.

Przypominasz sobie, że projekt trzymasz w szafie, i włosy stają ci dęba. Obiecujesz sobie solennie, że zaraz po powrocie przełożysz wszystkie rzeczy do komody. W zasadzie to z chęcią odstąpisz szafę wkurzającym kuzynom, oczywiście z dobroci serca, ponieważ jesteś takim kochanym bratem ciotecznym. Najlepszym.

Zlany potem docierasz na górę, nie mając odwagi spojrzeć w dół. Mimo to oczywiście zerkasz w tę bezdenną przepaść. Wyobrażasz sobie siebie, jak koziołkując spadasz, obijając się o stopnie. Przełknąwszy ślinę, upominasz się, by za nic w świecie nie obrazić Królowej Pik.

Strażników nie ma, a drzwi są szeroko otwarte. Wchodzisz do środka, niepewnie rozglądając się po wnętrzu dobrze utrzymanego, minimalistycznego holu, będącego przy okazji salą tronową. Jest zaskakująco niska, stropienie znajduje się na wysokości zaledwie piętnastu metrów. W porównaniu z niedostrzegalnymi, ginącymi nad głową sufitami poprzednich pałaców, jest tu zaskakująco przytulnie. Brak onieśmielającego tronu na środku podwyższenia sprawia, że mimowolnie się rozluźniasz.

Przy wielkim kominku siedzi młoda dziewczyna ubrana w czarne powłóczystą, czarną suknię. Przeczesujesz dłonią włosy i potężnie zarumieniony podchodzisz do niej, by spełnić kolejny element czarokrainowej rutyny.

– Wasza Królewska Mość. – Kłaniasz się w pas, mimochodem odsuwając jak najdalej od kominka.

– Co najwyżej książęca – odpowiada tamta, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Trzyma w dłoniach słownik języka fińskiego i kartkuje go dynamicznie, co jakiś czas zerkając na tekst leżący na kolanach. Powieka mimowolnie ci drga, gdy zauważasz najcudowniejsze wydanie tegoż słownika, jakie dane ci było oglądać. Nie zastanawiasz się nawet przez moment, co u licha wyprawia obywatelka Krainy Czarów z fińskim leksykonem.

Spoglądasz tępo na okładkę, raz i drugi, a gdy w końcu udaje ci się zrozumieć, co to za słownik, wyrywa ci się siarczyste przekleństwo, w reakcji na które dziewczyna unosi zaskoczony wzrok. Ściskasz nasadę nosa palcami, z ledwością powstrzymując się od oszalenia na miejscu. Twój najpiękniejszy słownik. Kosztował krocie.

Nigdy nie będziesz już nic trzymał w szafie.

– Dlaczegóż książęca? – cedzisz przez zęby z najwyższym trudem.

– Nie jestem jeszcze królową – wyjaśnia niewiasta tonem sugerującym, iż uważa, że jesteś idiotą. Być może ma trochę racji. – Mój tato jest królem. Mam ochotę zawołać straże – dodaje po chwili – ale tata nalega na „przyjazną atmosferę" dla naszych poddanych. Co za bzdura! Wyganiałam stąd przypadkowych ludzi już cztery razy w ciągu ostatniego miesiąca! – rozpacza, podczas gdy ty zdumiewasz się, jakim cudem tak wielu śmiałków mogło przebyć te mordercze schody w tak krótkim odstępie czasowym.

– A gdzie jest król? – pytasz, rozglądając się pretensjonalnie. Usiłujesz zachowywać się nonszalancko, jakbyś sam był nie wiadomo jaką szychą, lecz nie potrafisz przekonać choćby samego siebie. – Muszę z nim porozmawiać. – Nie możesz się doczekać zakończenia przykrej rozmowy, tak, by móc poszukać kota i jak najszybciej się stąd wynieść.

I spalić szafę.

Dziewczyna wstaje, gotowa zapewne spoliczkować cię za oburzające maniery, gdy nagle w rozbłysku białego światła błyskawic i kłębów dymu na środku sali pojawia się wysoki, wąsaty, kościsty mężczyzna. Księżniczka otwiera usta do krzyku, lecz nie dobywa się z nich żaden dźwięk. Zauważasz motyw zegara, który zdobi każdy element stroju przybysza i truchlejesz. Przed oczami staje ci córka Kapelusznika, kuląca się w błotnistej kałuży.

Czas bez słowa chwyta dziewczynę za ramię, po czym oboje rozpływają się w powietrzu. Cudownie oprawiony słownik fińskiego nieubłaganie zmierza ku podłodze. Łapiesz go w ostatniej chwili, z ulgą przyciskając go do piersi. Mija ładnych parę minut, zanim dociera do ciebie straszliwy wniosek – obwinią cię o zniknięcie księżniczki.

Podrywasz się i pędzisz do wyjścia, mentalnie przygotowując się na długie, naprawdę długie spadanie ze schodów. Oczywiście jak na ironię w tym właśnie momencie trzaskają drzwi, a w komnacie pobrzmiewa głęboki bas.

– Gdzie jest moja córka?!

Odwracasz się powoli, jakbyś rozpaczliwie próbował odwlec nieuniknioną konfrontację z Królem Pik we własnej osobie. Jest potężny, zarówno wysoki, jaki i szeroki. Na umięśnionych ramionach ma zaczepiony płaszcz typowy dla królów, toteż bez skrupułów padasz pochylasz głowę do samej ziemi, gnąc się w ukłonie. Okładka słownika boleśnie wpija ci się w brzuch, gdy kurczowo ją ściskasz.

– C-c-czas j-j-j-ją... – jąkasz się, onieśmielony do granic możliwości brodatym, surowym obliczem Jego Królewskiej Mości.

– Mówże, chłopcze – grzmi władca, a ty aż kulisz ramiona, tak zimny i wyrafinowany jest jego głos.

– Czas ją zabrał – wypalasz prędko, artykułując słowa niczym najprzedniejszy posłaniec. – Był wybuch i błyskawice, i on ją wziął, i zniknęli, o tak, bum – pleciesz nieskładnie, nadal uparcie tkwiąc w pochylonej pozie, ze wzrokiem wbitym w ziemię.

– Czas? W moim pałacu? W życiu nie słyszałem większej bzdury – wybucha śmiechem rozchodzącym się echem po całym pomieszczeniu. Dudnienie jego chichotu cichnie jednak równie nagle, jak się pojawiło, tak, że nie masz możliwości na choć odrobinę rozluźnienia. Masz wrażenie, że serce lada moment wyskoczy ci z piersi. – Posiedzisz sobie trochę w moim więzieniu, co ty na to? Może to odświeży ci pamięć?

Wzdrygasz się, nie wierząc w to, co słyszysz.

– Błagam nie! Przysięgam, mówię prawdę! – Piszczysz falsetem. Gdzieś na granicy umysłu pojawia się cichutka myśl, że byłbyś niezłym tenorem.

Jak można się było tego spodziewać, lądujesz w więzieniu. Zimny obsydian służy ci zarówno za posadzkę, jak i za ściany, a nawet za kraty w drzwiach. Dwór Pik ma na jego punkcie niejasną dla ciebie obsesję.

Przynajmniej masz swój ukochany słownik fińskiego.

Z westchnieniem przekładasz kartki, bez entuzjazmu odczytując znajome i nieznajome słówka. Zdążyłeś już zapomnieć o najważniejszym spotkaniu życia, czekającym cię po drugiej stronie szafy. Siedzisz i zapamiętujesz stronę za stroną.

Do momentu, kiedy zrywasz się na równe nogi, odczytawszy zdanie napisane gdzieś pomiędzy jednym słowem a drugim.

Ovi on sun takanasi, idiotti.

Uśmiechasz się szeroko, jakbyś właśnie wygrał szóstkę w totka i jesteś pewien, iż uśmiech ten może konkurować ze słynną buźką Kota z Cheshire. Odwracasz się, by oto ujrzeć swoje wybawienie...

...wielkości słownika.

Drzwi mają wymiary równe dokładnie oryginalnemu wydaniu z roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego, co bez trudu potrafisz ocenić, jako wybitny znawca fińskich słowników (ta umiejętność jest naprawdę wielce przydatna, szkoda tylko, że nikt nie potrafi tego zrozumieć).

Otwierasz zminiaturyzowaną wersję swej szafy, tylko po to, by zakrztusić się stęchłym zapachem brudnych koszulek i spodni zalegających na dnie mebla już ładnych kilka tygodni. Jesteś w stanie wcisnąć do środka swoją rękę, co też natychmiast czynisz. Odnajdujesz pomniejszoną wersję swej komody i, przejeżdżając palcem po wypukłościach grzbietów, odnajdujesz właściwy egzemplarz słownika.

Gdy tylko wyciągasz maleńką książkę przez otwór, nic się nie dzieje. Absolutnie nic. Chwilę potem ciszę przerywa twój pojedynczy wrzask frustracji. Na okładce widnieje napis „zjedz mnie".

Jak oni mogą kazać ci zjeść twój ukochany słownik fińskiego?!

Dochodzisz do wniosku, że nienawidzisz Krainy Czarów.

Nie kryjąc rozpaczy, wrzucasz tomiszcze do gardła, a drzwi natychmiast powiększają się do normalnych rozmiarów. Drzwi, nie ty, a przynajmniej taką masz nadzieję. Nie tracąc czasu, szarpiesz za gałki i otwierasz szafę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro