Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

List z Hogwartu


Rudowłosa dziewczynka siedziała w swoim pokoju oddając się swojemu ulubionemu zajęciu, a mianowicie czytaniu. Lily Evans, bo tak nazywała się dwunastolatka była całkiem inna od swoich rówieśników. Nie przepadała za zabawą lalkami, czy samochodzikami. Wolała coś przeczytać w spokoju niż narażać się na wrzaski innych dzieci. Poza tym inni podopieczni z sierocińca nie za bardzo ją lubili. Było to związane z tym, że wokół dziewczyny działo się wiele dziwnych rzeczy. Kiedyś przypadkiem przefarbowała włosy nauczyciela na zielono kiedy ten zabrał jej książkę, którą akurat czytała. Nie została ukarana, ponieważ nikt nie był w stanie udowodnić jej winy. Jednak ona wiedziała, że to za jej sprawą włosy zmieniły kolor. Skąd? Po prostu to czuła.

Ostatnio dziewczyna cały swój wolny czas poświęcała na naukę. Od początku września Lily będzie uczęszczać do drugiej klasy gimnazjum. Od starszych uczniów dowiedziała się, że jest to jeden z trudniejszych etapów edukacji. W trakcie wakacji, co roku w sierocińcu odbywają się dodatkowe zajęcia dla szczególnie uzdolnionych uczniów, obecny temat zajęć znacznie wykraczał poza materiał dla dwunastolatków, jednak nawet teraz dla Lily to było zbyt proste. Evans tak naprawdę nie musiała się zbyt wiele uczyć, bo wiedzę przyswaja niezwykle szybko. Jednak chciała mieć pewność, że jej oceny nie obniżą się przez jej lenistwo. Była to zdecydowanie przesada, bo Lily nigdy się nie leniła, wręcz przeciwnie miała w nawyku pracować za dwóch, jednak rudowłosa była bardzo uparta. Jeśli chodzi o jej stopnie, to nigdy nie spadły poniżej oceny B. Nauczyciele bardzo ją chwalili, bo mieli za co. Nikt nigdy nie powiedział o dziewczynie ani jednego złego słowa. Wszyscy dorośli byli zaskoczeni, że ta urocza, zielonooka dziewczyna zawsze jest sama.

Ten dzień nie różnił się od innych. Lily siedziała przy biurku i rozwiązywałam zadania z trygonometrii kiedy usłyszała pukanie do drzwi. Nie odrywając wzroku od zadania zaprosiła gości do środka.

- Lily, ta Pani przyszła do Ciebie. - powiedziała opiekunka, Pani Stone. - Chce z Tobą porozmawiać.

- Dobrze, zaraz skończę i zajmę się Panią. - odparła beznamiętnie skrobiąc coś w zeszycie. Opiekunka sierocińca wyszła z pokoju zostawiając dziewczynę i obcą kobietę samą. - Dzień dobry. - przywitała jeszcze nieznaną sobie kobietę, a po chwili dodała. - Przepraszam, ale czy mogła by Pani chwilkę poczekać? - zapytała uprzejmie dalej nie odrywając wzroku od swoich notatek. - To zajmie tylko chwilę. Może Pani usiądzie, to ostatnie obliczenia.

- Dziękuję. - odparł spokojnym głosem i usiadła na łóżku, które zaskrzypiało. Kobieta zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Od jej ostatniej wizyty tutaj nic się nie zmieniło. Zaczęła przyglądać się dziewczynie, która z niezwykłym skupieniem poświęcała się swojemu zadaniu. Zaledwie pięć minut później rudowłosa uśmiechnęła się z triumfem i zamknęła notes, a następnie przeniosła wzrok na kobietę, która siedziała na metalowym łóżku. Była ubrana w elegancką, długą spódnicę i białą koszulę. Jej ciemne włosy były upięte w wysokiego koka, a na nosie spoczywały okulary z pod których patrzyły wprost na nią zielone tęczówki.

- Dziękuję, że Pani zaczekała. - odparła ze szczerym uśmiechem. - Co Panią do mnie sprowadza?

- Nazywam się Minerwa McGonagall i zostałam tu wysłana z prestiżowej szkoły z internatem, by poinformować panienkę, że została panna do niej przyjęta. - wytłumaczyła kobieta, po czym wyjęła z czarnej torebki pożółkłą kopertę z czerwoną pieczęcią i podała ją dziewczynie z tajemniczym uśmiechem. - Gratuluję.

Lily przyjrzała się dokładnie kopercie. Na pierwszej stronie znajdowały się jej bardzo dokładne dane.

Pani Lily Evans

Najmniejsza pokój

Sierociniec Wool' s

Londyn


Gdy odwróciła kopertę na drugą stronę, zauważyła czerwoną pieczęć, która była najprawdopodobniej ozdobiona herbem szkoły. Przedstawiała ona wielką literę H i cztery zwierzęta wokół niej. Drżącą dłonią złamała pieczęć i wyciągnęła z koperty pierwszy list. Już po przeczytaniu pierwszego zdania jej oczy otworzyły się ze zdumieniem.

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

Dyrektor Hogwartu: Albus Dumbledore

(Kawaler Orderu Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czarownik, Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejskiej)

Szanowna pani Lily Evans. Mam zaszczyt ogłosić, że zostałaś przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Prosimy o zapoznanie z załączonym listem, wszystkich niezbędnych książek i wyposażenia.


Z poważaniem,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora

Myśli eksplodowały w jej głowie. Nie była w stanie uwierzyć w to co właśnie przeczytała. Jakim cudem, przecież magia nie istnieje to tylko wyobrażenie autorów książek i powieści. A może właśnie śni i jest to jeden z tych pięknych snów kiedy ucieka z szarej rzeczywistości? Musiała się upewnić. Spojrzała na kobietę na przeciw niej, która jak zrozumiała z listu jest zastępczynią dyrektora.

- Ale...ale jak? - zapytała z trudem. W jej głowie dalej istniała myśl, że jest to jakiś nie śmieszny żart, jednak kobieta była zbyt poważna.

- Widzisz, w naszym świecie istnieje podział na czarodziei i czarownice oraz niemagiczne osoby. - zaczęła tłumaczyć. - W zależności od kraju różnie się ich nazywa u nas są to mugole. Kiedy rodzinie czarodziejów urodzi się dziecko jest ono czystej krwi, ale pod warunkiem, że oboje rodziców miało ten sam status krwi. Kiedy czarodziej wyjdzie za mąż za mugola i będą mieli magiczne dziecko, będzie ono półkrwi. W przypadku, gdy dwójce mugoli urodzi się potomek magiczny...

- To to jest możliwe? - spytała szczerze zdziwiona.

- Oczywiście. Ale wracając takie dziecko nazywamy mugolakiem. Rozumiesz?

- Tak. Więc to znaczy, że jestem mugolaczką, prawda? - zapytała dla pewności. Mina kobiety jakby posmutniała.

- Nie, jesteś półkrwi. Twój ojciec był czarodziejem z szanowanego rodu czystej krwi, twoja matka natomiast była mugolaczką. - wytłumaczyła.

- Zna ich Pani? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Znałam. - mina dziewczynki przybrała smutny wyraz. - Oboje uczęszczali do Hogwartu, byli w Gryffindorze. Byłam Opiekunką ich domu.

- Co to jest Gryffindor?

- Widzisz, w Hogwarcie oprócz podziału na lata istnieje podział na domy. Są cztery, Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Tiara przydziela Cię do tego domu, którego cechy w tobie przeważają. - odpowiedziała, a dziewczynka patrzyła na nią zafascynowana. - List z Hogwartu zazwyczaj dostarcza sowa w jedenaste urodziny czarodzieja, chyba że takowy czarodziej wychowywał się z mugolami. Wtedy zostaje wysłany opiekun ze szkoły.

- Proszę Pani, ale ja nie długo kończę dwanaście lat.

- Kiedy czarodziej urodzi się po 1 września zostaje zapisany na następny rok. - wytłumaczyła. - Naukę mogą zacząć dopiero jedenastoletni czarodzieje. W kopercie znajduję się jeszcze lista z potrzebnymi rzeczami.

Lily wyciągnęła z koperty jeszcze jeden tym razem większy pergamin, po czym zaczęła go czytać

Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie

UMUNDUROWANIE

1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)

2. Jedna zwykła spiczasta tiara dzienna (czarna)

3. Jedna para rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)

4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)

PODRĘCZNIKI

1. Standardowa księga zaklęć (1 stopień) - Miranda Goshawk

2. Dzieje magii - Bathilda Bagshot

3. Teoria magii - Adalbert Waffling

4. Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) - Emerik Switch

5. Tysiąc magicznych ziół i grzybów - Phyllida Spore

6. Magiczne wzory i napoje - Arsenius Jiggera

7. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć - Newton Scamander

8. Ciemne moce: Poradnik samoobrony - Quentin Trimble

POZOSTAŁE WYPOSAŻENIE

1 różdżka

1 cynowy kociołek rozmiar 2

1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek

1 teleskop

1 miedziana waga z odważnikami

Uczniowie mogą również posiadać sowę, kota lub ropuchę.

RODZICOM PRZYPOMINAMY, ŻE NA PIERWSZYM ROKU

NIEDOZWOLONA JEST WŁASNA MIOTŁA


Z poważaniem,
Lucinda Thomsonicle-Pocus

- Skąd ja to wszystko wezmę? - spytała zmartwiona.

- Wszystko kupimy dzisiaj w Londynie, po to właśnie tu jestem. - odparła kobieta. - Zabierz ze sobą tylko listę nic więcej nie będzie nam potrzebne. - powiedziała i wstała z wcześniej zajmowanego miejsca.

- Ale proszę Pani...

- Wolę, jak będziesz się do mnie zwracać Pani profesor. - wtrąciła z dobrodusznym uśmiechem.

- Dobrze... Pani profesor. - odparła Lily. - Chciałam zapytać, jak za to wszystko zapłacę?

- W banku znajduje się Wasza rodowa krypta. - powiedziała Minerwa i ugryzła się w język.

- Wasza? W jakim sensie nasza? - dopytywała dziewczynka.

- Nie ważne zwykłe przejęzyczenie. - powiedziała, jednak to nie przekonywało dziewczyny.

Chwilę później opuściły budynek sierocińca, powiadamiając wcześniej opiekunkę o późnym powrocie, a następnie ruszyły w stronę szczeliny między budynkami.

- Nie chcę tułać się po Londynie, więc się aportujemy. - wyjaśniła krótko na nieme pytanie dziewczyny. - Od razu uprzedzam, że nie jest to do końca przyjemne, ale przynajmniej za chwilę będziemy na miejscu. A teraz złap mnie za rękę. - Lily posłuchała polecenia nauczycielki i chwyciła ją za rękę. Po chwili poczuła niemiłe uczucie w żołądku, czuła się jakby ktoś próbował przecisnąć ją przez cienką rurkę. Na szczęście niemiłe uczucie szybko minęło. Otworzyła oczy, które nie wiadomo kiedy zamknęła i zauważyła, że są w całkiem innej części Londynu. - Chodźmy, nie ma co tracić czasu.

Lily szła zaraz obok nauczycielki. Pierwszy raz była tak daleko od sierocińca, nie miała w planach się zgubić. Zatrzymały się przed opuszczonym budynkiem, przynajmniej na taki wyglądał. Na złuszczonym szyldzie zaczęły pojawiać się napisy.

- To jest Dziurawy Kocioł. - wyjaśniła kobieta. - Mugole go nie widzą. Chodź.

Weszły do środka obskurnego pabu. Za barem stał bezzębny barman, którego spojrzenie od razu padło na wchodzących klientów.

- Ach profesor McGonagall, jak miło mi Panią widzieć. - przywitał ją mężczyzna.

- Witaj Tom. Wybacz, że nie zostanę na długo, ale muszę zrobić zakupy z nową uczennicą. - spojrzenie barmana padło na małą osóbkę za nauczycielką.

- Dzień dobry. - przywitała się uprzejmie, jednak Tom nie był w stanie nic powiedzieć. Wyglądał jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie pełnego porażenia ciała.

- Wybacz, ale musimy iść już na zakupy. Lily pożegnaj się ładnie. - powiedziała kobieta, ciągnąc rudowłosą za sobą.

- Do widzenia, miło było pana poznać.

Lily i profesor McGonagall ruszyły na tyły pabu, znalazły się przed dużą ceglaną ścianą. Minerwa wyjęła swoją różdżkę i uderzyła jej końcem we właściwe cegiełki. Po chwili mur rozstąpił się ukazując widok na zatłoczoną ulicę.

- To Lily jest Ulica Pokątna. - powiedziała ze szczerym uśmiechem McGonagall. Właśnie w tym momencie rudowłosa uwierzyła w magię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro