Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gryfoni przeciw Krukonom

Krukoni zagrali ze Ślizgonami w tydzień po rozpoczęciu semestru. Ślizgoni zwyciężyli, choć nieznaczną liczbą punktów. Wood uznał to za dobrą okoliczność dla Gryfonów, bo jeśli wygrają z Krukonami, zajmą drugie miejsce w tabeli.

Dlatego liczba treningów gwałtownie wzrosła, z trzech do pięciu tygodniowo. Niestety nie działało to na korzyść Lily. Evans miała nie mały problem z pojawianiem się na wszystkich zajęciach i treningach. Z tego właśnie powodu trenowała sama, jednak bez takich rewelacji, jak z resztą drużyny. Starała się wykorzystać każdą wolną chwilę na ćwiczenia, ale nie było to proste. W końcu oprócz normalnych, lekcji i treningów, musiała jeszcze odrabiać pracę domowe oraz uczyć się na testy. Pogodzenie tego wszystkiego ze sobą było nie lada wyzwaniem.

Na szczęście nie musiała już chodzić na szlabany u profesora Lupina, co prawda były one całkiem znośne, jednak obecnie każda godzina jest dla niej na wagę złota, dlatego teraz nie mogła sobie pozowolić na żadne wpadki. Z bólem serca musiała odpuścić odwiedzanie Łapy i wspólną naukę z przyjaciółmi w bibliotece, starała się robić wszystko jak najszybciej, ale tak by poziom jej prac nie spadł. Najwyraźniej jej się udało, bo po tygodniu, żaden nauczyciel nic niezauważył.

Lily martwiła się też o swojego brata. Harry był ciągle przygnębiony, pewnie chodziło o jego Błyskawicę, ale nie była tego do końca pewna. Nie rozmawiała z nim zbyt dużo w ostatnim czasie. Czasem się przywitała, ale nie miała okazji z nim na spokojnie porozmawiać. Chociaż bardzo chciała. Planowała poruszyć z nim temat jego dodatkowych zajęć u profesora Lupina. Ciekawiło ją jak mu idzie. Z tego co pamiętała było to bardzo zaawansowane zaklęcie, więc uczeń trzeciej klasy nie powinnien dać sobie z nim rady, ale w przypadku Harry'ego wszystko jest możliwe.

Kiedy Lily wracała w czwartek z Zaklęć trafiła na korytarzu na profesor McGonagall, która w dłoni trzymała miotłę Harry'ego. Na twarzy miała delikatny uśmiech co mogło jedynie oznaczać, że z Błyskawicą jest wszystko w porządku i jeszcze dzisiaj Gryfon ją odzyska.

- Dzień dobry, pani profesor. - przywitała się z uśmiechem, w rękach ściskała kilka opasłych tomiszczy, które dostała od profesora Flitwicka do przeczytania na następne zajęcia.

McGonagall lekko się wzdrygnęła, po czym spojrzała na pierwszoklasistkę z zaskoczeniem, ale i zadowoleniem.

- Witaj, Lily. - powiedziała. - Dobrze, że cię spotkałam. Nie wiesz przypadkiem gdzie jest Pan Potter? Byłam w pokoju wspólnym, jednak nikt go tam nie widział od obiadu. - wyjaśniła. Evans spojrzała na swój zegarek i stwierdziła, że niedługo zacznie się kolacja. Zmarszczyła brwi zdziwiona, ale po chwili przyszło zrozumienie.

- Harry zaraz powinien gdzieś tu być. - odparła, po czym rozejrzała się po korytarzu. Drzwi sali obrony przed czarną magią otworzyły się, a z klasy wyszedł poszukiwany Gryfon. - Już jest.

Nauczycielka transmutacji patrzyła na rudowłosą ze zdumieniem, jednak już chwilę później otrząsnęła się i spojrzała na swojego krnąbnego ucznia.

- Och, cześć Lily! - zawołał zielonooki widząc swoją siostrę, zaczął biec w jej stronę, ale zaraz potem dostrzegł też opiekunkę swojego domu, dlatego zwolnił. Kiedy stał już koło dziewczynki grzecznie przywitał się z nauczycielką. - Dzień dobry, pani profesor. Czy coś się stało? Lily ma jakieś problemy? - zapytał zaniepokojony.

- Nie, panna Evans nie ma żadnych problemów. - odparła lekko zaskoczona dziwnym zachowaniem swoich podopiecznych. - Szukałam Pana, Panie Potter. - pokazała chłopakowi jego miotłę, a widząc jak jego oczy zaświeciły się z radości, zaczęła tłumaczyć. - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, i wygląda na to, że twoja miotła jest w porządku... Musisz mieć bardzo dobrego przyjaciela, Potter...

Harry patrzył z niedowierzaniem na Błyskawicę, która wyglądała tak wspaniałe jak zawsze. Lily spoglądała na niego z rozbawieniem, przypomniała sobie, jak zareagował, gdy ona także dostała tą wspaniałą miotłę. A reakcja Wood'a? Gdy Oliver dowiedział się, że będzie mieć dwie Błyskawice w drużynie, skakał z radości i podniecenia. Jednak kto by tak niezareagował? Błyskawica jest najlepszą miotłą jaką dotąd wyprodukowano, aż nie dziw, że Wood tak męczył McGonagall pytaniami o nią. W końcu taka miotła w rękach szukającego może zdziałać cuda. I nauczycielka musiała dobrze o tym wiedzieć, uśmiech na jej twarzy tylko to potwierdzał.

- I dostanę ją z powrotem? - wyjąkał. - Poważnie?

- Poważnie. - odpowiedziała McGonagall I uśmiechnęła się całkiem szczerze do swoich podopiecznych. - Chyba powinieneś się oswoić się z nią przed sobotnim meczem, co? I...Potter, Evans, postarajcie się wygrać, dobrze? To byłby już ósmy rok z rzędu bez pucharu dla Gryfonów, o czym profesor Snape był łaskaw przypomnieć mi wczoraj wieczorem.

- Oczywiście, pani profesor. - odparli zgodnie. Harry wziął miotłę i ruszył schodami na górę. Lily patrzyła za nim z uśmiechem.

- Prawie bym zapomniała! - zawołała nauczycielka, czym zwróciła na siebie uwagę Gryfonki. - Rozmawiałam dziasiaj z profesorem Snape'em. Wiem, że nie miałaś okazji ostatnio ćwiczyć z resztą drużyny, dlatego poprosiłam profesora, aby zwolnił cię z jutrzejszych zajęć. Zgodził się na to, pod warunkiem, że oprócz zadanej przez niego pracy domowej, przerobisz zaplanowany na jutro temat i napiszesz z niego esej na poniedziałek. Mam nadzieję, że to nie problem?

- Oczywiście, że nie pani profesor. - powiedziała zadowolona. - To wspaniale!

Po chwili pożegnała się z nauczycielką i udała się w stronę pokoju wspólnego. Przeszła przez portret i znalazła się w zatłoczonym pomieszczeniu, uczniowie rozmawiali między sobą z podnieceniem, wielu nawet obstawiała wyniki nadchodzącego meczu. Gdzieś w tłumie Lily udało się dostrzec szeroko uśmiechniętego Olivera. Evans zaczęła szukać Harry'ego. Znalazła go gdzieś w kącie, siedzącego w towarzystwie zaczytanej Hermiony. Rozmawiali o czymś zciszonymi głosami, miała już iść w ich stronę, kiedy ze schodów wiodących do sypialni chłopców dobiegł zduszony okrzyk. W pokoju wspólnym zrobiło się cicho, wszyscy zamarli, wpatrując się w wejście na klatkę schodową. Usłyszeli pospieszne kroki, coraz głośniejsze i głośniejsze, i po chwili pojawił się Ron, wlokąc za sobą prześcieradło.

- Patrz! - rypnął, podchodząc do stolika Hermiony. - Patrz! - podsunął jej prześcieradło pod nos.

- Ron, co to...?

- Parszywek! Patrz! Parszywek!

Hermiona cofnęła się gwałtownie z przerażoną minął. Lily zaniepokojona podeszła do nich, a im bliżej nich była tym wyraźniej mogła zobaczyć czerwone plamy na pościeli, przypominające...

- Krew! - krzyknął Ron w głuchej ciszy. - A jego nie ma! I wiesz co znalazłem na podłodze!?

- N-nie. - wyjąkała Hermiona.

Gryfon rzucił coś na pergamin leżący przed Hermioną. Oboje, Harry i Hermiona pochylili się, żeby to zobaczyć, Lily która stała tuż obok nich wyciągnęła głośniej powietrze rozpoznając właściciela długich, brązowożółtych włosów. Nie ulegało wątpliwości, że są to włosy kota. Krzywołapa.

Lily szczerze współczuła Harry'emu, nie Ronowi, czy Hermionie, ale właśnie swojemu bratu. Wyglądało na to, że przyjaźń tej dwójki skonczyła się bezpowrotnie, a Harry niechcąc opowiadać się po niczyjej stronie, został sam. Jednak to wcale nie znaczy, że nie próbował ich pogodzić. Próbował, ale z marnym skutkiem.

Najpierw chciał udobruchać Rona, przyznając mu rację i tłumacząc mu, że Krzywołap to kot, który żywi się gryzoniami, więc to naturalne, że polował na Paryszwka i że to przecież nie jest wina Hermiony. Wtedy rudzielec cały czerwony na twarzy, wściekły na niego wykrzyczał, że trzyma stronę dziewczyny i jeszcze próbuje usprawiedliwić zamordowanie Parszywka. Później rozmawiał z Hermioną, próbując wbić jej do głowy iż wszystkie poszlaki wskazują na to, że Krzywołap zjadł szczura Rona, wtedy i ona się na niego obraziła twierdząc, że trzyma stronę Gryfona.

W piątek, Evans po raz pierwszy od kilku dni rozmówiła się ze swoimi przyjaciółmi. Skorzystała z okazji, że Harry miał jeszcze lekcje i wymknęła się razem z Dennisem, Benem i Astorią do ICH tajnego przejścia. Od legendarnej kłótni Złotej Trójcy, Harry trzyma się tylko z Lily, Ron zaczął spędzać czas z Dean'em i Seamus'em, a Hermiona została sama ze swoimi książkami. Wszystko wskazywało na to, że to koniec Drużyny Marzeń. Lily starała się pocieszyć chłopaka, w końcu wiedziała najlepiej ze wszystkich, że jego cała ta sytuacja boli o wiele bardziej niż samych zainteresowanych. Wtedy jej brat postanowił nie opuszczać Evans ani na krok, więc od dzisiejszego poranka wszędzie za nią chodził. Na każdej przerwie znajdował ją i pomagał jej nosić książki. Na długiej przerwie poszedł z nią nawet do biblioteki i grzecznie czekał aż załatwi swoje sprawy, musiało być z nim naprawdę źle, jeśli znosił to wszystko z takim spokojem. Chciał nawet opuścić zajęcia, ale ma to nie mogła pozwolić.

Kiedy przejście się za nimi zamknęło Gryfonka odetchnęła z ulgą, mając pewność, że jeszcze przez następne kilka minut będzie miała spokój. Jej przyjaciele patrzyli na nią ze zdziwieniem i zaciekawieniem.

- Co ci się stało, że jesteś taka nerwowa? - zapytała zaniepokojona Astoria.

- Harry pokłócił się z Ronem i Hermioną. - odparła. - Teraz spędza czas wyłącznie ze mną. Nie widujemy się tylko na lekcjach.

- Dlatego od wczoraj cię nie widzieliśmy! - zawołał ze zrozumieniem Ben, co Lily szybko potwierdziła.

- A reszta tygodnia? - spytał podejrzliwie Dennis.

- Treningi. - powiedziała. - Jutro jest mecz z Krukonami.

- To wiele wyjaśnia. - stwierdziła Śizgonka. - Mamy was na razie unikać? - zapytała, po czym zaczęła tłumaczyć jej punkt widzenia, widząc niezrozumienie na twarzy Gryfonów. - Lily musi być teraz wsparciem dla Harry'ego, w końcu jest jego siostrą. Wnioskując po tym, że ciągle za nią łazi jest załamany tą kłótnią, poza tym nie ma na nią więszego wpływu, więc zostaje sam, póki ta dwójka się nie pogodzi. Nie lubi być sam, dlatego chce spędzić z Lily jak najwięcej czasu. Przez nas będzie czuł się niezręcznie i pomyśli, że Lily nie chce się z nim zadawać i że woli swoich przyjaciół. Poza tym, w naszym towarzystwie może sobie przypominać o stracie Rona i Hermiony, przez to jeszcze bardziej się załamie. - kiedy skończyła z rozbawieniem patrzyła na rozdziawione buzie Bena i Dennisa.

- I ty to wywnioskowałaś ze słów Lily? - zapytał wstrząśnięty Ben. - Jesteś niesamowita!

- Och, przesadzasz. - odparła lekko się rumieniąc. Po chwili jednak zwróciła się do rudowłosej. - Więc jak?

- Myślę, że to dobry pomysł. Jak na razie nie będziemy się widywać w wolnym czasie. Ale żeby nie było, na lekcjach i na posiłkach dalej siedzimy razem. - zastrzegła.

- Jasne. - odparli zgodnie. Opuścili tajne przejście i ruszyli w stronę Wielkiej Sali na posiłek.

Po obiedzie Lily razem z Harry'm i resztą drużyny udali się na ostatni trening przed meczem quidditcha. Właśnie teraz okaże się jak skuteczne były codzienne ćwiczenia Evans. Lily obawiała się, że może jej nie pójść najlepiej, bała się, że nie uda jej się dobrze zgrać z Angeliną i Alicją. Jest ściagającą, musi zgrać się z pozostałymi, bo inaczej nie wyjdzie jej żadna akcja. Fred i George szybko zobaczyli jej zdenerwowanie i zgodnie uznali, że tak nie może być. Niczego niespodziewająca się Lily szła prosto przed siebie, aż poczuła na swoich ramionach uścisk dłoni, zanim zdążyła choćby krzyknąć została pociągnięta do góry i posadzona na ramionach bliźniaków.

- Chłopaki postawcie mnie na dół! - zawołała lekko rozbawiona.

- Nie ma mowy...

- W żadnym wypadku...

- Chyba, że się przestaniesz zadręczać... - zaczął George.

- ...wtedy przemyślimy twoją prośbę. - dokończył Fred, łapiąc za miotłę dziewczyny. Harry szedł obok nich i uśmiechał się zadowolony, widząc, że jego siostra czuje się już lepiej. Po kilku minutach dotarli na stadion, gdzie już czekała na nich Pani Hooch.

Nauczycielka patrzyła na drużynę lekko rozbawiona, jednak szybko przywołała się do pożądku przypomijąc sobie po co tu jest. Nie mogła sobie pozwolić na utratę koncentracji, bo od tego może zależeć życie jej uczniów. Jednak trudno było jej zachować powagę kiedy widziała, jak dwójka rudych bliźniaków niesie na ramionach rozchichotaną pierwszoroczną.

- Dzień dobry, pani Hooch! - przywitali się zgodnie Gryfoni.

- Witam, drużynę! - odkrzyknęła. - Chłopcy, - zwróciła się do Weasley'ów. - połóżcie Lily na ziemi.

Kiedy Evans stała już stabilnie na twardej powierzchni boiska uśmiechnęła się z wdzięcznością do bliźniaków i nauczycielki.

- No, no. - zaczęła patrząc na miotły w dłoni rodzeństwa Potter'ów. - Dwie Błyskawice! I to jeszcze w jednej drużynie. Wygląda na to, że w końcu uda wam się wygrać puchar.

- Też tak uważam, pani profesor. - stwierdził Wood patrząc z dumą na swoją drużynę. - No dobrze, idziemy.

Gryfoni skupili się wokół Olivera, aby wysłuchać ostatnich instrukcji przed jutrzejszym meczem.

- Harry, właśnie się dowiedziałem, kto zagra u Krukonów na pozycji szukającego. Cho Chang. To dziewczyna z czwartej klasy I jest naprawdę dobra... Miałem nadzieję, że jej nie wystawią, bo miała jakieś kontuzję, ale niestety... - zrobił ponurą minę, wyrażającą, co myśli o tak szybkim powrocie Cho Chang do zdrowia. - Z drugiej strony, ona ma Kometę Dwa Sześćdziesiąt, która przy Błyskawicy będzie wyglądać dość śmiesznie. - spojrzała z uwielbieniem na miotłę Harry'ego i oznajmił: - Okej, startujemy!

Lily wsiadła na miotłę i poleciała za Angeliną i Alicją. Dziewczyny poprowadziły ją w odosobnioną część boiska, żeby w spokoju mogły zająć się ćwiczeniami. Gryfonki chciały wyjaśnić Evans kilka zwrotów i zagrań, na które wpadły podczas ostanich treningów, a których nie miały okazji wypróbować przez nieobecność zielonookiej. W spokoju zaczęła testować różne manewry, aż Harry nie przeleciał obok Alicji i o mały włos nie zrzucił jej z miotły. Chłopak był w swoim żywiole. Kiedy Wood wypuścił znicz dziewczyny na chwilę zaprzestały gry i przyglądały się poczynanią Harry'ego. Po dziesięciu sekundach od wypuszczenia znicza, złota piłeczka spoczywała w dłoni szukającego.

Drużyna zawyła z zachwytu. Harry wypuścił znicza, odczekał minutę, po czym wykonał iście diabelski taniec w powietrzu, lawirując między resztą zawodników, aż dostrzegł złoty błysk obok kolana Evans, wówczas zrobił wokół niej zgrabną pętlę i ponownie złapał skrzydlatą piłęczkę.

Był to naprawdę wspaniały trening. Cała drużyna, natchninona dzięki Błyskawicą, wykonywała bezbłędnie najtrudniejsze manewry, a kiedy w końcu wylądowali na boisku, Wood nie miał czego krytykować, co - jak zauważył George Weasley - zdarzyło mu się po raz pierwszy.

- Nie wyobrażam sobie, co mogłoby nas jutro powstrzymać. - powiedział Oliver z szerokim uśmiechem pełnym satysfakcji i zadowolenia. - Chyba, że... Harry, masz już jakiś sposób na tych dementorów, co?

- No jasne. - odpowiedział Potter, a Lily z zadowoleniem spojrzała na niego uśmiechając się pocieszająco. Chłopak odwzajemnił uśmiech obejmując siostrę ramieniem.

- Dementorzy już się nie pojawią, Dumbledore by się wściekł. - oświadczył stanowczo Fred, patrząc z lekkim zaciekawieniem na dwójkę najmłodszych Gryfonów.

- Miejmy nadzieję. - rzekł Wood. - W każdym razie... to była dobra robota. Dziękuję wszystkim. Wracajcie do wierzy, jutro trzeba wcześnie wstać. Lily, mogę zamienić z tobą słówko? - zapytał.

- Pewnie. - odparła, po czym odsunęła się od brata i razem z Wood'em udali się w stronę trybun. Pani Hooch przysnęła na ławce, jednak oni nie przejęli się tym zbytnio.

- Lily, na dzisiejszym treningu poszło ci znakomicie, jesteś świetną ścigającą, jednak mimo wszystko chcę cię o coś prosić. - Evans czuła jak jej serce bije coraz szybciej z przerażenia, czyżby Oliver chciał ją wyrzucić z drużyny?

- O co chodzi? - zapytała zaniepokojona.

- To będzie twój pierwszy mecz z Krukonami. - zaczął, a ona lekko się uspokoiła. - Mają bardzo dobrą drużynę, a tym bardziej ścigających, są starsi od ciebie i chce żebyś uważała na nich, a tym bardziej na kapitana, Rogera Davies'a. Nie wahaj się, jeśli będziesz miała okazję strzelaj, ale uwarzaj na nich. Obawiam się, że będą chcieli się ciebie pozbyć.

- C-co? - wyjąkała zdziwiona.

- Jesteś naprawdę świetną ścigającą, na dodatek masz Błyskawicę, jesteś graczem z którym należy się liczyć. - wyjaśnił Wood z uśmiechem, który zdecydowanie nie pasował do tej sytuacji. - Jednak nadal jesteś młodsza od nas, powinno być ci o wiele ciężej się przystosować do reszty, a jest całkiem inaczej. Krukoni także chcą za wszelką cenę wygrać, nie będą faulować, ale mogą posunąć się do podstępu, aby wygryźć cię z gry. Jesteś niebezpiecznym przeciwnikiem, i oni o tym wiedzą.

Następnego ranka, Lily i Harry wspólnie zeszli na śniadanie w dłoniach dzierżąc swoje miotły. Kiedy weszli do Wielkiej Sali, wszystkie głowy zwróciły się w ich kierunku, a po chwili wybuchł gwar podnieconych głosów. Harry bardzo się ucieszył na widok min Ślizgonów: wyglądali, jakby ich piorun trzasnął. Jednak nikogo nie dziwiła ich reakcja, jedna Błyskawica w drużynie to i tak dużo, ale dwie, przy czym jedna w rękach najlepszego od lat szukającego w Hogwarcie to już przesada.

Rodzeństwo Potter'ów usiadł na swoich standardowych miejscach chcąc w spokoju zacząć śniadanie, niestety nie było im to dane. Niedługo potem stół Gryfonów został otoczony przez Krukonów i Puchonów, którzy chcieli się przekonać czy to prawdziwe Błyskawice, wielu ciągle nie mogło uwierzyć w to co zobaczyło, podczas meczu z Puchonami. Myśl, że nową ścigającą drużyny Gryffindoru była pierwszoroczna, na dodatek tak genialna, był nie do pomyślenia. No i nie można zapomnieć o tym, że latała na najlepszej miotle na świecie. Co oznaczało tylko jedno. Krukoni mogli już szykować się na przegraną.

Do stołu Gryfonów podszedł Cedric Diggory, brat Bena, pogratulował im wspaniałego sprzętu i życzył powodzenia, a Penelopa Clearwater z Ravenclawu, dziewczyna Percy'ego, zapytała nieśmiało czy może potrzymać Błyskawicę.

- No, no, Penny, tylko bez żadnych sztuczek! - zawołał Percy, kiedy dziewczyna oglądała miotły. - Penelopa i ja założyliśmy się. - wyjaśnił. - Dziesięć galeonów o wynik meczu!

Penelopa odłożyła miotłę Harry'ego, podziękował dwójce Gryfonów i wróciła do stołu Krukonów.

- Harry, Lily... tylko nie nawalcie. - powiedział Percy natarczywym szeptem. - Ja nie mam dziesięciu galeonów. Tak, już idę, Pensiku! - i pobiegł za dziewczyną, natomiast rodzeństwo spojrzało po sobie lekko zaskoczone, po czym roześmiali się zgodnie.

- Jesteś pewien, że potrafisz kierować tą miotłą, co, Potter? - dobry humor chłopaka pękł, jak bańka mydlana. Lily obróciła się w stronę źródła denerwującego głosu, zmarszczyła brwi widząc nieznanego jej blondyna i dwóch osiłków stojących obok niego.

- Tak mi się wydaje. - odrzekł Harry, zdawkowym tonem.

- Ma kupę bajerów, no nie? - powiedział Ślizgon, a w jego oczach migotały złośliwe błyski. - Szkoda tylko, że nie ma spadochronu... na wypadek, gdybyś zobaczył dementora.

Goryle stojący po jego bokach zachichotali.

- Szkoda, że nie możesz sobie doprawić dodatkowej ręki, Malfoy. - odparł Gryfon, a Lily słysząc nazwisko blondyna przypomniała sobie skąd go kojarzyła. Draco Malfoy był szukającym w drużynie Slytherin'u o wiele gorszym od Harry'ego. Dostał się do drużyny dzięki ojcu, który wyposażył Ślizgonów w nowe miotły. To on uległ wypadkowi na początku roku i to przez niego Gryfoni grali z Puchonami, a nie z Ślizgonami. - Żeby złapała za ciebie znicza.

Gryfoni wybuchli śmiechem, a Malfoy zmrużył blade oczy i planował odejść, jednak w zasięgu jego wzroku znalazła się niepozorna osóbka siedząca zaraz obok Złotego Chłopca, mało tego obok niej leżał druga Błyskawica.

- A ty to kto? - zapytał z grymasem niezadowolenia na twarzy. Lily lekko się spięła czując na sobie przeszywające spojrzenie blondyna. - O, czyżby kolejna szlama?

- Odszczekaj to Malfoy! - krzyknął Harry wstając z miejsca. Gdyby Evans go nie zatrzymała prawdopodobnie doszłoby do rozlewu krwi.

- Harry, nie warto. - powiedziała, ciągnąc go za rękaw. - Zaraz mecz. Chyba nie chcesz zostać zawieszony, zaraz przed meczem?

- Posłuchaj jej Potty. - dodał rozbawiony Ślizgon. - Ta szlama dobrze gada.

- Jak śmiesz tak do niej mówić, ty tleniony idioto!? - krzyknęła Astoria siedząca do tej pory spokojnie przy stole Slytherin'u. Część uczniów, ale również nauczycieli zwróciło uwagę na scenę rozgrywającą się na środku Wielkiej Sali. - Nawet nie dorastasz jej do pięt!

- Astoria ma rację! - zawołał Dennis wstając z miejsca razem z Benem, szybko ruszyli w stronę przyjaciółki. - Jesteś o wiele gorszy od niej! Nigdy nie będziesz tak dobry, jak ona!

- Nie ważne, jak bardzo byś próbował, zawsze, ale to zawsze będziesz gorszy od Lily! - wykrzyczał mu prosto w twarz Ben. Malfoy nie wiedział co powinien zrobić, został otoczony przez obrońców rudowłosej. Jedynym rozsądnym wyjściem było wycofanie się i tak też zrobił, jednak został zatrzymany przez słowa Złotego Chłopca.

- I dla twojej wiadomości, Malfoy. - nazwisko Ślizgona powiedział z obrzydzeniem. - Lily nie jest mugolaczką. Na twoim miejscu uważałbym co i do kogo mówię. Nie wiesz kiedy możesz się pomylić i przegrać.

Za kwadrans jedenasta drużyna Gryfonów powędrowała do szatni. Pogoda była zupełnie inna niż w dniu meczu z Puchonami. Był bezchmurny, zimny dzień, wiał lekki wietrzyk - widoczność znakomita, więc Lily, choć bardzo zdenerwowana, zaczęła odczuwać owe jedyne w swoim rodzaju podniecenie, jakie daje mecz quidditcha. Z trybun dochodził już gwar gromadzących się widzów. Lily zdjęła czarną szkolną szatę, wyjęła z kieszeni różdżkę i położyła ją w bezpiecznym miejscu.

- Wiecie, co musimy zrobić. - powiedział Wood, kiedy byli gotowi do wyjścia. - Jeżeli przegramy ten mecz, możemy pożegnać się z pucharem. Po prostu... po prostu latajcie tak, jak na wczorajszym treningu, a wszystko będzie dobrze!

Wyszli na stadion, witani gromkimi brawami i okrzykami. Drużyna Krukonów, ubrana w niebieskie stroje, stała już na środku boiska. Lily dość szybko dostrzegła kapitana ich drużyny. Wood ostrzegał ją przed nim i teraz Evans rozumiała dlaczego. Davis był od niej wyższy o przynajmniej dwie głowy, podobnie, jak reszta chłopców z drużyny, działało to jednocześnie na jej korzyść, ale i przeszkadzało. Na pewno trudniej będzie ją złapać i trafić, jednak przy jednym takim trafieniu mogłaby odpaść z gry. Kiedy obie drużyny stanęły naprzeciwko siebie, Lily poczuła na sobie wzrok wszystkich członków drużyny Krukonów. Patrzyli na nią z ciekawością, ale i... rozbawieniem. Rudowłosa widząc to nieźle się wkurzyła, ale za nic nie pozwoli, żeby przeciwnicy to zobaczyli. Postanowili ją zlekceważyć, to ona pokaże im, że to był ich największy błąd.

- Wood, Davies, podajcie sobie ręce. - powiedziała dziarsko pani Hooch i Oliver uścisnął dłoń kapitanowi Krukonów. - Dosiąść mioteł... i na mój gwizdek... trzy... dwa... jeden...

Lily odepchnęła się mocno stopami od ziemi i wzbiła się w powietrze łapiąc kafla przed ścigającymi z Ravenclaw'u. Poleciała prosto w stronę ich bramek, ale za nim doleciała choćby do połowy przekazała piłkę Alicji. Dzisiaj postanowiły wykorzystać całkiem inną taktykę niż w poprzednim meczu. Dziewczyny postawiły na element zaskoczenia. Podczas ostatniego meczu, przez słabą widoczność ludzie nie byli w stanie określić umiejętności Lily, ponieważ Lee Jordan, komentator, nie mógł skomentować wszystkiego. Było to dla nich bardzo korzystne, bo Evans stała się ich ostateczną bronią. Teraz miała być o wiele bardziej wycofana, miała podawać, a nie atakować. Na pewno było to też bezpieczniejsze dla niej. Korzystając z tego, że nie ma nic obecnie do zrobienia zaczęła słuchać słów Lee.

- Wielkie podniecenie budzą we wszystkich dwie Błyskawice, których w tym meczu dosiadają Harry Potter i Lily Evans z Gryffindor'u. Młoda Gryfonka jest nowym nabytkiem w drużynie. To już drugi przypadek kiedy to pierwszoroczny gracz jest członkiem drużyny quidditcha i to w przeciągu kilku lat! Lily Evans została wybrana na nową ścigającą na początku tego roku, podczas ostatniego meczu Gryfonów osobiście wbiła parę bramek. Dziewczyna ma ogromny talent, a sam fakt, że dosiada Błyskawicy, która według poradnika "Jak wybrać miotłę" będzie modelem, na którym wystartują drużyny narodowe w tegorocznych mistrzostwach świata czyni ją...

- Jordan, czy mógłbyś zająć się tym, co dzieję się na boisku? - przerwał mu głos profesor McGonagall. Lily uśmiechnęła się rozbawiona i wróciła do gry. Widząc, że Angelina nie ma drogi ucieczki poleciała w jej stronę.

- Tak jest, pani profesor... ja tylko podaję kilka dodatkowych informacji. Nawiasem mówiąc, Błyskawica ma wbudowany samoczynny hamulec i...

- Jordan!

- Okej, okej, Gryfoni przy piłce, Lily Evans leci, by zająć pozycję do strzału..., ale nie wraca i podaje kafla Alicji Spinnet, która to bezbłędnie wymija Stretton'a, przymierza się do strzału i...

Kibice Gryfonów wrzasnęli z uciechy kiedy to Alicja zdobyła pierwszego w tym meczu gola. Akcja zagożała na nowo, a Krukoni grali coraz agresywniej. Lily o mało nie spadła z miotły, przez tłuczka odbitego przez jednego z pałkarzy Krukonów. W trakcie gry starała się za wszelką cenę unikać Davis'a, jednak nie mogła tego robić wiecznie. Kiedy mieli już piedzięsiąt punktów na koncie, Lily postanowiła zaszarżować. Bez problemu wyminęła tłuczki i innych graczy, póki nie stanęła twarzą w twarz z kapitanem Krukonów, ledwo udało jej się go wyminąć. Korzystając z czystego pola i braku bramkarza strzeliła, no i naturalnie. trafiła. Po kilku akcjach z jej wykonaniem pałkarze zaczęli skupiać na niej coraz większą uwagę rozumiejąc, że to ona rozgrywa większość akcji.

- Osiemdziesiąt do zera dla Gryfonów! Ach, popatrzcie na lot Błyskawicy! Teraz Potter pokazuje, co potrafi ta miotła! A Evans!? Niesamowite zwroty i wspaniałe akcję w wykonaniu nowej ścigającej! Niesamowita równowaga Błyskawicy, ta precyzja lotu...

- Jordan! Producent Błyskawic zapłacił ci za reklamę!? Komentuj mecz!

Krukoni zaczęli odrabiać stratę. Zdobyli już trzy gole, zmniejszając przewagę Gryfonów do pięćdziesięciu punktów. Lily zaczęła się rozglądać po boisku starając się wychwycić Harry'ego. Jeśli teraz Chang złapie znicz Krukoni wygrają. Zobaczyło go, jak pędzi w stronę bramek Gryffindor'u, Cho pojawiła się przed nim i zablokowała mu drogę. Gdzieś w tle usłyszała krzyki Wood'a, a po chwili zobaczyła trzech zakapturzonych dementorów. Wdrygnęła się lekko, jednak co ciekawe nie poczuła żadnego chłodu, nic, jak by ich tu nie było. Za nim zdążyła przeanalizować tą sytuację do końca zobaczyła, jak coś srebrnego pomknęło w ich stronę. A po chwili rozległ się krzyk ucieszony kibiców i gwizdek oznajmiający koniec meczu. Harry złapał znicz.

- To mój chłopak! - wrzeszczał Wood. Lily poleciała do nich i z uśmiechem patrzyła, jak jej brat zostaje obcałowany przez Alicję i Angelinę. Kiedy dziewczyny się od niego odsunęły, Evans z uśmiechem przytuliła się do brata, po czym wyszetała mu do ucha.

- Gratulację.

Chłopak uśmiechnął się i razem z resztą drużyny wylądował na ziemi. Zsiedli z mioteł i zobaczyli wbiegających na boisko Gryfonów. Gdzieś obok nich rozległy się głośne wiwaty i miłe pochwały. Rudowłosa dostrzegła profesora Lupina, który zmierzał w stronę jej i Harry'ego, Gryfon był jednak tak zajęty, że nawet nie zwrócił na niego większej uwagi. Pociagnęła go lekko za rękaw i dała mu znać, żeby odsunęli się trochę.

- Niezły był ten patronus. - usłyszeli za sobą.

Odwrócili się i zobaczyli Lupina, który wyglądał na wstrząśniętego i uratowanego jednocześnie.

- W ogóle nie poczułem dementorów! - powiedział podekscytowany Harry. - Nic, zupełnie nic!

- Bo... widzisz... to nie byli dementorzy. - odrzekł nauczyciel. - Sam zobacz...

Profesor wyprowadził ich z tłumu na skraj boiska.

- Napędziłeś panu Malfoy'owi strachu. - powiedział lekko rozbawiony profesor.

Lily i Harry spojrzeli zaskoczeni na Malfoy'a, Crabbe'a, Goyle'a i Marcusa Flinta, kapitana drużyny Ślizgonów. Wszyscy miotali się rozpaczliwie, żeby uwolnić się z długich czarnych szat z kapturami. Wyglądało na to, że Malfoy wlazł Goyle'owi na ramiona. A nad nimi stała profesor McGonagall, sądząc po jej twarzy, dostała ataku prawdziwej furii.

- Nędzna sztuczka! Niegodna, tchórzliwa próba wyłączenia z gry szukającego Gryfonów! Szlaban dla wszystkich, Slytherin traci pięćdziesiąt punktów! Możecie być pewni, że pomówię o tym z profesorem Dumbledore'em! O, właśnie idzie!

Jeśli cokolwiek mogło przypieczętować zwycięstwo Gryfonów, to tylko to.

- Idziemy, Harry! - zawołał George, przepychając się przez zbiegowisko. - Balanga! W naszym pokoju wspólnym! Zaraz!

- Słusznie. - rzekł Harry z szerokim uśmiechem.

- I ty też, idziesz, Lilka! - krzyknął Fred podnosząc Evans i układając ją sobie na ramionach. - Ciebie nie może tam zabraknąć!

- Racja! - zawołali zgonie wszyscy Gryfoni.

I cała drużyna, nie zdejmując szkarłatnych szat, opuściła stadion, kierując się ku zamkowi.

Cieszyli się, jakby już zdobyli Puchar Quidditcha, zabawa trwała przez cały dzień do późnej nocy. Fred i George Weasley'owie zniknęli na parę godzin i wrócili z kilkunastoma butlami kremowego piwa i dyniowego musu oraz kilkoma torbami słodyczy z Miodowego Królestwa.

Tylko jedna osoba nie brała udziału w zabawie. Hermiona siedziała w kącie, próbując czytać olbrzymią księgę. Lily zauważyła, jak Harry idzie w jej stronę, po czym siada i wdaje się z nią w cichą rozmowę. Uśmiechnęła się delikatnie widząc, że rozmawiają ze sobą bez wyrzutów. Miała nawet nadzieję, że się pogodzą, ale szybko to się zmieniło, kiedy usłyszała słowa Rona.

- Gdyby Parszywek sam nie został zjedzony, zjadłby sobie parę tych karmelowych muszek, bardzo je lubił...

Hermiona się rozpłakała, złapała za opasłe tomiszcze i zniknęła na klatce schodowej. Evans spojrzała wściekła na rudzielca. Szkoda jej się zrobiło Hermiony, w końcu nie miała ona wpływu na swojego kota. Ron najwyraźniej tego nie zrozumiał, Harry podszedł do swojego przyjaciele i zaczął mu coś tłumaczyć, ale ten w ogóle się tym nie przejął i wrócił do rozmowy z Dean'em i Seamus'em. Harry lekko speszony jego zachowaniem ruszył w stronę siostry.

- Nie przejmuj się. - zaczęła, próbując go pocieszyć. - Przejdzie im.

- Mam taką nadzieję. - mruknął.

Balanga w wieży Gryffindor'u dobiegła końca dopiero o pierwszej w nocy, kiedy pojawiła się profesor McGonagall w kraciastym szlafroku i siatce na włosach, nakazując wszystkim iść spać. Lily kompletnie wyczerpana przebrała się w piżamę i z uśmiechem na twarzy zasnęła, wtulając się w swoją poduszkę.

Obudziła się nagle słysząc jakieś krzyki i trzaski na schodach. Wyszła z sypialni zdenerwowana i zbiegła na sam dół, aż do pokoju wspólnego, w którym znajdowało się sporo już obudzonych Gryfonów. W centrum zamieszania stał Ron, który krzyczał coś o Syriuszu Black'u z nożem. Evans przez chwilę myślała, że to mógł być po prostu sen, ale dla pewności przeszła przez dziurę w portrecie. Sir Cadogan, zaczął coś tam wrzeszcześć, jednak ona się tym nie przejęła, zaczęła przeszukiwać korytarz próbując wyłapać, jakąś postać wzrokiem. Aż w końcu gdzieś śmigną jej kawałek czarnego, jak noc futrzastego ogona.

- Łapa? - mruknęła pod nosem.

- Lily, na Merlina, czemu nie jesteście w łóżkach!? - kiedy usłyszała znajomy głos opiekunki Gryffindor'u, zamarła. Spojrzała w stronę profesorki z otępieniem i przerażeniem.

- Ja...

- Wchodź do środka. - pośpieszył ją McGonagall. - Tego już za wielę! - nauczycielka transmutacji położyła dłoń na ramieniu Lily i popchnęła ją w głąb pokoju wspólnego, trzasnęła portretem i potoczyła po pokoju wściekłym wzrokiem. - Jestem zachwycona z wygranej Gryffindor'u, ale to już przestaje być zabawne! Percy, tego się po tobie nie spodziewałam!

- Nie mam z tym nic wspólnego, pani profesor! - powiedział Percy, prostując się z godnością. - Właśnie im mówiłem, żeby wracali do łóżek! Mój brat Ron miał koszmarny sen i...

- To wcale nie był sen! Pani profesor, obudziłem się, a nade mną stał Syriusz Black z nożem w ręku!

Profesor McGonagall przyglądała mu się badawczo.

- Nie bądź śmieszny, Weasley, a niby jak mógłby się przedostać przez dziurę w portrecie?

- Jego niech pani zapyta! - krzyknął Ron, wskazując drżącym palcem na Sir Cadogana. - Niech go pani zapyta, czy widział...

Patrząc podejrzliwie na Rona, profesor McGonagall puściła ramię Lily, pchnęła portret i przelazła przez dziurę. Wszyscy nasłuchiwali, wstrzymując oddech.

- Sir Cadoganie, czy niedawno wpuścił pan do wieży Gryffindor'u jakiegoś mężczyznę?

- Tak jest, łaskawa pani! - zawołał ochoczo Sir Cadogan.

Teraz zrobiło się cicho również po tamtej stronie ściany.

- Co?... Wpuścił pan!? - rozległ się po chwili głos nauczycielki transmutacji. - A... a hasła?

- Znał je! - odrzekł z dumą. - Miał listę z hasłami na cały tydzień, moja pani! Wszystkie mi odczytał!

Profesor McGonagall przelazła z powrotem przez dziurę i stanęła przed oniemiałym tłumem. Była biała jak kreda.

- Który z was... - zaczęła rozdygotanym głosem. - Co za bałwan zapisał sobie hasła na cały tydzień i zostawił gdzieś listę na wierzchu?

Odpowiedziało jej milczenie przerywane cichymi piskami przerażenia. A potem Neville Longbottom, dygocząc od stóp do głów, powoli podniósł rękę.

*-*-*
Edit: zapomniałam was zapytać z kim chcecie, żeby skończył Harry. To teraz pytam.

Od razu mówię, nie wiem kiedy pojawi się następny. Prawdopodobnie wcześniej niż ten, może tydzień maks dwa. Problem jest w tym, że rozdziały z quidditchem wymagają ode mnie więcej pracy. Następny nie będzie z nim związany, więc na pewno pojawi się za niedługo.

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro