Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hogsmeade - czyli, jak skutecznie wpaść w kłopoty

Tej nocy w wieży Gryffindoru nikt już nie zasnął. Wszyscy wiedzieli, że zabrano się ponownie do przeszukania zamku i cały dom pozostał w pokoju wspólnym, czekając na wiadomość o schwytaniu Syriusza Blacka. Profesor McGonagall wróciła o świcie, aby im oznajmić, że i tym razem udało się mu uciec.

Następnego dnia na każdym kroku można było napotkać oznaki wzmożonych środków bezpieczeństwa. Profesor Flitwick pouczał drzwi frontowe, jak rozpoznać Syriusza Blacka, posługując się jego wielkim portretem. Filch biegał po korytarzach, sprawdzając wszystko - od szczelin w ścianach po mysie dziury. Sir Cadogan został wylany z posady. Ku uciesze Gryfonów Gruba Dama wróciła i na nowo została strażniczką Wieży Gryffindoru, fachowo odnowiona, ale wciąż bardzo przerażona, zgodziła się na powrót jedynie pod warunkiem, że otrzyma dodatkową ochronę. W tym celu wynajęto grupę gburowatych trolli, które krążyły po korytarzu, porozumiewają się ze sobą chrząknięciami i porównując rozmiary swoich maczug. Evans i tak uważała, że to wszystko na nic. Jeśli miała rację, a zazwyczaj tak było to Black nie pojawi się ponownie w zamku, a nawet jeśli to nastąpi to nic, ani nikt nie będzie w stanie go powstrzymać. W pewnym sensie Lily obwiniała się o to, że seryjny morderca dostał się do ich Pokoju Wspólnego. I to przez nią uciekł. Jednak swoje przypuszczenia postanowiła zachować dla siebie, mimo wszystko nie chciała nikomu o tym wspominać, przynajmniej dopóki nie pozna odpowiedzi na swoje pytania, a ich liczba z minuty na minutę gwałtownie rosła.

Harry dalej nie rozmawiał z Ronem i Hermioną. Przez całą tą sytuację rudzielec znalazł się w samym centrum zainteresowania, co bardzo radowało Potter'a, teraz cała uwaga nie była skupiona na nim.

Neville za to, przeżywał bardzo ciężki okres. Profesor McGonagall była na niego tak wściekła, że pozbawiła go prawa do odwiedzania Hogsmeade, dała mu szlaban i zakazała wszystkim podawania mu hasła do Wieży Gryffindoru. Biedny chłopak musiał teraz co wieczór czekać przed portretem na kogoś, kto wpuściłby go do pokoju wspólnego. Żadną z tych kar nie przejął się, jednak tak bardzo, jak tą, którą wymierzyła mu jego babcia.

W poniedziałek rano, szkolne sowy jak zwykle wleciały do Wielkiej Sali, roznosząc pocztę, i Neville zakrztusił się, gdy olbrzymia płomykówka wylądowała przed nim na stole, trzymając w dziobie szkarłatną kopertę. Harry i Lily, którzy siedzieli na przeciwko Gryfona dość szybko rozpoznali wyjca - rudowłosa usłyszała od brata o wyjcu, którego w zeszłym roku otrzymał Ron od matki.

- Zwiewaj z tym. - doradził Neville'owi Harry.

Longbottom złapał kopertę i trzymając ją przed sobą jak bombę, wybiegł z sali, na co stół Ślizgonów ryknął gromkim śmiechem. Ale i tak usłyszeli, jak wyjec eksploduje w sali wejściowej - głos babci Neville'a, grzmiący ze sto razy mocniej niż zwykle, obwieścił wszystkim o wstydzie, jaki Gryfon przyniósł całej rodzinie.

Rodzeństwo Potter tak się przejęło przygnębieniem Neville'a, że nie zauważyli zniecierpliwionej Hedwigi, która także przyniosła dla swojego właściciela list. Śnieżna sowa musiała dziobnąć Harry'ego w rękę, żeby zwrócić na siebie uwagę.

- Auu! Och... dzięki, Hedwigo...

Kiedy zielonooki rozerwał kopertę, jego sowa skorzystała z okazji i przysiadła na ramieniu Lily prosząc się o pieszczoty. Evans nie była w stanie odmówić i z uśmiechem głaskała sowę, która huczała z zadowolenia. Rudowłosa nadal nie przerywając swojego chwilowego zajęcia spojrzała na list w dłoniach Harry'ego, który zapisany był dość koślawym pismem.

Kochani Harry i Lily,
a jakby tak wypili razem herbatkę o szóstej wieczorem? Przyjdę i odbiorę was z zamku. CZEKAJCIE NA MNIE W SALI WEJŚCIOWEJ. NIE WOLNO WAM WYCHODZIĆ BEZE MNIE.
Pozdrowienia,
Hagrid

- Idziemy? - zapytała niepewnie Gryfonka.

- Wypadało by pójść skoro nas zaprosił. - odparł chłopka patrzą na siostrę z zaciekawieniem. - Jakieś plany?

- O szóstej kończę eliksiry. - wyjaśniła krótko podając Hedwidze kawałek bekonu, który ta z chęcią zjadła.

- Ciągle nie przywykłem do faktu, że masz indywidualne zajęcia z tym nietoperzem. - powiedział lekko się krzywiąc.

- Zajęcia, jak zajęcia. Ważne, że uczę się czegoś co mi się przyda. - stwierdziła z uśmiechem.

- Może i też bym był tak chętny, gdyby to nie Snape'a uczył eliksirów. - mruknął pod nosem Potter.

- Mnie uczy, a jakoś nie mam żadnych problemów z tym przedmiotem. - odpowiedziała.

- Jak i z każdym innym. Jesteś pupilkiem wszystkich nauczycieli, Lily. - odrzekł, jakby to było coś oczywistego. - Nawet Hermiona nie miała takich osiągnięć na pierwszym roku, a ona także jest z września. Ona osiągnęła w rok tyle co ty w trzy tygodnie.

Lily patrzyła lekko zaskoczona na Harry'ego. Nie sądziła, że jej brat ma o niej aż tak dobrą opinię. Nigdy jakoś nie zwracała uwagi na to co mówią o niej inni. Było to dla niej nie ważne, jednak czym innym było usłyszeć coś takiego od swojego brata, a od swoich znajomych, którzy wiecznie zachwycali się jej zdolnościami w różnych dziedzinach magi. Już nie raz ratowała im tyłek, pomagając im w jakimś eseju. Snape zawsze był wyjątkowo surowy i wymagał od swoich uczniów perfekcji. Pewnie gdyby nie Lily, Ben już nie raz wysadziłby całą salę, bała się o to co działo się obecnie na lekcjach. Przeszedł ją delikatny dreszcz na samą myśl o tym.

- To o szóstej? - zapytał dla pewności.

- O szóstej.

Całkiem spięta Lily siedziała na krześle naprzeciw Mistrza Eliksirów, który z iście stoickim spokojem czytał napisany przez Gryfonkę esej. Było to jej zadanie w zamian za piątkowe zajęcia, które się nie odbyły. Evans obawiała się, że napisała wszystko nieskładnie i chaotycznie, albo co gorsza pomyliła jakiś ważny fakt o którym nie miała pojęcia. Podsumowując, miała wszelkie prawo, aby teraz siedzieć, jak na szpilkach i wpatrywać się w nauczyciela z nadzieją oraz zaciekawieniem, ale jednocześnie strachem i dziwnym podekscytowaniem.

Po dziesięciu minutach całkowitej ciszy profesor Snape odłożył zapisany pergamin na biurko i spojrzał na rudowłosą z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- To...- zaczął wskazując na kartkę podpisaną jej imieniem. - ...jest najlepszy esej jaki dane mi było przeczytać od lat.

Evans patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami jednocześnie nie wierząc w to co usłyszała.

- Ja... ja... co? - zapytała wstrząśnięta. Snape uniósł kącik ust do góry rozbawiony zachowaniem uczennicy.

- Lily, to jest świetnie napisana praca. Wszystko jest ze sobą spójne i nie ma żadnych błędów. Mimo tego, że nie posiadałaś żadnych notatek z lekcji na ten temat, udało ci się wszystko znaleźć samej. - wyjaśnił jej spokojnie profesor. - Eliksir Zapomnienia na pewno pojawi się na egzaminie dla klas pierwszych, ale teraz jestem całkiem spokojny, bo wiem, że z teorią nie będziesz miała żadnego problemu. Teraz może przejdziemy do praktyki, bo jeśli na egzaminie teoretycznym on się nie pojawi, to najpewniej będziecie musieli go uwarzyć. Dlatego przydałoby się przygotować, nie sądzisz Lily?

O szóstej popołudniu Harry opuścił Wieżę Gryffindoru, szybko przeszedł przez kontrolę bezpieczeństwa na korytarzu i zbiegł do sali wejściowej gdzie Evans i Hagrid już na niego czekali.

- Już jesteś! - zawołała Gryfonka. - Ile można na ciebie czekać!?

- Ja miałem więcej do przejścia. - przypomniał jej chłopak. Rudowłosa jedynie prychnęła pod nosem. - To co, Hagridzie, w drogę? - zapytał spoglądając na pół olbrzyma. Gajowy uśmiechnął się szeroko otwierając drzwi frontowe i wyprowadzając ich na zewnątrz.

Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyli po wejściu do chatki Hagrida, był Hardodziob, rozciągnięty wygodnie na kolorowej kołdrze. Skrzydła miał stulone tuż przy bokach, a przed nim stał wielki półmisek pełen martwych fretek. Odwróciwszy spojrzenie od niezbyt przyjemnego widoku, Lily ujrzała na drzwiach drewnianej szafy olbrzymi, włochaty, brązowy garnitur i wyjątkowo żółtopomarańczowy krawat.

- Po co ci to, Hagridzie? - zapytała zaciekawiona, wskazując na ubranie.

- Sprawa Hardodzioba przed Komisją Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. - odpowiedział gajowy. - W ten piątek. On i ja jedziemy razem do Londynu. Zamówiłem dwa łóżka w Błędnym Rycerzu...

Evans poczuła niemiłe ukłucie w klatce piersiowej. Spojrzała smutnym wzrokiem na nic nieświadomego hipogryfa, który wyraźnie uradowany zajadał się fretkami. Szkoda jej było Hagrida, od razu można było zauważyć, że bardzo lubi Hardodzioba. Mężczyzna nalał im herbaty i poczęstował bułeczkami własnej roboty.

- Chciałbym z wami o czymś pogadać, szczególnie z tobą, Harry. - rzekł Hagrid, siadając naprzeciwko rodzeństwa robiąc przy tym wyjątkowo poważną minę.

- O czym? - zapytał Gryfon.

- O Ronie i Hermionie. - odparł gajowy.

- A co z nimi? - spytał beznamiętnie chłopak. Lily patrzyła na niego z zaskoczeniem, podobnie jak sam Hagrid. Takiej odpowiedzi za nic się nie spodziewała, przecież wiadomo, że coś jest na rzeczy i Harry nie może ignorować tego problemu.

- Nie jest dobrze, ot co. Hermiona od Bożego Narodzenia często tu przychodzi. Często czuje się taka samotna, a Ron... - gajowy machnął ręką, aby przedstawić im beznadziejność tej sytuacji. - Ron był u mnie kilka razy, żeby się wyżalić, uważa, że się od niego odwróciłeś, podobnie jak Hermiona.

- Nic takiego nie zrobiłem. - powiedział zdenerwowany. - To oni wypieli się na mnie! Każde z nich myśli, że trzymam stronę tego drugiego, nie chcą nawet słuchać wyjaśnień.

- Spokojnie. - mruknęła rudowłosa łapiąc brata za rękę. - To zrozumiała, że za nimi tęsknisz. Nie zaprzeczaj! - zawołała widząc, że ten chce jej przerwać. - To od razu widać, brakuje ci ich, to normalne, w końcu to twoi przyjaciele. - uśmiechnęła się wzmacniając uścisk na jego dłoni.

- Ale mam ciebie... - wymamrotał cicho.

- Tylko, że ja ci ich nie zastąpie. - odparła Lily, czując się jakby tłumaczyła coś małemu dziecku. - Jestem twoją siostrą, zawsze będziesz miał we mnie wsparcie, ale nie mogę zająć ich miejsca.

- Dzięki. - powiedział po chwili całkowitej ciszy. Uśmiechnął się i przyciągnął Evans do siebie obejmując ją ramionami. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

- Najprawdopodobniej zanudziłbyś się na śmierć. - stwierdziła z rozbawieniem.

- Chyba masz rację. - odparł. Po chwili odsunęli się od siebie i spojrzeli na gajowego. Hagrid miał w oczach łzy, które starał się zetrzeć niepostrzeżenie przy pomocy rękawa płaszcza.

- Cholibka, żem się rozkleił! - roześmiał się nauczyciel, a rodzeństwo poszło w jego ślady. Przez resztę odwiedzin dyskutowali o różnych rzeczach, ale głównym tematem rozmowy były szanse Gryfonów na zdobycie Pucharu Quidditcha. Hagrid stwierdził wtedy, że jeśli dementorzy się nie pojawią, mecz nie zostanie odwołany, albo żaden nauczyciel-psychopata się nie ujawni to całkiem możliwe, że wygrają. O dziewiątej Hagrid odprowadził ich do zamku.

Kiedy wrócili do pokoju wspólnego, zobaczyli zbiegowisko przed tablicą ogłoszeń. Harry próbował przebić się przez tłum rozentuzjazmowanych Gryfonów, co wcale nie było proste. Ale gdy w końcu udało mu się poznać powód świetnego humoru uczniów, sam nie mógł ukryć swojej radości.

- Hogsmeade, w przyszłym tygodniu! - ucieszył się zielonooki, podchodząc do Lily z szerokim uśmiechem. Evans od razu wiedziała co planuje jej starszy brat. Jednak nie miała nic przeciwko temu. Ich ostatnie wyjście do wioski nie było może jakoś szczególnie udane, ale na pewno dobrze się bawili. Jeśli zachowaliby odpowiednie środki ostrożności to Lily nie widziała problemu, żeby udali się tam ponownie. - Co ty na to? - zagadnął cicho Harry, kiedy odeszli, żeby usiąść w kącie.

- To dobry pomysł, ale... - zaczęła.

- No zgódź się! - poprosił chłopak patrząc na nią błagalnie.

- Chciałam powiedzieć, że chętnie z tobą pójdę, ale musimy bardzo uważać. Najlepiej, jak będziemy cały czas pod peleryną. - przedstawiła mu swój plan.

- Racja, tak będzie rozsądniej. I Mapa. - stwierdził. - Nie możemy o niej zapomnieć.

- Czyli ustalone?

- Och, ale będzie zabawa.

W sobotę rano Lily zapakował kilka przydatnych rzeczy do torby i razem z Harry'm udała się na śniadanie. Gryfon miał już ze sobą pelerynę i Mapę Huncwotów. Teraz musieli jedynie czekać na odpowiedni moment, aby skutecznie zniknąć. Podczas posiłku Evans wyjaśniła Benowi i Dennis'owi, że dzisiaj chce spędzić z Harry'm cały dzień, więc pewnie nie będą mogli się nigdzie spotkać. Chłopcy dość szybko pojęli aluzję i obiecali przekazać informację Astorii. Gdy tylko uczniowie idący do Hogsmeade zaczęli opuszczać Wielką Salę, rodzeństwo wmieszało się w tłum, a następnie popędzili na trzecie piętro, Harry wyciągnął w biegu mapę i aktywował ją, aby przypadkiem na kogoś nie wpadli. Przykucnęli za posągiem jednookiej czarownicy i ostatni raz przeskanowali pergamin. Gryfon kontrolował okolicę korytarza na którym się właśnie znajdowali, natomiast rudowłosa przyglądała się reszcie zamku. W pewnym momencie natrafiła wzrokiem na coś dziwnego, szarpnęła kartkę w swoją stronę, aby lepiej się przyjrzeć, ale tajemniczy punkcik zdążył już zniknąć za granicą mapy. Przez chwilę myślała, że po prostu jej się przywidziało, w końcu to nie możliwe, żeby zobaczyła akurat to nazwisko, mimo wszystko nie potrafiła tego zignorować. Postanowiła to przeanalizować później, gdy już ruszą. Teraz ona i Harry mieli miło spędzić czas, nie pozwoli sobie tego zniszczyć z powodu głupich domysłów.

Nagle poczuła delikatne szturchnięcie, a już po chwili usłyszała zdenerwowany szept Harry'ego.

- Neville... - Gryfonka gwałtownie się spięła i spojrzała na punkt, który zmierzał właśnie w ich kierunku. Przestraszona przeniosła wzrok na brata, który wskazał dłonią na garb posągu. Szybko wyszeptał hasło uderzając przy tym różdżką w kamienną rzeźbę. Wrzucił przez otwór ich torby i już sam planował tam wejść kiedy usłyszał nowy głos po swojej lewej.

- Harry! Zapomniałem, że ty też masz szlaban na Hogsmeade! Och, hej Lily! - przywitał się ze znajomymi.

- Cześć, Neville. - powiedzieli równo, odsuwając się od posągu. Harry dyskretnie schował mapę do kieszeni. - Co będziesz robić? - zapytał ze sztucznym uśmiechem Gryfon.

- Nie mam pojęcia. - wzruszył ramionami Neville. - Ty pewnie chcesz spędzić trochę czasu z Lily.

- Tak, planowaliśmy się pouczyć. - wtrąciła dziewczyna.

- Mogę się przyłączyć? - zapytał nieśmiało, ale Evans zrobiło się głupio. Nie chciała mu odmawiać, ale przecież nie mogli mu powiedzieć prawdy. Widząc ich miny, Longbottom uśmiechnął się ze zrozumieniem. - Chcecie być sami, spoko rozumiem. Może innym razem.

Chłopak miał już odejść kiedy zatrzymał go głos Harry'ego.

- A zrobiłeś już zadanie o wampirach dla Lupina? - spytał zielonooki.

- Nie... - jęknął starszy Gryfon i spojrzał ponownie w ich kierunku. - W ogóle tego nie rozumiem. O co chodzi z tym czosnkiem... czy one mają go zjeść, czy...

Nagle urwał utkwiwszy spojrzenie gdzieś ponad ramieniem Harry'ego.

To był Snape. Neville szybko ukrył się za Harry'm i Lily, którzy mieli nie jasne przeczucie, że dzisiaj nie uda im się wymknąć z zamku.

- A co wy tu robicie? - zapytał nauczyciel eliksirów, zatrzymując się i przyglądając grupce Gryfonów. Kiedy przeniósł spojrzenie na Lily, jego wzrok lekko złagodniał. - Trochę dziwne miejsce jak na spotkania...

Harry oblał się zimnym potem, Lily ledwo widocznie zbladła, a Neville zaczął się niekontrolowanie trząść. I pomyśleć, że tak działała na nich jego sama obecność. Rudowłosa była bliska omdlenia kiedy zobaczyła, że Snape przeniósł spojrzenie z nich na drzwi po jednej stronie, potem po drugiej, aż wreszcie zatrzymał je na jednookiej wiedźmie.

- My się tu nie spotykamy... - wyjąkał Harry, który jako jedyny odważył się powiedzieć cokolwiek. - Po prostu... eee, po prostu, ja i Lily...

- Tak? - zapytał Mistrz Eliksirów unosząc jedną brew do góry. Świetnie się bawił widząc, jak Gryfon nie jest w stanie złożyć żadnego spójnego zdania.

- My po prostu się na siebie natknęliśmy, profesorze. - wtrąciła Evans nie mogąc znieść całej tej sytuacji. - Ja i Harry szliśmy na spacer i właśnie spotkaliśmy Neville'a. - patrzyła prosto w oczy profesora nie wzruszona jego chłodną postawą. Nie mogła pozwolić, żeby teraz ktoś się dowiedział o ich planach. Z ich trójki tylko ona miała na tyle silne nerwy, żeby kłamać prosto w oczy profesorowi eliksirów.

- Czyżby? - zapytał niepewnie przenosząc spojrzenie na bruneta. - Pan Potter ma zwyczaj pojawiania się w dziwnych miejscach, ale rzadko bez jakiegoś powodu...

Harry zarumienił się ze złości na uwagę profesora, ale pod ostrzałem morderczego wzroku Lily, nie odważył się odpyskować.

- Proszę mi zaraz wracać do Wieży Gryffindoru. - zarządził nauczyciel, po czym ich odprawił.

Całą trójką oddalili się bez słowa. Kiedy skręcali za róg, Gryfonka zobaczyła kątem oka, jak Snape obmacywał głowę jednookiej czarownicy, przyglądając jej się uważnie. Udało im się pozbyć Neville'a przy portrecie Grubej Damy. Podali mu hasło, po czym wyjaśnili, że muszą iść do biblioteki, bo Pani Pince prosiła, aby Lily zgłosiła się po odbiór zamówionej książki. Kiedy już uwolnili się od podejrzliwych spojrzeń trolli, Harry wyciągnął mapę i podsunął ją sobie pod nos. Korytarz na trzecim piętrze wydawał się opustoszały. Gryfonka także przyjrzała się mapie i z zadowoleniem stwierdziła, że kropka z napisem "Severus Snape" znajduje się w jego gabinecie.

Pobiegli czym prędzej z powrotem do jednookiej wiedźmy, otworzyli garb, wsunęli się po kolei do środka i ześlizgnęli na dno kamiennej rynny, gdzie znaleźli swoje rzeczy. Harry szybko dezaktywował mapę, upewnił się, że wszystko zniknęło, a następnie razem z siostrą puścili się biegiem podziemnym korytarzem.

Wyszli z Miodowego Królestwa ukryci pod peleryną niewidką. Zadowoleni ze swojego małego sukcesu postanowili zacząć zwiedzać Hogsmeade, ostatnio nie mieli zbytnio okazji obejrzeć wioski, dlatego zwarci i gotowi rozpoczęli wycieczkę.

Fakt, że byli niewidzialni na pewno ułatwił im sporo, ale przez to musieli zdecydowanie bardziej uważać. Nie mogli przecież na kogoś wpaść, nie chcieli wywoływać niepotrzebnych ataków paniki.

Ich pierwszym przystankiem była poczta, weszli do środka z jakimś starszym czarodziejem, który chciał sprawdzić cenę sowy na drugi koniec Wielkiej Brytanii. Korzystając z danego im czasu rozejrzeli się po pomieszczeniu. Sowy siedziały rzędami, pohukując łagodnie w ich stronę, jakby dobrze wiedziały gdzie dokładnie stoją. Było ich przynajmniej trzysta: od wielkich puszczyków mszarnych po maleńkie sóweczki, które mieściły się w dłoni. Wiedząc, że panowie są zajęci finansami, po cichu opuścili sklep odprowadzeni pohukiwaniami sów.

Potem odwiedzili sklep Zonka, czego nie przemyśleli zbyt dobrze. Był to bardzo zatłoczony przez uczniów lokal, o mało nie wpadli na jakiegoś Krukona z czwartej klasy. Było tu mnóstwo akcesoriów do robienia magicznych sztuczek i płatania figli, które mogłyby zaspokoić nawet najdziksze zachcianki Freda i George'a. Harry bardzo chciał kupić parę z tych gadżetów, jednak przez ilość uczniów nie mógł nic zrobić, gdyby się ujawnił na pewno ktoś by na niego nakablował, był zbyt rozpoznawalny, wtedy na ratunek przyszła mu Lily, która widząc jego błagalne spojrzenia, zlitowała się nad nim i przy pustym regale, gdzieś z tyłu sklepu wyszła spod peleryny. Jako pierwszoroczna nie była zbyt powszechnie znana, nawet po akcji ze Snape'em i punktami, nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie wyróżniała się jakoś bardzo w tłumie, była jedynie o rok młodsza od większość osób w sklepie, dlatego bez problemu mogła zrobić zakupu nie martwiąc się, że któryś z nauczycieli się o tym dowie. Harry szeptał jej swoje życzenia i przekazywał jej złote galeony spod peleryny. Opuścili sklep z dużo lżejszą sakiewką, ale całą reklamówką łajnobomb, cukierków wywołujących czkawkę, mydełek z żabiego skrzeku, każdy miał też po kubku do herbaty gryzącym w nos. Lily nie mogła uwierzyć, że się dała namówić na to ostatnie. Kiedy wyszli od Zonka w małym zaułku Evans ponownie ukryła się pod peleryną.

Dzień był słoneczny, wiał lekki wiaterek i przyjemnie było się powłóczyć, dlatego też wyminęli Trzy Miotły i wspięli się na wzgórze, by zobaczyć Wrzeszczącą Chatę, najbardziej nawiedzony przez duchy dom w Wielkiej Brytanii. Stała samotnie ponad wioską i nawet w świetle dziennym wyglądała dość posępnie, z oknami zabitymi deskami i zarośniętym ogrodem.

Chcieli podejść trochę bliżej, ale wtedy w zasięgu ich wzroku pojawiła się znajoma ruda czupryna. Rodzeństwo zatrzymało się na granicy z lasem i obserwowało Rona z daleka. Gryfon, już na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że był czymś strapiony. Harry'ego dopadło wtedy poczucie winy, w końcu to on odciął się od przyjaciół. Mimo wszystko powinien próbować do nich dotrzeć, aż do skutku. Lily miała rację, ona nie może zająć ich miejsca.

- Idź do niego. - usłyszał cichy szept siostry. Spojrzał na nią niepewnie, ta jedynie go pośpieszyła skinieniem głowy. - Ja tu zaczekam. - wyszła spod peleryny i popchnęła chłopaka w kierunku chaty.

Harry był już prawie koło Rona, miał ściągnąć płaszcz z głowy kiedy niespodziewanie usłyszał jakieś głosy w pobliżu. Rudzielec też musiał to usłyszeć, bo od razu obrócił się w kierunku nowych dźwięków. W chwilę później pojawił się Malfoy w towarzystwie nieodłącznych Crabbe'a i Goyle'a. Gryfon zaklął siarczyście w swoich myślach, a obecnie w jego umyśle królowała tylko jedna myśl: "Lily".

-... spodziewam się w każdej chwili sowy od ojca. - mówił Malfoy. - Musiał pójść na to przesłuchanie, żeby im opowiedzieć o mojej ręce... że miałem ją unieruchomioną przez trzy miesiące...

Crabbe i Goyle zarechotali.

- Bardzo bym chciał usłyszeć, jak ten wielki włochaty kretyn będzie się sam bronił... "On jest łagodny, niech skonam..." Dla mnie ten hipogryf jest już martwy...

Nagle spostrzegł Rona. Na jego bladej twarzy pojawił się złośliwy grymas.

- Co tu robisz, Weasley? - zapytał i przeniósł wzrok z Gryfona na rozpadający się dom. - Pewnie chciałbyś tu zamieszkać, co, Weasley? Marzysz o własnej sypialni? Słyszałem, że twoja rodzina śpi w jednym pokoju... To prawda?

Ron chciał się rzucić na Ślizgona, jednak w porę został powstrzymany przez swojego niewidzialnego przyjaciela. Chłopak lekko przestraszony zaczął się rozglądać dookoła, towarzyszył mu przy tym śmiech Malfoy'a i jego goryli. Jednak od razu się rozluźnił, kiedy zobaczył pomiędzy drzewami znajomą twarz rudowłosej pierwszoklasistki, pewności dodał mu znajomy głos szepczący mu do ucha.

- Zostaw go mnie. - tylko tyle usłyszał, a już po chwili mógł z uśmiechem obserwować efekt pracy swojego przyjaciela.

Harry ostrożnie okrążył grupkę Ślizgonów, pochylił się i zebrał garść błota ze ścieżki. Takiej okazji trudno było nie wykorzystać.

- Właśnie sobie gawędziliśmy o twoim kumplu Hagridzie. - powiedział Malfoy do Rona. - Wyobrażaliśmy sobie, co powie przed Komisją Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. Myślisz, że się rozpłacze, jak odetną jego hipogryfowi...

PAC!

Pecyna błota ugodziła go w potylicę, że srebrnoblond włosów spływała brudna maź.

- Co za...

Ron musiał się złapać płotu, żeby nie upaść że śmiechu. Malfoy, Crabbe i Goyle rozglądali się głupkowato dookoła. Malfoy otrzepywał się z błota.

- Co to było? Kto to zrobił?

- To bardzo nawiedzone przez duchy miejsce, no nie? - zakpił Ron takim tonem, jakby rozmawiał o pogodzie.

Goryle Malfoy'a wyglądali na przerażonych. Ich rozdęte muskuły były bezużyteczne w walce z duchami. Malfoy rozglądał się nieprzytomnie po opustoszałym ogrodzie.

Lily świetnie się bawiąc obserwując to wszystko, postanowiła sama dołączyć się do zabawy. Ostrożnie dostała się do wyjątkowo błotnistej kałuży.

PAC!

Tym razem oberwała cała trójka. Byli tak zaskoczeni, że nie byli w stanie określić skąd nadszedł atak.

- To przyleciało stamtąd! - krzyknął blondyn, ocierając twarz i wpatrując się w miejsce odległe od Harry'ego o jakieś sześć stóp.

Crabbe rzucił się do przodu, wyciągając swoje długie łapy jak zombie. Harry okrążył go, podniósł jakiś patyk, rzucił mu w plecy i zaczął zwijać się że śmiechu, kiedy Crabbe zrobił piruet w powietrzu, żeby zobaczyć, kto w niego rzucił. Ponieważ mógł widzieć tylko Rona, ruszył ku niemu, rozwścieczony, ale niewidzialny Gryfon podłożył mu nogę. Crabbe zachwiał się, a jego olbrzymia płaska stopa zawadziła o skraj peleryny niewidki. Harry poczuł gwałtowne szarpnięcie i nagle peleryna zsunęła mu się z głowy.

Malfoy wytrzeszczył oczy.

- AAACH! - wrzasnął, wskazując na wiszącą w powietrzu głowę, po czym odwrócił się pognał w dół zbocza jak oszalały, a za nim popędzili Crabbe i Goyle.

Harry naciągnął z powrotem pelerynę, ale co się stało, to się nie odstanie i nic nie mógł na to poradzić. Kątem oka zobaczył, jak Lily wybiega zza drzew i zmierza w jego kierunku że zmartwioną, a właściwie przerażoną miną.

- Harry! - wydyszał Ron, robiąc chwiejne krok do przodu i wpatrując się w miejsce gdzie chwilę temu zniknęła głowa chłopaka. - Ja... dziękuję, stary.

- Nie ma sprawy, Ron. - odparł zielonooki.

- Harry! - obaj Gryfoni spojrzeli na młodszą dziewczynę. - Aleś się wpakował! Jeśli Malfoy powie komuś... Musimy wracać, i to już! - krzyknęła zdenerwowana. Potter ściągnął pelerynę, żeby Lily nie miała problemu że znalezieniem go, Ron dzięki temu, z łatwością mógł zobaczyć w co się zaopatrzyli.

- Jeszcze raz dzięki! - zawołał rudzielec za uciekającym rodzeństwem.

Lily i Harry pobiegli ciągle ukryci pod peleryną do Miodowego Królestwa, potem po schodach do piwnicy, po kamiennej podłodze, prze klapę... Gryfon ściągnął z nich pelerynę, wetknął ją pod pachę, a następnie razem pobiegli podziemnym korytarzem. Nie odważyli się zwolnić, ani na chwilę, mieli naprawdę niewiele czasu. Malfoy w każdej chwili może powiadomić jakiegoś nauczyciela o tym co widział. Ale czy ktoś mu uwierzy? "Dumbledore" - pomyślał chłopak, on wie o pelerynie, domyśli się. Spojrzał przelotnie na swoją siostrę. Musi coś zrobić z magicznym płaszczem nie może go mieć przy sobie, ale Lily?

Zatrzymali się dopiero w kamiennym szybie. Evans wyciąnęła różdżkę i wyczyściła ich z błota przy pomocy zaklęcia. Harry skinął z głową wdzięczny za pomoc dziewczyny. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zostawić peleryny tutaj, ale doszedł do wniosku, że tu ktoś może na nią przypadkiem wpaść, dlatego właśnie pełen obaw, schował niewidkę do torby siostry, wtedy kiedy ona nie widziała. Po chwili zaczęli się wspinać, nie było to proste, a Lily miała problem, przez to, że jej spocone dłonie ślizgały się po kamieniach. Na szczęście Harry był w stanie jej pomóc. Dotarli do wnętrza garbu jednookiej czarownicy, Gryfon stuknął różdżką w ściankę, wysunął głowę i wygramolił się na zewnątrz, następnie szybko pomógł Lily wyjść. Garb zatrzasnął się za nimi i zaledwie wyszli zza posągu, kiedy usłyszeli zbliżające się kroki.

To był Snape. Kroczył ku nim tak szybko, że czarna szata powiewała za nim, jak skrzydła.

- No, no. - powiedział jadowitym tonem.

Sprawiał wrażenie, jakby coś go bardzo ucieszyło, a niekoniecznie chciał to okazać. Rodzeństwo starało się zrobić, jak najbardziej niewinne miny, Lily szło całkiem dobrze, wyglądała wprost nienagannie, niestety Harry nie jest tak świetnym aktorem, no i nie potrafi doprowadzić się do pożądku w zaledwie kilka sekund!

- Za mną. - warknął Snape.

Ruszyli za nim schodami starając się uspokoić swoje szalejące oddechy. Zeszli do lochów, gdzie Snape miał swój gabinet. Lily bywała tam tak często, że nie przejęła się widokiem masy słoików z dość zniechęcającą zawartością. Harry najwyraźniej nie był aż tak zapoznany z kolekcją składników profesora, ponieważ starał się dyskretnie rozejrzeć, co oczywiście w ogóle mu nie wyszło.

- Siadać. - powiedział Snape, gromiąc ich wzrokiem.

Rodzeństwo usiadł, Snape natomiast nadal stał.

- Pan Malfoy opowiedział mi właśnie bardzo dziwną historię, Potter.

Oboje milczeli.

- Mówił, że był przy Wrzeszczącej Chacie i wpadł na Weasleya... Weasley był sam.

Oboje wciąż milczeli.

- Pan Malfoy twierdzi, że rozmawiał z Weasley'em, gdy go ugodziła w tył głowy pecyna błota. Może wiesz, jak mogło do tego dojść?

Harry spojrzał na Lily w tym samym momencie co ona, idealnie zagrali zdziwienie, po czym Gryfon nadal udając zaskoczonego odparł.

- Nie wiem, panie profesorze.

Snape świdrował go spojrzeniem. Harry bardzo starał się nie mrugać. Lily bała się, że coś nie wypali lub co gorsza Snape powiadomi dyrektora. Zdecydowanie nie chciała mieć żadnych poważnych problemów.

- Następnie pan Malfoy zobaczył nadzwyczajne zjawisko. Może domyślasz się, Potter, co to mogło być?

- Nie. - odparł zielonooki, teraz starając się, żeby w jego głosie zabrzmiało niewinne zaciekawienie.

- To była twoja głowa, Potter. Unosiła się w powietrzu.

Zapanowało dłuższe milczenie.

- Może powinien odwiedzić panią Pomfrey. - powiedział w końcu Harry. - Jeśli widuje takie rzeczy...

- Możesz mi powiedzieć, Potter, co twoja głowa robiła w Hogsmeade? - zapytał łagodnie profesor. - Twojej głowie nie wolno przebywać w Hogsmeade. Żadna część twojego ciała nie ma pozwolenia na przebywanie w Hogsmeade.

- Wiem. - odrzekł Gryfon, starając się, by na jego twarzy nie pojawiły się oznaki poczucia winy lub strachu. - Z tego, co pan mówi, wynika, że Malfoy ma halucynacje...

- Malfoy nie ma halucynacji! - warknął Snape, a Lily o mało nie wybuchnęła śmiechem. Cała ta sytuacja, mimo swojej powagi była przekomiczna. Nauczyciel pochylił się i położył obie dłonie na poręczach krzesła, ma którym siedział Harry, tak że ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. - Jeśli głowa była w Hogsmeade, to była tam i reszta ciebie.

- Ja i Lily byliśmy w Wieży Gryffindoru. - powiedział Harry. - Sam nam pan kazał...

Spojrzenie Snape'a padło na rudowłosą dziewczynkę, która siedziała obok zielonookiego na krześle. Nie była zdenerwowana lub przestraszona. Wręcz przeciwnie była pewna siebie i tego co ma mu powiedzieć. Mimo iż znał prawdę nie rozumiał co te dwójkę ze sobą łączy, nie wiedzą, że są rodzeństwem, więc dlaczego mają ze sobą tak dobre relacje. Potter, samo to nazwisko powinno zniechęcać ją do chłopaka. Przynajmniej tak by było, gdyby to była jego Lily. Chyba znalazł pierwszą różnicę.

- Czy ktoś może to potwierdzić?

- Byliśmy sami, nikogo oprócz nas nie było wtedy w pokoju. - odpowiedział Evans, tak jak się spodziewał tego Snape.

- A Longbottom? - zapytał podchwytliwie.

- Nie widziałam go. - stwierdziła wzruszając ramionami. - Rozstaliśmy się pod portretem, musiałam wrócić po swoje książki.

- A gdzie je pani zostawiła? - zapytał podchwytliwie.

- Na trzecim piętrze. - odparła beznamiętnie.

- Ach tak, a co pani tam robiła? - spytał, skupiając całą swoją uwagę na pierwszoklasistce.

- Uczyłam się.

- Interesujące miejsce do nauki. Dlaczego nie w bibliotece?

- Chciałam spędzić trochę czasu sama ze sobą. W opuszczonej sali nikt by mnie nie szukał. - wyjaśniła spokojnie. Jej wytłumaczenie miało sens, wszystko pasowało do siebie idealnie. Jednak zdradził ją jeden fakt, torba Potter'a. Była lekko uchylona przez co można było dość łatwo zobaczyć jej zawartość.

- Z pani opowieści wynika, że pan Potter natknął się na panią obok posągu jednookiej czarownicy, a niedługo potem pojawił się Longbottom, zgadza się?

- Dokładnie tak było, wychodziłam z sali kiedy...

- Świetnie wymyślona historyjka. - pogratulował jej z kpiącym uśmiechem. Dziewczyna wydawała się zdziwiona jego słowami, jakby nie wiedziała o co chodzi. - Torba, Potter. Jest otwarta.

Harry z przerażeniem spojrzał na swoją torbę pełną gadżetów od Zonka.

- Pokaż, co masz w kieszeniach, Potter! - warknął nagle. Gryfon się nie poruszył, w uszach czuł głuche dudnienie. A Lily? Była na granicy omdlenia, przecież ona dobrze wiedział, co chłopak trzyma w kieszeni.

- Pokaż, co masz w kieszeniach, albo od razu pójdziemy do dyrektora! Wywróć je na lewą stronę, Potter! I opróżnij torbę!

Harry'emu zrobiło się zimno ze strachu. Powoli wyciągnął wszystko ze swojej torby szkolnej, po czym to samo zrobił z kieszeniami. Z jednej z nich wyjął Mapę Huncwotów. Evans za wszelką cenę starała się na nią nie patrzeć, aby przypadkiem nie zwrócić na nią uwagi Mistrza Eliksirów.

- Dostałem to od Rona. - wyjaśnił szybko, w duchu modląc się, żeby dorwać Rona, za nim Snape go znajdzie. - On... kupił mi to w Hogsmeade... zeszłym razem.

- Czyżby? I nosisz to przy sobie od tego czasu? Jakie to wzruszające... A co to jest?

Wziął do ręki mapę. Harry starał się jak mógł zachować obojętną minę, Lily była całkiem blada, nawet nie próbowała się maskować. Wiedziała, że to już koniec.

- A, to po prostu zapasowy kawałek pergaminu. - powiedział lekceważącym tonem, wzruszając ramionami.

- Pewnie nie jest ci potrzebny taki stary kawałek pergaminu, co, Potter? A może go po prostu... wyrzucimy?

I wyciągnął rękę w stronę kominka.

- Nie! - krzyknęli Gryfoni w dokładnie tym samym momencie.

- Nie? - nozdrza Snape'a zadrgały. - To jeszcze jeden cenny podarek od pana Weasleya? A może... coś zupełnie innego? Może to list napisany niewidzialnym atramentem? Albo... instrukcje, jak dostać się do Hogsmeade, omijając dementorów?

Potter zamrugał powiekami, a Evans patrzyła na profesora zaskoczona. W oczach Snape'a zapłonął triumf.

- Zaraz zobaczymy, zaraz zobaczymy... - mruknął, wyjmując różdżkę i rozkładając mapę na biurku. - Wyjaw swój sekret! - rozkazał, dotykając różdżką pergaminu. Rodzeństwo spojrzał po sobie z przerażeniem, zostało to jednak niezauważone przez profesora, który ze zdenerwowaniem wpatrywał się w ciągle pusty pergamin.

- Pokaż się!

Nadal nic.

- Profesor Severus Snape, nauczyciel z tej szkoły, rozkazuje ci ujawnić informacje, które ukrywasz! - zawołał nauczyciel, uderzając różdżką w mapę.

Na pergaminie zaczęły się pojawiać słowa, jakby je pisała niewidzialna ręka.

- Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku profesorowi Snape'owi i uprasza go, by zechciał nie wytykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi.

Snape zmarszczki czoło, a Harry i Lily gapili się oniemiali, na czarne litery. Ale mapa na tym nie poprzestała. Pojawiło się nowe zdanie.

- Pan Rogacz zgadza się z Panem Lunatykiem i pragnie dodać, że profesor Snape jest wrednym głupolem.

Byłoby to bardzo śmieszne, gdyby sytuacja nie była tak poważna. A tu... nowe zdanie...

- Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdumienie, jak taki kretyn mógł zostać profesorem.

Lily zamknęła oczy z przerażenia. Kiedy je otworzyła, mapa wypowiedziała już wszystko co miała do powiedzenia:

- Pan Glizdogon życzy profesorowi Snape'owi miłego dnia i radzi mu umyć włosy, bo kleją się od łoju.

Oboje czekali na uderzenie.

- A więc to tak... - powiedział cicho Snape. - No dobrze, zaraz się tym zajmiemy...

Podszedł do kominka, wziął garść połyskliwego proszku z garnka stojącego na gzymsie i wrzucił w płomienie.

- Lupin! - zawołał w stronę ognia. - Proszę cię na słówko!

W chwilę później z kominka wyszedł profesor Lupin, otrzepując z popiołu swoją wyświechtaną szatę.

- Wzywałam mnie, Severusie? - zapytał łagodnym tonem.

- W rzeczy samej. - odrzekł Snape, wracając do biurka. Wściekłość zmieniła jego twarz w złowrogą maskę. - Właśnie poprosiłem Pottera, żeby opróżnił kieszenie. Oto, co miał przy sobie.

Wskazał na pergamin, na którym wciąż połyskiwały pozdrowienia od Lunatyka, Łapy, Glizdogona i Rogacza. Na twarzy Lupina pojawił się dziwny, nieodgadniony wyraz.

- No i co? - zapytał nauczyciel eliksirów.

Lupin wpatrywał się dalej w mapę. Lily odniosła wrażenie, że gorączkowo nad czymś rozmyśla.

- No i co? - powtórzył Snape. - Ten pergamin wyraźnie zionie czarną magią. A o ile się nie mylę, to zakres twoich kompetencji, Lupin. Jak sądzisz, skąd Potter mógł wziąć coś takiego?

Lupin podniósł głowę i zerknął przelotnie na rodzeństwo tak, jakby ostrzegał ich, żeby milczeli.

- Zionie czarną magią? - powtórzył łagodnym tonem. - Naprawdę tak uważasz, Severusie? Bo mnie to wygląda na kawałek pergaminu, który obraża każdego, kto go próbuje odczytać. To dziecinne... ale przecież nie groźne... Myślę, że takie rzeczy sprzedają w sklepie z żartobliwymi magicznymi zabawkami.

- Czyżby? - zapytał Snape, a szczęka mu stężała ze złości. - Myślisz, że mógł kupić coś takiego w sklepie z zabawkami? A nie sądzisz, że raczej dostał to bezpośrednio od wytwórców.

- Masz na myśli pana Glizdogona i tych pozostałych? Harry, czy znasz któregoś z nich?

- Nie. - odpowiedział Gryfon.

- Lily? - zapytał dla czystej formalności.

- Nie. - zaprzeczyła.

- No widzisz, Severusie? To mi wygląda na gadżet ze sklepu Zonka...

Nagle do gabinetu wpadł Ron. Z trudem łapał powietrze i zatrzymał się dopiero przed biurkiem Snape'a. Chwycił się kurczowo za serce i próbował coś powiedzieć.

- Ja... dałem... to... Harry'emu. - wybełkotał. - Kupiłem...to...u Zonka...dawno...dawno...

- No proszę! - powiedział Lupin, klaszcząc w dłonie i rozglądając się z uśmiechem po gabinecie. - To by wszystko wyjaśniało! Zabiorę to ze sobą, Severusie, dobrze? - zwinął pergamin i włożył go do wewnętrznej kieszeni. - Harry, Ron, chodźcie ze mną, muszę z wami porozmawiać na temat wypracowania o wampirach. Lily, ty też chodź. Wybacz nam, Severusie.

Kiedy opuszczali gabinet, Evans nie śmiała spojrzeć na Snape'a, była jednocześnie szczęśliwa, bo nie poniosła żadnych poważnych konsekwencji i zła na siebie, dlatego, że okłamała profesora, który tak bardzo jej pomógł. Poszli za Lupin aż do sali wejściowej, nie odzywając się ani jednym słowem. Dopiero tam ktoś postanowił się odezwać.

- Panie profesorze, ja... - zaczął Harry, jednak nie dane mu było dokończyć.

- Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. - przerwał mu nauczyciel obrony. Rozejrzał się po pustej sali wejściowej i dodał prawie szeptem. - Tak się składa, że wiem skąd jest ta mapa. Skonfiskował ją Filch...dawno, dawno temu. Tak, wiem, że to mapa. - dodał, widząc zdumione miny Gryfonów. - I nie chcę wiedzieć w jaki sposób trafiła w wasze ręce. Dziwię się jednak, że jej nie oddaliście. Zwłaszcza ty Harry. Pomyślałeś choć przez chwilę, że jeśli mapa trafi w ręce Syriusza Blacka to bez problemu trafi on do ciebie i nie tylko. Nie miałby by też żadnych trudności, aby zrobić krzywdę Lily.

Potter gwałtownie zbladł. Podświadomie przycisnął się do młodszej Gryfonki, która szła po jego prawej, ta nie protestowała. Dopiero teraz to do niego dotarło. Zawsze mógł liczyć tylko na siebie i tylko o siebie się martwił. Później poznał Rona i Hermionę, ale teraz jest jeszcze Lily, musi się nią wyjątkowo opiekować. W końcu jest jego jedyną rodziną, jego młodszą siostrą.

- Nie mogę ci jej niestety oddać, Harry.

- Rozumiem, profesorze. - Gryfon spodziewał się tego, nie zamierzał protestować, jednak... - Dlaczego profesor Snape myśli, że dostałem ją od wytwórców?

- Bo... - Lupin zawahał się. - bo ci, którzy stworzyli tą mapę bardzo by chcieli wywabić cię ze szkoły. Uważaliby to za bardzo zabawne.

- Zna ich pan?

- Poznaliśmy się. - odrzekł krótko profesor, patrząc na Harry'ego z nadzwyczajną powagą. - Harry nie oczekuj, że nadal będę cię krył. Nie mogę cię zmusić, abyś zaczął poważnie traktować Syriusza Blacka. Myślałem jednak, że to, co usłyszałeś, kiedy znalazłeś się blisko dementorów, wywrze na tobie głębszy wpływ. Wasi rodzice oddali za was życie, Harry. Niezbyt to chwalebny sposób, by im to wynagrodzić... przehandlować ich ofiarę na torbę magicznych zabawek.

I odszedł, zostawiając rodzeństwo w stanie o wiele gorszym od tego, w jakim znajdowali się w gabinecie Snape'a. Powoli weszli na marmurowe schody, a Ron powlókł się za nimi. Lily była tak wyczerpana tym wszystkim, że zasypiała na stojąco. Harry od razu to zauważył. Podniósł dziewczynę, która i tak była wyjątkowo lekka, i zaniósł ją na siódme piętro. Po drodze Evans zdążyła zasnąć, a Harry w tym czasie chciał porozmawiać z Ronem, jednak gdy tylko weszli już w korytarz patrolowany przez trolle zobaczyli idącą ku nim Hermionę. Dziewczyna miała zaczerwienione oczy, a po jej policzkach spływały łzy, ręce trzęsły jej się niemiłosiernie.

- Na litość Merlina, Mionka, co ci jest!? - zawołał przerażony rudzielec.

- Pomyślałam... - wyjąkała. -...że powinniście wiedzieć... Hagrid przegrał. Mają uśmiercić Hardodzioba.

*-*-*
Przepraszam za błędy, ale już nie jestem w stanie, ani psychicznie, ani fizycznie się zmusić do sprawdzenia tego tekstu. Możecie poprawiać w komentarzach, będę wdzięczna.

Zadaję to pytanie ponownie, aby się upewnić:

Z kim chcecie, aby skończył Harry?

Od razu mówię pytam o to po raz ostatni, więc dobrze to przemyślcie.

Ostatnio pojawiły się takie propozycję, jak:

- Hermiona (tu było najwięcej komentarzy, nie wiem dlaczego, ale jeśli ponownie zgarnie najwięcej głosów to zrobię Harmione)

- Ginny

- Draco (nie chce znowu robić Drarry, no ale głos należy do was)

Pozwalam wam tu zdecydować, bo ja nie mam kompletnie żadnego pomysłu, a nie wiem, jak mam pokierować historią, więc... czekam na propozycję. (nie, nie będzie Tomarry, wiem, że kilka osób by chciało)

Pozdrawiam,
panienka_dumbledore

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro