Kolejny wilczy problem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

,,Tym właśnie jesteśmy. Produktami wiecznej wojny''.

Ashton pov:

Zatrzasnąłem drzwi od czarnego Suv'a i zsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne. Zeskanowałem wzrokiem budynek baru, który bardzo dobrze znałem. Teraz jednak przednia szyba leżała w kawałkach pod naszymi nogami a w środku panował niewyobrażalny bałagan. W zasadzie, ktoś urządził tutaj totalną demolkę. Stąpałem powoli po pokruszonym szkle i przedmiotach a dzięki swojemu wilczemu węchowi, już stąd mogłem wyczuć zapach farby.

Stanąłem na środku sali, gdzie jeszcze nie dawno wnętrze wyglądało zupełnie inaczej. Objęcie pozycji Alfy stada wymagało ode mnie lat pracy. Większości mogło się wydawać, że po prostu odziedziczyłem to miejsce po ojcu, ale nikt nie sądził, że najpierw musiałem go obalić. Wymagało to lat zdobywania pozycji wśród wilkołaczego świata, co często wiązało się z prowadzeniem lewych interesów. Teraz z tego miejsca, gdzie w zasadzie wszystko się zaczęło, nie zostało już prawie nic.

- Katie, co już mamy? - zwróciłem się do przechodzącej obok mnie wilczycy, która w naszym stadzie była swego rodzaju stróżem. Katie od niedawna odkryła swoje niecodzienne zdolności, których badaniem zajęły się najlepsze wiedźmy. Trafiła ona bowiem do tego stada kilkanaście lat temu jak sierota. Od dawna natomiast wiadomo, że wilkołaki często tworzyły rodziny z wiedźmami, tylko po to, aby ich dzieci miały nadprzyrodzone moce. Katie jednocześnie jak nikt inny potrafiła wyczuć człowieka, zresztą inne istoty także nie mogły ukryć przed nią swojej twarzy. Dziewczyna była niewiele starsza ode mnie a przeszła więcej niż każdy z nas. Jej rodzice zostali zabici przez banitów a ona przez kilka tygodni żyła na mrozie, głodując i przymierając z wyczerpania. Mój ojciec znalazł ją podczas jednego z polowań i przygarnął do stada. Od tego czasu Katie pomaga we wszystkim w stu procentach, zapewne chcąc się odwdzięczyć za uratowane życie.

- Przesłuchaliśmy świadków, w zasadzie tylko jedna kobieta z personelu przeżyła. Jest jednak tak przerażona, że nie wiele nam powiedziała.

- Był tu ktoś jeszcze? - uniosłem brew i przyjrzałem się dobrze znanym mi rysunkom na ścianach. W zasadzie to nie tak dobrze znanym. Wiedziałem jedynie, że są to jakieś symbole banitów i rysują je oni w miejscach zbrodni. Nadal nie udało nam się ich rozszyfrować. Warknąłem podirytowany, kolejny raz obserwując ich bazgroły. Zdawałem sobie jak bardzo są to istotne informacje i tym bardziej irytowało mnie, że mam je pod samym nosem a w żaden sposób nie mogą być pomocne.

Wygnane wilkołaki stawały się po pewnym czasie dzikimi zwierzętami. Nie atakowały jednak miejsc jak to, bez żadnego powodu. Banici woleli resztę swojego życia spędzać w gęstych lasach, chowając się w ich zakamarkach. Jednak historia nauczyła nas, że gdy ktoś umiejętnie wykorzysta ich dzikość, stają się oni nieokiełznanym wrogami.

- Nic mi nadal nie wiadomo - wzruszyła ramionami i zagarnęła czarny kosmyk włosów za ucho. Jej zielona sukienka w kwiatki naprawdę nie pasowała do zdemolowanego otoczenia i stwarzała nawet zabawne pozory.

- A napisy? - mruknąłem a wilczyca jedynie kolejny raz pokręciła przecząco głową - nadal nic?

- To jakiś pradawny język albo totalnie nowy, wymyślony przez nich samych. Nie wiem, która opcja jest dla nas gorsza.

- Alfo! - w naszej rozmowie przerwał nam donośny krzyk jednego z bet. Po krótkim spojrzeniu na notatki dziewczyny zdołałem zapoznać się z całą sytuacją. Dopiero potem skierowałem się w stronę innych.

- Idź obejrzeć ciała ofiar - mruknąłem do Katie, gdy odchodziłem- masz bystre oczy.

Dziewczyna oddaliła się a do mnie podszedł młody mężczyzna. Za jego plecami mogłem dostrzec kilka omeg, które zbierały ślady i jakiekolwiek poszlaki z różnych przedmiotów.

- Kobieta, która widziała banitów, powiedziała, że nie zabili jej tylko z jednego powodu. Podobno jakaś dziewczyna ją uratowała.

Skupiłem się mocniej na jego słowach jednocześnie spostrzegając, że za jego plecami zaczęło tworzyć się jakieś zamieszanie.

- Młoda barmanka z jasnymi włosami? - Beta najwyraźniej wydawał się zaskoczony, że wiedziałem o kogo chodzi. Czyli jednak dobrze przeczuwałem, że nowa pracownica nie była zwyczajnym człowiekiem. A przynajmniej skrywała jakąś mroczną tajemnicę.

- Dokładnie tak Alfo - odparł - więcej nie wiemy, bo podobno kobieta straciła ze strachu przytomność.

- Dobrze, wezwij Delty i zbierzcie wszystkie odciski. Pobierzcie też farbę ze ścian, musimy znaleźć zródło jej pochodzenia. Może odkryjemy obóz banitów.

Beta ukłonił się lekko i odszedł do reszty. Ja w tym czasie podszedłem do dwóch wilkołaków, którzy zaaferowani o czymś rozmawiali. Obok nich stała Katie a pod jej nogami leżało ciało zabitego mężczyzny.

- Coś się dzieje? - uniosłem brew i spojrzałem na zaczerwienioną z emocji twarz dziewczyny.

- Alfo, to jest niemożliwe, żeby zabił go jakiś zwykły człowiek - wtrąciła się szybko kobieta, która stała obok, za co skarciłem ją wzrokiem. Nie znosiłem, gdy wokół mnie wpadano w panikę i tworzył się niepotrzebny chaos.

Spojrzałem na ciało mężczyzny i z początku wcale nie wyglądał na martwego. Bardziej jakby spał. Nie miał ani poharatanego ciała, jego kończyny były całe a jedynie trochę krwi widniało na jego pobitej twarzy.

- Co to znaczy? - zmarszczyłem brwi.

- Wyniki autopsji pokazały, że zmarł z powodu wewnętrznego wylewu - wyjaśniła Katie - tylko sposób jego zabicia nas bardzo mocno zastanawia.

- Czemu niby? - do naszej rozmowy wtrącił się jeden z śledczych, wzruszając ramionami - dziewczyna była przerażona, pewnie kopała i biła na różne strony. Może miała wystarczająco szczęścia, że walnęła go celnie nogą i doprowadziła do wylewu. To nie był potężny banita.

- Myślisz, że atakowana kelnerka, mając wokół siebie masę noży, nie użyłaby jednego z nich?

- Może nie miała czasu - odparłem.

- Albo nie potrzebowała tego - Katie wydawała sie maksymalnie zafascynowana całą sytuacją - wyobraź sobie, że jesteś bezbronną dziewczyną i idzie w twoja stronę olbrzmi wilkołak. Gdzie celujesz swoje uderzenie? Ja walnęłabym typa w krocze, albo gdzieś po nogach. A ten mężczyzna umarł od krwotoku wewnętrznego spowodowanego uszkodzeniem żołądka. Naprawdę ciężko w ten sposób zabić wilkołaka, którego ciało szybko się regeneruje.

- Chcesz powiedzieć, że to nie było przypadkowe?

- Mówię wam tylko, że ta dziewczyna wiedziała co robi. I to doskonale. Przecież wiecie, że wilkołaki mają bardzo wrażliwe podbrzusze i brzuch. Najpierw zadała cios w okolice żołądka a potem zmiażdżyła mu krtań. Dwa najsłabsze punkty wilków.

- To nie mogło być przypadkiem - westchnęła kobieta obok mnie a jej głos zadrżał - przypomniało mi się coś.

Spojrzeliśmy na nią a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Kobieta wzięła oddech i zaczęła mówić.

- Kiedyś w Georgi badałam podobną sprawę. Trafiłam wtedy na bardzo podobne powody śmierci. Ofiara wydawała się zabita tak doskonale, że z trudem określiliśmy powody zgonu. Pewnie słyszeliście o ,,Cichej Zabójczyni''- szepnęła a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową. Cicha Zabójczyni była postrachem wśród wilkołaków, jednak jej istnienie nigdy nie zostało potwierdzone. Wszystkie zgony i niewyjaśnione śmierci od zawsze najłatwiej zrzucano na wampiry a teraz głównym winowajcom stała się właśnie ona. Podobno piekielnie zła wampirzyca, stworzona tylko, aby zabijać. Ja osobiście nie wierzyłem ani trochę w jej istnieje, ale w mojej głowie nagle zapaliła się ostrzegawcza lampka.

- Nie mamy czasu na żarty... - mężczyzna, który wtrącił się w trakcie rozmowy, przerwał jej rozdrażniony głosem.

- Zamilcz - odwróciłem się w jego stronę z morderczym spojrzeniem. Od kiedy pamiętałem główną cechą naszej rasy była piekielna próżność i lekceważenie.

- Ale Alfo - poczułem jak moje oczy zaczynają przyjmować czerwony odcień a ten marny Delta dopiero wtedy sie uląkł i wycofał w cień.

- Wszystkie śmierci, które przypisywano jej w ostatnich czasach, były tak samo dziwne. Natomiast każda z ofiar została zabita doskonale i z maksymalną precyzją. Ona zna każdy czuły punkt wilkołaków, a ten mężczyzna ewidentnie nie miał żadnych szans, żeby się obronić.

- Jedyne czego jesteśmy pewni, to że kelnerka była kimś więcej niż człowiekiem - podsumowała Katie - trzeba ją znaleźć i wyjaśnić to wszystko.

- A drugi mężczyzna? - mruknąłem nagle przypominając sobie o drugiej ofiarze.

- Właśnie - Katie spochmurniała - najprawdopodobniej zabiła go z ukrycia. Ma podcięte mięśnie łydek i skręcony kark.

- I to nie byle jakie mięśnie. Rozerwała kawałkiem szkła ścięgno Achillesa, które jak dobrze wiesz, powoduje uszkodzenie także mięśni łydki. Facet miał zerowe szanse, aby się podnieść. Potem pozbawiła go przytomności a on wykrwawił się na śmierć. To nie są rany zadane przypadkiem.

Wiedziałem jedno, musiałam znaleźć te dziewczynę jak najszybciej.

- Przeszukajcie teren - krzyknąłem do zgromadzonych - nie może być daleko. Macie dostarczyć ją żywą a obiecuję, że wynagrodzę was. Biegniecie.

W powietrzu zapanowało zamieszanie i napięcie. Pomieszczenie powoli zaczęło pustoszeć a ja ostatni raz spojrzałem na ciała wilkołaków.

Zaczynałem mieć wątpliwości, czy aby napewno Cicha Zabójczyni była zaledwie legendą.

Stormi pov:

Wbiegłam do mieszkania jak poparzona. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o ich zimną powierzchnię, starając się unormować oddech po szaleńczym biegu.

Kim byli ci mężczyźni? Spodziewałam się ataku wampira w każdym momencie, ale wilkołaki?

Na odrętwiałych od zimna i wysiłku nogach, doszłam do łazienki i oparłam się o umywalkę. Unosiłam spojrzenie na lustro i twarz, po której spływały krople potu. Mój makijaż był całkowicie rozmyty a włosy przykleiły się do policzków. Powoli zsunęłam wzrok na podatną koszulę na ramionach, brudne rękawy a potem zatrzymałam spojrzenie na moich dłoniach, całkowicie pokrytych krwią.

Przez chwilę wpatrywałam się w nie, ale potem włożyłam je szybko pod bierzącą wodę i zaczęłam trzeć. Po tylu latach robiłam to już wręcz machinalnie i z przyzwyczajeniem. Chociaż zawsze wpadałam w taki moment, kiedy patrząc na to wszystko, nie mogłam wierzyć, że rzeczywiście to się naprawdę dzieje. Przez krótką chwilę, za każdym razem, miałam nadzieję, że to jedynie wybryk mojej wyobraźni. Potem jednak patrzyłam na czerwony strumień wody i obrazy z mojego życia uderzały we mnie dwa razy mocniej. Aż do czasu, kiedy zbudowałam mur nie do przebicia i ten widok nie wywoływał we mnie żadnych emocji. Przynajmniej do czasu aż trzymałam swoje uczucia w garści.

Wytarłam ręce w biały ręcznik i sięgnęłam do kieszeni, gdzie trzymałam znaleziony przez mnie kamień. Położyłam go na dłoni i uniosłam na wysokość twarzy. Mały przedmiot mienił się kolorami tęczy i wydawał się najczystszą rzeczą w tym pomieszczeniu, mimo że podniosłam go z ziemi pokrytej brudem, krwią i szkłem. Obróciłam go kilka razy w palcach, ale nie dostrzegając niczego interesującego, odłożyłam z powrotem na blat.

Westchnęłam i przemyłam twarz zimną wodą. W mojej głowie cały czas krążyły myśli, kto mógłby nasłać na mnie wilkołaki i czego chciały ode mnie te kundle. George nienawidził tych stworzeń, więc szczerze wątpiłam, że prosiłby ich o pomoc w znalezieniu mnie. A jeśli tak, to jako pierwsza musiałam znaleźć wilka, z którym zawarł umowę.

Najważniejsza zasada łowcy, to nigdy nie stać się ofiarą.

Nie mogłam więcej uciekać, tym bardziej robić sobie kolejnych wrogów. A czułam, że sytuacja z baru jest moim zupełnie innym i nowym problemem. Nie związanym z tym, że szuka mnie prawie całe wampirze królestwo, na czele z potworem, który tyle lat mnie wychowywał. Stworzył mnie taką, jak chciał, abym była, znał wszystkie moje słabości i moce. Nie miałam przed nim żadnych tajemnic, tym samym żadnych niespodzianek. George zaprojektował mnie na swojego oddanego sługę, nie sądził, jednak że mu się kiedyś sprzeciwię. Teraz więc nadszedł czas, kiedy musiałam odnaleźć swoją prawdziwą siebie. I jeśli chciałam go pokonać, musiałam być najbardziej nieprzewidywalna i gwałtowna. Od zawsze uczył mnie bowiem spokoju i wpajał w mój umysł kolejne zasady. Jedyną szansą, aby go zmylić było odnalezienie części siebie, której on nie zna.

Problem był w tym, że ja także jej nie znałam.

W sypialni wyjęłam spod łóżka dużą, czarną torbę i zaczęłam pakować do niej rzeczy. Chwilkę później spojrzałam także na kilka noży, która zabrałam ze sobą tamtego dnia i z wahaniem wzięłam je w dłonie. Zdjęłam z siebie moje zniszczone ubrania do pracy a na nogi wsunęłam czarne, skórzane spodnie. Koszule zamieniłam na obcisłą bluzkę z długim rękawami, które miały specjalne opaski na różną broń. Wokół uda zapięłam pasek z nożami a na siebie zarzuciłam gruby, ciemny płaszcz. Mimo wszystko przed wyjściem zamknęłam mieszkanie, ale klucze zostawiłam pod wycieraczką. Nie miałam zamiaru tutaj już nigdy wracać.

Wyszłam na ulice i szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjazdu z miasta. Tam miałam zamiar złapać jakis transport, chociaż sama w zasadzie nie wiedziałam, co teraz robić. Dochodziła północ, ja szłam opustoszałymi ulicami a wokół słychać było jedynie tupot moich grubych kozaków. I chociaż podczas walki koturny często ratowały mi życie, to teraz modliłam się, żeby nikogo nie spotkać i nie ściągnąć na siebie niepotrzebnej uwagi.

Z daleka mogłam już coraz wyraźnie słyszeć szum oceanu, więc przyśpieszyłam kroku. Minęłam park i stwierdziłam, że przejście przez niego będzie zdecydowanie szybsze. Jednak od razu pożałowałam swojej decyzji, gdy na jednej z ławek zobaczyłam trzech facetów. Na szczęście zwykłych ludzi, więc mogłam się martwić tylko brakiem czasu.

- Oj panowie, chyba mamy dzisiaj szczęście - poczułam rękę jednego z nich na swoim ramieniu, kiedy minęłam ich wąską ścieżką. W myślach musiałam przyznać racje wszystkim, którzy uważali ludzka rasę za głupców.

- Co tutaj robisz cukiereczku? - zmarszczyłam brwi, gdy kolejny z nich zbliżył się do mnie i mogłam poczuć jego okropny zapach.

- Zostawcie mnie - mruknęłam i odepchnęłam go. Facet zatoczył się i prawie upadł. Nie zdziwiło mnie to, wszyscy byli zjarany i pijani do granic możliwości.

- Nie tak prędko - warknął i wyprostował się.

- Nie chcesz tego - westchnęłam, gdy znowu ruszył w moją stronę - ostrzegam was.

Zanim jednak zdążyłam zrobić cokolwiek, usłyszałam głośne wycie. A potem na jednej z uliczek w parku pojawiła się grupka postaci, ubranych prawie całkowicie na czarno. Poczułam jak moje ciało drętwieje a w głowie miałam już najgorsze scenariusze. Wzięłam głęboki oddech i starałam się jak najszybciej przeanalizować swoją sytuację. Nie dałabym rady pokonać ich wszystkich, niezależnie od ich pozycji w stadzie. Czułam niestety, że są to silne wilkołaki. Chyba wolałam już te pieprzone potyczki z pijakami. Teraz natomiast miałam porządnie przerąbane i naprawdę niewiele pomysłów, jak wyjść żywą z tej sytuacji.

- Czego chcecie? - wrzasnął pijany mężczyzna, wyraźnie wpadając w panikę na widok przybyszy - jazda stąd!

I wtedy do głowy wpadł mi najbardziej ryzykowny i popieprzony plan, który miała praktycznie zerowe szanse na powodzenie. Schyliłam się do swojego uda i dyskretnie odpięłam pas z bronią. Noże w kozakach miałam głęboko ukryte, więc tym nie musiałam się przejmować. Płaszczem mocniej okryłam swoje ramiona a bluzkę zsunęłam w dół, tak aby wyglądała bardziej jak u kobiety wracającej z imprezy, niż opuszczającej potajemnie miasto.

- Zostaw dziewczynę - warknął jeden z wilkołaków - natychmiast.

- Przykro mi panowie, ale my mamy już plany - zarechotał, a jego koledzy zawtórowali mu. Pokręciłam głową, nie wierząc w jego głupotę i stwierdziłam, że to idealny moment, aby zacząć działać. Chociaż widząc mój plan każdy zadawałby sobie pytanie czy, aby napewno wszystko ze mną w porządku. Nadepnęłam na stopę faceta i wyrwałam się z jego uścisku.

Byłam genialną aktorką. Chyba jedyną rzeczą, która wychodziła mi lepiej od walki, było ukrywanie emocji i nieustanna gra. Już dawno zgubiłam się w tym ciągłym udawaniu i teraz nie dawałam nawet rady odnaleźć samej siebie. Sieć, pełna fałszywych uczuć, oplotła mnie tak ciasno, że z trudem mogłam zaczerpnąć powietrza.

- Proszę - jęknęłam, sprawiając, że mój głos wydawał się zdecydowanie wyższy i bardziej piskliwy - pomóżcie mi!

Punkt pierwszy. Wilkołaki uwielbiają czuć się wybawcami. Szczególnie obrońcami kobiet.

- Dziwka! - wrzasnął uderzony przez mnie facet, jednak chwilę póżniej leżał już z nożem wbitym w klatkę. Na ten widok jego koledzy uciekli w ciągu kilku sekund i wyszło im to nawet sprawnie, zważywszy na ich stan upojenia.

- Ally? - wilkołak, który zabił tego człowieka, zadał mi pytanie grubym tonem. Kiwnęłam niepewnie głową i zmusiłam swoje ciało, aby trzęsło się i dygotało. Najlepszym odwróceniem uwagi było granie bezbronnej i zranionej. Zlekceważą mnie, uznają za brak zagrożenia a ja wykorzystam to przeciwko nim. Wilkołaki od zawsze były pyszne i dumne, szczególnie samce, które od wieków czują się jak zwycięzcy świata. I uwielbiają mieć kontrolę nad kobietą a ja doskonale potrafiłam to wykorzystać.

- Proszę - pisnęłam i złapałam jego ramienia, próbując powstrzymać odruch wymiotny - pomóżcie mi. Oni-i chcieli zrobić mi złe rzeczy.

Punkt drugi. Niech myśli, że bez niego nie dasz rady przetrwać.

- Jesteś już bezpieczna - miałam ochotę uśmiechnąć się, widząc jak na jego twarz wkrada się duma. Oj tak, mężczyźni byli zdecydowani zbyt prości do przechytrzenia - zabierzemy cię stąd.

- Dziękuję - zmusiłam swój głos do piskliwych dźwięków - uratowałeś mi życie. Wy wszyscy - zwróciłam się do jego towarzyszy - nie wiem czy przeżywałbym te noc....

- Spokojnie - dodał kolejny - to nic takiego.

Punkt trzeci. Daj im tyle uwagi, o ile proszą.

- Jak to nic takiego?! - powinnam dostać jakąś nagrodę za tak pięknie udawane oburzenie. Było warto, bo widząc ich łatwowierne spojrzenia, wiedziałam, że już miałam ich w garści - jesteście moimi wybawcami. Jak mogę się wam odwdzięczyć?

- Zabierzemy cię do pewnej osoby, mała. Szef chce z tobą pogadać- westchnął czarnoskóry mężczyzna, który do tej pory trzymał się na uboczu - chociaż wątpię, żeby w tym przypadku miał racje.

- Ale-e o czym? - westchnęłam, gdy prowadzili mnie do czarnego samochodu.

- Jesteś nam winna życie, chyba to nie problem, żebyś z nami pojechała tak? - wilkołak nachylił się niebezpiecznie blisko mojej twarzy i uśmiechnął błogo. Mimo wielkiej ochoty wbicia mu ostrza głęboko w serce, to jedynie rozciągnęłam swoje usta w szerokim i przyjaznym uśmiech.

Musiałam dowiedzieć się czego oni ode mnie chcieli, a nikt nie będzie lepszym źródłem informacji, niż sam Alfa stada.

..............

Miłego dnia kochani!
Będę wdzięczna za wszystkie komentarze✨🤍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro