27. Kou

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło parę nerwowych dni, w których czekałem na odpowiedzi.
Jak się okazało, dostałem pracę w spożywczym i księgarni. Postanowiłem wziąć obie prace, bo nigdy nie wiem, jak skończę i warto mieć jakieś pieniądze.

Wstałem i się ubrałem. Jeszcze tylko spiąłem długie włosy w kucyk i wyszedłem z domu. Powietrze było rześkie, temperatura ujemna, a drogę do przystanku spowijała lekka mgła, zapowiadająca popołudniowy deszcz. Z ulgą wsiadłem do ciepłego autobusu, zdziwiło mnie, że o tej godzinie jest w nim tak mało osób. Wyjąłem telefon i zmarszczyłem brwi. Była 7.30.
Gdy dojechałem, na stacji stał tylko strażnik ubrany w ciepłą zimową kurtkę, której mimo woli mu pozazdrościłem. Cienka marynarka od mundurka nie była najlepszym wyjściem na tą pogodę.
Wzdrygnąłem się i wszedłem do szkoły. Odetchnąłem z ulgą, czując przyjemne ciepło przychodzące przez całe moje ciało.
-Hej! Kooou!- usłyszałem krzyk i Mia rzuciła mi się na szyję. Uśmiechnąłem się lekko.
- hej- odpowiedziałem i gdy mnie puściła, ruszyliśmy na piętro.

Lekcja trwała już od 20 minut, a dwójki największych spóźnialskich w ciągu dalszym nie było. Jednak już po chwili w sali pojawiają się dwie rozczochrane, zaspane głowy, mamrocząc przeprosiny pod nosem.
- Hej- uśmiecha się do mnie Saki.
-No hej- odpowiadam tym samym i patrzę, jak zaczyna się wypakowywać.
-O czym jest mowa?- marszczy brwi i dodaje- i co to za lekcja?-
-Historia, znowu starożytność- widząc jego załamaną minę, ledwie powstrzymuje się od parsknięcia śmiechem.

Lekcje mijają szybko i nim zdążę się zorientować, jest już matematyka. Przepisuje z tablicy zadanie, jednak coś mi się nie zgadza, nie ma czegoś takiego jak ✓96, marszczę brwi.
Właśnie w tym momencie czuje na swojej dłoni, drugą, większą, silniejszą i tak przyjemnie ciepłą.
-Nie, nie tak- kręci głową i kierując moją dłonią, pisze z przodu jedynkę ✓169. Dobra, to ma sens. -i tutaj nie 48, tylko 46- dodaje po chwili i puszcza moją rękę (tak między nami, to było miłe i chciałbym, by potrzymał ją jeszcze chwilę)
- Dzięki- uśmiecham się lekko i wracam do zadania.
Gdy dzwoni dzwonek, jestem lekko zaskoczony, że to już koniec. Wstaje i zaczynam się pakować.
-Wracamy razem?- pyta się Saki, właściwe jak co dzień.
- Jasne- odpowiadam z zasady.

Zmieniamy buty, a Saki zakłada też szalik i kurtkę, której tak jak rano strażnikowi, lekko zazdroszczę.
Wychodzimy z budynku. Wzdrygam się, czując, jak nieprzyjemny wiatr przeszywa moje ciało.
-No nie mów, że nie masz kurtki, Kou- wzdycha i patrzy na mnie.
-Z.. Zapomniałem zabrać- Dukam, zwieszając głowę. Chwilę później czuje jak coś ciepłego okrywa moje ramiona. Podrywam głowę lekko zdziwiony.
-N.. No co ty?- czuje, jak robi mi się gorąco, mimo wcześniejszego chłodu.- będzie ci zimno-
-mam szalik-
-i co ci po szaliku?-
-jest ciepły!- i tak sprzeczamy się, aż do stacji, tam wsiadamy do pociągu. Oddaje mu kurtkę i wracam do ignorowania zimna. Nie chce, by był przeze mnie chory.
Gdy już mam się odezwać i zacząć jakąś rozmowę, pociąg gwałtownie hamuje, a ja tracę równowagę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro