39. Kou

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na noc zostałem u Sakiego. Pokój gościnny, mimo że ciepły i przytulny, nie pozwolił mi się wyspać. Cały czas myślałem o tym, co się stało i co by było, gdyby Saki nie spadł z nieba. Bałem się tak bardzo, nie mogłem nic zrobić, paraliżowało mnie przerażenie i on był taki silny...
-Jak się czujesz?- wyrwał mnie z zamyślenia głos chłopaka. Spojrzałem na niego.
-Trochę lepiej...- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wstałem i podszedłem do niego. Ten złapał mnie za rękaw i wyprowadził z pokoju. -Masz do dyspozycji łazienkę i jak chcesz to jakieś moje stare ciuchy. Jesteś głodny?-
-N.. Nie- Wydukałem.
-W sumie to nie było pytanie, tylko stwierdzenie.
Patrzę, jak zaczyna robić mi jedzenie, a do kuchni wchodzi Suki.
-Kou...- patrzy się na mnie.- Tak bardzo cię przepraszam za wczoraj- spojrzałem na nią i uśmiechnąłem lekko.
-Nic się nie stało, to nie jest twoja wina-
-Jest mi strasznie głupio..-
-I powinno być...- burknął Saki.
-Wynagrodzę ci to jakoś- powiedziała, złapała za torbę i wybiegła do szkoły.
-O co jej chodziło?- w sumie to mało cop pamiętam z wczorajszego dnia, byłem za bardzo w szoku, wiem tyle, że Suki za coś na mnie krzyczała, ale nie wiem, czy to była jej wina....
-Nie była wczoraj zbyt delikatna- odparł Saki, wzdychając i stawiając przede mną talerz z omletem.
-Dzięki...- powiedzieli cicho i zacząłem jeść. Muszę przyznać, że jego kuchnia jest świetna.
-A co ty tam robiłeś Saki? Wiesz... Spadłeś mi z nieba- jak anioł, którym w sumie jesteś.
-Poszedłem po herbatę dla mamy. Są z tatą na wyjeździe służbowym i miałem uzupełnić zapas z ich ulubionej herbaciarni- czy on mówi o tej, w której pracuje? Było blisko, a zostałbym przyłapany w pracy... Chociaż to by było, lepsze od tego co się stało, a raczej miało stać.
-Oh... Rozumiem.- właśnie wtedy Sayo wbiegła do pokoju, krzycząc moje imię. -Hej kochanie- wziąłem ją na ręce i przytuliłem.- Miło cię widzieć- zacząłem ją gładzić po miękkich włosach.

Potem wykąpałem się i założyłem jakieś stare ciuchy Sakiego. Znaczy.... Nie no, bokserki, jak i spodnie zostawiłem swoje- na samą myśl, zarumieniłem się lekko. Mam tylko skarpetki i bluzę z napisem ,,Bohaterowie walczą do końca,,. Dałem ją kiedyś Sakiemu na urodziny, nie myślałem, że dalej ją ma...
To trochę frustrujące, że rzeczy, które on nosił cztery lata temu, są na mnie dobre teraz. Wcale nie jestem od niego dużo niższy. Tylko z jakieś sześć centymetrów... Po prostu on zawsze był jakiś taki wielki... Dorósł znacznie szybciej, dalej mam takie wrażenie. Czuje się przy nim jak dziecko...
Wyszedłem z pokoju i udałem się do przedpokoju, gdzie Saki siłował się z siostrą.
-Idz już do szkoły...- powiedział, patrząc na mnie.- Dasz radę?- zapytał z lekkim niepokojem. Pokiwałem głową.- Ja zaprowadzę jeszcze siostrę do przedszkola, nie chce, byś się spóźnił- znowu pokiwałem głową, ubrałem się i złapałem za klamkę. Otworzyłem drzwi, ale zawahałem się. -Saki...- Zacząłem cicho. Odwróciłem się do niego.
-Mhymmm- mruknął chłopak. Podszedłem do niego.
-Dziękuje za wczoraj...- po chwili dodałem- No i za Dzisiaj- po tych słowach stanąłem na palcach i pocałowałem go w policzek. -No to..- powoli się wycofałem- Widzimy się w szkole- uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem do windy.

Wyszedłem z jego bloku i poszedłem do szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro