14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie pamiętałem już, kiedy spędziłem z Harper cały dzień. Było to dla mnie czymś dziwnym. Unikałem jej, jak się dało. Wolałem zostawać w pracy, chociaż nikt nie płacił mi nadgodzin. Nieważne. Przynajmniej spokojnie mogłem szukać błędów Greena. Czasami aż dziwnie czułem się, z tym że mijałem się z Harper. Widocznie dziewczyna też miała mnie już dość. Jednak nie pozwoliła mi odejść. Nie rozumiałem tego. Nasz związek nie przynosił jej żadnej korzyści. Nie miałem nic do zaoferowania Harper ani jej rodzinie. Takich gości jak ja w firmie Green mógł mieć tysiące.

– Harper, to nie ma sensu.

Czasami jeszcze próbowałem przekonać ją, żeby odpuściła. Wierzyłem, że w końcu zrozumie, że nasz związek nie miał już sensu i lepiej będzie jej beze mnie. Znalazłaby sobie lepszego faceta. I to dość szybko. Czemu, więc na siłę chciała zatrzymać mnie przy sobie? Nic dobrego z tego nie wyszło. Nie sprawi, że znowu ją pokocham. Najgorsze, że naprawdę zdarzało mi się prosić Harper, żebyśmy się w końcu rozstali. Naiwnie wierzyłem, że któregoś dnia pozwoli mi się spakować i odejść. Chociaż za każdym razem była nieugięta i zdarzało jej się mnie wyśmiać. Doskonale wiedziałem, że byłem żałosny.

– Nie ułatwię ci życia! – wrzasnęła.

Jasne, że nie. Przecież nie miałem prawa uwolnić się od niej. Tylko to sprawiłoby, że poczułbym się lepiej. Dlaczego dziewczyna nie chciała zacząć od nowa, z kimś innym? Mogła ułożyć sobie życie, znaleźć faceta, z którym byłaby szczęśliwa. Wcale nie musiała się ze mną męczyć. Nic nas nie łączyło. Byliśmy bez ślubu, bez dzieci. Wiele par takich, jak my rozchodziło się każdego dnia.

– Utrudniasz je sobie.

Harper nie miała żadnych korzyści z naszego związku. Byłem biedny, gdy się poznaliśmy. Wykorzystywałem ją. Dostałem się do firmy Greena tylko dzięki niej. Inaczej nigdy nie miałbym szansy nawet na staż tam. Dziewczyna już dawno powinna mnie pogonić. Na złość mogła zacząć spotykać się bogatym typkiem. Chociaż wcale by mnie to nie ruszyło. Nie kochałem jej.

– Wcale mi to nie przeszkadza!

Miałem dość jej krzyków. Mogłaby przestać wrzeszczeć. Nie potrafiliśmy już normalnie rozmawiać. Do Harper nie trafiały żadne argumenty. Uparła się, że zatrzyma mnie przy sobie, chociaż jej nie kochałem. Denerwowało mnie zachowanie dziewczyny. Może tatuś spędzał każdą jej zachciankę, ale ja nie zamierzałem. Jeśli dalej będzie mnie tak traktowała, zmienię jej życie w piekło. Będę najgorszym facetem. W końcu sama nie wytrzyma i mnie pogoni.

– Nie kocham cię!

– To nie ma znaczenia. - Kręciła głową.

Jak to nie? Przecież bez miłości nie da się nic stworzyć. Nie rozumiałem, czemu Harper nie chciała ułożyć sobie życia beze mnie. Nie miałaby problemu ze znalezieniem chłopaka. Zdawałem sobie sprawę, że na początku naszego związku ojciec próbował ją przekonać, żeby przestała się ze mną spotykać. Wiedział, że nie pochodziłem z żadnej bogatej rodziny. Dał mi szansę, bo pewnie córeczka czymś mu zagroziła. Byłaby do tego zdolna. Chciałbym wiedzieć, co miała na ojca. Mógłbym to wykorzystać.

– Nie sypiamy ze sobą.

– Możemy w każdej chwili. - Spojrzała na mnie.

Zapewne liczyła na seks. Nie. Tego akurat nie przeskoczymy. Nie reagowałem na jej zaloty, chociaż bardzo starała się zaciągnąć mnie do łóżka. Odrzucałem ją na każdym kroku. Nie działała na mnie nawet seksowna bielizna. Jednak nie potrafiłem udawać, że nie spoglądałem na jej ciało. Nie mógłbym uprawiać z Harper seksu po tym, jak zdradzałem ją z Lily.

– Czemu jesteś taki uparty? – spytała wkurzona.

Bo chciałem od niej odejść. Sprawić, żeby znienawidziła mnie do tego stopnia, że dłużej ze mną nie wytrzyma. Seks sprawi, że zrobię dziewczynie, nadzieję na to, że nadal coś do niej czułem i że mogliśmy jeszcze uratować nasz związek. Nie było już czego ratować. Miałem wrażenie, że Harper zdawała sobie sprawę z tego, że miałem kochankę. Wcześniej była zazdrosna o każdą kobietę w moim otoczeniu, a od niedawna przestała się tym interesować. Odpuściła. Nie uspokoiło mnie to. Sprawiła, że zamierzałem być czujniejszy niż do tej pory. Nie mogłem pozwolić sobie na żaden błąd.

– Chcę od ciebie odejść. Pozwól mi.

Wiele razy ją o to prosiłem. Chociaż doskonale wiedziałem, że moje prośby nic nie dadzą, nawet jeśli klęknąłbym przed nią. Kompromitowałem się, ale liczyłem, że w końcu mi odpuści. Nie kochałem jej, nie uprawialiśmy seksu. Po co chciała, żeby został? Nawet nie potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Nic nas już nie łączyło.

– Zrób to. - Skrzyżowała ręce na piersiach. – Wiesz, co się czeka.

Zaczynałem odnosić wrażenie, że czerpała satysfakcję ze swojej groźby. Czekała, kiedy pęknę. Liczyła, że zrobię wszystko, co zechce. Nie wiedziałem już, jak sobie poradzić z Harper. Byłem bezradny. Wiele razy miałem ochotę się poddać. Zastanawiałem się, kiedy nadejdzie moment, gdy odejdę, gotowy by spędzić czas w więzieniu. Nawet nie będę miał wtedy siły się bronić. Harper doprowadzi mnie do takiego stanu. Zniszczy mnie. Ciekawe, czy byłaby zadowolona, widząc mój upadek.

– Czemu mi to robisz? - Patrzyłem na nią.

– Bo cię kocham.

To chore. Gdyby tak było, nie robiłaby mi świństwa. Jak można było chcieć zniszczyć kogoś, kogo się kochało? Nie czułem tego samego. Chociaż z dnia na dzień dziewczyna sprawiała, że zaczynałem ją nienawidzić. Jednak nie chciałem zrujnować jej życia. Jedynie znaleźć coś, co pozwoli mi się od niej uwolnić. Harper nie była w stanie sprawić, że zakocham się w niej na nowo. Doprowadzała mnie do szału. Budziła we mnie najgorsze rzeczy.

– Nie. - Kręciłem głową. – Gdybyś mnie kochała, nie szantażowałabyś mnie.

– Nie chcę żyć bez ciebie.

To chore. Jej zachowanie nie było normalne. Próbowała wpędzić mnie w wyrzuty sumienia. Jednak musiała wiedzieć, że wcale nie będę lepszym facetem i nie wzbudzi we mnie litości. Coraz bardziej utwierdzałem się w tym, że dziewczyna potrzebowała pomocy lekarza. Niestety jej rodzice mi w tym nie pomogą. Green wścieknie się, że chciałem zrobić z jego córki wariatkę, a matka Harper nie była w stanie mi pomóc.

– Harper – westchnąłem – nie rób tego.

Dziewczyna niszczyła mnie każdego dnia. Wolałem, gdy się unikaliśmy. Przynajmniej nie musiałem jej o nic prosić, a ona nie próbowała czegoś na mnie wymusić. Jednak to było coraz trudniejsze. Któregoś dnia nad sobą nie zapanuję. Bałem się, do czego byłem zdolny, żeby zmusić Harper, żeby mi odpuściła. Naprawdę próbowałem rozstać się w zgodzie. Jednak do dziewczyny nie trafiały żadne argumenty. Chciała zatrzymać mnie przy sobie siłą, ale z tego nie wyjdzie nic dobrego.

– Sam zdecydowałeś.

Chciałem tylko być wolny. Nie mogłem spędzić życia z Harper. Nie kochałem jej. Nawet nie brałem pod uwagę, że stworzymy rodzinę. Tym bardziej że zakochałem się w Lily. Wiedziałem jednak, że nie będziemy mogli być razem. Nie, jeśli chciałem, żeby nie dopadły ją konsekwencje spotykania się ze mną. Dziewczyna miała jeszcze więcej do stracenia niż ja. Nie mogłem pozwolić, żeby Green zniszczył Lily. Musiałem ją chronić. Tylko że to było trudne.

Nie kontynuowałem tej rozmowy. Po prostu wyszedłem. Musiałem spotkać się z Lily. Dopadłem do niej od razu, gdy stanęła w drzwiach hotelowego pokoju. Nie zastanawiałem się nad niczym, gdy zdejmowałem z niej ubrania. Musiałem ją poczuć i to jak najszybciej. Na szczęście dziewczyna nie protestowała. Pozwoliła mi się wziąć pod ścianą, a później zanieść do łóżka i bzyknąć się jeszcze raz. Nie było w tym żadnej namiętności. Musiała mi to wybaczyć, ale potrzebowałem jej ciała. To nie znaczyło, że ją wykorzystałem. Nie chciałem, żeby tak myślała. Po prostu nie radziłem sobie z niczym, a Lily była odskocznią, koiła moje nerwy.

– Co z tobą? - Leżała z opartą głową na moim torsie.

Próbowałem nad sobą zapanować. Niestety nie potrafiłem. Musiałem jakoś odreagować. Związek z Harper robił mi wodę z mózgu. Jeszcze trochę, a zwariuję. Zaczynałem martwić się o swoje zdrowie psychiczne. Któreś z nas trafi do psychiatryka i podejrzewałem, że padnie na mnie. Może to lepsze niż spędzenie lat w więzieniu za niewinność. Nie wiedziałem, czy znajdę adwokata, który nie da przekupić się Greenowi i zechce podjąć się mojej obrony.

– Nie mówmy o tym. - Przymknąłem powieki.

Nie chciałem rozmawiać z nią o swojej dziewczynie. Po co? Wolałem skupić się na Lily. Tylko ona się teraz liczyła. I tak mieliśmy zbyt mało czasu dla siebie. Nie mogliśmy go marnować. Szkoda, że musieliśmy ukrywać się w hotelu. Chciałbym ją gdzieś zabrać, ale to zbyt duże ryzyko. Zastanawiałem się, czy mieliśmy w ogóle szansę na normalne spotkania bez strachu w przyszłości.

– Ale to nie sprawi, że problem zniknie. - Spojrzała na mnie.

A szkoda. Chciałbym skupić się tylko na Lily. Sprawiała, że czułem się lepiej, nawet jeśli to chwilowe. Przy niej mogłem być sobą. Niczego nie udawałem. Pokazałem jej swoje słabości i liczyłem, że nie wykorzysta ich przeciwko mnie. Żałowałem, że za jakiś czas będziemy musieli przestać się spotykać. Inaczej nie uda mi się uchronić dziewczyny. Miałem nadzieję, że zrobię to dla jej dobra, a nie dlatego, że już się nią znudziłem.

– Wiem. - Pocałowałem ją.

– Wiele wytrzymam.

Nie byłem pewny, czy zdawała sobie sprawę z tego, co nas czekało. Gdy zdecyduję się odejść od Harper, rozegra się cyrk. Zamkną mnie, gdy złoży zeznania i spodziewałem się, że nawet nie wysłuchają mojej wersji zdarzeń. Green rozegra piekło, obwiniając mnie o wszystko. Zechce mnie zniszczyć, bo nie wystarczą mu oskarżenia córki i to, że wpakuje mnie do więzienia. Wolałbym, żeby Lily zostawiła mnie w tej walce samego. Byłem słaby. Nie mogłem martwić się, co stanie się z dziewczyną. Lepiej jej będzie beze mnie.

– Nie jestem pewny, czy warto.

Lily wiele traciła na związku ze mną. Nic nie miałem jej do zaoferowania. Żadne zapewnienia nic nie dadzą. Moje słowa były puste. Pewnie dziewczynie wydawało się, że zadbam o nas, ale musiałem dać jej do zrozumienia, że nie dam rady. Nawet nie wiedziałem, jak samego siebie ochronić przed zemstą Harper. Wątpiłem, że znajdę jakiekolwiek dokumenty na przekręty jej ojca. Nie sądziłem, że okaże się nieuchwytny. Ludzie jego pokroju popełniają wiele błędów i nie każdy z nich potrafi je ukryć. Widocznie Green opanował tę sztukę do perfekcji, bo w jego uczciwość nie wierzyłem.

– Wierzę, że uda ci się zawalczyć o siebie. - Głaskała mnie po policzku.

Miałem ochotę powiedzieć, że była naiwna. Zdążyła poznać Greena i doskonale wiedziała, co robił z ludźmi. On i jego córka mi nie odpuszczą. Nie miałem nic przeciwko nim. Mogli mnie zniszczyć w każdej chwili. Nawet nie byłem zdolny do obrony. Tyle że naraziłem niewinną dziewczynę. Przez swoją słabość do niej zapomniałem, ile szkody mogło narobić samo spędzanie razem czasu poza pracą, a co dopiero bzykanie po kątach. Inaczej byłoby, gdyby chodziło o przypadkową dziewczynę, do której nic nie czułem.

– Nie jestem w stanie nic wymyślić.

Byłem beznadziejny. Słaby. Liczyłem, że dziewczyna mnie uratuje. Chociaż sam powinienem znaleźć sposób, żeby chronić ją. Może powinienem wypytać ją o rodziców. Skoro pochodziła z bogatej rodziny, na pewno słyszeli o Greenie. Może mieli jakichś znajomych, którzy powiedzieliby coś złego na jego temat. Chociaż podejrzewałem, że gdyby dowiedzieli się czegoś niepokojącego, nie pozwoliliby córce dla niego pracować.

– Damy sobie radę.

Łatwiej było, gdy martwiłem się tylko o siebie. Przynajmniej nie musiałem się przejmować, że przez moje wybory ucierpi niewinna osoba. Wpakowałem się w niezłe bagno. Szkoda, że w liceum nie byłem ambitniejszy. Wtedy uważałem, że zdobycie pracy w prestiżowej firmie dzięki związani się z bogatą dziewczyną to idealny pomysł. Byłem głupi, że tak myślałem.

– Wolałbym, żebyś się do mnie nie przyzwyczaiła. - Patrzyłem jej w oczy.

Nie chciałem zranić Lily. Zawróciła mi w głowie. Zacząłem coś do niej czuć. Właśnie dlatego nie powinienem jej do siebie dopuścić. Prędzej czy później ją skrzywdzę. Co, jeśli za rok, dwa, moje zauroczenie minie? Nie byłem w stanie wyznać jej miłości ani zapewnić, że przetrwamy wszystko. Gdybym był do tego zdolny, nie musiałbym teraz kombinować, jak uwolnić się od Harper.

– Za późno. - Uśmiechnęła się, całując mnie w usta.

Tego właśnie się obawiałem. Nie potrafiłem uwolnić się od swojej dziewczyny, a teraz jeszcze zawracałem głowę innej. Co, jeśli Lily się mną rozczaruje? Przyjdzie moment, kiedy będę zmuszony zakończyć nasz romans albo zostawić ją bez słowa. Znienawidzi mnie wtedy. Miałem tylko nadzieję, że nie będę przechodził kolejny raz przez cyrk dziewczyny, którą rozczarowałem.

– Zgubisz mnie – wyszeptałem.

Nie podobało mi się, że kobiety miały nade mną władzę. Nie mogłem pozwolić, żeby Lily upadła razem ze mną. Lepiej, żebym od razu wspomniał, że musiała się bronić, gdy padną oskarżenia. Liczyłem na to, że od razu się mnie wyprze. Będzie mi wtedy łatwiej. Nie wkurzę się na nią za to, że pomyśli o ratowaniu siebie, pogrążając mnie przy tym. Byłem gotowy. Tak mi się przynajmniej wydawało.

– Nie pozwolę ci upaść, Linc. - Usiadła na mnie okrakiem.

Niby jak chciała mi pomóc? Z tego, co zdążyłem dowiedzieć się o jej rodzinie, nie mieli żadnych znajomości, które pomogłyby nam pogrążyć Greena. Chociaż mogła nie powiedzieć mi wszystkiego. Za to doskonale wiedziałem, że sami niewiele zdziałamy. Narobimy sobie za to ogromnych kłopotów.

– Nie uda ci się to.

Lepiej, żeby zdawała sobie sprawę, na co się pisała. W każdej chwili mogła się wycofać. Nikt nie był w stanie mi pomóc. Gdybym tylko wiedział, że miałem w firmie, chociaż jedną osobę, która by mnie wsparła, od razu bym się do niej zwrócił. Niestety każdy myślał tylko o sobie. Wspólnicy Greena sami szukali na niego haka. Żadne z nas nic nie miało. Nikt nie zaryzykuje wszystkiego dla mnie.

– Będę w tym z tobą.

– Nie, Lily. - Pokręciłem głową.

Nie pozwolę jej. Nie mogła się zdradzić. Będzie musiała udawać, że poza pracą nic nas nie łączyło, a jeśli zajdzie potrzeba ograniczymy nasze spotkania do zera. Przez jakiś czas będziemy musieli udawać, że się nie znaliśmy. Ona była stażystką, którą powinienem gardzić, jak robiła to reszta pracowników w firmie.

– Co?

– Nie wychylaj się i obiecaj, że wyprzesz się wszystkiego. - Chwyciłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, żeby na mnie patrzyła. – Obiecaj.

– Nie mogę – wyszeptała.

Raniła mnie tym. Chciałem powiedzieć, że wpakuje nas w kłopoty, ale się powstrzymałem. Nie mogłem się złościć za to, że jako jedyna zamierzała mnie wspierać. Musiałem tylko upewnić się, że pamiętała, żeby w ostateczności myśleć tylko o sobie.

– Spraw, żebym nie musiał się o ciebie martwić. - Oparłem swoje czoło o jej czoło.

Byłem przegrany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro