Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Więc Harry był wkurzony. Głównie na samego siebie za to, że był kim był i ponownie desperacko próbował być tym kim nie jest.

- Głupek! - Syknął do swojego własnego odbicia w lustrze. Miał na sobie szary garnitur, a pod spodem różową koszulę. Wyglądał dobrze. Jednak kogo to obchodziło? Jeśli założysz bukiecik do ludzkiej katastrofy to niczego nie zmieni. A on był chodzącym rozczarowaniem z piękną twarzą i bez siły do czegokolwiek.

Podszedł do swojego stolika nocnego i założył jeden pierścionek na swój palec. To go nieco zrelaksowało, ale smak w jego ustach wciąż był gorzki. Myślał o Louisie jak o swojej potencjalnej wieczności. Jak się okazało to było głupie, ale Harry był romantyczny. Nauczył się nie troszczyć o miłość, żyć chwilą i nigdy się nie angażować.

Jednak wtedy przyszedł Louis ze swoimi niebieskimi oczami, które były takie bystre i ostrożne, ze swoim uśmiechem, który sprawiał, że te oczy się marszczyły w najlepszy możliwy sposób. I nie dawał Harry'emu chwili na zwątpienia, na najmniejszy wyraz żalu. Po prostu patrzył na niego, jakby brunet był czymś wartym troski i faktycznie się o niego troszczył. W mały sposób, sprawiał, że Harry kończył dzień, myśląc o nim przed snem.

Na przykład tym, że Louis wiedział jaką kawę zamówi bez pytania, ponieważ po prostu to zauważył. To jak pytał go o to jak minął mu dzień, nawet jeśli Harry mówił mu ogólniki. 'Ale było dobrze?' 'Dobrze spędziłeś czas z przyjaciółmi Eda?' 'Gemma dostała te zabawki, które zamówiłeś dla Rona?' Oraz jego zdolność do bycia ochronnym, nie denerwując przy tym Harry'ego.

Wiedział, że Louis oczekiwał tego, że brunet wróci do pracy. Nie był w końcu tak głupi. A Louis wciąż nie był natrętny, nigdy nie sprawiał, że Harry czuł presję, by cokolwiek zmienić. Jednak on był na tyle głupi, myśląc, że szatyn troszczył się całościowo. Mówiąc to głośno, poznali się dwa miesiące temu, a stali się czymś więcej nieco ponad dwa tygodnie temu. Jak mógł sądzić, że Louis podchodzi do tego poważnie?

I to nie tak, że Harry nie próbował się bronić. Był ostrożny, przez cały czas utrzymywał dystans. Na przykład zawsze spotykali się w mieszkaniu Louisa, a Harry przy każdej możliwej okazji, próbował płacić za siebie. Jednak potem szatyn uśmiechał się do nigo tak szczerze i słodko. Musieli tego uczyć na jakiś zajęciach z biznesu, ponieważ Harry był dobry w czytaniu z ludzi, a przy nim wciąż się czuł jak nastolatek. To tego poranka pozwolił sobie nieco zagubić się we własnych myślach.

Gemma nie była gotowa na posiadanie dziecka, powiedziała mu to pewnego wczesnego poranka, podczas histerycznego połączenia, ponieważ zrobiła test i wyszedł pozytywny. Więc kiedy jego siostra sikała na drugi test, on próbował wyciszyć dźwięk i uspokoić jej paplaninę. Zapomniał o swoich własnych słowach i był zaskoczony, odkrywając to, że ona nie.

- Miałeś rację, H - powiedziała mu tego poranka przez telefon. - Było ciężko przezwyciężyć strach i zaakceptować szansę na bycie szczęśliwą. A jestem najszczęśliwszą, cierpiącą na bezsenność osobą jaka tylko istnieje.

Wtedy to kliknęło, on wciąż miał obsesję na punkcie swojego strachu i to stało na drodze pomiędzy nim, a jego szansą na bycie szczęśliwym. To wtedy zdecydował się wykorzystać swoją własną radę. Myśląc o tym teraz, mylił się porównując swoją sytuację z sytuacją siostry. Była szczęśliwie zamężna i miała sukcesywną karierę, była gotowa w każdym możliwym aspekcie, oprócz mentalnego. On był bałaganem. Szczęście nigdy go nie dosięgnęło. Jeszcze na nie nie zasługiwał.

Pokręcił głową, by się otrząsnąć. Musiał przejść przez ten wieczór.

- Gotowy? - Głos Nialla rozszedł się po mieszkaniu.

- Minuta! - Odkrzyknął Harry.

Poszedł do łazienki, by wziąć swoje witaminy i popsikał się wodą kolońską. Piękno jest codzienną pracą. Również to była naprawdę mała łazienka. Kiedyś dzielił to mieszkanie z Niallem, zanim ten nie przeprowadził się do Ethana sześć miesięcy temu. To były dobre czasy. Grali razem muzykę, pisali niemal każdej nocy, może miało to związek z całym tym ziołem. Tęsknił za swoim przyjacielem przez cały czas, ale głównie wtedy, kiedy trzeba było zapłacić czynsz.

- Jeszcze raz, co to za noc? - Wyszedł z pomieszczenia, by znaleźć swój portfel i wziąć swój telefon oraz parę prezerwatyw. (Ostrożności nigdy za wiele).

- Jakaś sponsorska rzecz? - Niall wskazał wokół, nie unosząc wzroku znad swojego telefonu. - Louis ci o tym nie mówił?

Imię spowodowało, że jego wnętrzności się przewróciły.

- Nie - odpowiedział prosto, szukając butów, które pasowałyby do jego garnituru.

- Ethan jest chory z nerwów - zachichotał Niall, próbując opanować swoje własne nerwy. - Myślę, że to będzie nudne, więc po prostu pójdziemy do otwartego baru i pozwolimy chłopcom pierdolić o swoich wartych miliony zabawkach, wiesz?

Tak cholernie nie chciał iść. Na początku pójście i zaskoczenie Louisa wydawało się być zabawne. Może drażniłby się z nim, przez to, że nie został zaproszony, jednak teraz to z niego drwią i musi sobie z tym poradzić. Pytanie brzmi, jak trudne to będzie?

- Brzmi świetnie. Louis tam będzie?

To pytanie sprawiło, że Niall uniósł wzrok. - Szczerze mówiąc to dziwne, że nic ci o tym nie powiedział.

- Nie był przekonany czy chce iść - przypomniał sobie Harry.

Louis opowiadał mu o korporacyjnych rzeczach ze wszystkimi sponsorami i nazwiskami wielkich ludzi. Był przerażony pójściem tam, ponieważ będzie musiał rozmawiać o tym co spieprzył przez ostatni rok. Wtedy Harry powiedział mu, aby się nie martwił i aby założył najciaśniejsze spodnie, by ludzie widzieli jego 'jasną stronę'. Miał w tym swój cel. Jednak Louis się nie skarżył, kiedy tego samego wieczora go wylizywał. Teraz, nie może sobie nawet zwalić do wspomnienia o tym, ponieważ ma złamane serce. Głupi Harry.

- Pójdzie, jest właścicielem firmy, która organizuje to przyjęcie.

- Ethan jest właścicielem - poprawił go Harry.

- Jakby cokolwiek z tego działało bez Louisa - zaśmiał się.

- Jestem gotowy, chodźmy. - Przykleił na swoją twarz uśmiech, czując się gównianie z tym, że nie mówił prawdy swojemu przyjacielowi. Ale znów, przyzwyczaił się do tego.

Byli na tyłach taksówki, kiedy Niall zaczął wariować.

- Ale co jeśli pomyślą, że robimy to dla pieniędzy? Co jeśli to wąskotorowe, stare pryki, którym nie będzie pasować to, że jestem narzeczonym Ethana i to zrujnuję? Nie chcę rujnować mu życia!

- Uspokój się, kochanie. - Harry złapał dłoń Nialla w swoje obydwie. - Jestem w stanie stwierdzić, ze swojego doświadczenia, że jakaś jego część ich chce sekretnie pieprzyć młodego twinka na boku.

To sprawiło, że Niall rozszerzył oczy tak bardzo. Harry nie był w tym dobry. Poczuł jak uścisk Nialla się zaciska i spojrzał na zewnątrz, zdając sobie sprawę z tego, że byli jedynie kilka bloków dalej od destynacji.

- Cholera - zmarszczył brwi, próbując coś wymyślić. - Och, ale masz się dobrze! - Uśmiechnął się jasno. - Ty i tak potrzebujesz tylko tego, aby Louis cię polubił! To on jest szefem i wiesz już, że cię lubi!

Niall spojrzał w dół, jakby przyswajał tą informację.

- Cholera, masz rację! - Uśmiechnął się, a Harry zrobił wydech. - I teraz, kiedy mój najlepszy przyjaciel jest jego chłopakiem, nie muszę się o nic martwić.

Miał jedynie nadzieję, że wyraz jego twarzy nie pokazywał tego jak bardzo go to zdanie bolało.

Udali się na bankietowy korytarz, który wyglądał bardzo ekstrawagancko. Jacyś pracownicy zabrali ich płaszcze, a Niall znalazł Ethana w tłumie. Twarz mężczyzny rozświetliła się na cały pokój i przeprosił ich na chwilę, by pójść w swoją stronę.

- Wyglądasz cholernie dobrze kochanie. - Rozejrzał się dramatycznie po ciele Nialla i przybliżył się do niego.

Mężczyzna był urodzony w bańce, ale nie miał pojęcia jak zachowywać się wśród wysoko postawionych osób. Harry był gotowy do przewrócenia oczami na ich niepoprawne zachowanie, kiedy zauważył Louisa stojącego przy barze i patrzącego na nich. Ale nie na Harry'ego. Miał na sobie mały uśmiech i patrzył na Nialla i Ethana, jakby zachowywali się jak totalne głupki. Harry ponownie na nich spojrzał, ale tym razem, dostrzegł, że policzki Nialla stały się bardziej różowe,a oczy Ethana się świeciły.

- Chryste, jesteście chorzy - powiedział monotonnym głosem, już czując się jak trzecie koło.

Szczerze mówiąc nie miał się na co skarżyć, kochał to. Jednak był zazdrosny. Ciężko było mu się cieszyć z ich powodu.

- Louis ciebie szukał - powiedział Ethan, po zainicjowaniu przywitań i kilku instrukcjach.

- Cóż, nie jest w tym dobry, ponieważ jestem dokładnie tutaj. - Harry wzruszył ramionami, rozglądając się wokół.

- Dzwonił do mniej wcześniej, powiedział, że coś spieprzył - to sprawiło, że Niall spojrzał pytająco na Harry'ego. - Chciał żebym dał mu twój adres, ale po prostu powiedziałem mu, że i tak tutaj dzisiaj będziesz.

- O co poszło? - Zapytał szeptem Niall.

- Szampana! - Krzyknął Harry, łapiąc dwa kieliszki od przechodzącego kelnera. - Wznieśmy toast za wasze pierwsze wyjście jako przyszła rodzina Holmes w biznesowym kółku! - Zagwizdał jeszcze do tego. Zapłaci później za zignorowanie jego pytania. - Za ten wieczór i wiele następnych!

- Mogę dołączyć? Zgadzam się z każdym słowem. - Harry'ego przeszedł dreszcz na ten delikatny głos.

- Lepiej żeby tak było - wymamrotał pod nosem, sprawiając że para przed nim zmarszczyła brwi. Jednak Louis po prostu się z tego zaśmiał. Agonią było to jak bardzo Harry chciał zobaczyć jego uśmiech, ale obiecał sobie, że nie spojrzy dzisiejszego wieczora na Louisa, bo inaczej znowu skończy śpiąc z nim. A próbuje sobie udowodnić, że ma nad sobą samokontrolę.

- Za was panowie - powiedział Louis, wchodząc w punkt widzenia Harry'ego. - Jestem szczęściarzem, że was mam.

Stuknęli się kieliszkami, a Harry wypił swojego jednym haustem.

- Na zdrowie. - Uniósł swój pusty kieliszek na pytajace spojrzenie Nialla.

- Idziemy tańczyć - powiedział Ethan, wyczuwając napięcie.

- Znajdę cię później. - Niall skinął do Harry'ego i to zdecydowanie była obietnica przyszłego przesłuchania.

W chwili, w której odeszli, Harry usłyszał małe kaszlnięcie obok siebie.

- Harry...

- Tutaj cię zatrzymam - przerwał mu brunet. - Jestem tutaj tylko dlatego, ponieważ narzeczony mojego przyjaciela posiada twoją dupę i Niall za bardzo się bał, że ktoś z istotnych ludzi go nie polubi i potrzebował mojego wsparcia - powiedział na jednym oddechu, zabierając kolejny kieliszek od kelnera.

- Niall ma się dobrze, ponieważ ja tutaj jestem najważniejszą osobą.

- I najskromniejszą. - Przewrócił oczami, nie zwracając uwagi na to, że dokładnie to samo powiedział w taksówce.

- Możemy porozmawiać?

- A możemy nie? - Zapytał Harry.

- Jezu, ten twój charakterek - wymamrotał sfrustrowany Louis.

- Wypraszam sobie! - Krew się w nim gotowała, od czasu popołudnia, a teraz patrzył na Louisa, pięknego Louisa w czarnym garniturze i widział samą czerwień.

- Co mogę powiedzieć, rzeczy, z którymi musiałbym sobie radzić jako twój chłopak po prostu się piętrzą.

- Zamknij się, jestem rozkoszny. - Tym razem utrzymał swój głos niskim, ale gdyby był chociaż bardziej zły to jego kieliszek skończyłby stłuczony.

- Wiem, że jesteś i powinienem być bardzo wdzięczny. - Uśmiechał się, jakby się z niego nabijał. Pieprzony dupek.

- Powinieneś! - Harry nie mógł poczuć swoich warg, po tym jak próbował utrzymać wyraz swojej twarzy w ryzach. - I dla jasności, nigdy nie myślałem o nas jak o czymś zwyczajnym, to ja jestem tym, który nie ma długotrwałych związków na koncie. - Był przekonany, że delikatnie go opluł. Dobrze. Louis na to zasłużył.

Louis zachichotał na to z jakiegoś nieznajomego powodu.

- Ja również! Nigdy nie byłem zwyczajnym facetem.

- Cóż, coś musiało zmienić twoją życiową perspektywę. - Harry uśmiechnął się, biorąc dużego łyka.

- Och, ale nic nie zmieniło. Po pierwsze, nigdy bym z tobą nie wyszedł, gdybym nie chciał z tobą związku.

- Och, jak miło z twojej strony. Czekaj... co?! - Odwrócił całe swoje ciało przodem do Louisa.

- I proszę bardzo. W końcu mnie znowu słuchasz. - Louis uśmiechnął się do Harry'ego w uroczy sposób, który sprawił, że jego oczy nieco się zamknęły.

- Jako mój chłopak? - Wrócił do początku ich rozmowy. - Chcesz być moim chłopakiem?

- Tak, naprawdę chcę - uśmiechnął się Louis. - I wcześniej uzyskałbyś tą samą odpowiedź, gdybyś pozwolił mi dokończyć! Jesteś w stanie to sobie wyobrazić?

- Cóż, na litość boską, dlaczego nie mówiłeś szybciej?

Wargi Louisa na tych jego efektywnie powstrzymały go od dalszych krzyków. I całkowicie się rozpłynął w tym pocałunku, niemal tracąc uchwyt na kieliszku od szampana. Louis przyciągnął go bliżej za talię, za co Harry był wdzięczny, ponieważ jego kolana były gotowe się poddać. Cały stres tego dnia opuścił jego ciało pod wpływem dotyku szatyna.

- I mała rada dla mężczyzny ''bez długotrwałych związków na koncie'. - Louis uśmiechnął się, nie odsuwając się od twarzy Harry'ego. - Pytasz się, zanim zaktualizujesz status.

- Och, zamknij się, jakiej informacji bym jeszcze potrzebował? Już się spotykamy.

Louis odchylił się, sprawiając że Harry otworzył swoje oczy, by zobaczyć rozbawione spojrzenie na tej ślicznej twarzy.

- Łapię, nie odpowiadaj. - Teraz brunet się rumienił.

Jednak Louis śmiał się, a Harry uśmiechał się głupio. Może to była jedyna głupia rzecz, którą właściwie zrobił, martwiąc szatyna.

- Czy ta impreza w ogóle jest dobra? - Zapytał, kiedy ich śmiech umarł.

- I tak i nie. - Louis wziął łyka, a Harry zobaczył przed sobą wspomnienia z dnia, kiedy się poznali.

Louis miał na sobie podobny garnitur, poza butonierką. I to jak wyglądał sprawiało, że Harry zrezygnował z potencjalnych klientów, po to by patrzeć na przystojnego mężczyznę na scenie. Wtedy nie wiedział, że oznaczało to początek końca jego dotychczasowego życia. Jednak było to tego warte.

- Powinniśmy ci wziąć dirty martini, a potem znajdziemy ciche miejsce, gdzie zrobię ci loda, abyś ty mógł mi się odwdzięczyć? - Wyszeptał.

Louis zachichotał, ale kąciki jego ust wygięły się w następnej chwili.

- Właściwie to sądzę, że powinniśmy porozmawiać, więc ciche miejsce jest wspaniałym pomysłem.

Coś w wyrazie twarzy Louisa, sprawiło że serce Harry'ego ominęło uderzenie. I to nie w dobry sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro