16. Inaczej nie znaczy gorzej, prawda?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Kamil
Ostatnie kilka dni spędzałem głównie przy Poli. Mimo, że w opiece nad dziećmi żadnego stażu nie mam, to starałem się jak mogłem. Często widziałem u Martyny "dyskretny" uśmiech. Miał chyba znaczyć, że cieszy się z poprawy stanu rzeczy. Przynajmniej tak mi się wydaje. Często przesiadywał tam też Majk i chyba nie podobało mu się, że sytuacja się zmieniła i zamierzam być dla Poli prawdziwym ojcem, a nie takim, jakim byłem dotychczas. Dzięki temu, że przestałem olewać swoje obowiązki Martyna miała więcej czasu dla siebie. Raz udało mi się ją nawet przekonać by pojechała do znajomych i spędziła jeden dzień jak za dawnych czasów. Gdy wróciła była na prawdę szczęśliwa. Dawno nie widziałem jej na tyle wypoczętej i szczęśliwej.

Tego dnia nie miałem żadnych nagrywek, więc jego większość spędziłem z Polą i Martyną. Jednak na wieczór miałem inne plany. Chciałem spędzić ten wieczór z Martą. Ogarnąłem się, powiedziałem Łukaszowi żeby nie czekali na mnie wieczorem i wyszedłem. Pojechałem najpierw po wino, tak, jak jej obiecałem. Później pojechałem do jej domu, a raczej domu jej rodziców. To prawnicy, dość często nie ma ich w domu. Dom był cały biały. Jedynie okna i drzwi miały kolor czarny. Trawnik był równo przystrzyżony, a kwiaty zadbane. Nie ma co się dziwić, skoro mają prywatnego ogrodnika. Zamknąłem samochód i wszedłem na posesję. Idąc w stronę domu zauważyłem Martę przy drzwiach. Była to niska niska blondynka, o oczach w kolorze brązowym. Miała dość mocno opaloną skórę, nie ma co się dziwić jak nie tak dawno była jeszcze w Australii u swojej ciotki. Miała mały nos, a jej usta były powiększane. Ubrana była w koszulkę na ramiączkach w szarym kolorze, miała na sobie długi sweter w kolorze jasnobrązowym, a na nogach miała granatowe jeansy. Na jej stopach można było zobaczyć kapcie wyglądem przypominające jednorożca. Podszedłem do niej i przywitałem się przytulając ją i całując w policzek. Weszliśmy do środka. Od razu poszliśmy do salonu, gdzie otworzyłem wino i nalałem je do kieliszków, a ona zaczęła opowiadać o swoim wyjeździe. Później temat przeszedł na jej studia, później Youtube'a, a ostatecznie na to, kiedy będzie mogła się wprowadzić do nas i kiedy pokażę się z nią w internecie. Nie lubiłem tego tematu nigdy, a jeszcze bardziej odkąd do mojego życia wróciła Martyna. A Marta naciskała na to coraz bardziej. Zaczynałem się wachać czy w ogóle dalej ją kocham. Niby nic się nie zmieniło, ''tylko'' mam córkę, ale nie czuję się tak dobrze patrząc w jej oczy, jak w oczy Martyny, cudne i pełne życia, a nie zmęczone jak Marty. Obie były całkiem inne. Jedyne co je łączyło to podobny wzrost - obie były niskie. Ale oprócz tego? Nic. Nic a nic. Całkowicie różne osoby. Jak i z wyglądu, tak i z charakteru. Martyna była ciepła, opiekuńcza, jakby chciała oddać wszystko za innych - a szczególnie Polę - tylko by było im dobrze, a Marta była raczej jej przeciwieństwem, owszem, była dobrą osobą, ale Martyna była o niebo lepsza. Martę bardziej ciągło do wymiany coś za coś, a Martyna dawała za nic. Eh.. Nie powinienem tak o niej myśleć. Ciągle powracał temat dołączenia do ekipy, a ja starałem uniknąć go jak ognia. Ostatecznie ustaliliśmy, że wrócimy do tego kiedy indziej. Zajęliśmy się sobą. Powienienem powiedzieć, że to była przyjemna noc, lecz taka nie była - przez moje wątpliwości.

Następnego dnia wróciłem do domu około dziesiątej. Całe szczęście kac nie męczył mnie zbytnio. Nagraliśmy odcinek do tromby i Karola, a po tym miałem już resztę dnia dla siebie. Od razu postanowiłem go spędzić z Martyną i Polą - był to wybór dla mnie oczywisty. Jak na zbawienie, Majka nie było dziś w domu, więc nie musiałem znosić jego 'krzywych' spojrzeń. Zdążyłem przywyknąć, choć tego nie lubiłem. Pola była dziś bardzo spokojna - głównie patrzyła co się dzieje albo spała. Tak więc mieliśmy więcej czasu dla siebie. Spędziliśmy go mówiąc co się zmieniło przez ten czas gdy nie mieliśmy konkatu. Nie przestawałem patrzeć jej w oczy - nowością dla mnie było robić to przez tak długi czas. Praktycznie nie przestawała się uśmiechać, a szczególnie jeśli mówiła o Poli, zdarzały się momenty gdy na jej twarzy witał rumieniec, pasował jej, wtedy i ja bardziej się uśmiechałem. Następnie ja mówiłem jej co się u mnie zmieniło, widziałem po niej, że uważnie ''koduje'' każde moje słowo. Starannie unikałem tematy Marty, choć wspomniałem o niej. Mina jej wtedy troszkę zrzedła, ale nie na długo. Kiedy skończyliśmy, zaczęliśmy wspominać stare czasy, kiedy jeszcze byliśmy razem. Wszystko, rok po roku, miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu, dzień po dniu. Każdą radość, smutek czy gniew. Dosłownie wszystko. Czas leciał przy tym bardzo szybko. Ostatecznie skończyliśmy siedząc w ciszy i po prostu patrząc na siebie. Nawzajem sobie w oczy. Kiedyś kochałem to robić, dzień bez choćby takiej krótkiej chwili był dniem straconym. Wtedy często po postu tak patrzyliśmy na siebie tylko napawając się tym widokiem. Ale teraz już tego nie ma. Jest całkiem inaczej. Ale inaczej, nie znaczy gorzej, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro