Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wierzę, że Sukuna zabrał cię ze sobą, Megumi!

- Tylko dlatego, bo to zamknięta impreza.

- Chyba... Nie zabrałby cię tylko wtedy, gdyby miały by być media i to ze względu na ochronę ciebie.

- Yuuji...

- Nie potrafię się nie ekscytować, sorki!

- A ja dalej nie wierzę, że Gojo wysłał mu zaproszenie... Na pewno to zaplanował. Wiedział, że Sukuna będzie chciał wziąć mnie ze sobą.

- Jest też sporo innych osobistości, o których było ostatnio głośno. Poznamy wszystkich!

- Boli mnie brzuch z nerwów.

Yuuji i Megumi złapali się przy szwedzkim stole ze słodkościami. Impreza integracyjna była nieco większa, niż opisywał Gojo. Każda z osobistości miała ze sobą współpracę i przez łańcuszek połączeń zebrała się naprawdę spora grupa ludzi - w dodatku każdy z gości zabrał ze sobą kogoś bliskiego podobnie, jak Satoru i Sukuna. Już od początku byli sensacją. Nikt nie spodziewał się, że dwójka z najprzystojniejszych celebrytów przyjdzie w towarzystwie innych mężczyzn. Nikt nie komentował, jednak znalazło się kilka oceniających spojrzeń.
Sala była ogromna. Każdy jej centymetr był wysadzany diamentami i złotem. Megumi nie rozumiał po co ten przepych, a Yuuji nie zwrócił uwagi na nic innego, niż osobistości i talerze z ciastami. Sukunę i Gojo niemalże od razu porwali znajomi z branży. Oboje byli gwiazdami tego wieczoru, choć nie oficjalnie. Ryomen - przez nową, romantyczną piosenkę w całkowicie odmienny stylu, niż te wypuszczane dotychczas, Satoru - przez pokazanie swojej twarzy bez opaski w show i publicznie.
Sukuna szybko zmęczył się głośnym towarzystwem, dlatego nie tłumacząc się odszedł od koła adoracji i stanął obok zagubionych chłopców. Zgarnął jednego z makaroników z talerza i od razu wsunął go do ust.

- Nie przemyśleliśmy jednej sprawy... Ten głąb nie przemyślał. - mruknął do nich cicho, kiedy połknął słodkie ciastko, a jego spojrzenie utknęło na rozbawiony Gojo na drugim końcu sali. - Yuuji... Wszyscy pytają mnie kim jesteś.

- Przecież przyszedłem z Satoru. - podrapał się po głowie.

- Jesteś moją słodszą kopią, braciszku. - parsknął śmiechem. - Kazałem nie siać plotek. Wszyscy tu wiedzą, że jesteś moim bratem, ale ta informacja ma nie wyjść poza uczestników tej imprezy.

- A o związku Satoru i Yuujiego też wiedzą? - dopytywał Megumi.

- Problem w tym, że tak. Jeżeli ta sprawa wyjdzie na światło dzienne... Będziemy mieć przejebane. Znaczy... Zależy, z której strony się na to spojrzy.

- To znaczy? - Yuuji skrzyżował ręce na piersi i z przerażeniem spojrzał na brata.

- Nic... Poza gwałtownym i cholernie szybkim przyrostem popularności. Fani cię pokochają, ale mnie i Gojo będą jebać bez litości. Nie będą skakać z radości, że Satoru jest z facetem i zwątpią w moją prawdomówność, że jestem z domu dziecka.

- Spadnie na was hejt.

- I jeszcze więcej sensacji. Będziecie popularni. - dodał Megumi.

- Tak... A mój menedżer nie zawaha się, żeby wciągnąć cię do tego całego świata, laleczko. Ty i twoje powiązanie z Gojo i Yuujim moglibyście przynieść mi tylko więcej sławy.

- K-kurde... - mruknął Yuuji. - To zwijamy się?

- Za późno na ucieczkę, braciszku. Możemy tylko pić i modlić się, że każdy z tych obrzydliwie bogatych debili będzie trzymać język za zębami.

- To nic... Jeżeli nie da nas się przed tym uchronić, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jestem w stanie to wytrzymać dopóki jesteśmy rodziną. - Yuuji uśmiechnął się nieśmiało i nałożył na mały talerzyk kolejnego makaronika. - Będziemy chronić się nawzajem i zamieszkamy razem... Będziemy nie tylko bezpieczni przy sobie, ale też... Nikt nie zniszczy naszych więzi.

Spojrzenia Sukuny i Fushiguro spotkały się. Rodzina. Mogli tak o sobie mówić nawet jeżeli nie byli razem. W końcu Megumi był przyszywanym bratem Satoru, a Sukuna bratem Yuujiego. Skoro ich bracia spotykali się ze sobą, byli dla siebie kimś na wzór... Szwagrów? Może...
Jednak na myśl przyszedł im całkiem inny typ relacji i rozpoznali to w swoich delikatnych uśmiechach.

- Yuuji, powinieneś iść do Satoru. - powiedział Sukuna, patrząc na brata. - Jego współpracownicy w tym menedżer chcą ciebie poznać.

- Stresuje się. - mruknął cicho i spojrzał niepewnie w stronę swojego mężczyzny, który właśnie głośno się śmiał ze swoim managerem.

- Oczarujesz ich. - zapewnił go. - W końcu jesteś moim małym braciszkiem. No i masz garnitur od mojego projektanta.

- Od razu mi lepiej. - uśmiechnął się szeroko i bez namysłu ruszył w stronę Satoru, zostawiając dwójkę samych.

- Spadamy? - Sukuna puścił oczko do Fushiguro, a jego ton zabrzmiał wyjątkowo uwodzicielsko.

- Chętnie. - przygryzł dolną wargę, powstrzymując uśmiech.

Sukuna uśmiechnął się zadowolony i złapał go delikatnie za przedramię. Szybkim krokiem skierowali się do dużych, podwójnych drzwi i wyszli na długi korytarz. Minęli ochronę, posyłając sobie rozbawiony uśmiechy i w ekscytacji zaczęli biec do wyjścia. Zbiegli z tarasu, trzymając się za dłonie, a Ryomen pokierował ich do ogrodu. Setki świateł rozświetlało ciemną noc, odbijając się w sztucznym jeziorze ciągnącym się przez cały teren. Przeszli przez niewielki mostek i weszli wgłąb niewielkiego labiryntu zrobionego przez żywopłoty. Usiedli na kamiennej ławce i wciąż cicho dysząc, spojrzeli sobie w oczy. Było przyjemnie ciepło, a na niebie nie było ani jednej chmury. Gwiazdy świeciły tylko dla nich, a okrągły księżyc czuwał nad ich szczęściem.
Sukuna objął ramieniem młodszego chłopaka, przysuwając się do niego bliżej. Ich uda zetknęły się ze sobą, a Megumi aż westchnął rozkoszując się jego uzalezniajacą bliskością.

- Tutaj jest lepiej, co? - zapytał nieco ochrypniętym, przyjemnym tonem i spojrzał na niebo. - Cicho i spokojnie.

- Zdecydowanie. - zgodził się z nim. - Nie lubię tłumów.

- Nie lubię debili. - parsknął. - Wszyscy ci ludzie chcą tylko hajsu i sławy. Chciwość zżera ich człowieczeństwo żywcem.

- Nie znam ich, ale wyglądają na takich, którzy szukają sensacji.

- To prawda. Debil zdjął opaskę i już wszyscy za nim biegają. Dostanie masę współprac, bo jest o nim głośno.

- O tobie też. Twoja nowa piosenka podbija serca ludzi... I to nie tylko twoich fanów.

- Może... Nie podbiła tego, którego powinna. - posłał mu znaczące spojrzenie.

- Najwidoczniej nie musiała. - powiedział cicho i przygryzł dolną wargę.

- Megumi... Pogubiłem się w tym wszystkim. - wyznał nagle. Jego dłoń zacisnęła się na boku młodszego, a on przysunął się do niego bardziej. Spojrzał mu w oczy, ale tylko na chwilę. Sam nie wiedział do końca, co chce powiedzieć.

- To znaczy? - pogłaskał jego klatkę piersiową, a na jego usta wkradł się drobny uśmiech.

- Po prostu... Skąd mam wiedzieć, czy to czego chcę jest motywowane prawdziwym uczuciem.

- Nie wiem... Po prostu to się wie. - wzruszył lekko ramionami. - Czasem trzeba czegoś spróbować zanim pozna się dokładny smak. Czekolada może być słodka, albo gorzka... Ale może też kryć w sobie sól, albo owoce. Nie dowiesz się, czy ją lubisz i czy jest zrobiona z prawdziwego kakaowca dopóki nie zjesz kawałka.

- Co jeżeli mam ochotę zjeść ciebie?

- Co?

Sukuna uśmiechnął się lekko. Megumi był taki słodki, kiedy był taki niedomyślny. Jego oczy lśniły, jakby odbijały się w nich gwiazdy, a policzki były różowe prawdopodobnie od szampana, którego pili na imprezie.
Ryomen wyciągnął dłoń i złapał go delikatnie za podbródek. Fushiguro zdawał się być teraz jeszcze bardziej niewinny, niż wcześniej. Pogłaskał jego policzek i westchnął cicho. Był przepiękny.

- Oh, Megumi... - powiedział cicho. - Nie mogę już dłużej się powstrzymywać, mój piękny.

Sukuna zbliżył się do niego bardziej i pewnym, choć spokojnym ruchem złączył ze sobą ich usta. Oboje zamknęli oczy w tym samym momencie, zatracając się w swojej bliskości. Pierwszy raz poczuł różnicę. Pragnął tego tak samo mocno, jak wcześniej, ale teraz powód był inny. Tęsknił za nim, chciał jego obecności, pokazać jak bardzo jest dla niego ważny. Przelał falę uczuć na ciało młodszego, kiedy pogłębił pocałunek delikatnym ruchem. Miał wrażenie, że ten bezbronny chłopak właśnie rozłożył go na łopatki. Zdany na jego laskę chwytał z tej chwili ile to było możliwe. Nigdy nie chciał przestawać.

- Wiem, co teraz powiesz, Megumi. - powiedział w jego wargi. - Ale tak miało być.

- Cieszę się, że jesteś tego pewien. - odpowiedział równie cicho, a jego oddech zadrżał.

Do Fushiguro nie docierało co właśnie się stało. Drżał z nadmiaru emocji, a w brzuchu czuł słodkie łaskotanie. Jego dłoń zsunęła się z torsu na brzuch Ryomena. Miał wrażenie, że na chwilę stracił kontrolę nad swoim ciałem. Czuł, jak jego policzki płoną, a zawstydzenie odbiera mu zdolność mowy. Nie rozumiał dlaczego, skoro wiele razy byli w znacznie intymniejszych sytuacjach.
Jego oddech zadrżał. Położył głowę na ramieniu starszego i schował twarz w jego szyi. Przytulił się do niego mocno. Był szczęśliwy, jak nigdy dotąd.
Sukuna objął go mocno i pocałował go w skroń. Przymknął oczy i wziął głęboki wdech. Sam nie rozumiał dlaczego zwykłe przytulanie jest tak przyjemne. Wciągnął go na swoje kolana, a Megumi usiadł na nim okrakiem. Przylgnęli do siebie jeszcze bardziej. Przytulali się tak, jakby nie widzieli się wieczność.

*

Yuuji czekał, aż Satoru pożegna się z kolejnymi gośćmi. Siedział przy stoliku i w dłoniach gniótł obrzeża białego obrusu. Impreza powoli dobiegała końca, a Gojo był na niej jedną z głównych atrakcji, przez co nie miał nawet chwili na zabawę z Itadorim. Wiedział, że Satoru mu to wynagrodzi. W końcu umówili się, że wracając do domu pojadą na burgery XXL i zjedzą je w łóżku przy serialu.
Yuuji mimo wszystko miał złe przeczucia. Sam nie wiedział dlaczego, wypadł dobrze tego wieczoru i znajomi Gojo go polubili. Wszystko wydawało układać się idealnie. Zbyt idealnie, że sam nie mógł w to uwierzyć.
Westchnął i zaczął bawić się kieliszkiem z szampanem, robiąc nim małe kółeczka.

- A więc to dla ciebie Satoru stracił głowę. - uslyszał głos obok siebie. Nie zdążył spojrzeć w jego stronę, a do jego stolika dosiadł się mężczyzna o długich, ciemnych włosach. - Suguru Geto. - przedstawił się i podał mu rękę.

- Yuuji Itadori. - bezmyślnie odwzajemnił gest. Dopiero po chwili uświadomił sobie kim tak naprawdę był nieznajomy. Sławny aktor, przyjaciel i jednorazowa słabość Gojo. Poczuł, jak robi mu się gorąco ze zdenerwowania, ale mimo to kontynuował rozmowę. - Nie widziałem cię wcześniej.

- Dopiero przyjechałem. Miałem... Drobne komplikacje. - zaśmiał się czarująco i założył nogę na nogę.

- Rozumiem. - kiwnął głową. - Dużo cię ominęło. Było miło. - posłał mu słaby uśmiech.

- I tak przyjechałem tylko po to, aby zobaczyć się z Satoru. - wzruszył ramionami. - No i chciałem poznać ciebie. Satoru... Dużo o tobie mówił.

- O tobie też. - spojrzał w dół. - I o waszej nocy. Przyznał mi się.

- Nie musisz być zazdrosny. Nigdy nie widziałem, żeby był w kimś tak zakochany, jak w tobie, a ja jestem zbyt zajęty karierą aby myśleć o związkach. - starał się go uspokoić. Najwidoczniej nie miał złych zamiarów, jednak Yuuji wciąż nie potrafił się uspokoić.

- Nie daje mi to spokoju, mimo że nawet nie byliśmy wtedy razem...

- Oboje potrzebowaliśmy wtedy czułości i bliskości drugiej osoby. Nie bierz tego do siebie. Satoru nigdy by cię nie zdradził.

- Ale... Jesteś bardziej atrakcyjny ode mnie. - mruknął. - Zastanawia mnie dlaczego nie wybrał ciebie. Jesteś, jak facet marzeń, a ja...

- Jesteś najsłodszą osobą jaką znam. - dokończył za niego. - A Satoru szaleje za słodkościami. - dodał pół żartem i puścił mu oczko.

Yuuji uśmiechnął się delikatnie. Suguru był naprawdę miłą osobą. Miał wrażenie, że zrobił to specjalnie - rozmawiał z nim, aby go uspokoić. Może był naiwny, ale od razu go polubił.

- Skoro tak mówisz...

- O czym gadacie?

- Satoru!

Gojo uściskał Geto na przywitanie i usiadł obok Yuujiego. Pocałował go w policzek i przysunął do niego swoje krzesło, aby objąć go i położyć mu głowę na ramieniu.

- Jakieś ploteczki? - zażartował.

- Obgadujemy ciebie. - parsknął Suguru.

- Co?!

- Yuuji skarżył mi się, że codziennie musi zbierać twoje skarpety z podłogi.

- Ej! Coraz rzadziej mi się to zdarza!

Yuuji zaśmiał się i wtulił się w Satoru. Posłał drobny uśmiech Suguru, który wyrażał dużo wdzięczności. Zazdrość nie minęła całkowicie, ale był zdecydowanie spokojnjejszy.

*

- Ciekawe co robią Sukuna i Megumi...

- Wolę nie wnikać, ale cieszę się, że im się układa.

Satoru usiadł na łóżku i podał Yuujiemu puszkę coli. Położył się obok niego i wtulił się w jego ramię. Itadori włączył serial na laptopie i wziął gryza burgera, całkowicie skupiając wzrok na ekranie laptopa.

- Nam też się układa. - powiedział z pełną buzią.

- W końcu. - zaśmiał się. - Mógłbym tak leżeć z tobą do końca życia. - pocałował go w ramię i sam wziął swojego burgera. - Czuję, że teraz jestem naprawdę szczęśliwy. Mam ciebie, a Megumi w końcu zaczął żyć, jak na przyszłego studenta przystało.

- Tak... Otworzył się przy Sukunie. W zasadzie mój brat też się zmienił. Kiedy go poznałem był zimny i wredny, a teraz... Jest innym człowiekiem. Dba o rodzinę i szaleje za Megumim, jakby był jedyną osobą na świecie, z którą może być.

- Pewnie tak właśnie czuje. Wiem coś o tym. - przygryzł dolną wargę i uniósł nieco głowę, aby spojrzeć mu w oczy. - Bo ja... Nie mógłbym być z nikim innym.

- Miliony ludzi cię kochają. Mógłbyś znaleźć kogoś lepszego i to dość łatwo.

- Nie chcę nikogo innego, tylko ciebie. Jesteś dla mnie ideałem i nie ma drugiej takiej osoby na tym świecie. Twoje dobre serce mnie uwiodło i teraz moje nie potrafi bić przy nikim innym.

- To znaczy, że umrzesz kiedy będziesz daleko ode mnie?!

- Dokładnie tak! Dlatego nigdy nie nie opuszczaj!

- Czuję teraz presję!

Satoru zaśmiał się i pocałował go w policzek. Bardzo go kochał, z sekundy na sekundę coraz bardziej o ile było to możliwe.
Znów wygodnie oparł się o Yuujiego i sięgnął po swój telefon. Ostatnio robił im bardzo dużo zdjęć. Zamiast włączyć aparatu, jego uwagę przykuły powiadomienia. Masa powiadomień, w tym kilka esemesów od jego menedżera.

- Yuuji... - powiedział cicho i wyprostował się, ciągle wpatrzony w ekran smartfona.

- Co się stało?

- Ktoś sprzedał nasze zdjęcia dziennikarzom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro