Rozdział 8 1/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zdawałoby się, że najwybitniejszy koniuszy Verdun będzie rezydował w zamku, albo chociaż jak najbliżej jego murów. Tymczasem Homme ze swoimi towarzyszami musiał przejść daleko aż pod sosnowe bory, gdzie znajdowała się skromna, drewniana chatka oraz kilka stajni. Resztę ogromnej, pustej przestrzeni zajmowały ogrodzenia i magazyny.

Powitał ich około trzydziestoletni mężczyzna z nogami przypominającymi szczudła i podłużnym podbródkiem. Gdy tylko zobaczył zbliżających się do niego ludzi, podbiegł do nich z zawrotną prędkością i każdego po kolei wyściskał. Homme był zachwycony, natomiast Monstre i Kiaran niemal zamienili się w kamienne posągi.

- Czy to nie mój ulubiony jeździec? - rzucił z entuzjazmem, a źdźbło trawy, które właśnie żuł, niemal wypadło mu z ust.

Kiaran z całych sił starał się nie skrzywić, natomiast Monstre bez oporów zmarszczył nos. Ten koniuszy po prostu śmierdział. Odór końskich odchodów emanował od niego tak intensywnie, że nie dało się wyczuć niczego innego. Zapachy porannej rosy i grzejącego słońca zostały całkowicie przyćmione. Ledwo dało się wytrzymać. Mimo to, nic nie powiedzieli.

Homme albo miał niesprawny zmysł węchu, albo był genialnym aktorem. Jak gdyby nigdy nic poklepał mężczyznę po ramieniu.

- Dobrze cię widzieć! - odparł i wskazał na pozostałych. - To są Kiaran i Monstre. Wyruszamy na krótką wyprawę i potrzebujemy koni. Moi drodzy, oto August, człowiek o wyjątkowym talencie!

August zaśmiał się głośno. Pogładził swoją skołtunioną, brązową brodę, z której wypadło ziarno pszenicy.

- Nie mówiłeś, że masz rodzinę! - odparł i wskazał na Monstre. - To zaszczyt poznać ojca takiego uprzejmego człowieka!

Kiaran westchnął tylko. Takie teksty z pewnością jeszcze długo będą im towarzyszyć. Monstre z kolei założył ręce na piersi, jego twarz pociemniała.

- Mam dwadzieścia siedem lat. Jestem trochę za młody na jego ojca.

Wszyscy nagle wydali się wyjątkowo zaskoczeni.

- Tylko... Dwadzieścia siedem? - wydukał Homme. Szybko zorientował się, jak to zabrzmiało i pomachał rękami w panice. - To znaczy, nie mówię, że wyglądasz staro! Ja nie...

Nikt się nie odezwał.

Homme postanowił dłużej się nie pogrążać. Wyjaśnił tylko, że on i Monstre nie są spokrewnieni i poprosił o pokazanie im koni. August chyba nie wyczuł niezręcznej atmosfery, bo beztrosko zaprowadził ich do stajni. Opowiadał przy tym o swoich zwierzętach, jakby stanowiły ósmy cud świata.

- Konie z moich stajni to wyjątkowe okazy! - mówił z absolutnym przekonaniem. - Wiecie, jak znajdziecie swojego ulubieńca, z pewnością okaże się, że ten odpowiada waszym charakterom! Te konie, moi przyjaciele, to zwierciadła odbijające nasze uczucia. Gdy czujecie się nieszczęśliwi, one również. Spanikujcie, a one podążą waszym śladem. Poczujecie do kogoś sympatię, one uznają go za swojego sprzymierzeńca.

Kiaran przywołał wspomnienie innego konia, z którym miał już do czynienia. Tamten raczej nie wpasowywał się w ten schemat. Najwyraźniej podzielanie emocji rzeczywiście dotyczyło tylko koni od Augusta, albo po prostu było zwykłą bujdą. Oby to drugie. Inaczej współczuł zwierzęciu, z którym możliwie Kiaran sam będzie miał do czynienia.

Ku jego zdziwieniu, tutejsze stajnie wykonano nie z drewna, a z kamienia. To chyba przez otoczenie rodem ze średniowiecza, ale spodziewał się czegoś znacznie bardziej prymitywnego. Tymczasem boksy lśniły czystością, a konie w nich potrząsały grzywami i rżały z niemal namacalnym zadowoleniem. Kiaran przyjrzał się eleganckiemu wystrojowi oraz utrzymanym w porządku, nieznanym mu narzędziom i pomyślał, że po części zazdrości tym zwierzakom. Zadbanym. Beztroskim. Niemartwiącym się jutrem.

- Nie krępujcie się, oglądajcie do woli! - August pozwolił im wejść głębiej, aż z obu stron mieli wielkie, kolorowe łby. - Wybierajcie! Tutaj wszystkie są do waszej dyspozycji. Ach! Sir, Marengo jest w tej chwili na wybiegu.

Kiaran i Monstre niemal równocześnie odwrócili się od koni z powrotem do koniuszego. Homme przekręcił głowę na widok ich wielkich oczu.

- Coś się stało? - spytał.

Nieprędko doczekał się odpowiedzi. Monstre chyba opuściło zdziwienie. Mruknął pod nosem "Nie, nic, nic..." i wyjął swój notes. Kiedy ten znowu przyglądał się wypełnionym kartkom, Kiaran próbował przypomnieć sobie, dlaczego imię "Marengo" wydawało mu się takie znajome. W końcu wydobył z siebie ciche "O!".

- Imię konia Napoleona - powiedział. Spodziewał się przytaknięcia, jakiejś entuzjastycznej odpowiedzi, może czegoś w rodzaju "Masz rację! Skąd wiedziałeś?". Spotkał się natomiast jedynie z pustymi spojrzeniami.

- Y... Kto to Napoleon? - spytał Homme, czym przyprawił o ból serca samego Kiarana, który spojrzał błagalnie na jedynego Francuza, którego narodowości był pewien. Monstre jednak zupełnie przestał zwracać na nich uwagę.

Niemożliwe. Naprawdę istniał ktoś, kto nie słyszał o Napoleonie. Tyle nieprawdopodobnych rzeczy przeszło do rzeczywistości, ale ta chyba była najbardziej szokująca z nich wszystkich.

- Mniejsza - tyle Kiaran zdołał wydukać, zanim oparł się o drzwi jednego z boksów.

Bolało. Brak najbardziej podstawowej wiedzy historycznej jego towarzyszy był niezwykle bolesny. Spróbował odetchnąć głęboko. Taki plus, że najwyraźniej przyzwyczajał się do swojego położenia. W innym wypadku nie przejmowałby się takimi drugorzędnymi sprawami - bo błahostkami ich nazwać nie można.

Ledwo zdołał przekonać się, że jest całkiem dobrze, a drzwiczki otworzyły się za nim. Serce podeszło mu do gardła, gdy stracił równowagę i z hukiem wpadł do boksu. Zacisnął powieki, gotów na bolesne spotkanie z kamienną posadzką, ale nic takiego nie nadeszło. Zamiast tego, zamarł w pozycji prawie stojącej. Jego plecy opierały się na czymś miękkim i ciepłym.

To coś z cichym warkotem wypuściło wilgotne, drżące powietrze. Kiaran zamknął oczy i poprosił w myślach, by nie stało za nim to, czego się obawiał. Czego jednak innego mógł się spodziewać? Był w stadninie. Oczywiście, że wpadł na konia.

Przełknął ślinę. Patrzył to na rozbawionego Augusta, to na potężnego, karego ogiera, łypiącego na niego swoimi paciorkowatymi oczami. Kiaran poczuł, jak robi mu się duszno. Ten koń był wielki. Ogromny. Takich rumaków ujeżdżali rycerze w baśniach, takie właśnie przechodziły do legend.

Między innymi ze względu na to, że potrafiły zabić od niechcenia jednym kopnięciem.

Kto do cholery pozwolił, żeby drzwi do tego boksu były odbezpieczone i otwierały się do środka?!

Chciał się ruszyć, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Widok czarnej, lśniącej sierści przywiódł mu na myśl uniesione w górę lico kobiety o okrutnym uśmiechu na bladej skórze. Świat jakby się zmniejszył. Powietrze zgęstniało. Ogromny cień przed nim się powiększał. Niedobrze.

A wtedy poczuł ciepły, wilgotny pysk na swojej klatce piersiowej. Potężna głowa przylgnęła do niego z zaskakującą delikatnością. Nozdrza rumaka drżały jednostajnie. Dźwięk, jaki wydawały, okazał się wyjątkowo spokojny. Nawet przyjemny.

- Jaki łagodny... - wymsknęło się Kiaranowi, choć ten nawet nie usłyszał swoich słów. Słuchał tylko, jak bicie jego serca się uspokaja, dostosowując do rytmu oddechu konia.

August szturchnął Homme i wymienili uśmiechy.

- No i pierwsza para dobrana.

Później okazało się, że imię tego konia brzmi Brzask - od najciemniejszej pory nocy, tuż przed świtem. Niepokojące, a jednak niosące nadzieję.

August został z Monstre, by i jemu dobrać jakiegoś wierzchowca. Homme tymczasem wyprowadził Brzask z boksu i poszedł z Kiaranem na wybieg. Czarny ogier wydawał się jeszcze większy, gdy nie był otoczony drewnianymi ścianami. Sam jego grzbiet sięgał wysoko nad głowę chłopaka, który przecież nie należał do niskich osób.

- No dobrze, zaczynamy. Przede wszystkim, czy potrafisz jeździć konno?

Pokręcił głową na co Homme przybrał ten swój rozbrajający wyraz zaskoczenia - duże oczy, głową przekręcona na bok. Jakby to było niespotykane, że ktoś nie dosiada koni.

- Cóż... W takim razie, dostaniesz szybką instrukcję. Daj mi chwilę.

Z tymi słowami pobiegł gdzieś i wrócił z siodłem niemal tak dużym, jak on sam. To niesamowite, że był w stanie unieść taki sprzęt bez najmniejszej zadyszki. Sprawnie osiodłał konia, mimo, że przy Brzasku wyglądał jak kręcący się wokół kociak.

- Okej, gotowe! - rzucił zadowolony i poklepał ogiera po szyi. - Innym razem nauczę cię zakładać siodło. Na razie musisz nauczyć się wsiadać i jechać. - Na widok nietęgiej miny Kiarana poklepał go po ramieniu. - Nie ma się czego obawiać. To niezwykle łagodne stworzenie, nic ci się nie stanie.

Choć te słowa brzmiały przekonująco, nie spotkały się z zaufaniem. Sądząc po rozmiarze tego olbrzyma, wypadnięcie z siodła groziło wieloma poważnymi obrażeniami.

- Jasne... - mruknął Kiaran i stanął przy Brzasku. Przyjrzał się jego bokowi i nie dowierzał. Jak niby miałby wspiąć się na to coś?

Homme upewnił się jeszcze, że wszystko jest jak należy i wyciągnął rękę do towarzysza.

- Daj łapkę - poprosił łagodnym głosem. - Wszystko ci wyjaśnię.

Uspokajający ton rycerza pozwolił Kiaranowi nieco odetchnąć. Położył dłoń na ciepłych, twardych palcach Homme i dał się prowadzić.

- Przytrzymujesz wodze o tak - tłumaczył mu. - Nogę wkładasz w to strzemię. Powolutku, bez presji. Właśnie tak. Teraz wyciągnij prawą rękę... Ta druga to prawa. Tak, dokładnie. Złap tylny łęk siodła. To ta część, o tutaj.

Szło im powoli, ale skutecznie. Homme pokazywał mu po kolei co powinien zrobić. Nie zostawiał miejsca na domysły, nie trzeba było zadawać żadnych pytań. Z każdym kolejnym słowem Kiaran czuł się coraz pewniej. Brzask stał spokojnie, nie kręcił głową, nie prychał. Rzeczywiście niezwykle łagodny koń.

- Świetnie ci idzie! - Homme pochwalił Kiarana tak szczerze i entuzjastycznie, że ten mimowolnie się uśmiechnął. - Teraz zostało ostatnie. Na pewno dasz radę.

Miał odbić się od ziemi, przerzucić nogę przez grzbiet konia i wylądować na siodle. Wątpliwości powróciły do Kiarana, który zawahał się. Czy da radę skoczyć tak wysoko? Co, jeśli wyleci z siodła, albo akurat w tym czasie Brzask się poruszy?

Koń obrócił głowę w jego stronę i szturchnął go lekko w ramie. Wyglądał, jakby mówił "Nie martw się, możesz na mnie polegać".

Homme poklepał go lekko po plecach.

- Bez pośpiechu. Wdech, wydech i skacz.

Więc odetchnął głęboko i skoczył.

Czas jakby zwolnił, kiedy Kiaran odbił się jedną nogą od ziemi. Druga stabilnie stała na strzemieniu. Przerzucił kolano przez bok Brzasku, przy czym lekko musnął łęk siodła. Po chwili bezpiecznie wylądował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro