Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To ile jeszcze ci zostało? - spytał Daniel.

- Już kończę - mruknął Delti, konfigurując portal. - Za chwilę otworzy się przejście dla was.

- To trudne do zrobienia? - zapytał Michał.

- O dziwo nie. To całkiem intuicyjne, ale wolę to zrobić sam... I jest - powiedział. W tym samym momencie w ramie portalu otworzyło się przejście. - Działa!

- Łał... To naprawdę jest przejście na drugą stronę... - zauważył Itled. - Niesamowite...

- Ta... - dodał JoJo. - To znaczy że się zmywacie, nie?

- Mhm... 

- Ta... Właśnie, jeszcze jedno... Co zamierzacie zrobić z tym? - spytał demon, patrząc na ramę portalu.

- Cóż... Gdy przejdziecie, zniszczę je - odparł. - Nie możemy pozwolić by znowu się powtórzyło to wszystko. Spokojnie, znajdę sposób by jakoś umożliwić nam podróż.

- Serio? Jak?

- Po aktywacji tego przejścia Szmaragdy D-Omega nawiązały połączenie. Już pamiętają swoje sygnały, więc mogą wzajemnie na siebie oddziaływać... A raczej będą mogły, gdy to opanuję.

- Rozumiem...

- To wszystko jasne. Możecie zabrać swoje - wskazał na klejnoty. - Nie będą mi potrzebne do pracy.

Kiwnęli głowami i chwycili swoje. Wtedy Daniel zauważył coś.

- Zaraz... Co z ostatnim? No wiesz... jest nas piątka, a ich sześć - zauważył.

Delti spojrzał na portal.

- Chwilowo zostanie ze mną, dopóki nie dowiemy się co dalej z nim zrobić. To znaczy, jeśli wam to odpowiada.

- Szczerze to chyba najlepsza opcja - stwierdził Michał. - Poza tym może ci się przydać.

- Ta...

- To... trzymajcie się - JoJo podszedł do nich. - Fajnie było was poznać.

- I nawzajem - odparł Itled. - Obyśmy się jeszcze spotkali.

- Na pewno tak będzie! Wierzę w tego dzieciaka!

- HEJ!

- Dobra, sory - zaśmiał się. - Ale serio, wiem że da radę.

- My też. To do kiedyś tam - pożegnali się po raz ostatni i przeszli przez portal.

*

- Jesteśmy! TAK!!! - Daniel upadł na ziemię. - Ufff, w końcu w domu...

- Ta... Cieszę się że już wróciliśmy - westchnął Itled, pochylając się do przodu. - Gh... chyba... chyba zaczynam czuć ból...

- O CHOLERA! Czy mi się wydaje, czy twoje rany się pootwierały? - zauważył mężczyzna. - No wiesz... Te lasery kilka razy cię trafiły, a nie uleczyłeś się... No i jakieś obrażenia wewnętrzne pewnie też powstały przez tamten Stand...

- Dam radę... - machnął ręką. - Obsidian mnie zaraz naprawi...

- Pomóc ci do niej dojść, czy...?

- Dojdę tam sam... Ale dzięki. Ty wróć do siebie i... odpocznij.

- Jasne. Jakby co, wzywaj, jasne?

- Pewnie - zaśmiał się lekko. - Dobra, spadam zanim się wykrwawię.

- Mhm. Lepiej się pośpiesz.

*

Po kilku minutach Itled w końcu doczołgał się pod lombard, w którym powinna akurat być jego żona. Otworzył drzwi i oparł się o nie, oddychając ciężko.

- T-tata? - jego siedzący za ladą syn, Aiden podniósł głowę. - Co ci się stało?!

- ITLED?!? - Obsidian natychmiast ruszyła w jego stronę. - Co do jasnej...?!? Nie było cię przez kilka dni! I... co ty robiłeś? Wyglądasz tragicznie...!

- To... to długa historia... AU i... takie tam... Utknąłem na kilka dni w pojebanym świecie... - poczuł że robi mu się słabo. 

- Wiesz co, nieważne. Opowiesz później, najpierw muszę się tobą zająć. Aiden, dasz radę sam zająć się sklepem?

- Mhm. W rękawiczkach sobie poradzę.

- To świetnie - Obsidian chwyciła go za rękę. - Ja się nim zajmę, a potem posprzątam krew przed wejściem. Ty w tym czasie wyceń tamto według tego co ci opowiadałam niedawno.

- Jasne...

- Chodź - jego partnerka pociągnęła go za dłoń na zaplecze. Po drodze minęli grupę nastolatków, którzy akurat musieli w tym czasie robić zakupy. Gdy w końcu doszli do pokoju i Obsidian zamknęła drzwi, zaczęła się nim zajmować. - No dobra... Nie ruszaj się przez chwilę, muszę to załata- Czy to ślady po laserze?!? Co ty robiłeś?!? 

- To... skomplikowane... - westchnął. - Najlepsze jest to że... jeszcze mam w teorii to, co mogłoby udowodnić że nie kłamię, ale... nie zobaczysz tego bo...

- Dobra, nie odzywaj się przez moment... Przygotuj się, bo będę używać płynu leczącego.

- AŁ! Gh! Z-zapomniałem jak to...

- Co mówiłam? Nie odzywaj się.

- W-wybacz...

Przez chwilę milczał, podczas gdy jego ukochana opatrywała jego rany. Po kilku minutach skończyła i zabandażowała go.

- Już... Lepiej weź też coś mocniejszego, wyglądasz jakbyś miał krwotok wewnętrzny czy coś. Niby nie zauważyłam nic takiego, ale... blady jesteś.

- Ta... Podasz mi...?

- Mhm - podała mu buteleczkę z silną miksturą leczniczą. - To... co dokładnie się odwaliło.

- Cóż... trafiłem do AU dosłownie po drugiej stronie... wszystkiego. Nie mogłem się stamtąd wydostać... Wiesz jak to jest z takimi światami.

- Łoł. Ale... Jak?

- Tego nie wiem... Musiała się otworzyć kolejna taka wyrwa. No wiesz, ostatnio jest ich coraz więcej... A ta musiała mnie wysłać tak daleko. Mnie i Daniela też.

- Zaraz, jego też?

- Mhm... I nie uwierzysz... wiesz że mam alter ego w tamtej rzeczywistości?

- Że jak?!? - zdziwiła się. - To tak się da...?

- Najwidoczniej... Łącznie była nas szóstka, ale... jeden z nich zginął zanim tam trafiłem. Została nas piątka i musieliśmy współpracować, by dorwać gnojka, który... Właśnie, bo nie powiedziałem jeszcze... Gnojek, który to wszystko sprawił, miał coś co się nazywa Stand, to taka dziwaczna moc... Mniejsza, chodzi o to że zatruł nasz jego częścią co po kilku dniach by nas zabiło jeśli byśmy go nie dopadli. Więc musieliśmy go dorwać i potem jeszcze znaleźć sposób by nasza dwójka tu wróciła. To skomplikowane...

- Ta... Zaiste dziwaczna przygoda Itleda - zaśmiała się Obsidian. - No dobrze... Brzmi cholernie dziwnie, ale... wierzę ci. Powinieneś teraz odpocząć... Właśnie, ale teraz nic ci nie będzie? Nie umrzesz już?

- Spokojnie... Gdy zniszczy się Stand, użytkownik też pada... Więc to co w nas wsadził też padło. Nic mi nie będzie Obsi, nie martw się.

- No mam nadzieję... Martwiłam się - wtuliła się w niego. - Tylko ani słowa innym... Mam reputację do utrzymania.

- Jaką, nieustannej tsundere?

- Spierdalaj.

Zaśmiał się.

- Brakowało mi tego... Cieszę się że znowu jestem z tobą. I w końcu mam chwilę spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro