Powoli zbliżyli się do niego. Inigo nie ruszał się - był martwy albo przynajmniej pozbawiony przytomności.
- Czy on...? - spytał JoJo.
- Trudno powiedzieć... Wydaje mi się że oddycha, ale z tego miejsca trudno mi powiedzieć - Michał powoli podszedł nieco bliżej. - Sprawdzę.
- Tylko ostrożnie...
- Jasne... - pochylił się nad nim. - Żyje. Ale długo się po tym nie pozbiera... Nieco go połama- GH! - krzyknął, gdy nagle ten złapał pistolet, który miał przypięty do pasa. Inigo wycelował w niego i...
BANG!
- GH! - krzyknął, gdy walnął w podłogę. Po chwili zorientował się że jest cały... i co się stało. - DANIEL!
Daniel odepchnął go z linii strzału, jednak w konsekwencji on sam został trafiony. Pocisk uderzył w jego klatkę piersiową, tworząc obficie krwawiącą ranę.
- K... kurwa... - jęknął i upadł na ziemię.
- JA PIERDOLĘ! - JoJo podbiegł do niego. - Hej, nie umieraj!
- Nie dostał w serce ani płuca, ale traci dużo krwi... - zauważył Delti. - Musimy go załatać, i to szybko.
- P-po... po moim...
- A tobie wystarczy chyba zabawy, co? - nagle Itled stanął na linii kolejnego strzału. - Odpuść, Inigo.
- Nie... n-nie stój mi na dro...
- Heh... myślisz że jesteś taki cwany, co? - uśmiechnął się i powiedział nieco głębszym głosem. - Skoro tak, dalej... Wyceluj ładnie.
- Z... z chęcią...
- Dawaj... wyceluj idealnie w czoło.
- J... jak sobie chcesz...
- ITLED, CO TY...?!? - krzyknął Michał.
Demon się uśmiechnął szerzej.
- ZRÓB TO. STRZEL.
BANG!!!
- ITLED?!?
Demon odwrócił się w ich stronę.
On...
...nie był ranny w żadnym miejscu swojego ciała.
- Nic mi nie jest... Ale nie mogę powiedzieć tego samego o nim.
Inigo leżał pod ścianą, z bronią w ręce i raną lejącą się z jego głowy. Nie było wątpliwości...
Był martwy.
- Czy... Czy ty...
- Heh... A mówią że charyzma w RPGach jest bezużyteczna - odszedł od niego. Michał patrzył na demona, zszokowany.
On... on go zahipnotyzował by sam się...? Łoł... Teraz widzę w nim tego demona, o których tyle się słyszy... To... przerażające...
- Michał - nagle głos pozostałych wyrwał go z szoku.
- Uh, t-tak? - spojrzał na Deltiego. - Co z Danielem?
- Przeżyje... Załatałem go, opatrzyłem i podałem leki... Za chwilę powinien dojść do siebie... Ngh... - gdy próbował wstać, zachwiał się i prawie upadł, gdyby nie pomoc JoJo. - N-nic mi nie jest... To tylko osłabienie...
- Na pewno? Straciłeś sporo krwi, plus dosłownie byłeś obok niego...
- T-tak... wezmę... coś i... i mi przejdzie. Nic mi nie jest... Nic mi... nie... - w tym momencie zaczął płakać. JoJo objął go delikatnie i pomógł mu usiąść.
- Już dobrze... Hej... Już dobrze...
- S... Sayaka... Dominic... To... to dla was... W końcu... w końcu was pomściliśmy...
Michał obserwował tą scenę z pewnej odległości. To prawda... pomściliśmy ich... Ten koleś już nikogo nie skrzywdzi. Zasługujesz na spokój, Delti... Wszyscy zasługujemy.
- Gh... Ał, nie sądziłem... że mnie jeszcze postrzelą...
- Daniel?! - podbiegł do niego. - Jak się czujesz?
- Heh... Znośnie - uśmiechnął się. - Ale poboli jeszcze przez jakiś czas.
- Najważniejsze że jesteś cały. Nie podnoś się na razie.
- Nie zamierzam... A gdzie Itled? - spytał mężczyzna.
Michał spojrzał w kierunku demona. Ten stał z boku, wpatrując się w nicość.
- ...niedaleko. Na razie lepiej chyba z nim nie gadać.
- Niech zgadnę... Pobawił się swoim słodkim głosikiem i tamten sam się... co nie?
- Skąd ty...
- Heh... To jedna z jego mocy. Rzadko jej używa... ale jak cię nią złapie, sam się nie wyrwiesz.
Łał... Cieszę się że nie musiałem spotkać Itleda z tego uniwersum... Raczej nie byłby taki miły.
*
- Jak... lepiej? - spytał Itled, gdy paręnaście minut później rozbili ognisko w lesie za kryptą, w której stoczyli walkę.
- Ta... Nie wiem co jest w tych twoich lekach, ale już jestem jak nowy - Daniel spojrzał na Deltiego.
- Nie chcesz wiedzieć - parsknął. - Ale ta... Błyskawicznie potrafią cię naprawić. A, i... sory, nie miałem tyle dawek by pomóc tobie... - popatrzył na demona. Ten tylko machnął ręką.
- Przeżyję... Jestem demonem, jakoś się poskładam jak wrócę.
- Właśnie... Musicie wracać do siebie, co...? - westchnął JoJo. - Na pewno nie chcecie zostać tutaj?
- Słuchaj, moja żona i syn chyba by mnie zamordowali... Nie ma opcji.
- A mnie dopadłby partner z pracy. Dzięki, ale poczekamy aż znajdziemy sposób by się teleportować. Wtedy będziemy mogli się widzieć kiedy chcemy - Daniel spojrzał na Deltiego. - Bo znajdziesz sposób, nie? Chyba że nie jesteś wcale taki dobry...
- Próbujesz mnie sprowokować?
- Hehe, może...?
Delti patrzył na niego przez chwilę jakby chciał go udusić... po czym uśmiechnął się.
- No to ci się udało. Znajdę sposób na to tylko po to by cię znaleźć i ci wpierdolić.
- Czekam~
- Okej... Eh... - spojrzał w niebo. Była noc, a w ciemnościach świeciły dziesiątki tysięcy gwiazd. - Słuchajcie... Nie jestem wierzący ani nic... ale myślicie że Dominic i Sayaka... no wiecie... gdzieś tam są i patrzą na nas?
JoJo przysunął się bliżej niego. Początkowo się zawahał, ale oparł dłoń na jego ramieniu.
- Myślę że tak... Każdy z nas pewnie ma taką nadzieję... I myślę że gdzieś tam obserwują nas i to co odwalamy.
Zaśmiali się.
- To jakie plany po rozstaniu? - spytał Michał.
- Ja wracam do pracy... Nie wierzę że to mówię, ale brakuje mi radiowozu - zaśmiał się Daniel.
- Łał... Ja no wiecie, sprawy rodzinne i tak dalej.
- Ja jeszcze nie wiem... chyba w końcu coś nagram. Mój kanał na YouTube ledwo żyje.
- Heh, ciekawe czemu... - Delti spojrzał na niego.
- Ciekawe jest to czemu pijesz te cholerne energetyki, nie co ja robię ze swoim kanałem. Pamiętaj że jesteś z nas najmłodszy, jasne?
- Ugh, okej... Od czasu do czasu pójdę spać jak ci to przeszkadza.
- Osobiście cię przypilnuję - JoJo zaczął go głaskać po głowie, co wyraźnie go poirytowało. - Jak się będziesz sprzeciwiał, Avicii się tobą zajmie.
- Zostaw mnie kurwa!!! Zaraz, skąd będziesz niby wiedział?
- Będę ci robić wjazd na chatę! Myślę że nie będziesz miał nic przeciwko, co?
Westchnął.
- Pierdolcie się wszyscy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro