Rozdział 3: Efekty pracy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Inne... AU... - Michał na moment zamilkł. Po chwili z jego twarzy zaczęło znikać zaskoczenie. - W sumie... Delti wspominał że najprawdopodobniej istnieją różne alternatywne światy, ale... nie sądziłem że to prawda.

- A jednak... Mnie coś ciekawi...

- Nie, nie ma was w rejestrze istot żywych w naszym świecie - nagle przerwał mu Delti, nie odrywając wzroku od monitora.

- A co się stało z "niegadaniem z tobą"? - Daniel popatrzył na niego.

- Zasada dotyczy tylko was.

- No do jasnej- Nie możesz tak zmieniać umowy! Tak się nie robi.

Ja pierdolę, demon przybił facepalma. Ten koleś jest pojebany. Zupełnie jakby TT i Dos mieli dziecko... Dobrze że tamten czarno-biały skurwysyn jest bezpłodny, inaczej pewnie wpadłby na podobny pomysł, nawet jeśli obecnie jest pod kontrolą.

- Choć z drugiej strony... gadacie na dość interesujący temat, więc mogę chwilowo znieść tą zasadę. Sprawdziłem to... Ty tutaj - wskazał na Daniela - nigdy nie pojawiłeś się w naszym świecie. Z kolei ty - popatrzył na Itleda - zostałeś dosłownie wymazany z egzystencji przez jakiegoś niższego demona któremu poważnie odjebało. Huh, ciekawe który to... Nie mam danych o nim.

- ŁOŁ, moment, jak to "wymazany z egzystencji"?! - Itled podbiegł do niego.

- Normalnie. Byłeś i POOF! Dead. Bez szansy powrotu.

- Damn.

- Tak przy okazji... Zauważyłem kilka rzeczy. Jesteś demonem, nie?

- Uh, tak... To chyba dość oczywiste...

- Ta, każdy debil by się zorientował - Delti wstał i zaczął mu się przyglądać. - Ale... mimo że jesteś demonem, twoja krew jest wyjątkowo... materialna. Posiadasz ludzkie ciało, co?

Kurwa, bystry jest...

- Mhm. Konkretnie jego - wskazał na Michała, który aż podskoczył.

- ŁOŁ, co?!? Jak to...?!?

- Najprościej mówiąc, po tym jak obaj zginęliśmy, moja waifu odratowała i moją duszę, i twoje ciało, po czym zabezpieczyła je magią i ukryła w bezpiecznym miejscu, a gdy sprawy się uspokoiły, użyła ich by mnie ożywić.

- Słyszałem o czymś takim - wtrącił Delti, wyraźnie ożywiony. - Rytuał cross-nekromancji! Nie sądziłem że jeszcze takie coś się robi! Ostatni przypadek był ponad 1000 lat temu. Nie wiem jak u was.

- To było prawie 30 lat temu, ale tak. Właśnie w ten sposób nadal żyję, inaczej skończyłbym jak ten ja w waszym świecie.

- Czyli... to tak jakby jest...

Kiwnął głową.

- Mhm.

- Łooooł... Okej...

- Ej, chwileczkę! - nagle Daniel podbiegł do nich. - Z tego co wiem, u nas, to jest w naszym świecie, nie ma więcej takich ludzi jak my...

- Co chcesz przez to powiedzieć? - Delti posłał mu chłodne spojrzenie.

- Posłuchaj... nikt w naszym świecie tego nie potwierdził, ale... - spojrzał na demona. - ...nasza dwójka musi być alter ego, nie? Innymi wersjami tej samej osoby... Nie ma opcji że nasz wygląd i tak dalej to tylko zbieg okoliczności.

- To prawda... Do czego zmierzasz? - zapytał go Itled.

- Wiemy że poza nim - tu wskazał na Michała - nie było nikogo innego w naszym świecie... A co jeśli tutaj jest inaczej?

- Zaraz... Sugerujesz że tu może być więcej takich jak my?

- Technicznie rzecz biorąc jest to możliwe - Delti wrócił do komputera. - Sprawdzę w międzyczasie. Ale to dość ciekawe... Nie sądziłem że alter ego mogą być rozbite między alternatywnymi światami. Heh.

- Ta... Ja też. Hej, a możesz sprawdzić coś jeszcze...? - wyjął telefon i otworzył listę kontaktów, po czym podał mu. - Kilka nazwisk z listy, tak z ciekawości.

- Okej. O reszcie rzeczy porozmawiamy jak skończę pracę. Teraz dajcie mi spokój.

*

- Udało mi się skończyć. Powinno zatrzymać efekt toksyny na przynajmniej dzień - powiedział, wstrzykując Itledowi przygotowaną substancję. - Na wszelki wypadek mam jeszcze kilka dawek w gotowości. Teraz musimy dorwać tamtego i zmusić do usunięcia tej toksyny, inaczej po nas.

- A skąd gwarancja że on to zrobi? Takie skurwysyny często nie dają się tak łatwo... - zauważył demon.

To prawda... Ale nie mam wyjścia: muszę w to wierzyć... Zbyt ciężko pracowałem nad wszystkim, by teraz stracić życie przez jakiegoś huja z jebanymi strzałkami...!

- Zaufaj mi. Jak go dorwę, będzie błagał o litość - powiedział, wyciągając spod biurka plecak i pakując do niego różne rzeczy. - Musimy go zlokalizować i dopaść zanim to gówno zrobi z nami porządek.

- A jak zamierzasz to zrobić niby? - zapytał Daniel.

Delti spojrzał na niego. Ty naprawdę tego nie zauważyłeś...? Eh, w sumie nikt z was się nie zorientował...

- Ten typ nie atakuje losowych osób. Uwziął się konkretnie na nas. Zaatakował strzałkami mnie i Itleda, ciebie też by postrzelił gdyby nie twój kolega.

- I co więcej... Dzień po tobie, o mało co nie dopadł mnie - dodał Michał. - Nie trafił mnie tylko dlatego że zdołałem ukryć się za samochodem, a potem skończyły mu się pociski.

- Zaraz, teraz sobie przypominam... Gdy wbiegłem w niego, powiedział "No proszę, nie muszę ciebie szukać! Ułatwiasz mi robotę!"...! - zorientował się Daniel. 

- I gdy walczyłem z nim, było jasne że chce czegoś ode mnie - dodał Itled. - Niestety nie wiem czego.

- Ale ja wiem. Wcześniej tylko się domyślałem, ale... gdy szukałem informacji, połączyłem fakty i już wiem na 100%.

- Naprawdę?! - krzyknął Michał. - Wiesz czego ten gnojek od nas chciał?!

- Tak... Ale po kolei. Posłuchałem twojej prośby i sprawdziłem ludzi na twojej liście kontaktów... - oddał telefon demonowi. - I nic. Zero. Ani jedna z tych osób nie istnieje.

- Serio?!? - krzyknął Itled.

- Tak. Co więcej, na podstawie badań twojej krwi zauważyłem iż jej energia jest taka sama jak nasza, ale o przeciwnym ładunku... A raczej to nasza ma przeciwny w porównaniu do twojej. Zupełnie jakby ich wartości były dosłownie lustrzane. Z tego powodu uznałem, że skoro wasz świat jest światem głównym, bo tak by wynikało z wartości, nasz świat w porównaniu z waszym to dosłowne przeciwieństwo. Ci, którzy żyją tutaj, nie istnieją u was i tak dalej.

- Czyli... to odbicie lustrzane Enderverse? Nie wiem, Mirror-Enderverse czy coś?

- Nazwa hujowa ale pasuje. Niech będzie i tak. Wracając... - Delti pokazał im ekran komputera. - Znalazłem dokładnie dwie inne osoby takie jak my... I tu mam dobrą i złą wiadomość.

Westchnęli. No pięknie... Nie zapowiada się dobrze.

- Dawaj... Zacznijmy od złej.

- Jedna z tych osób zginęła trzy dni temu. Trzy strzałki w ciele, stężenie toksyny na tyle wysokie że wywołało niemal natychmiastową, bolesną śmierć. Ciekawe jak to musiało być...

- Zaraz... Naprawdę? Czyli... Razem z naszą czwórką była nas szóstka, ale... jeden z nich już nie żyje? - zapytał Michał, odwracając wzrok. - N-niech to...

- Kto to był...? Wiesz coś więcej...? - spytał Daniel.

- Nope. Tylko tyle że był łajzą o imieniu Dominic i że żył w jakimś pseudo-świecie fantasy. I tak nie żyje, więc co za różnica?

GH!!! Ten typ..., Daniel spojrzał na niego. Zero empatii? NIC?!? Jeden z naszych nie żyje... Nawet jeśli nigdy go nie spotkaliśmy, nie może tak mówić... On jest bez serca...

- Ale co ważniejsze... - Delti kontynuował. - Wiem doskonale czemu go zabił. I jeśli nie dopadniemy tego gnoja pierwsi, podzielimy jego los.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro