Rozdział 7: Dominazione

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- O cholera... Damian! - Itled złapał go, zanim ten zdołał w pełni upaść na ziemię, podczas gdy Daniel wyrywał strzałki z jego Standu. - Ej, co jest? Co się dzieje?!

- N... nie mogę... odd... - wydusił. 

Wtedy zauważyli, że Avicii staje się bardziej przezroczysty, a po chwili znika całkowicie, gdy oczy mężczyzny się zamknęły.

- Ej, nie odpływaj! Niech to...!

- Cholera, trzy pociski...! Za długo nie pożyje... Nawet gdy podam mu mój lek, nie wiem czy przetrwa to stężenie w jego ciele - Delti nachylił się nad nim i podał mu kilka dawek.

- Ngh... Y... re... yare... da...

- A mamy lepszą opcję?!

- HEJ, CHŁOPAKI!!! PATRZCIE!!!

Momentalnie skierowali wzrok w tym kierunku, w którym wskazywał Michał, i zobaczyli postać idącą w ich stronę. Jej sylwetka była niewyraźna, zakryta przez mieniącą się jaskrawymi kolorami aurę.

- To... To ten gnojek...!

- Skurwysyn... Zapłaci mi za to! 

- Cholera... - Daniel sięgnął po broń, ale Itled go zatrzymał.

- Odpuść... Ja zaatakowałem go bronią, a ta przeszła na wylot, nawet go nie raniąc... Wątpię by pociski dały radę coś zdziałać.

- No to co mamy zrobić?!?

- Nie wiem... Ale patrzy się na nas.

Mężczyźni spojrzeli w jego kierunku. Delti wstał, ale nagle JoJo złapał go za ramię.

- T... ta t-toks...

- Huh? - spojrzał na niego.

On z trudem wziął wdech i powiedział:

- Ta toksyna... t-to Stand... Ten... skurwysyn ma Stand...

- CO?!? - krzyknął, ale nie dostał nic więcej w odpowiedzi, bo w tym momencie mężczyzna stracił przytomność. - Cholera...

- Co jest? - zapytał go Michał.

Delti wstał i spojrzał na ich przeciwnika. Ten stał kilkanaście metrów od nich, najprawdopodobniej obserwując ich.

- Już wiem czemu na tą toksynę nie ma antidotum... I już wiem czemu nasze ataki cię nie ranią - powiedział, patrząc na niego. - Twoja osłona to Stand. A strzałki z toksyną... są jego częścią. Mam rację?

- No proszę... Wystarczyły tylko 2 dni byś się zorientował. Choć gdyby nie on, nadal byś nie wiedział...

- Kim jesteś?!? 

- Hehe... Inigo Braxten. Nikt specjalny... Zwyczajny człowiek, który po prostu chce się nieco zabawić.

- "NIECO"?!? - krzyknął Daniel. - Próbujesz nas zabić, nawet zabiłeś już jedną osobę! Wiemy czego od nas chcesz, ale nie pozwolimy tego zabrać! Na pewno nie komuś takiemu jak ty.

Mężczyzna zaśmiał się.

- Dużo gadasz jak na kogoś, kto nawet nie jest w stanie mnie trafić.

- To może się pokaż?!? Wtedy zobaczysz że jestem bardzo poważny.

- Skoro tak bardzo prosisz... Ale wiedz że nie jesteście w stanie pokonać ani mnie, ani mojego Standu, Dominazione!!! - krzyknął, a w tym momencie osłona częściowo zniknęła z jego ciała. - Jesteśmy nietykalni, a jedyna osoba wśród was która mogłaby mnie pokonać właśnie walczy o życie dzięki mojej mocy!

Niech to... Ma rację. Damian wspomniał że tylko inny użytkownik Standu jest w stanie pokonać czyiś Stand... Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę że jest materialny, bo go widzimy, nie jesteśmy w stanie go dotknąć ani tym bardziej zranić, pomyślał Itled.

- Chwila... Ten koleś ma nas dosłownie na widelcu - zorientował się Michał. - Nawet jeśli jest nas więcej, bez problemu mógłby nas pokonać. Dlaczego nas nie atakuje?

- Całkiem słuszna uwaga... - Inigo poprawił pierścień, który miał na palcu. Tak, to był TEN pierścień... Ostatni z klejnotów, który był im potrzebny. - Mój Stand może wystrzelić tylko 3 strzałki... Potem potrzebuje 24 godziny na tak zwany cooldown. Niestety na dziś już wyczerpałem limit. Co więcej, moja bariera nie nadaje się do walki, a sam nie mam tyle siły by was zaatakować.

- Nie pierdol, widziałeś obwód swojej klatki piersiowej i ramion?!? - wrzasnął Daniel. - Wyglądasz jak pierdolony kulturysta!

- Pff, i co z tego? Ponad połowa ludzi tak wygląda w tym świecie... Zresztą, nawet gdybym miał tyle siły, wolę działać powoli... Chętnie popatrzę jak Dominazione powoli odbiera wam życie.

- Skurwysyn... Nie pozwolę ci na to! - Delti wyciągnął swoją katanę i ruszył w jego stronę. - Skoro twój Stand jest nie do przebicia, wystarczy że zaatakuję ciebie gdy jesteś odsłonięty! Jeśli cię zabiję, to- NGH!!! - nagle nogi się pod nim ugięły i upadł na ziemię. Poczuł bardzo silny ból w klatce piersiowej... Taki ból, który dosłownie paraliżował jego płuca. - Gh... c... co do...

- Standy mają bardzo różne zasięgi... Ale jedno je łączy: im bliżej użytkownika się znajdują, tym potężniejsza jest ich moc. Im bliżej mnie będziecie, tym gorzej będziecie się czuć.

Że co? Moc tej toksyny... jego Standu... zwiększa się odwrotnie proporcjonalnie do odległości? Kurwa...! Ale... nie mogę pozwolić... mu uciec...

Choć znajdował się na kolanach, zaczął powoli czołgać się w jego kierunku. Czuł, że z każdym metrem traci energię i oddech, ale nie poddawał się, nawet gdy krew zaczęła zalewać jego gardło i płuca. Nie... dam... mu... satysfakcji...

- Niesamowite że nadal masz jakieś siły by iść naprzód - Inigo zaśmiał się beztrosko, patrząc na jego zmagania. - Ale i tak mnie nie dopadniesz. W końcu nie wytrzymasz z bólu i się zatrzymasz, a wtedy- - nagle Stand ponownie go otoczył, a dosłownie ułamek sekundy później uderzyła w niego seria pocisków z karabinu. - Sprytne, Daniel... Uznałeś, że skupiłem się na nim, więc nie zauważę jak we mnie strzelasz gdy jestem odsłonięty. Wybacz... jestem dla ciebie za szybki.

- Niech to! - krzyknął, rzucając broń na ziemię. - On jest nie do zatrzymania...!

- Hehehe... Miło widzieć jak w końcu to do was dociera. No cóż... Wrócę gdy będę miał więcej pocisków... Wtedy już wszyscy będziecie pokonani, bo nigdy nie zmusicie mnie, bym usunął Dominazione z waszych ciał! Na razie~ - odwrócił się i beztrosko odszedł, teleportując się.

Mężczyźni momentalnie podbiegli do Deltiego, który leżał na ziemi, oddychając ciężko.

- Żyjesz? Jak się czujesz...? - spytał Michał, pomagając mu wstać.

- ...jestem wkurwiony... znajdę sposób by go dopaść...

- Na razie i tak mamy ważniejsze sprawy na głowie - Itled spojrzał na leżącego na ziemi JoJo. - Damian ledwo się trzyma... Musimy coś zrobić.

- . . . - mruknął, niezadowolony z obrotu spraw. - Weźcie go i zabierzcie gdzieś, gdzie mogę się nim porządnie zająć. Teleportacja odpada, w jego stanie może ona nawet zabić. Musimy to zrobić gdzieś tutaj... Najlepiej znajdźmy jakiś hotel czy coś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro