Rozdział 20: Walka na śmierć i życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To jaki mamy plan? - spytała Oliwka.

- Rozwalić je - odparła Patka. - Choć przydałaby się nam jakaś ochrona... Tylko Endera ma jakiś pancerz.

Fakt... Tylko ja mam inny strój, no może poza Pati, która ma na sobie pancerz ze smoczych łusek, gdy staje się w połowie smokiem.

- Zostawcie to mnie - Andzia machnęła ręką i przywołała jakąś tęczową wstęgę, która nas otoczyła. Gdy zniknęła, okazało się, że mamy na sobie kolorowe zbroje.

- Nieźle - przyznałam, gdy spojrzałam na mój pancerz. Wyglądał na solidny i wytrzymały, a do tego stylowy. - To co... Gotowe?

- Pewnie - Pati rozwinęła swoje skrzydła.

- No raczej - w rękach Oliwki pojawiła się kula ognia.

- Bardziej nie będziemy - Andzia chwyciła w ręce swój topór.

- W takim razie... ATAKUJMY!!!

Ruszyłyśmy w stronę naszych demonicznych alter ego. One również zaczęły biec w naszą stronę, gotowe do walki. Ale nie bałyśmy się - my pokonamy je lub one pokonają nas. 

Nie ma innej opcji.

*

Nawet nie zwracałam uwagi na to, jak radzą sobie pozostałe.

Nie byłam w stanie oderwać wzroku od niej.

Byłyśmy tylko ja i ona.

Ja, Endera "Endergirl" Crystal, i ona, Obsidian.

- My̶ś̴l͢isz,́ ͠że jes͡te͠ś t̴a̵k̷a mą̸dra͟?͏ ͞Ż̧e ̕przy͞jaci̷ó͡ł̨ecz͟kį ͠c̵i̵ pomogą? - wyjęła swój nóż. - ̕Ni͡e̢ m͝a̶sz̢ ͞z͟ę mn̵ą͏ ̧na͜jm̧n͜i̕ejszyc͜ḩ ͝s͠z͘a̶ns. J̢uż raz͟ ͢ci͝ę p̴ơk͝o̸nałam, z̶ ́ł́at͘woş́c̀i̛ą̶ zro̸b͏ię ̸to i drugi͡ ͢ŕaz͢.

- Spróbuj. Wiem, co ty chcesz ze mną zrobić - wycelowałam w nią swoim mieczem. - Ale nie dam ci się tak łatwo. Jeśli tak bardzo mnie chcesz, musisz zmusić mnie do współpracy.

- K̵uŕw̵a,̴ nìe m̛ùsisz͏ ͏mǹie̵ ̴náma̢wia͞ć!

Widziałam, jak rzuca się na mnie z nożem. Była ekstremalnie szybka. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś poruszał się z taką prędkością i mocą...

Zablokowałam ostrze jej broni moim mieczem, ale natychmiast zaatakowała ponownie. Atakowała bez przerwy, a ja broniłam się, jak tylko byłam w stanie.

Zdecydowanie nie pomagał mi fakt, że Obsidian też umie się teleportować.

Na szczęście ja mam nie tylko swój miecz.

Gdy tylko obroniłam się przed kolejnym atakiem, wystrzeliłam w jej stronę kulę energii. Zauważyła ją w ostatniej sekundzie i odskoczyła na bok.

- Sp̛r͜y̡t̢n̶ie.͝.. ͏A͝ĺe n̢ie ḿyśl̀,̵ ż͟e ͝t͢ylk̨o̷ ͠to̢ ̕p͡o͏traf̛ię! - nagle w jej dłoniach pojawiły się dwa miecze, wyglądające jakby były zrobione z ciemnofioletowego kryształu.

Że co proszę?!?

Nie miałam czasu, żeby o tym myśleć, bo Obsidian natychmiast zaczęła nimi wymachiwać. Musiałam naprawdę się skupić, by blokować lub unikać jej ataków. To była kwestia życia i śmierci, najmniejsze trafienie mogło być fatalne w skutkach...

- !!! - w pewnym momencie wybiła mi miecz z moich dłoni, a on poleciał na bok. Nie miałam nawet kiedy spojrzeć, gdzie dokładnie, bo nie przerywała ataków.

Widziałam, że dziewczyny miały wystarczająco dużo roboty ze swoimi demonicami, więc nie chciałam ich prosić o pomoc. Musiałam to załatwić sama.

Niewiele myśląc, chwyciłam jeden z mieczy Obsidian moimi rękoma. Jakimś cudem byłam w stanie powstrzymać jego ruch. Gdy widziałam, że z boku nadchodzi drugie ostrze, wyskoczyłam w powietrze, wybiłam się z niego i przeskoczyłam z saltem nad demonicą. Gdy tylko znalazłam się za nią, wystrzeliłam w jej plecy wiązkę mocy, która odrzuciła ją w przód.

Teleportowałam się i chwyciłam mój miecz. Zauważyłam, że Obsidian wstała, ale trzymała się za obficie krwawiącą ranę na ramieniu.

- C͝zemu... ͞Czemu ̸t͞y jes̀t̨eś ̴taka ̨s͏il̛na?͟!͏?́ - wrzasnęła. - Pr͠z̧èz ̸ta͟k̵ ̸długi͟ ơk̵r͢es c̴z͏as̀u.́..̕ ni͢k͜t m͜i͠ się̶ ͠nié ͞sp̀ŕzećíw̶ił.̴.̡. ͟Dl͟a͝cze͜go w̴i̕ęc̸ ͟ty̸ ̢jes͜teś i̡nn͏a͠?͠!?͟

...???

Widziałam, jak demonica cofa się i otwiera za sobą portal.

- Nie̴ my̡śl ̢sob̀ie̡,̡ ̛ż̧e ̨to k͠o͏niȩc.̀.̵.͡ Je̡sz̴cze pǫw̨róc̵ę..̨.́ ͞I zn̛iszczę͜ ͘ci̴ę! ZN̕ISZCZ̨Ę ̕CIĘ!!̛!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro