Rozdział 22: Fala

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ruszyłam w stronę najbliższego demona i wzięłam na niego zamach mieczem. Uniknął ataku, jednak nie zamierzałam tak łatwo odpuścić.

- No co tam? - popatrzyłam na niego. - Zaraz... JA PIERDOLĘ, LOGAN PAUL?!?

- Dla̛ ̸c̕i͞eb̡ie ͞LETH͠A̕L͜ P̕A̷UL̀,͝ KU͟ŖW͡O͢!͞ - odkrzyknął.

Cholera, demony obecnie schodzą na psy, serio.

- NIE MÓW TAK DO MNIE ALBO UTNĘ CI JAJA! Choć w sumie... raczej nie ma czego.

- O̶H,͝ t͘a̶ka̴ cw̛a͏na̡ j͢este̵ś? ̵Z̨ajeb͟ię̷ çi̧ę͠!͏ - widziałam, jak rzuca się na mnie, zakładając wcześniej jakąś dziwaczną czapkę.

WHAT THE FUCK.

Przygotowałam mój miecz. Mimo głupkowatego wyglądu, wiedziałam że nawet taki gówniarz jak on może być niebezpieczny.

- Skoro tak, to pokaż co umiesz! HEJ! - uniknęłam dosłownie o centymetry jego ataku, bo nasłał on na mnie coś w rodzaju... kabli? WHAT THE HECK.

Zaczęłam strzelać w jego stronę wiązkami energii, by się odwalił, ale on był w cholerę uparty. Unikał sprawnie moich ataków, cały czas próbując zemścić się na mnie.

- O KURWA!!! - nagle rzucił we mnie samochodem, który pojawił się dosłownie znikąd. - POWALIŁO CIĘ?!?

- Z͘AMKN͏IJ MOR̕DĘ̛!͟!̷!͟ ZA͜BIJĘ̀ C̛IĘ, ̧NAWET̸ ͜JEŚL͠I ͞ZAJM͟IE ͜M̶I ̧T́O WI̕ÈK͠I͠!!̴!

W tym momencie poczułam znajomy już ból. To chyba się dzieje, gdy w moim ciele gromadzi się zbyt dużo energii... Cholera. Upadłam na jedno kolano, bo nie mogłam ustać na nogach. Praktycznie na moment urwał mi się kontakt z rzeczywistością...

Oprzytomniałam dopiero gdy zorientowałam się, że demon rzuca się na mnie z kablami.

Poczułam dosłownie niekontrolowaną falę energii... I postanowiłam, że nie będę jej hamować. Wyrzuciłam z siebie energię z głośnym krzykiem.

Na samym początku nic nie było widać - było tak jasno. Dopiero po dwóch sekundach to przeszło, a ja doszłam do siebie na tyle, by móc wstać.

Demony leżały rozwalone na ziemi, ostro glitchując się. Wielu z nich odniosło poważne rany, może dwóch czy trzech próbowało się wycofać.

- Endera! Nic ci nie jest? - nagle usłyszałam głos Andzi. 

- Nie... Chyba nie... A wam? 

- Nam nic nie jest... 

- Nie, jesteśm- ǴH̶!̷ - zauważyłam, że spod bluzki Alter'a zaczyna powoli lecieć ciemna krew. 

- Alter! - Oliwka podbiegła do niego. - Jesteś ranny...

- To prawda... - Nemesis uniosła jego koszulkę, gdzie widniał spory ślad, wyglądający jak po oparzeniu prądem. - Nie wygląda to dobrze, szczerze mówiąc. Długo będzie się leczyć, nawet jak uda mi się to opatrzyć...

- O kurwa... - Eleven zasłonił ręką usta. Mnie też to przeraziło...

- Ale... czemu tylko on? - zdziwił się Mark. - Nam nic nie jest...

- Zaraz... Tylko demony są ranne... - zorientowałam się, patrząc na leżących na ziemi. - Cokolwiek uwolniłam, zraniło wszystkie mroczne istoty. Alter'a częściowo też... Nie, ja...

- Hej, uspokój się - Jack dotknął mojego ramienia. - Przecież-

- NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyknęłam, odpychając go. - Ja... Ja mogłam go zabić! Ja... J-ja... - skuliłam się na ziemi i zaczęłam płakać.

Przeze mnie... mógłby umrzeć... Wszystko przez to, że nie panuję nad sobą...

- Endera, proszę... - jak przez mgłę słyszałam głos Jay'a.

- Zostaw mnie! Nie chcę z wami rozmawiać...!!!

W tym momencie usłyszałam nowy głos:

- Jesteś pewna, Endera Crystal?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro