T-ten głos... I ten brytyjski akcent... Czy to...
Uniosłam wzrok i w oddali zauważyłam postać w białym fartuchu laboratoryjnym. Miała związane w koka włosy z luźno zwisającymi pasmami i opatrunek na lewym oku.
- Zaraz... Nie... TT? - zdziwiłam się.
- We własnej osobie - uśmiechnęła się. JA PIERDOLĘ, ten uśmiech. Ten uśmiech dosłownie leczy raka.
- Witaj, Technet - przywitała ją Nemesis.
-O, h-hej Nemesis - miałam lekkie wrażenie że jej głos się załamał... Pewnie mi się zdawało. - Dobrze... zobaczyć cię znowu.
- I vice versa... Ale dlaczego tu jesteś? Nie mówiłaś przypadkiem, że wyjeżdżasz gdzieś na kilka miesięcy?
- Cóż... Tak się składa, że wyjazd nie wypalił, więc postanowiłam sprawdzić, co u ciebie. Ale nie sądziłam, że spotkam tu ciebie - tu spojrzała na mnie - i twoich znajomych... Tak w ogóle to miejsce wygląda, jakby jakiś armagedon się rozpętał... Co mnie ominęło?
Wtedy chłopacy opowiedzieli jej w skrócie całą sytuację, w tym mającą miejsce kilka minut wcześniej walkę. Spojrzała na mnie, zaskoczona.
- Cholera, jakbym wiedziała, to bym natychmiast do ciebie wpadła i cię przebadała... Może badania krwi coś by wykazały i bym dała radę coś zrobić.
- Mało... prawdopodobne... - powiedział Alter, powoli podchodząc bliżej. - Na taki zakres zmian... genetycznych nie można... tak łatwo... podziałać.
- Ej, ty paniczu się nie ruszaj, tylko siadaj na dupie i daj mi to opatrzyć.
- Ale-
TRACH!
Nagle TT wywaliła ze swojej torby stołek (JAK?!?) i pieprznęła nim w ziemię tuż koło niego, robiąc miejsce do siedzenia.
- SIADAJ. NA. DUPIE.
- Okej, okej...! Dobra... - Alter grzecznie usiadł na przygotowanym miejscu.
- Skąd ty tak w ogóle wzięłaś ten stołek?! - krzyknął Jay.
- Właśnie... Jak to tak właściwie możliwe? - dodałam.
- Spytała dziewczyna z gry, w której możesz dosłownie schować drzwi do kieszeni - Teresa spojrzała na mnie, po czym odwróciła się do Alter'a i uniosła jego bluzkę. - Odpowiadając na pytanie... Mam specjalną torbę z nieskończoną pojemnością, bo potrzebuję mieć dużo rzeczy przy sobie, a nie mam jak tego wszystkiego unieść. Właśnie, powinnam mieć tam coś na regenerację... - zaczęła grzebać w torbie i wyjęła z niej opatrunki i jakiś płyn.
- Co to? - zainteresowała się Andzia.
- Specjalny płyn medyczny. Regeneruje znaczną większość tkanek, nawet o bardzo dziwnej strukturze.
- Jeśli dobrze pamiętam, w Undertale mają identyczny... Głównie w szpitalach, bo używają go do leczenia potworów... - przypomniała sobie Oliwka.
- Poważnie? - zobaczyłam spojrzenie Bijuu.
- Mhm... W sumie jak teraz o tym myślę, powinniśmy zacząć nosić go przy sobie.
- Zdecydowanie dobry pomysł... - westchnął Mark.
- Ta- G͟H͜!̀
- Spokojnie... Wiem, że to boli - widziałam, jak TT nakłada płyn na rany Alter'a. - Już mi się tak nie glitchuj, bo to zdecydowanie nie pomaga.
Nemesis podeszła do niej i pomogła jej. Chwyciła jej dłoń, by pomóc jej opatrzyć chłopaka. Widziałam drobne zaczerwienienie na twarzy Teresy.
Uuuu, czy one...? Hm... Czy to legalne? A w sumie... Walić to, to całkiem urocze!
- Co to za mina, Endera? - zapytał mnie Eleven z widocznym lenny face'm na twarzy.
Uśmiechnęłam się.
- Nieważne, Elek... Nieważne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro