XVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po mieszkaniu Jaegerów rozniósł się dzwonek do drzwi. Eren podszedł sprawdzić kto to. Jednak nie potrafił ukryć rozbawionej miny mimo wstrzymywanego śmiechu na widok narzeczonej Zeke'a całej w bitej śmietanie i cieście. Brunetka spojrzała na niego z wyrzutem, dając mu w ręce to co zostało z tortu i bez uprzedzenia weszła do środka. Zaskoczony chłopak spojrzał na rozwalone ciasto, od razu uznając, że nadaje się tylko do śmieci. Tymczasem Zeke w pierwszym momencie chciał przytulić ukochaną, po czym uznał, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Jednocześnie zmartwił się.

- Pieck! Co się stało? - zapytał blondyn.
- Jakiś idiota mnie potrącił na schodach... - wyznała z oburzeniem, a jednocześnie była zmartwiona - Chciałam, żebyś spróbował tego tortu, bo chciałabym podobny na naszym ślubie...
- Moje biedactwo! - zawołał troskliwie, łapiąc brunetkę za dłoń - Chodź, doprowadzimy cię do porządku...

Dwójka poszła do łazienki, a tymczasem Eren zastanawiał się, kto jest tak nieuważny, żeby potrącić małą, niewinną kobietę... Dla niego była właśnie taka, bo znacznie ją przewyższał, a do tego miał zbudowane ciało trochę bardziej niż przeciętny młody mężczyzna. Właściwie nie zauważenie Pieck mogło być prostym zadaniem, ale on miał w swojej świadomości, że na brunetkę każdy powinien uważać. W końcu była narzeczoną jego brata, to prawie jak rodzina. Zresztą on był zawsze uczony szacunku do kobiet, ale w trakcie dorastania poszło coś nie tak, poza tym w jego ręce pchały się same łatwe dziewczyny, które i tak same siebie nie szanowały. Raz był zakochany na zabój w pewnej blondynce, mógł zrobić dla niej wszystko... Jednak nigdy w życiu nie zdobył jej, co trochę odbiło się na nim.

Eren jeszcze chwilę myślał, po czym nagle olśniło go. Gdy Pieck wyszła z łazienki już w neutralnym stanie, Eren zapytał:

- Jak wyglądał ten idiota?
- Nie wiem... Miał ciemne włosy, nie był zbyt wysoki, jeśli dobrze pamiętam...
- Levi! - wrzasnął emocjonalnie.
- Co?
- Dlaczego mnie to nie dziwi... - burknął Zeke - Zawsze jest gburowaty i zamknięty, okazuje się, że również chamski...
- Znaczy ja nie wiem czy to on, ale... Na to by wychodziło... - wyznał szatyn.
- Eren, nie spotykaj się z nim - rzekł twardo blondyn.
- Nawet nie mam ochoty... - odpowiedział Eren w lekkim zawiedzeniu.

Przez następne kilka dni Eren totalnie olewał Levi'a. Chciał dać odczuć brunetowi, że jest obrażony. Jednak sam siebie oszukiwał, bo Ackermann nijak się nie kontaktował, a na klatce zachowywał się tak, jakby nic ich nie łączyło. Czasem potrafił w o góle nie zwrócić uwagi na wyższego szatyna, jakby żył w swoim świecie. To bardzo bolało Erena w serce. Szczególnie, że teraz był szczególnie częstym świadkiem miłości Zeke'a i Pieck. Musiał specjalnie wychodzić z domu, żeby przestać słuchać tych przesłodzonych tekstów oraz gestów zakochanych. Ale wciąż też był urażony zachowaniem Levi'a wobec Pieck i nie mógł tak po prostu rzucić tego w niepamięć. Z jakiegoś powodu też nie chciał kontaktować się z brunetem. Jeszcze robił sobie złudne nadzieje, że może to znak, że pora skończyć ze zbędnymi uczuciami, które żywił do niego. To było też trochę tak, jakby nie chciał powiedzieć, jakie ma zarzuty do Levi'a. Może podświadomie nie chciał stwarzać ryzyka, że mężczyznę ruszą te słowa i będzie smutny. To była najgłupsza myśl Erena i od razu pokręcił na to głową, a jednak wciąż trwał w planie olewania Levi'a, żeby ten jednak odczuł, że coś jest nie tak.

Pewnego dnia Eren jak zwykle wyszedł na spacer z dala od dwójki zakochanych. Czuł już mdłości na myśl o tym, ile Pieck ma jeszcze u nich siedzieć. Nie rozumiał, po co w ogóle ona tam jest i dlatego Zeke nie wyprowadził się do niej, albo dlaczego nie wynajęli razem mieszkania czy domu. Chłopak nie przyjmował do wiadomości czegoś takiego jak tradycja czy inne takie. Jednak on również nie przyjmował do wiadomości, że ktoś mógłby być w szczęśliwym związku... Przecież on w takim nigdy nie był. Nie miał możliwości nawet być z osobami, które sam kochał, nawet jeśli tylko on byłby zakochany w tej relacji. Po prostu nigdy nawet nie zbliżył się na krok do swoich sympatii, trochę jakby sam siebie hamował. Bo wiedział, jaki jest i uznawał, że bliskie mu osoby są zbyt cenne na prowadzenie się z kimś takim jak Eren Jaeger zaliczający pierwszą lepszą panienkę w klubie. Jedynie raz się odważył, lecz został sprowadzony na ziemię. To po tym incydencie zaczął rozwijać swoją niestałość w uczuciach...

Chłopak leniwie siedział na ławce w parku, próbując zawiesić na kimś wzrok. Jednak bez skutku, bo nikt nie był dla niego interesujący... Każda dziewczyna teraz już kompletnie nie pociągała go na tyle, aby obudzić chęci do zdobycia jej, co nie stanowiło by dla niego problemu. Nie chciało mu się...

- Wujku, tam siedzi ten brzydki pan! - krzyknął William gdzieś z niedaleka, ciągnąc bruneta za płaszcz.
- Zostaw go. Nie będziemy zwracać na niego uwagi, jeśli ten idiota sam udaje, że mnie nie zna i nie ma odwagi powiedzieć, o co mu chodzi. Wiesz, że nie lubię takich ludzi... - wyznał Levi.
- Ja taki nie jestem! - zarzekł się chłopiec.
- Oczywiście, że nie jesteś - poczochrał mu włosy - I nawet nie myśl, żeby być jak on...
- On jest zły?
- Zły może nie. Ale głupi na pewno...

Eren słyszał całą tę rozmowę i nie wiedział, co powiedzieć. Jego serce zabiło szybciej na wieść, że sens wcale nie tkwił w tym, że Levi go nie zauważa. On po prostu oddawał to, co Eren próbował mu dać. Brunetowi jednak wychodziło to lepiej niż Erenowi, bo ten miał w zwyczaju olewać ludzi lub traktować ich chłodno. Za to w sercu zielonookiego wrzało, szczególnie w stosunku do Levi'a... On go przecież chciał. Nagle spojrzał w pewnym kierunku, a wtedy jego wzrok zmierzył się ze spojrzeniem Levi'a. Ten na sekundę otworzył szerzej oczy, po czym automatycznie spuścił wzrok. To jeszcze bardziej podbiło odczucia Erena. Poczuł, że bardzo chce porozmawiać ze starszym, dlatego szybko zebrał się i podszedł do bruneta. Miał szczęście, bo William akurat biegał gdzieś w kwiatkach i chyba je zbierał.

- Levi... - niepewnie zaczął Eren, patrząc gdzieś w bok.
- Czego? - Levi patrzył przed siebie, nawet nie spojrzał na chłopak obok.
- Dlaczego mnie olewasz? - spytał, że niby nie wie.
- To ty mnie olewasz, Eren - odpowiedział sucho jak zwykle - Zresztą nie mam czasu. Mam na głowie wielu ludzi... Nie będę sam dociekał, o co ci chodzi.
- Skąd wiesz, że o coś mi chodzi?
- Myślisz, że nie zauważam twojego wzroku typu: chcę, ale nie mogę? - dało się usłyszeć w jego głosie żal.
- Bo... - zrobił grymas na twarzy - Potrąciłeś Pieck na schodach!

Levi spojrzał ze zdziwieniem na chłopaka:

- Co? Jaką Pieck? Kiedy?
- Narzeczoną Zeke'a... Niedawno. Niosła tort, a ty jej nie zauważyłeś...
- Hm... - próbował sobie przypomnieć - Może coś takiego było...
- Tak łatwo o tym mówisz? - oburzył się.
- A jak mam mówić o nieszczęśliwym wypadku, którego nie byłem nawet świadomy? Zresztą kto jak kto, ale ty chyba nie masz szacunku do kobiet...
- Pieck to nie byle jaka kobieta! - zawrzał. Był gotowy wręcz uderzyć starszego.
- Ha? - spojrzał na niego trochę jak na chorego psychicznie - Co to za zmiana, Eren? Może sam się w niej zakochałeś... - tutaj powiedział specjalnie, z wredotą w głosie. Sam poczuł zazdrość.
- Przesadziłeś! Nie mogłem się w niej zakochać, bo..! - nagle przerwał.

Chwilę się zawiesił, po czym zmarszczył gniewnie brwi i uciekł. Niedługo potem Levi zabrał Williama do domu, nie mając czasu na analizowania zachowania Eren. Jednak gdzieś w głębi duszy był szczęśliwy z rozmowy z chłopakiem. Lubił go na swój sposób... Nie wiedział jednak czy tylko o lubienie chodziło...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro