X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nad ranem wstało słońce, dając swoimi jasnymi promieniami po oczach Erena. Ten natychmiast się odwrócił i zaczął marudzić, że coś zakłóca jego sen. W końcu miał po czym odpoczywać...

Gdy chciał wrócić do spanka, okazało się, że to już niemożliwe, a organizm odmawiał posłuszeństwa. Leniwie spojrzał na zegarek, a tam zobaczył 9:30. Szybko zerwał się z łóżka, po czym zabrał rzeczy z szafy i poszedł umyć ciało. Zaraz po tym zbiegł wprost do jadalni, gdzie już czekało gotowe śniadanie. Miał mętlik, bo to był jego dzień i jego kolej przygotowywania śniadania dla rodziny. Podszedł bliżej, po czym usiadł jeszcze nie do końca żywy i rzekł:

- Dzisiaj ja miałem robić śniadanie. Dlaczego tu jesteście, Zeke? - ten drugi to Levi oczywiście.
- Wiem, że dzisiaj twoja kolej. Ale Levi powiedział, że jest głodny, więc musiałem mu zrobić śniadanie. W końcu jest naszym gościem... - odpowiedział Zeke.
- Ale ty się o niego troszczysz... - zaśmiał się Eren.
- Bo go kocham - uśmiechnął się bardzo ciepło. To zabolało Erena. Sposób, w jaki Zeke mówił o Levi'u, a ci po prostu pieprzyli się za jego plecami...
- Zeke, spokój - Levi ze spokojem na twarzy pogłaskał blondyna po ramieniu - Dobrze się spisałeś, ale chyba się najadłem...
- Oszalałeś? Zjadłeś tylko jedną kanapkę i ledwo co ruszyłeś jajecznicę. A twój sok wciąż czeka aż go wypijesz.
- Ale ty jesteś upierdliwy - westchnął Levi.
- To dla twojego dobra. Jak nie będziesz jadł normalnego śniadania, to nie urośniesz.

I w tym momencie Eren wybuchnął śmiechem. Biedny brunet i tak był niski i już nie było opcji o jego wzroście w górę, a ten musiał mu o tym przypomnieć. Oczywiście nie obyło się bez reakcji samego Ackermanna. Ten szybko złapał widelec, po czym rzucił nim w stronę szatyna. Erenowi udało się zwinnie uniknąć strzału, choć ryzyko było duże. Od razu spojrzał pytająco na starszego, a ten odpowiedział:

- Szkoda, że spudłowałem. Wykrwawiłbyś się tym swoim żałosnym śmiechem.
- Nie bądź taki niemiły, Levi. W końcu jestem bratem twojego chłopaka - uśmiechnął się sprytnie - Byłoby źle utrzymywać napięte stosunki, nie sądzisz?
- Wszystko jedno. - Doskonale wiedział, do czego młodszy Jaeger pije.

Wziął łyk soku, którym za chwilę prawie się zakrztusił, gdy poczuł dłoń Erena na swoim kolanie. Szatyn wciaż nie ukrywał uśmiechu i nie wyglądał, jakby miał zamiar skończyć z tymi wygłupami.

- Levi, wszystko w porządku? - zapytał opiekuńczo Zeke.
- Tak, tak - wstał od stołu - Chyba będę szedł już. Nie chcę się wam wpraszać na rodzinne śniadanie.
- Jeszcze nie zjadłeś...
- To mi to przechowaj, zjem kiedy indziej. Paaa! - pomachał mu, po czym wyszedł.

Eren wiedział, dlaczego Levi się tak zmył. Był speszony i zawstydzony jego zachowaniem, szczególnie w obecności blondyna.

Za kilka godzin do Zeke'a zadzwonił Levi, ale jego głos nie brzmiał zbyt przyjemnie. Był zachrypiały, osłabiony, nie szedł jedną tonacją.

- Levi? Co z tobą? Dobrze się czujesz?
- W porządku, tylko... Trochę mi gorzej. Chyba mam gorączkę... - powiedział to z ogromnym poczuciem zażenowania. Takiemu typowi nie łatwo przyznać się do słabości.
- Przeziębienie?! - zaczął zakładać buty - To nic poważnego, ale lepiej, żebyś teraz to wyleczył, zanim złapiesz coś gorszego. Zaraz u ciebie będę! - wyszedł z domu w pośpiechu.

W tym czasie Eren postanowił spotkać się ze swoim przyjacielem, Arminem. W końcu musieli korzystać z ostatnich uroków wakacji. Długo krążyli po mieście z tzw. gadką - szmatką, kiedy w końcu zdecydowali się wejść do kawiarni, którą czasem odwiedzali. Usiedli przy wielkim oknie, od razu zamawiając po mrożonej kawie.

- To jak tam twoie sprawy w trójkącie miłosnym? - blondyn powstrzymywał śmiech.
- Ale jesteś draniem, Armin! - walnął go w ramię - Nie wiem. Nie potrafię odpuścić sobie Levi'a, chociaż to chłopak mojego brata. A Mikasa nie zrobiła nigdy nikomu nic złego... Dlaczego miałbym robić jej taką krzywdę...
- Nie kochasz jej, Eren. Gdyby było inaczej, nie spojrzałbyś na drugą osobę.
- Sam nie wiem... Nie jestem zakochany w nikim...
- To ciekawe, bo jak mówisz o Levi'u to zdaje się, że masz problem z oddychaniem, błysk w oczach oraz ręce ci się trzęsą.
- Co?! Naprawdę? - spojrzał na swoje dłonie.

Blondyn kiwnął głową.

- O boże, Armin... A co, jeśli naprawdę się zakochałem...
- Cóż, Mikasa nie zasługuje na to, abyś ją ranił.
- Co sugerujesz?
- Sam wyciągnij wnioski. Nie podejmę decyzji za cieb... - nagle zadzwonił telefon Erena.

Szatyn spojrzał przepraszająco na blondyna, a ten kiwnął głową na znak, że rozumie i pozwala mu odebrać. Eren szybko wyjął urządzenie, na którym widniał kontakt Zeke'a. Chłopak lekko się zdziwił, po czym odebrał:

- Zeke? O co chodzi? Dlaczego dzwonisz?
- Potrzebuję pomocy. Przyjedź do Levi'a. Pamiętasz adres czy ci go przypomnieć?
- Pamiętam, pamiętam. - Szepnął pod nosem - Ten adres już znam doskonale...
- Dobra. To przyjeżdżaj szybko.
- Ale co się dzieje?
- Nic poważnego. Jak przyjdziesz to ci powiem.

Po rozmowie telefonicznej szybko popił kawę, po czym rzucił pieniądze na stół. Jeszcze przy wejściu krzyknął do Armina, że mu potem wytłumaczy.

Pół godziny później był już na miejscu. Trochę nerwowo zaczął pukać, lecz nie musiał robić tego długo. Już za chwilę otworzył mu Zeke, poprawiając okulary.

- To co chciałeś? Byłem na spotkaniu..
- Dziękuję, że przyszedłeś. Uwierz, że nie prosiłbym cię o pomoc, gdyby chodziło o mnie. Ale tu chodzi o Levi'a, wejdź - przepuścił brata, a ten wszedł.

Już na wstępie zobaczył dość rozkoszny widok wywołujący troskę w obserwatorze. Na ciemnej kanapie leżał ledwo żywy Levi, który został zdominowany przez chorobę. Jego twarz pokrywał grymas zmęczenia oraz wyblakły kolor czerwieni, a może i nawet różu. Brunet leżał pod czerwoną kołdrą, a z niej wystawała ledwo jego ręka, jakby bez czucia.

Szatyn szybko skierował wzrok na blondyna i patrzył pytająco:

- Eren, słuchaj. Levi jest przeziębiony, ale nie ma żadnych leków w domu. Muszę pojechać do apteki, a nie chcę go zostawiać samego. Znam go i lepiej, żeby ktoś z nim był, gdy nie jest sobą...
- I ja mam niby z nim zostać?
- Proszę. Jakoś ci to potem wynagrodzę... - w jego oczach była wyraźna troska.
- Spoko.

Młody mężczyzna uśmiechnął się, klepiąc młodszego po ramieniu. Następnie wyszedł, zostawiając dwójkę samą. Szatyn myślał, że sobie po prostu usiądzie i spokojnie poczeka na powrót Zeke'a, ale nic z tych rzeczy. Levi z trudem, ale podniósł rękę:

- Eren... - prawie wyszeptał z chrypą w głosie. - Wody...
- Już! Poczekaj! - szybko pobiegł do kuchni, a po chwili wrócił z pełną szklanką.

Szybko pomógł wstać starszemu, po czym wręczył mu naczynie. W międzyczasie Ackermannowi spadła kołdra, którą szatyn szybko złapał i okrył nią bruneta z powrotem. Jednak przed tym zauważył, że na jego kolanach są bandaże. Zresztą na dłoniach też je miał... Jaeger usiadł obok niego, obserwując, czy się nie dławi czy coś. Gdy niebieskooki skończył pić, Eren zabrał mu szklankę i położył na stoliku.

- Levi, dlaczego masz bandaże?
- Przewróciłem się... - w tym momencie patrzył w dół.
- Co?! Ty?!
- Daj mi spokój, zjebie... - schował się pod kołdrę.
- Chyba już ci lepiej, co? - zaśmiał się. - Chorzy ludzie nie mają siły wyzywać swoich obiektów westchnień.

W tym momencie z kołdry wyłoniła się twarz starszego, za ten nie był już w stanie do rozmowy. Po prostu zasnął z wyczerpania. Zielonooki uśmiechnął się, ponieważ śpiący Levi był zachwycającym widokiem. Szczególnie taki bezbronny i bez sił. Za chwilę młody mężczyzna przechylił się, lądując bokiem głowy na udach szatyna. Od razu zaczął się wiercić, co przeraziło lekko młodszego. Ale brunet jedyne, co zrobił, to odwrócił się twarzą do brzucha Erena w stanie spoczynku. Teraz wyglądał jak kompletne dziecko, które potrzebuje opieki.

W pewnym momencie pod nieobecność Zeke'a, Levi wyszeptał ,,Kocham cię, Eren...". Było na tyle ciche i zachrypiałe, że szatyn z trudem to usłyszał. W tym momencie na jego policzkach pojawiły się rumieńce, a serce zaczęło bić mu szybciej. Nie miał pojęcia, dlaczego to tak bardzo go poruszyło... Zaczął się bać miłości, miłości do Levi'a... Coraz bardziej wierzył, że naprawdę się w nim zakochał. Armin słynął z bardzo trafnych rad i przemyśleń, a Eren mu ufał i wierzył... Tym razem chyba też się nie mylił... Nagle brunet zaczął się lekko trząść, ale wtedy Eren okrył go bardziej kołdrą.

W końcu przyszedł Zeke, który od razu podbiegł do swojego przysypiającego chłopaka. Na szczęście już siedział, a nie leżał na Erenie. Młody mężczyzna spojrzał w dół i okazało się, że na podłodze leży okład, który Levi miał trzymać na czole.

- Levi, dlaczego zdjąłeś okład? - spytał Zeke lekko zaniepokojonym głosem.
- Bo mi niewygodnie - wymamrotał.
- Przykro mi, ale musisz go mieć... - przyłożył dłoń do jego czoła - Nawet gorączka ci jeszcze nie minęła. Pójdę po nowy, a ten wrzucę do prania.

Powiedział, po czym zabrał materiał i poszedł do łazienki, a zaraz za nim Eren.

- Dlaczego Levi się przewrócił? - spytał szatyn, opierając się o futrynę drzwi.
- Był tak osłabiony, że upadł, gdy wracał do domu. A zrobił to tak niefortunnie, że otarł się kolanami i rękoma o chodnik.
- Nie wiem, jak musiał to zrobić... - uniósł kąciki ust ku górze z niedowierzania - Nie chciał mi nic powiedzieć o tym wypadku...
- Widzisz, Levi'ovi nie przychodzi łatwo przyznać się do słabości lub porażki. Sam musiałem mu długo uświadamiać, że jest przeziębiony... - uśmiechnął się, drapiąc w tył głowy nerwowo.
- Ale z niego debil - szepnął do siebie Eren.
- Jak chcesz, to możesz już iść. Dziękuję za pomoc.
- Dobra, to pa! - pożegnał się szybko, a tak samo szybko wyszedł. Nic nawet nie powiedział brunetowi, ale ten raczej nie zwrócił uwagi i nie miał nawet siły na to.

Szatyn szybko wyjął telefon z kieszeni, po czym zadzwonił do swojego przyjaciela:

- Halo, Armin? Jesteś w domu?
- Tak, jestem. Czekam na wytłumaczenie...
- Już do ciebie jadę i ci wytłumaczę.
- Dobra, to czekam.

Gdy chłopak był już u Armina, szybko usiadł na jego łóżku, po czym desperacko opadł plecami na nie. Blondyn z zaniepokojeniem przyglądał się kumplowi, siadając na fotelu obrotowym:

- Dobra, teraz gadaj - wymusił blondyn.
- Musiałem pomóc bratu i zająć się Levi'em, bo jest chory i bezużyteczny.
- Bezużyteczny? - zaśmiał się.
- Tak. Sam się sobą nie może zająć.
- Musi być ciężko...
- On ciągle śpi - też się zaśmiał - Ale jak Levi nie jest sobą to to jest totalne dziecko. Zupełnie ktoś inny.
- I pewnie wygląda dla ciebie rozkosznie czy coś takiego - wybuchnął śmiechem.
- Debil! - rzucił w niego poduszką lekko podburzony.

Następnie Eren głęboko westchnął, patrząc w sufit. Wyglądał na niepewnego własnych myśli.

- Armin..
- Hm?
- Powiedział, że mnie kocha... Przez sen...
- Coooo? - Armin otworzył usta ze zdziwienia.
- Powiedział to. I nie był tego świadomy...
- Jesteś pewny, że nieświadomie?
- Tak wyglądał...
- Musisz go o to zapytać.
- A w życiu! - przybrał minę naburmuszonego dziecka.

Blondyn przyglądał się przyjacielowi z wyraźnym uśmiechem, podpierając głowę na ręce.

- No i co się gapisz?
- Bo ty dobrze wiesz, że się zakochałeś. Po prostu wstydzisz się powiedzieć, jak jest. Wyglądasz teraz naprawdę jak mały chłopiec.
- Odezwał się wielki człowiek!

Racja jednak była po stronie Armina. Eren cicho to przyznawał, bo sam to zauważył.

Kilka dni po rozmowie z przyjacielem poczuł, że naprawdę chce spędzić czas z chłopakiem swojego brata. Apropo... Pierwszy raz od kilku dni ten był naprawdę w domu.

- Hej, Zeke! Levi już cię nie potrzebuje?
- Tak, już czuje się lepiej - zaśmiał się i podrapał po tyle głowy - Wolałbym przy nim jeszcze zostać na wszelki wypadek, ale kazał mi wrócić i odpocząć. Bo przy nim prawie nie spałem i robiłem wszystko, o co prosił i co potrzebował. Dla mnie to było naturalne. W końcu jestem prawie lekarzem, ale on powiedział, że nie będzie się mną wysługiwał, szczególnie, gdy stoi o własnych nogach.
- Wow...

Eren był lekko zdziwiony, że Levi okazał Zeke'owi w ogóle jakąś troskę i opiekę. Możliwe, że była to jedynie oznaka niezależności, jaka od niego wręcz biła. W każdym razie nadarzyła się wprost idealna okazja, aby szatyn spokojnie sobie posiedział u swojego tzw. krasza. Uśmiechnął się trochę szatańsko z satysfakcją i zadowoleniem. Gdy tylko Zeke poszedł do swojego pokoju, zielonooki szybko się wyszykował i opuścił dom, oznajmiając mamie, że wychodzi. Ta kiwnęła głową, prosząc o wczesny powrót, jak zwykle.

Tym razem Jaeger czuł ogromną ekscytację z powodu planowanej wizyty u Ackermanna. Szedł do niego pewnym oraz radosnym krokiem, jakby wygrał coś dużego na loterii. Chociaż w tym momencie właśnie grał o niesamowitą nagrodę; o serce Levi'a. Wciąż nie był pewny nieświadomych słów bruneta...

Za jakiś czas dotarł na miejsce, zachłannie pukając do drzwi. Nim się obejrzał, otworzył mu nie kto inny jak Levi. Niższy zmarszczył brwi, a w jego oczach zaistniało pytanie:

- Czego chcesz? Jestem chory.
- Zmiana dyżuru - zaśmiał się głośno.
- Nie potrzebuję pielęgniarki. Szczególnie takiej jak ty, idź sobie.
- A ja myślę, że potrzebujesz bardziej niż ci się wydaje. Mogę wejść?
- Nie. - Odszedł od drzwi, zostawiając je otwarte. Z pewnością pozwolił wejść szatynowi, co ten też uczynił.

Od razu przysiadł się do starszego na kanapie, który akurat był w trakcie oglądania jakiegoś filmu na laptopie, do którego zaraz wrócił. Kompletnie zignorował gościa.

- Ooo, co oglądasz? - zapytał Eren.
- Jak pozbyć się pasożyta ze swojego życia - odpowiedział Levi.
- Hahaha, bardzo śmieszne - zaśmiał się. - I jak ci się podoba?
- Jeszcze nie wiem, ale może w końcu znajdę sposób, żebyś się ode mnie odczepił, mała pijawko.
- To chyba najładniejsze przezwisko, jakie od ciebie dostałem. Jestem zaszczycony!
- Ty, nie przyzwyczajaj się. Jestem miły przez chorobę, ale uważaj, jak wrócę do normalnego stanu.
- Nie mogę się doczekać!

Skończyło się na tym, że razem zaczęli oglądać. Eren nawet zaczął robić to z zaangażowaniem aż do obrzydliwego momentu w filmie. Levi nie ukrywał zniesmaczenia sceną, ale wtedy szatyn postanowił wykorzystać sytuację:

- Ohydne, co nie? - zasugerował Eren.
- Pasuje do ciebie.
- Znam coś sto razy mniej ohydnego.

Wtedy brunet nawet z lekkim zaciekawieniem spojrzał na młodszego. Nie był w stanie przewidzieć tego, co się miało zaraz stać. Dłoń Erena wylądowała na ciepłym karku Levi'a, a jego wargi zaczęły się zbliżać do ust starszego. Brunet nie zdążył nijak zareagować, bo nagle poczuł smak pocałunku Erena. Ten subtelnie oraz czule muskał wargi czarnowłosego, tym razem nie wchodząc w to głębiej. Dla Levi'a było to naprawdę dziwne, bo ich najłagodniejszy kontakt mimo wszystko opierał się na dzikości i namiętności. Choćby miał to być zwykły pocałunek. Trochę nawet mu zabrakło tego i zatęsknił... Jednak zacisnął dłoń, zapierając się. Nie miał zamiaru okazywać, że może pragnąć Erena. Był na to zbyt dumny, przynajmniej w tym momencie.

Spokojnie odczekał, kiedy szatyn wreszcie skończy i oderwał się od niego. Dla młodszego szokiem był brak większej reakcji bruneta. Ten po prostu odwzajemniał delikatny pocałunek, jakby tyle mu wystarczało. Eren wiedział, że obaj potrzebowali więcej. Oni musieli naprawdę poczuć siebie. Przez chwilę spoglądał ze zdziwieniem na Levi'a, który zwyczajnie powrócił do czynności. Także zielonooki musiał zrobić to samo.

Jednak uśmiechnął się, kiedy poczuł, że Levi kładzie jego rękę na swoich ramionach. Eren odruchowo objął go, co nie zwróciło uwagi starszego. Za chwilę też Levi zaczął siedzieć niestabilnie, lekko kiwał się na boki. Ostatecznie zamknął powieki, opadając na Erena. Od razu wtulił się w jego tors, jakby przytulał przytulankę. Zrobił to podczas snu, jednak Eren nie mógł się powstrzymać i szepnął:

- Ty to jednak musisz mnie bardzo lubić, Levi...

Uśmiechnął się, okrywając starszego kołdrą, która była gdzieś z boku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro