XXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jaegerowa rodzina właśnie siedziała przy wspólnym śniadaniu, podczas którego każdy zajmował się sobą, ale nikt nie odczuwał obojętności wobec niego. Wszyscy tam byli na każde swoje zawołanie, no powiedzmy, ale nikt nie obawiał się braku uwagi. Szczególnie to dotyczyło Erena, który na to nie mógł narzekać, wszak rodzice cały czas posyłali mu ostrzegawcze spojrzenia. Chłopak właśnie jadł z zapałem, jakby głodzono go przez kilka dni, a przy tym na jego twarzy gościł parszywy uśmieszek, którego za nic nie mógł się pozbyć. Nawet Zeke zauważył podejrzane, a jednocześnie typowe zachowanie młodszego brata, ale wolał nic nie mówić. Nawet spodziewał się, dlaczego chłopak miał tego dnia powód do dobrego humoru. Nagle szatyn zaczął niemal melodyjnie:

- A wiecie co... - przerwano mu.
- Tak, Eren, wiemy, że masz dzisiaj urodziny - rzekł Grisha cierpliwie - Zdążyłeś nam już o tym przypomnieć kilka razy dzisiaj...
- No i jaki macie prezent dla mnie?
- Żaden by cię nie zadowolił - westchnął.
- Nieprawda! - zaprotestował - Gdybyście tylko...
- Nie - mężczyzna powiedział stanowczo.
- No dlaczego?!
- Za szkody musiałbym płacić więcej niż za samą imprezę.
- Nieprawda! - zrobił naburmuszoną minę małego chłopca.
- Zamiast imprezy powinieneś się zastanowić nad sobą. Masz już 18. lat, a wciąż brudzisz się jak małe dziecko - aż złapał się za czoło, widząc młodszego syna w takim stanie.

Zdziwiony Eren szybko spojrzał na siebie, a wtedy zauważył, że faktycznie ubrudził sobie ubranie, na co aż ledwo zatrzymał cichy napad śmiechu pod presją ojca, po czym niewiele myśląc, zdjął bluzkę z siebie, odkrywając przed wszystkimi swoje wyrzeźbione ciało.

Kiedy Grisha zobaczył, co robi chłopak, wpadł w jeszcze większą konsternację i jeszcze bardziej stracił w niego wiarę, że ten kiedyś dorośnie. Szczególnie, że ten siedział teraz, jakby nic się nie działo.

- Nawet nie umiesz się zachować w towarzystwie - stwierdził najstarszy Jaeger.
- Jak to nie? - spytał zaskoczony Eren.
- Jakbyśmy byli w restauracji, też byś się tak rozbierał?
- Czemu nie... - zaśmiał się, ale zaraz spoważniał i sam odpowiedział pewnie - Ale nie jesteśmy w restauracji! Nie mam kogo tu zawstydzać swoim zachowaniem! Nawet gosposi nie ma teraz w tym pokoju! A zresztą co niby może się stać, gdy mnie zobaczy? Nie widziała nigdy nagiego mężczyzny czy co?
- Eren! - wrzasnęła Carla, wcześniej zajęta czymś na telefonie. Zapewne pracą, bo ostatnio chodziła bardzo zapracowana.
- Jak dobrze, że Levi odmówił spotkania tak wcześnie... - westchnął Grisha, nie mogąc się nadziwić zachowaniem młodszego syna.
- Levi miał tu być?! - nagle ożywił się szatyn.

Mężczyzna spojrzał na chłopaka jeszcze bardziej zdziwionym wzrokiem, a wtedy ten momentalnie zrozumiał błąd w reakcji. Zaraz zaczął się śmiać, tłumacząc:

- To znaczy... Szkoda! - udał pozę zawiedzionego śmieszka - Bo mógłbym mu podokuczać trochę...
- Czemu się go tak uczepiłeś?

Na to pytanie szatyn otworzył szerzej oczy, czując, że jego serce przestaje bić, sam on zamiera, a to wszystko przez kilka sekund. Już zaczął myśleć, co odpowiedzieć, aby nie zdradzić, co tak naprawdę łączy go i studenta jego ojca. Gdyby się przyznał, miałby ogromne problemy, ale jeszcze gorsze spotkałyby samego Levi'a... A najbardziej ucierpiałaby reputacja bruneta, bo wprawdzie ten chodził już z jednym synem swojego promotora, ale tamten był przeciwieństwem Erena. Zeke pasował do ułożonego i dojrzałego Levi'a. Nawet, jeśli dwójka między sobą nie zachowywała się już tak powściągliwie i kulturalnie jak widział ich mężczyzna. Ale Grisha nie musiał wiedzieć o szczegółach tego związku, który i tak był przeszłością. Za to Eren nijak nie ukrywał swojej dzikiej natury i w żaden sposób nie dorównywał renomie Levi'a. Nie był gorszy czy coś w tym rodzaju, ale skrajnie inny. W świecie, w jakim obracał się Grisha, Eren stał zbyt daleko od Ackermanna, aby ci mogli swobodnie ze sobą utrzymywać bliskie kontakty. Ale przede wszystkim, sam Levi nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o ich romansie, chociaż wciąż jeszcze nie ufał szatynowi w tej kwestii. Ale chłopak do tej pory powiedział tylko Jeanowi i chyba zaczął szanować słowo bruneta, a także jego samego. Lecz jeszcze zbyt podświadomie, by mógł to dostrzegać. Na starszego od siebie wciąż patrzył jak na obiekt pożądania, nic innego. A przynajmniej taka wersja wydawała mu się najbliższa.

Chłopak myślał o tym już przez trochę dłuższą chwilę, a jego ojciec czekał na odpowiedź. Grisha przyglądał się Erenowi z niejednoznacznym wyrazem twarzy. Miał w sobie trochę irytacji, zniecierpliwienia i zażenowania. Mężczyzna teraz szczególnie nie wiedział, co jego dojrzewającemu synowi może siedzieć w głowie. Za to dla szatyna były to najdłuższa chwila w jego życiu i jeszcze nigdy nie czuł na sobie takiej presji jak teraz. Wprawdzie minęła jedynie cała minuta, podczas której przez mózg zielonookiego przeszła burza. W końcu ten wyznał na odczepnego:

- Po prostu mi się nudzi.
- Powinieneś więcej myśleć o nauce, a nie zabawie.
- Tak, tak, wiem... Dobra, idę do szkoły.

Po czym wstał od stołu i równie szybko opuścił dom. Zapomniał o fakcie, że był półnagi, dlatego szybko wrócił, założył bluzę szkolną i znów wyszedł.

W szkole szatynowi ciężko było się odpędzić od ludzi składających mu życzenia, a czasem niektórzy chcieli zostać jego prezentem urodzinym. Ten z uprzejmym uśmiechem odmawiał, dziękując mimo wszystko. Przecież już od jakiegoś czasu przestał się interesować szybkimi akcjami, teraz te nawet mogłyby go nie satysfakcjonować. Nagle poczuł ciągnięcie, będąc otoczonym przez grupę, a znając ten ruch, nawet nie protestował. Zaraz jego wzrok spotkał się z sylwetką przyjaciela, który posyłał mu szczery uśmiech.

- Wszystkiego najlepszego, stary! - zawołał Jean, zaliczając z niższym przyjacielski uścisk.
- No dzięki - zaśmiał się szatyn - To co, uderzamy dzisiaj gdzieś, nie?
- Wiesz... - nagle zaśmiał się nerwowo, patrząc w bok.
- Nie zrobisz mi tego! - warknął, marszcząc brwi.
- Możemy gdzieś iść...
- Ale? - spytał stanowczo.
- Wieczorem umówiłem się z Mikasą...
- Znowu! - wrzasnął z miną małego chłopca.
- No przepraszam! - zaczął mówić z przejęciem.
- Zapomniałeś, że mam dzisiaj urodziny, prawda? Przez tę laskę niedługo w ogóle o mnie zapomnisz... - odwrócił się do niego plecami, krzyżując ręce na torsie.
- No co ty, stary! - poklepał go po plecach z uśmiechem - Jak mogę zapomnieć o moim najlepszym ziomku, dzięki któremu mam laskę?
- Chyba tego żałuję... - burknął.
- Daj spokój, Eren - objął go ramieniem z przyjacielską czułością - Chodźmy na lekcje, a potem pójdziemy na piwo czy coś...
- Mikasa ci pozwoli? - spytał złośliwie.
- Jesteśmy parą, nie małżeństwem - zaśmiał się blondyn - Jeszcze nie muszę się jej słuchać...
- Aha, to jak już weźmiecie ślub - tutaj zaczął imitować wymiotowanie - to nie będziesz miał w ogóle dla mnie czasu?
- Kto powiedział, że weźmiemy ślub?
- No bo przecież tak się kochacie i w ogóle! - mówił cynicznie sztucznym, przesłodzonym tonem.
- Chodź już na lekcje, Eren - zaśmiał się, kręcąc pobłażliwie głową.

Mimo to szatyn pozostawał obrażony na swojego najlepszego przyjaciela, do którego miał żal o dziewczynę. Znaczy, oczywiście cieszył się jego szczęściem, ale zaczynał odczuwać zazdrość i tęsknił za czasami, kiedy dwójka spędzała ze sobą prawie każdą chwilę. Teraz już tak nie było, bo Jean był zajęty, ale przecież Eren też zajmował sobie czas obecnością jakiejś osoby. Tyle, że Levi i Mikasa to były dwie różne osoby i dwie różne sytuacje. I szatyn nie wystawiłby Jeana dla bruneta, prędzej by po prostu nie przyszedł do mężczyzny, który też byłby zadowolony z chwili spokoju z dala od młodszego adoratora. Chociaż raz chłopak zamiast zostać z przyjacielem, poszedł zobaczyć, co się stało z Ackermannem, ale to także była zupełnie inna sytuacja, tak twierdził Eren. Także, w jego przekonaniu on był wierny, a Jean już trochę mniej.

Po lekcjach dwójka faktycznie poszła do jednego z dobrze znanych im barów. Właśnie siedzieli przy stoliku i rozmawiali przy dwóch butelkach napoju niskoprocentowego. Chociaż szczerze mówiąc Eren częściej gryzł paluszki, co powoli wchodziło mu w nawyk, a do tego patrzył w okno bez słowa. Blondyn przyglądał się chłopakowi przez dłuższą chwilę, aż w końcu ułożył usta w wymowny uśmiech i wybrał temat, który z pewnością nie pozwoliłby szatynowi siedzieć cicho:

- Jak tam z Levi'em?
- Normalnie - odpowiedział obojętnie Eren.
- Dobrze się bawicie?
- Levi jest w niebie.
- Skąd wiesz? - zaśmiał się.
- Bo robi to ze mną - rzekł stanowczo - Jest mu dobrze, dlatego nadal mnie nie spławił.
- Jesteś pewny, że tylko on tego chce?
- Ja też, ale... To co innego! - warknął.
- Jak to co innego? - znów mu posłał śmiech, biorąc łyk - Coś długo ci zajmuje ten cel...
- Coś sugerujesz, mądralo?
- Nic, nic! - zrobił minę niewiniątka, po czym rzekł poważniej, jakby wzdychając - Ale wiesz co... Eren...
- Co? - spojrzał zaskoczony.
- Ja chyba się zakochałem...
- Przecież to już wiemy.
- Ale tak serio.
- Co?

Szatyn chwilę przyglądał się przyjacielowi, po czym stopniowo, coraz ciężej było mu powstrzymywać śmiech, aż w końcu wybuchnął. Wtedy Jean spojrzał na niego z wyrzutem.

- Co cię tak bawi, idioto? - spytał urażony Kirstein.
- Nic, nic... - powoli uspokajał głos - Po prostu... Jestem po prostu zaskoczony.
- Czemu?
- Nigdy nie mówiłeś o tym tak poważnie. Nawet nie jesteś z Mikasą jakoś długo...
- Do poprzednich dziewczyn nie czułem tego, co czuję do niej. Jestem głupi, co? - zaśmiał się sam z siebie.
- Nie - przeciągnął głos, próbując zachować jak największą powagę - Nawet wygrałeś - posłał mu uśmiech.
- Jak to wygrałem?
- Zakochałeś się szybciej niż ja. Jeszcze udało ci się przed twoją 18.
- Przecież ty też się zakochałeś... - nagle niewinnie uniósł kąciki ust w górę, czekając na reakcję przyjaciela.
- Myślisz, że jestem taki głupi, żeby się zakochiwać w kimś takim jak Levi Ackermann?! W dodatku w byłym mojego brata?! - zaczął wrzeszczeć.
- Ym... - szatyn mu przerwał.
- Lepiej nie odpowiadaj nawet!
- Spokojnie, Eren... - zaśmiał się - Czemu tak cię to rusza? Od kiedy jesteś taki wrażliwy?
- Wcale mnie to nie rusza!
- To czemu tak reagujesz?
- Bo mnie denerwujesz! Nie rozumiesz, że lubię Levi'a tylko dlatego, że się dobrze rucha?!
- Wszystko rozumiem, ale możesz być ciszej, bo ludzie się na nas gapią?

Wtedy szatyn otworzył szerzej oczy, uświadamiając sobie, że właśnie zaczął to wszystko wykrzykiwać przy obcych ludziach, którzy mogli wszystko słyszeć, chociaż pewnie to ich nie obchodziło... Aż zakrył twarz dłonią, czując zażenowanie własną osobą, co nawet rozśmieszyło Jeana. Chwilę spoglądał na chłopaka, po czym przyznał:

- Dobra, już... Nie pierwszy raz robisz coś przypałowego.
- No tak...
- Ale za to cię kocham, debilu! I nie chcę, żebyś się zmieniał!
- Ty też się nie zmieniaj! - niemal wybłagał zaraz po szerokim uśmiechu.

Dwójka zdążyła wnieść toast za swoją przyjaźń, a telefon Jeana zadzwonił, na co ten od razu zareagował. Szybko odebrał, wywołując tym irytację w Erenie.

- Cześć, kochanie - zaczął Jean, a jak chwilę posłuchał drugiego rozmówcy, odpowiedział równie przyjemnie - Dobrze. Czekaj na mnie - po czym rozłączył się.

Szatyn nie czekał na wyjaśnienia. Popatrzył na wyższego smutnymi, błagalnymi oczami, ale ten uśmiechnął się i rzekł:

- Przepraszam, Eren... Mikasa potrzebuje mnie szybciej...
- No chyba żartujesz sobie... Mam dzisiaj urodziny! Jestem twoim najlepszym przyjacielem! Jean, nie zostawiaj mnie!
- Naprawdę chciałbym, ale wiesz, dziewczyna na mnie czeka... - zaśmiał się.
- Jean... - marudził.
- Trzymaj się, Eren - pomachał mu i wyszedł po zostawieniu za siebie części rachunku.

Chłopak zrobił naburmuszoną minę, przy czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Totalnie nie mógł zrozumieć, dlaczego blondyn go tak bezczelnie wystawia dla jakiejś tam dziewczyny. Nie rozumiał, dlaczego ta jeszcze z nim wytrzymywała. Przecież chłopak był niemal tak samo szalony jak sam Eren i potrafił przesadzać... Mimo wszystko chłopak jedyne, co mógł to westchnąć, skończyć pić, a kiedy zapłacił, sam opuścił miejsce.

Kroki zaprowadziły chłopaka w nikogo nie szokujące już miejsce. Ten już stał przy domofonie, a kiedy usłyszał głos bruneta, uśmiechnął się i spytał:

- Wpuścisz mnie?

Levi westchnął głośno i już nie odpowiedział, za to pozwolił młodszemu wejść. Wtedy ten uśmiechnął się jeszcze bardziej i szybciutko wbiegł do środka, po czym w takim samym tempie wpadł do windy. I nim się zorientował, już stał przy drzwiach, w które mocno zapukał. Przy ostatnim ruchu ręka już poszła mu dalej, ponieważ właśnie w tym momencie drzwi otwierał sam Levi, na co Eren uniósł kąciki ust w górę, posyłając starszemu swój uroczy uśmiech. Ten wyjątkowo nie zareagował żadnym wyrzutem czy irytacją, a po prostu wpuścił młodszego do domu, co wyraźnie zdziwiło Jaegera, jednak wszedł.

Kiedy chłopak zdejmował buty, Levi gdzieś odszedł, co już go nie szokowało, bo ten zwykle właśnie tak robił. Jednak nim szatyn zdążył podążyć za starszym, ten już wrócił z granatowym pudełkiem w ręce. Stanął prosto przed wyższym od siebie gościem, po czym odpowiedział neutralnie:

- Wszystkiego najlepszego, Eren.

Wtedy śniadoskóry doznał jeszcze większego szoku aż nieznacznie podniósł wyżej powieki, a do tego nieco rozchylił wargi. Właśnie spoglądał na twarz bruneta, który nie wyglądał w żaden sposób na zawstydzonego czy zmieszanego, sytuacja dla niego, jakby była zupełnie naturalną.

- Ja... - zaczął chłopak, biorąc od mężczyzny prezent - Dziękuję, ale... Yyy... Skąd ty...
- Kiedyś niechcący usłyszałem od twojego ojca. Narzekał, że tego dnia będziesz nieznośny i takie tam... - tutaj już zabrzmiał mniej pewnie, a do tego dodał - Nie wiedziałem za bardzo co ci dać i nie znam się na tym, dlatego proszę o wyrozumiałość...
- Nie musisz być taki oficjalny! - zaśmiał się, po czym zabrał się za sprawdzanie.

Levi uważnie spoglądał, jak Eren otwiera pudełko, a przy tym nieco przygryzał wargę. Mimo wszystko z jakiegoś powodu zależało mu, aby sprawić radość chłopakowi. Sam tego nie rozumiał i nawet bał się wnikać w to bardziej, ale mimo wszystko chciał, aby Eren miło wspominał ten prezent.

Kiedy szatyn zajrzał do środka, dostrzegł starannie wykonaną bransoletkę, która z pewnością nie została zakupiona w pierwszym lepszym sklepie. Jednak nie wyglądała też na szczególnie elegancką, po prostu była porządna i ładna, a do tego doskonale pasowała do Jaegera. Ten od razu założył ją na rękę i zaraz zaczął oglądać już na nadgarstku, przy czym uśmiechał się szczerze.

- Podoba mi się - przyznał Eren - Czemu akurat bransoletka?
- Nosisz już wisiorek, więc pomyślałem, że lubisz takie rzeczy. Ale gdy zobaczyłem akurat tę, skojarzyła mi się z tobą.
- Uuu, myślisz o mnie? - nagle spojrzał na mężczyznę z tym swoim głupim uśmieszkiem.
- Nie - warknął, marszcząc brwi, a tym samym opuścił chłopaka.
- No eej, zaczekaj! - podążył za starszym.

Levi poszedł do salonu, gdzie usiadł na kanapie, a Eren szybko do niego dołączył. Chłopak, widząc naburmuszenie na twarzy bruneta, poczuł, że ten widok go naprawdę rozczula, ale zapragnął natychmiast naprawić tę minę. Za chwilę zdjął z siebie swój wisiorek, po czym zawiesił go starszemu na szyi. Ten spojrzał zaskoczony na młodszego, a on mu szybko wyjaśnił:

- Ja już go nie potrzebuję, teraz mam bransoletkę - uśmiechnął się.
- Tak po prostu mi go dajesz? - aż złapał klucz i zaczął dotykać palcami, co znów skupiło uwagę szatyna, ale starał się w miarę możliwości patrzeć na twarz mężczyzny.
- Kiedyś już ci go dałem...
- Tak... - to wspomnienie wyraźnie zawstydziło bruneta, przez co też spojrzał w bok speszony, a szatyna ten widok z jakiegoś powodu uszczęśliwiał - Ale czy on nie jest dla ciebie ważny?
- Dobra, skup się... Od kiedy tylko go noszę, wszyscy próbują zrozumieć, dlaczego to robię i jakie znaczenie dla mnie ma ten kluczyk... Ale prawda jest taka, że - teraz zaśmiał się w taki sposób, że to trafiło prosto w serce bruneta, a on przepadł w lekkich wypiekach na twarzy - po prostu znalazłem ten kluczyk i mi się spodobał, dlatego zacząłem go nosić.

Ale Levi już nie słuchał chłopaka, tylko patrzył na niego z jakąś dziwną uwagą, a ten nawet widział w oczach starszego coś nietypowego. Młody mężczyzna wyrażał właśnie oddanie, którego urok podkreślały kolory na twarzy, a do tego minimalnie rozchylone wargi, na jakie Jaeger zwrócił szczególną uwagę. Miał wrażenie, że te teraz posiadają mocniejszy pigment niż kiedykolwiek... Aż jego samego onieśmielił widok tak rozkojarzonego Levi'a. W pewnym momencie aż przygryzł wargę, czując w brzuchu miażdżącą ochotę, aby pocałować śniadoskórego. Jego dłoń mimowolnie podnosiła się powoli, idąc w kierunku ciepłego policzka starszego, a kiedy już go dotknęła, wtedy obydwaj drgnęli gwałtownie, otwierając szerzej oczy. Ich oddechy momentalnie nabrały ciężkości przez duszność między nimi, a sami zaczęli szybciej oddychać. Przez chwilę jeszcze wgapiali się w siebie, aż niespodziewanie zamknęli sobie usta w gorącym pocałunku. Zachłannie wymieniali muśnięcia, mocno naciskając na każdą z warg, jakby smakowali ich niczym słodkich owoców. Dłonie bruneta niepewnie spoczęły na szyi i ramieniu chłopaka, lecz, gdy ten tylko poczuł go na sobie, sam złapał mężczyznę w pasie drugą ręką i zaczął pewnie nią jeździć w górę w dół. Levi na to zadrżał mocniej, ale w odpowiedzi pogłębił pocałunek i chwycił chłopaka mocniej. Przez dłuższą chwilę trwali w tym namiętnym pocałunku, aż w końcu oderwali się od siebie.

Każde z nich oddychało ciężko w przeciwną stronę, żeby przypadkiem nie zdradzić się ze słabością, jaka ich ogarnęła tym razem w reakcji na ten czyn. Tak samo obydwaj przeżywali właśnie gorącą lawinę uczuć, a do tego mieli mętlik w głowach. Jedynie Eren był na tyle odważny, że co jakiś czas spoglądał na pogrążonego w bałaganie własnych myśli Levi'a, którego rumieńce nie chciały wcale opuszczać. Co gorsze, brunet w takim stanie tak bardzo przyciągał chłopaka. Eren miał ochotę go w siebie wtulić, trzymać jak małe zwierzątko i opiekować się nim jak małym dzieckem. I jego pragnień wcale nie obchodził fakt, że myślał tak o męźczyźnie starszym od siebie, który prawdopodobnie radził sobie w życiu bardziej niż wiele osób starszych od niego, a wcale nie miał najłatwiej na świecie. Potrafił o siebie zadbać sam, bez niczyjej pomocy. Ale mimo wszystko Eren chciał właśnie tego. Aż nie zauważył nawet, kiedy poczuł, że serce bije mu niecodziennym rytmem, jakiego nie potrafił skojarzyć z niczym innym... Ten rytm był niekomfortowy i przytłaczający, ale mimo wszystko przyjemny. Nie rozumiał tego.

- Przepraszam - nagle obydwaj powiedzieli niepewnie w tym samym czasie.

Natychmiast drgnęli, wciąż przejęci... W końcu Eren zaśmiał się cicho i zaczął pierwszy:

- Chyba ktoś mi czegoś dodał do jedzenia... Czuję się jak naćpany...
- Chcesz wody? - nagle spytał brunet, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
- Co... A, tak, poproszę...

Levi wstał, a wtedy z jego kieszeni wypadł telefon, który został na kanapie. A kiedy mężczyzna szedł do kuchni po dwie sklanki, wtedy Eren z ciekawości złapał urządzenie starszego i z uśmiechem spytał:

- Co masz na tepecie?
- Nieważne - zawołał z drugiego pokoju.

Ale chłopak nie odpuszczał. Włączył ekran telefonu Ackermanna, a wtedy zrobił smutną minę i spytał z oburzeniem:

- Czemu nie mnie?

Brunet tylko przewrócił oczami, szybko wrócił z naczyniami, po czym zabrał telefon młodszemu. Ten spojrzał na niego z jeszcze większym wyrzutem, że, dlaczego mu zabiera...

Zaraz mężczyzna usiadł obok młodszego, zakładając nogę na nogę i zaczął pić swoją wodę. Eren, patrząc na niego, miał nadzieję, że brunet się obleje i zmuszony będzie zdjąć koszulkę. Jednak ten pił z wyuczonym opanowaniem i tylko śmiały ruch mógłby go zdezorientować tak jak wtedy, gdy oglądali film z Zeke'iem... Kiedy szatyn o tym pomyślał, na jego twarz wkradł się głupi uśmieszek. Lecz, im dłużej patrzył na bruneta, tym głębiej wchodził w swoje myśli. Lubił być z Levi'em, ale to siedzenie w ciszy strasznie go nudziło i już nie wiedział, jak zwrócić na siebie uwagę tego anioła obok niego. Chociaż z charakteru było mu bliżej do demona. Ale często bywa tak, że anioły posiadają ten swój cyniczny, wredny charakterek, który ubarwia ich niewinność, a ta z kolei wybiela ich cząstkę zła.

- Levi, zrób dla mnie coś szalonego... Dzisiaj jest mój dzień!
- Czy sypianie z licealistą nie jest wystarczająco szalone?
- Jestem już dużym chłopcem - zaśmiał się.
- Chłopcem...
- Wątpisz w moją męskość?!
- Eren, to nie tak... - spojrzał na niego uważniej.
- Powiedz to części mnie, która sprawia, że dławisz się moim imieniem - rzekł niżej, mocno łapiąc w dłoń koszulkę starszego.
- Czy moje dławienie się twoim imieniem nie jest wystarczającym dowodem na to, że jestem pewny twojej męskości? - nieświadomie przyśpieszył mu oddech - Nigdy nie czułem w sobie większej męskości niż twoja...
- Już ci nie wierzę... - uśmiechnął się zadziornie, patrząc uważnie starszemu w oczy - Musisz mi to udowodnić. Jak tego dokonasz?
- Nikomu nie muszę nic udowadniać, a szczególnie takim zapatrzonym w siebie dupkom, których ego jest większe niż ich przyrodzenie - warknął, odpowiadając mu spojrzeniem pełnym zniewagi.
- A teraz zgrywasz wielkiego, co? - zaśmiał się arogancko - Wiesz, że mógłbym cię zrobić tu i teraz? Jednym palcem.
- Jeśli wcześniej bym ci go nie złamał.
- Nie dałbyś rady, słońce.
- Skąd taka pewność, chłopczyku?
- Bo nim zauważysz, już będziesz się zwijał z przyjemności. Będziesz błagał, abym dał ci dojść.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia - westchnął z irytacją.
- Moje palce wiedzą lepiej od ciebie, co cię podnieca i czego chcesz.
- Chcesz być bardziej mądry niż urokliwy - wyśmiał go z politowaniem - Ale tak naprawdę większość swojego powodzenia zawdzięczasz temu, że masz ładną buźkę.
- Widocznie ładna buźka to skuteczna metoda, jak wejść ci do łóżka. A, że umiem też ładnie mówić, to już szczegół... - uśmiechał się niewinnie, kiedy to mówił.
- Jesteś najbrzydszym z ładnych ludzi, których widziałem - burknął złośliwie, a przy tym zmarszczył brwi.
- Moje usta potrafią nie tylko ładnie mówić... - zaśmiał się, zbliżając usta do ucha starszego, na co ten drgnął, automatycznie układając dłoń na twardym torsie młodszego. Wtedy Eren dalej szeptał, zaczepiając wargami o skórę bladoskórego - Potrafią też osłabiać starych kurdupli, którym brakuje dobrego ruchania. Ale na szczęście tobie nie brakuje, bo masz mnie...
- Nie chcę cię! - wrzasnął, czując całym sobą chłopaka, a przez to robiło mu się cieplej.

Eren uśmiechnął się przebiegle, po czym złapał mocno bruneta pod żuchwą, a za chwilę agresywnie wpił się w jego wargi. Z każdą sekundą pogłębiał pocałunek, któremu starszy ulegał bez sprzeciwu, a przy tym gniótł koszulkę chłopaka w dłoni. Ale szatynowi wciąż było mało i w końcu wsunął język między wargi kochanka, wykonując zdecydowane, pełne erotyzmu ruchy. Levi przez to bełkotał jękami na oddechu przez zablokowane usta, ale sam nie pozostawał bierny. Jego język z oddaniem pieścił język Erena, chcąc mu dać wszystko, co najlepsze. Długo trwali w swych objęciach, aż szatyn delikatnie odsunął wargi od ust bruneta, a zamiast tego zbliżył je do jego ucha. Z delikatnym uśmiechem rzekł ciepło:

- Muszę już iść, moja słodka pszczółko - zaśmiał się - Ale nie zdążysz zatęsknić, bo jeszcze wrócę, a wtedy... - przygryzł wargę, wyobrażając sobie plan dzisiejszej nocy z Levi'em - Cóż, na pocałunkach się nie skończy. Od dzisiaj jestem mężczyzną, a mężczyźni potrzebują się wyżyć, wiesz...
- Wciąż jesteś tylko gówniarzem - westchnął brunet, odsuwając od siebie chłopaka.
- Tak, jestem tylko gówniarzem - zaśmiał się głośno, wstając - Będę dzisiaj wieczorem.
- Na długo?
- Na śniadanie.
- Nie mam nic do jedzenia.
- Ty mi wystarczysz - uśmiechnął się, po czym już ruszył do przedpokoju. Tam szybko założył buty i wyszedł, zostawiając bruneta z jego typową miną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro