Troisième chapitre

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biorę głęboki oddech i w ciszy układam kieliszki wina na tacy. Mam wciąż w głowie słowa Evy, żebym nie wypowiadała tu nawet najciszej swoich przemyśleń na temat gości, ponieważ je usłyszą i mogłyby być problemy. Obiecałyśmy sobie, że wszystko obgadamy w domu.

– Postaraj się uspokoić, wyczują twoją adrenalinę – Elen mruga do mnie i rusza pierwsza przez drzwi na salę. Jak ja mam się teraz uspokoić?

Zagryzam wargę, i tak muszę tam wyjść. Nie myśląc już więcej robię pierwszy krok, a potem kolejny i idę przed siebie, za Elen, a Eva idzie za mną.

Sala bankietowa jest już pięknie oświetlona. W brzegach pomieszczenia panuje półmrok, za to na środku jest jasno, ponieważ tylko nad stołem zapalono ogromne żyrandole. Daje to przyjemny dla oka efekt.

Zbliżając się do stołu pamiętam, by nie przyglądać się za bardzo gościom, lecz pierwszym spojrzeniem omiatam stół. Siedzi przy nim siedmiu mężczyzn i dwie kobiety. Obie panie, tak jak ich partnerzy ubrani są cali na czarno. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu z tego, co już zauważyłam czerń to kolor najchętniej wybierany przez wampiry, jednak ich stroje są ewidentnie żałobne. Dalej staram się im już nie przypatrywać, wzrok skupiam na falującym płynie w kieliszkach.

Każda z nas obsługuje trzech gości. Jak najzgrabniejszym ruchem kładę przed moimi ich kieliszki i staram się odejść nie potykając się o własne nogi. Nie patrzę już na nikogo, nie chcę nawiązywać kontaktu wzrokowego, choć czuję, że sama jestem obserwowana.

Któryś z mężczyzn zaczyna rozmowę w języku, którego nie znam. Łacina? Nie wiem, brzmi podobnie. Nie słyszę więcej niż dwa zdania, bo szybkim krokiem oddalam się do kuchni. Za drzwiami oddycham z ulgą. Nie było tak źle.

– Mamy jakieś pięć minut na odsapnięcie, zanim kucharze przyrządzą przystawki.

Opieram się o blat i analizuje wygląd osób, którym zdążyłam się przez moment przyjrzeć. Wszyscy prezentują się elegancko i dostojnie. Stres zaczyna mnie opuszczać i nie mogę się doczekać, aż wrócę na salę i będę mogła dyskretnie obczajać siedzące tam osoby.

Zabieram trzy talerze z wykwintnie podanym jakimś ekskluzywnym poczęstunkiem, którego nawet nie umiem zidentyfikować, ale ewidentnie porcje są dla wyglądu, niż dla zaspokojenia głodu.

Tym razem trzymając już swoje emocje na wodzy wychodzę z kuchni. Trudno jest się dyskretnie przyjrzeć, kiedy przy okrągłym stole z każdej strony ktoś może zauważyć moje spojrzenie. Udaje mi się jednak szybko rzucić okiem na część gości. Dwie smutne pary, słuchające w zamyśleniu monologu mężczyzny obok, który wyczuwając mój wzrok również na mnie spogląda. Zamieram, ale ten nie przerywając potoku obcych dla mnie słów posła mi ciepły, pokrzepiający uśmiech. Natychmiast podaję talerze obsługiwanym przeze mnie gościom i wychodzę.

W kuchni szczerzę się sama do siebie, nie jest źle. Może oni wcale nie są takimi nadętymi bufonami, skoro blondyn nawet miło się uśmiechnął, by dodać mi odwagi.

– Widziałam, że się patrzysz. Uważaj, Cat.– Karci mnie Eva, gdy odstawiamy tacę.

Gdy wchodzimy po raz trzeci, jakieś dwadzieścia minut później niosąc krem z pora, dyskusja rozkręcona jest już na dobre. Z tego, co zauważam, zebrani przeplatają ze sobą różne języki. Niektórzy jednak, jak na przykład kobiety i młody chłopak, przed którym właśnie stawiam talerz, wydają się wyjątkowo znudzeni.

Nachylam się właśnie, by podać zupę mężczyźnie obok, kiedy czuję mocne klepnięcie w pośladek. Działa to na mnie jak płachta na byka. Nie myśląc nawet przez chwilę odwracam się momentalnie i wymierzam najmocniejszy policzek, na jaki mnie stać chłopakowi, którego obsługiwałam przed chwilą. Dopiero po tym orientuję się co zrobiłam i zszokowana przykładam dłoń do ust. Ale jest już za późno, bo ten powoli wstaje i mierzy mnie wściekłym wzrokiem. Nie rozglądam się, ale wiem, że wszyscy inni też na nas patrzą. Podnosi rękę  ściśniętą w pięść i zamachuje się na mnie. Upuszczam tacę z ostatnim talerzem zupy i kulę się czekając na cios.

Gdy ten jednak nie nadchodzi otwieram oczy. Mężczyzna stojący za mną chwycił nadgarstek tamtego wprost przed moją twarzą, też wstał.

– Antoine– mówi niskim melodycznym głosem z wyraźnym francuskim akcentem.– Nie uderzysz przy mnie kobiety. Przeproś panią natychmiast za swoje szczeniackie zachowanie i wyjdź.

Kątem oka spostrzegam jego barki nad swoją głową, jak wysoki on musi być?

– Śmiała podnieść na mnie rękę!– Chłopak wyrywa nadgarstek z uścisku i rzuca mi spojrzenie pełne pogardy. Boję się niesamowicie konsekwencji swojego zachowania, ale również patrzę na niego odważnie.

– Wyjdź.– Powtarza ten za mną głosem tak ostrym, że aż drżę. Eva i Elen obserwują sytuację przerażone, stojąc niedaleko.

Młody, a raczej młodo wyglądający wampir zaciska usta ze wściekłością, ale po chwili chyli głowę i odwraca się w kierunku wyjścia. Stoję jak sparaliżowana, szef mnie zabije. Powoli odkręcam się w stronę mojego wybawcy. Zbieram się na odwagę, by na niego spojrzeć, bo czy po tym, jak spoliczkowałam jednego z gości może być jeszcze gorzej?

Muszę zadrzeć głowę, sięgam mu maksymalnie do ramienia. Gdy jednak chcę mu się przyjrzeć, ten gwałtownie obraca się i z powrotem opada na krzesło, jakby ze zmęczeniem.

– Uciekaj do kuchni.– Czuję rękę Evy na ramieniu.– Ja posprzątam.

Nie trzeba mi dwa razy powtarzać, dosłownie biegnę do podwójnych drzwi.

– Powinieneś pozwolić mu ją zabić.– Słyszę jeszcze na odchodnym.

Oddycham ciężko polewając twarz zimną wodą z kranu w kuchni. Adrenalina buzuje mi w żyłach, jestem przerażona. Szefa na szczęście nie ma w pobliżu. Kucharze patrzą na mnie dziwnie. Nie wytrzymuję tego. Chwytam paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni swojego płaszcza wiszącego w rogu i wychodzę na świeże powietrze tylnymi drzwiami od kuchni.

Wiatr owiewa moją rozgrzaną skórę, ale wcale nie żałuję, że wyszłam tak jak stoję, potrzebuję chłodu. Odpalam papierosa i zaciągam się dymem. Pierwszego spalam momentalnie, dopiero przy drugim się uspokajam.

– Gdybyś była wampirzycą, mogłabyś mu skręcić kark w obronie swojego honoru.– Najpierw słyszę głos, a dopiero potem mój mózg rejestruje natychmiastowe pojawienie się blondyna obok mnie. To ten sam mężczyzna, który na początku się do mnie uśmiechnął. Szok i strach mijają, gdy widzę, że i teraz nie wygląda, jakby miał nieprzyjazne zamiary.

– Nawet tak wysoko postawionemu?

– Antoine wysoko postawiony? Jego stwórca owszem, ale nawet on nie obroniłby go, gdybyś chciała wyegzekwować swoją godność.  Poczęstujesz?– kiwa w stronę mojego papierosa. Podaję mu paczkę.

– Niektórzy z was twierdzą, że powinien mnie zabić.

– Musisz im to wybaczyć. Zack i jego rodzina ostatnio wiele wycierpieli z rąk ludzi. Łowcy zabili jego jedyną córkę, a nienawiść zacisnęła na nim swoje szpony. – Zaciąga się dymem.

– Czemu mi to mówisz?– Rzucam peta na ziemię i przygniatam go stopą.

– Żebyś nie miała nas wszystkich za bestie bez uczuć. Antoine jest nowy i nieokrzesany, ale przejdzie mu z upływem lat.

Milczymy. Nigdy nie myślałam, że wampiry są potworami bez uczuć, a już na pewno nie, gdy poznałam Evę. Nie czuję jednak potrzeby zapewniania go o tym.

– Nie przedstawiłem się jeszcze. Arthur Willson.– Wyciąga do mnie rękę.

– Katia Sorokin.– Ujmuję ją i silę się na lekki uśmiech.

– Co, Arthurze? Już kolejną podrywasz?

Spinam się widząc młodego wampira zmierzającego w naszą stronę powolnym krokiem.

– Odejdź Antoine, już dość dziś popsułeś nam wszystkim wieczór.– Odpowiada spokojnie mój towarzysz. Robię delikatny krok w jego stronę bojąc się konfrontacji z tym drugim.

– Sam odejdź i wracaj do obrad. My mamy porachunki do wyrównania, prawda Katio?– Uśmiecha się do mnie wrednie stając w odległości pół metra.

– Daj jej spokój. Nie miej się za ważniejszego niż jesteś. Christopher kazał ci odejść.

– Kazał wyjść i wyszedłem. Nie widzę go w pobliżu, a ty chyba nie zamierzasz ze mną walczyć o człowieka?

W duchu modlę się, żeby jednak zamierzał. Czuję, jak pocę się ze stresu, choć na dworze jest wyjątkowo zimno. Jeśli przeżyję do jutra na bank się rozchoruję.

– Szacunku, gówniarzu. Wciąż jestem od ciebie wieki starszy, nie zapominaj z kim rozmawiasz. Jeśli będzie potrzeba sam obronię jej honoru.– Mężczyźni mierzą się poważnymi spojrzeniami, a ja przenoszę wzrok z jednego na drugiego.

– To nie będzie konieczne.– Do rozmowy dołącza trzeci głos i po mojej lewej pojawia się ten sam wysoki wampir, co obronił mnie na sali. Cudownie, ja sama i trzech mężczyzn, wampirów. Czy może być bardziej komicznie? Przynajmniej odprężam się trochę łudząc się, że już jestem stosunkowo bezpieczna. Wyjmuję już ostatniego papierosa z paczki i odpalam.

– Powinieneś wychować swojego potomka. Bezczelność z zuchwalstwem nie są domeną przyszłego rządcy zachodniej Europy.– Arthur zabiera mi z ręki papierosa i zaciąga się wypuszczając dym prosto na Antoine, w którym buzuje złość.

– Tę i jakąkolwiek posadę przekreślił dziś wieczorem. Nie zajmiesz mojego miejsca, synu, gdy już teraz robisz mi taki wstyd.– Zwraca się do samego zainteresowanego, który wygląda jakby zaraz miał się na mnie rzucić.

– Przez tę szmatę?

– Przez to, że zachowałeś się jak prostacki szczeniak.

– To ja może wrócę do stołu, poodpowiadać na pytania ciekawskich, a wy sobie porozmawiajcie. – Arthur wręcza mi prawie dopalonego papierosa i znika za rogiem. Od razu czuję się mniej pewnie.

 – Sam byś ją zabił w innych warunkach.– Warczy młody.– Ba, pewnie zaraz i tak to zrobisz. Przestań udawać opanowanego i pozwól mi rozerwać tę dziewczynę na strzępy, zanim znów ci odwali.

– Wracaj do domu, nie chcę cię tu więcej widzieć.– Głos starszego zdecydowanie poważnieje. Wyczuwalna groźba jest prawie namacalna. W co ja się wpakowałam? Cholerne wampiry.

– Nigdzie się nie wybieram. Zmuś mnie, jeśli ci to pomoże poczuć się znów honorowym, ale nie udawaj, że masz jakąkolwiek kontrolę. Dopadnę ją i tak.– Spogląda na mnie i wiem, że nie żartuje.

– Jako twój stwórca rozkazuję ci się zamknąć i  zostawić tę dziewczynę w spokoju.– Nie odpowiada na zarzuty Antoine, za to jego słowa pozostawiają coś wiszącego w powietrzu. Coś, czego tamten nie może zignorować. – Wracaj do hotelu.

Chłopak zaciska usta i widzę, jak jego mięśnie drgają w sprzeciwie. Nie mija jednak sekunda, a odwraca się i znika w mrok.

~*~


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro