Rozdział siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po cichu zszedłem po schodach i ostrożnie wszedłem do kuchni. Nie chciałem nikogo obudzić, było już dość późno, Elise na pewno spała.

Wysunąłem się na krzesło barowe przy kuchennej wyspie i zacząłem z nudów obracać szklankę z wodą w ręku. Palcem wskazującym obrysowywałem krawędź szkła i podpierając brodę na pięści, patrzyłem się w okno.

Drzwi do kuchni uchyliły się jakiś czas później, a w progu pojawiła się sylwetka ojczyma Dazaia.

- Och, Chuuya, nie spodziewałem się ciebie tutaj o tak później porze.

- Przepraszam - westchnąłem. - Powinienem iść spać, ale pokłóciłem się z Osamu i potrzebowałem chwili samotności.

- Osamu to trudny człowiek - powiedział mężczyzna, jakby oznajmiał najoczywistszą prawdę. Otworzył lodówkę, żeby wyjąć z niej jogurt i dopiero wtedy zobaczyłem, że jest w pełni ubrany, jakby dopiero skończył pracę. - Ale to dobry dzieciak. Jest bardzo oddany swoim ideałom. Sporo też przeszedł. Kilka lat temu zmarła jego matka, ojca nigdy nie poznał. Jest piekielni inteligentny i szczerze mówiąc, nawet mnie czasami przeraża poziom jego wiedzy i sprytu.

- Ciągle mówi o jakimś poprzednim życiu - westchnąłem. - Okropnie mnie to przytłacza.

- Dlaczego? Jeśli nie wierzysz jego słowom, powinieneś po prostu przywyknąć, każdy ma jakieś dziwactwa.

- Problem w tym, że sam nie wiem, czy mu wierzę - westchnąłem. - Czasami wydaje mi się, że ma rację. Szczególnie wtedy, kiedy jesteśmy razem. Mam wrażenie, że znam się z nim dłużej niż kilka miesięcy. Stanowczo dłużej. Przepraszam, nie powinienem zadręczać pana moimi humorami.

Czułem się głupio, zajmując czas Moriemu. Na pewno był zmęczony po całym dniu pracy. W końcu był szefem wielkiej, znanej w całym kraju firmy farmaceutycznej, a w dodatku był też ojcem ośmiolatki na pełen etat i miał na głowie strzelającego ciągłe dąsy nastolatka. Na pewno nie miał głowy jeszcze do moich problemów.

- W porządku, Chuuya, nie masz za co przepraszać. Rozumiem twój punkt widzenia. Kiedy nie wiemy, czemu ufać, każda droga wiary przyprawia nas o dreszcze.

- A pan? - zapytałem, uniesiony emocjami i tym, że jakiś dorosły rozmawia ze mną, jakbym był mu równy. - Pan wierzy w to, że są inne życia?

- Gdyby było tylko jedno, byłoby nudno, nie uważasz? - odpowiedział wymijająco, uśmiechając się łagodnie. - Nie zastanawiaj się już nad tym, lepiej się wyśpij. Odpowiedź przyjdzie sama w odpowiednim czasie.

Posłuchałem go. W końcu dlaczego nie miałby mieć racji? Może faktycznie za dużo myślałem i analizowałem. Może powinienem odpuścić i pozwolić Dazaiowi dalej wygadywać jego przekonania, pozostawiając je bez uwagi.

Wśliznąłem się pod kołdrę i pociągnąłem kolana do brzucha. Wtuliłem głowę w poduszkę i próbowałem zasnąć, ale bardzo marnie mi szło. Ilekroć zamykałem oczy i czułem, że odpływam w słodki sen, przed oczami widziałem Osamu. Ale nie tego Osamu, którego znałem. Był doroślejszy, nosił długi płaszcz i koszulę w paski. Innym razem miał przez ramiona przewieszony bordowy szal, a jego bandaże były nawet na jego oku. Widziałem go też w białej bluzie i w tradycyjnym japońskim stroju ludowym. To było... niepokojące.

Kręciłem się z boku na bok, raz po raz wydając z siebie dźwięki frustracji. Miałem takie spokojne życie, zanim poznałem tego chłopaka. Nie było idealne, nie było nawet dobre, ale było o wiele spokojniejsze.

Ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na moją odpowiedź, wszedł do pokoju. Poznałem tę wysoką, szczupłą sylwetkę, ubraną wyłącznie w dresowe spodnie i tonę bandaży.

Położył się do mojego łóżka i objął mnie mocno.

- Cienkie ściany. Słyszałem, jak się wiercisz - wyjaśnił, jedną ręką ostrożnie głaszcząc mnie po głowie. - Nie możesz usnąć? Zły sen?

- W pewnym znaczeniu oba - przyznałem, wtulając plecy w klatkę piersiową chłopaka. - Nie gniewasz się już na mnie?

- Nie - szepnął. - Trochę przesadziłem z reakcją.

- Ja też.

Oboje milczeliśmy przez chwilę. Wsłuchiwanie się w rytmiczny oddech Dazaia mnie uspokajało, a fakt, że czułem bicie jego serca, jakoś dodatkowo podnosił mnie na duchu. Był obok. Przyszedł, bo źle się czułem i potrzebowałem jego obecności. Nie mogłem chcieć więcej.

- Hej, Dazai? - odezwałem się cicho, chwytając chłopaka za dłoń, by spleść ze sobą nasze palce.

-Hm?

- Opowiedz mi o jakimś naszym życiu.

Uśmiechnął się. Nie widziałem tego, ale byłem pewien, że tak było.

Zaczął opowiadać mi historię, w którą ciężko było uwierzyć. O nadludzkich mocach, o mafii i agencji detektywów. O ludziach, których znaliśmy, ale w zupełnie innym wydaniu. Byliśmy tam tacy inni, a jednocześnie tacy sami. I przede wszystkim ufaliśmy sobie bezgranicznie.

Zasnąłem, słuchając tego, jak niezastąpieni byliśmy, jak razem mogliśmy podbić świat.

Może teraz też tak było.

***
Napisałam spicy dodatek do tego fika i już nie mogę się doczekać, żeby go opublikować (⁠ ͡⁠°⁠ ͜⁠ʖ⁠ ͡⁠°⁠)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro