🌹10🌹

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Idę do Miki. Jimin za mną.

- Tak to prawda. Chcę ci zagrać.
- To miłe ale naprawdę się spiesze. - nie widzę żeby się spieszyła.
- No proszę... - jeju, jak ja nie lubię być słodki ale nie mam innego wyboru.
- Jak tak prosisz to zostanę jeszcze. - poszło gładko.

Wziąłem jej rękę i zaprowadziłem ją do mojej wytwórni. Jak ją zaprowadziłem to puściłem ją.

- Usiądź. - pokazaniem na kanapę, która jest. Usiadła, a ja też usiadłem, ale przed fortepianem, który był naprzeciwko kanapy. Tak, w domu pianino, a w pracy fortepian. Genialny jestem. Tylko zagram dla niej i zarapuję początek.


Mika

Zaczął grać. Wsłuchiwałam się w każde jego słowo, każdy dźwięk.
Powiem tyle - przepięknie. Zazdroszcze mu, że tak pięknie umie grać. Lepiej ode mnie. On to profesjonalista, a ja - amator. Niestety.

Gdy skończył grać podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło.

- Pięknie. Lepiej ode mnie. Teraz muszę iść. Do zobaczenia. - poszłam do wyjścia.

Suga

Wow. Zamurowało mnie. Tak siedze dopóki Jimin nie przyszedł.

- Udało ci się. Widziałem, że jej się spodobało. - podszedł do mnie i poklepał po plecach. Jeszcze dodał
- Musisz opracować kolejny pomysł. - doradca od miłości się znalazł.
- Wszystkie pomysły wykorzystałem, wiesz? - popatrzyłem się na niego.
- A wiesz, że za 3 dni mamy koncert? - iiii?
- No i co w związku z tym? - pomarszczyłem czoło.
- Serio sie nie znasz na miłości. - tak słabo bym powiedział. - zaproś ją. - dodał.
- Jutro do niej pójdę i dam bilety. - wstałem i kieruje sie do wyjścia.
- Najlepiej VIP-owskie. - tak, jeszcze czego. A może...



Następny dzień


Na szczęście pamietam, gdzie ona mieszka. Idę do niej.

Dotarłem. Zapukałem do drzwi. Nie otwiera, to jeszcze raz zapukam. Teraz to słyszę jak otwiera.

- Możesz wejść. - wchodze, ale chwila... Co się stało z jej głosem?

- Cześć, to ja.
- Wiem, przewidziałam, że przyjdziesz. - w środku mnie jej słowa rozbawiły, lecz dalej podejrzewałem o coś.


Mika

- Co się stało?! - krzyknął.
- Nie nic. Źle się czuję i tyle. Do jutra mi przejdzie. To tylko chwilowa choroba. - próbuje go uspokoić lecz coś mi się nie udawało.
- Powinnaś leżeć w łóżku a nie latać po pokojach. - tym razem zamiast jego krzyku słyszę troskę w jego głosie.
- Tylko zrobię herbatę. - poszłam do kuchni. On mnie zatrzymał, złapał mnie za ramiona i zaprowadził mnie do pokoju.
- Ja to zrobię, a ty połóż się na łóżku i odpocznij. - zniknął za drzwiami.
Ja tak zrobiłam jak mi kazał.

Wszystko mnie boli. Nienawidzę chorować. Te choroby jednodniowe to dla mnie przekleństwo.

Po minucie on przyszedł. Podał mi kubek z herbatą.

- Na pewno to jednodniowa choroba? - podejrzliwy się zrobił.
- Tak na pewno. Zawsze tak mam.
- To dobrze. Za dwa dni mamy koncert. Chcę cię zaprosić. - jak miło w serduszku moim się zrobiło.
- Dziękuje. Teraz zamówie...
- Nie musisz. - przerwał i wyjął ze swojej kieszeni jakiś papierek. - Tutaj położe bilet. - odłożył na szafkę nocną.
- Dzięki, na pewno przyjdę. - uśmiechnięłam się do niego.
- Mam nadzieję. - też się uśmiechnął i pocałował mnie w czoło. - Teraz to się zdrzemnij.
Kiwnęłam głową i przymknęłam oczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro