Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wtorkowe popołudnie mijało Nate'owi naprawdę świetnie.

Profesor od psychopatologii była zachwycona jego raportem do tego stopnia, że nagrodziła go trzema dodatkowymi punkami do egzaminu śródrocznego. Szatyn miał dzięki temu tak dobry humor, że szedł teraz wzdłuż kampusu cały w skowronkach, świadom, że z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy, musi wyglądać jak psychopata. To jednak nie miało znaczenia.

Skończył dzisiaj zajęcia najszybciej z całej swojej paczki, więc udał się sam do kafeterii na swoim wydziale, gdzie okazało się, że wśród możliwych deserów dostępne są w tym tygodniu lody o smaku matchy. Weekendowe słońce i ciepło już zniknęły i większość studentów powyciągała z szaf płaszcze i grube jesienne kurtki, ale mimo chłodu Nate i tak stanął w kolejce po lody i kupiwszy jedną gałkę, ruszył w stronę akademika.

Jego telefon wibrował co chwile w kieszeni, dając znać o powiadomieniach na grupie, którą Abby założyła ich piątce na Facebooku. Ku niezadowoleniu Emmy dodała do niej też Aidena, co skończyło się w ich wykonaniu dojrzałą wojną z obraźliwymi gifami w roli głównej. Nate nie wiedział do końca dlaczego, ale było w tym coś pociesznego. Miał wrażenie, że po weekendzie w domku letniskowym napięcie między ich czwórką, a blondynem wyraźnie spadło. Zdecydowanie nie zniknęło do końca, i szatyn nie był pewien, czy kiedykolwiek zniknie, ale Emma nie dostawała już napadów wściekłości na dźwięk imienia Aiden, a Martin przestał pocić się ze strachu.

Po rozmowie na tarasie Nate i Aiden wrócili do środka, gdzie Emma przygotowała dla Nate'a herbatę, a dla blondyna kawę, co w jej języku mogło oznaczać nieme przeprosiny. Szatyn doskonale wiedział, że nie byłaby w stanie wydusić z siebie do Aidena słów „przepraszam, powiedziałam za dużo", ale fakt, że przygotowała mu napój i go przy tym nie otruła, znaczył już całkiem sporo.

Przez resztę wieczoru i następnego ranka siedzieli przy notesie, ale nie wymyślili niestety nic. Żadne z nich nie potrafiło wyciągnąć sensu z notatek Alexa i być może powodem tego było to, że te notatki naprawdę go nie miały. To były tylko luźne, chaotyczne myśli, które zapisywał podczas przerw między zajęciami. Zupełnie bezsensowne i w żaden sposób niepowiązane. Nie było tam jednoznacznych poszlak, ani żadnych adresów, tylko skróty, skróty i jeszcze raz skróty, niezrozumiałe dla nikogo.

Aiden opowiadał im jeszcze trochę o Fores i chociaż miał kilka ciekawych informacji, do których normalnie nie mieliby dostępu, nie było to nic, co mogłoby ich naprowadzić na ślad podwójnej działalności bractwa.

To ich trochę podłamało i wszyscy zdawali się być nieco markotni, aż do dzisiejszego ranka, kiedy Abby napisała na ich grupie, że zarządza wieczorem spotkanie, ponieważ ma im do pokazania coś bardzo ciekawego, co może pchnąć ich małe śledztwo mocno do przodu.

Spotkanie miało się odbyć oczywiście w pokoju Nate'a i Martina, to już było normą.

Chłopak zastanawiał się, w którym momencie ich pokój stał się oficjalnie świetlicą dla pozostałej trójki.

- Hej, ty! – Usłyszał nagle za plecami.

Odwrócił się na pięcie, widząc zbliżającą się w jego stronę drobną, rudowłosą dziewczynę. Szła pewnym, wręcz agresywnym krokiem i zatrzymała się tak blisko Nate'a, że ten był w stanie dostrzec jej piegi przykryte pod sporą warstwą pudru.

- Słucham...? – zapytał niepewnie. – Znamy się?

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i spojrzała na niego, jakby ją obraził.

- Martha? – rzuciła. – Mówi ci to coś?

- Ooch! – mruknął Nate.

- Ooch – powtórzyła ze sztucznym uśmiechem. – Skoro już wiesz, kim jestem, przejdźmy od razu do sedna, bo trochę mi się śpieszy. W co ty pogrywasz?

- To znaczy? - Szatyn uniósł pytająco brew.

Odsunął się krok do tyłu, ale gdy tylko to zrobił, dziewczyna ponownie się do niego zbliżyła, jakby się bała, że jej ucieknie.

- Minęły już dwa tygodnie, odkąd zaczęła się druga tura klasyfikacji, niedługo pewnie obędzie się kolejna oficjalna próba! – syknęła, mierząc w niego palcem. Na prawej dłoni miała wytatuowane dwie gwiazdki. 

Chłopak czekał, aż doda coś więcej, ale rudowłosa milczała.

- I...? – Próbował ją ponaglić.

- I? – Zaśmiała się. – Nie rób ze mnie idiotki! – warknęła, po czym wyrwała mu z dłoni rożek z lodami i cisnęła nim o chodnik.

- Hej! – krzyknął Nate, patrząc jak jego lody przybierają postać bezkształtnej plamy na betonie. – To były lody o smaku zielonej herbaty! – jęknął. – Lody o smaku herbaty! – powtórzył. – Co jest z tobą nie tak?!

- Co jest z tobą nie tak? – prychnęła. – Dlaczego nie grasz fair? W sensie rozumiem, że tutaj chodzi o rywalizację, ale o czystą rywalizację. Opiekun ma wybrać tę osobę, która mu bardziej podpasuje, ale powinniśmy mieć takie same szanse na wykazanie się!

Szatyn wziął głęboki wdech.

Wciąż nie miał pojęcia, o czym ta szajbuska mówiła i tracił powoli cierpliwość.

Lody o smaku zielonej herbaty rozsmarowane na chodniku.

To bolało.

- O co ci chodzi, dziewczyno? – westchnął.

- O to, że Aiden jeszcze ani razu się ze mną nie spotkał, za to waszą dwójkę widziałam już nie raz razem na kampusie – syknęła. – Nie wiem, jak go przekupiłeś i w co dokładnie pogrywasz, ale to ma być czysta rywalizacja. Więc dla twojego dobra radzę ci abyś przestał. Cokolwiek robisz! – dodała, po czym wyminęła go, obróciwszy gwałtownie głowę, tak aby trzasnąć go na odchodne warkoczem po twarzy.

Nate złapał się za nos.

- Że co...? – mruknął sam do siebie, stojąc w osłupieniu na środku chodnika.

Jego pierwsze spotkanie z Marthą nie przebiegło najlepiej.

***

- Więc co takiego chcesz nam pokazać? – zapytał Nate.

Był już wieczór i całą piątką zebrali się w ich pokoju.

Abby stała na środku z zadowoleniem malującym się na twarzy. Emma i Martin usiedli na łóżku rudowłosego, a Nate zajął miejsce na krześle, tylko dlatego, że Aiden rozłożył się na jego posłaniu, jakby był u siebie. Zresztą, on wszędzie zachowywał się, jakby był u siebie. Położył się na wznak, podkładając sobie pod głowę poduszkę szatyna i spoglądał teraz z wyczekiwaniem na Abigail.

Szatynka sięgnęła do swojego plecaka, po czym wyciągnęła z niego obszerne tomiszcze, oprawione w skórę. Wyglądało jak starożytna księga czarów.

- Ta-da! – Uniosła książkę do góry, jakby była cennym, znalezionym artefaktem.

- Na co patrzymy? – zapytała Emma, podpierającą brodę dłonią.

- Na zbiór porządnych wskazówek – odparła. – Otóż wczoraj miałam odwołane zajęcia i uznałam, że wykorzystam ten wolny dzień, aby odwiedzić mamę Alexa. Już jakiś czas temu mówiła mi, abym wpadła na herbatę, ale sami wiecie, studia, Fores, to zabiera trochę czasu – mruknęła. – Tak czy inaczej, pojechałam tam i przy okazji odwiedziłam pokój Alexa...

- Czekaj, naprawdę widziałaś się z Charlotte? – wtrącił się Nate. – Jak ona się czuje?

Abigail spochmurniała.

- A jak może się czuć? – rzuciła smutnym głosem. – Strasznie schudła, przestała o siebie dbać. I o dom. W kuchni i salonie panował straszny bałagan – mówiła. – Uśmiechała się, kiedy ze mną rozmawiała, ale w jej oczach było tyle bólu, że ledwo mogłam na nią patrzeć.

- Pozwoliła ci wejść do pokoju jej syna? – zapytała Emma.

- Tak. Zapytałam się, czy mogłabym wziąć jedno z naszych wspólnych zdjęć, które Alex ma przypięte nad biurkiem i bez wahania mi pozwoliła. Uznała, że Alex na pewno by się zgodził.

- To zdjęcie było tylko zmyłką? – wtrącił się Aiden. – Poszłaś tam tylko po dziennik?

- Nie, naprawdę chciałam to zdjęcie – przyznała Abby. – Alex miał większość naszych zdjęć i... pomyślałam, że powieszę sobie jedno w pokoju w akademiku. Ale owszem, cały czas myślałam też o dzienniku – dodała, zerkając na trzymaną w dłoni cegłę. – Czułam, że jeśli chcemy się czegokolwiek dowiedzieć, musimy mieć ten prawdziwy dziennik, a nie podręczny notes. Męczy mnie trochę poczucie winy, ale zabrałam go w słusznej sprawie. Zresztą, Alex niejednokrotnie chciał mi go pokazać. To ja byłam na tyle głupia, aby odmawiać. Gdybym się wtedy tym zainteresowała...

- Przestań – mruknął Nate. – Nie mogłaś wiedzieć. – Podniósł się z miejsca. – Długo go szukałaś?

- Nie, Alex sam mi kiedyś powiedział, że trzyma go na dnie skrytki w szufladzie pod biurkiem. – Obróciła dziennik w dłoni. – Mam wrażenie, że tam na mnie czekał.

- Zaglądałaś do środka? – zapytał szatyn.

Kiedy podszedł teraz bliżej, zauważył, że dziennik wcale nie jest stary. Jego okładka była tylko wzorowana tak, aby wyglądała na podniszczoną, wiekową książkę. W księgarniach było teraz pełno takich rzeczy i Nate musiał przyznać, że miały swój urok.

- Nie – odparła Abby. – Trochę się... stresowałam? Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli zerkniemy do niego wspólnie.

- Cóż, będzie przypał jeśli okaże się, że wzięłaś nie ten dziennik co trzeba i znajdziemy w środku notatki Alexa ze studiów – prychnął Aiden, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Spokojnie, to ten dziennik, jestem pewna – oznajmiła stanowczo.

Podeszła do biurka i położyła tomiszcze na blacie, a pozostała czwórka zebrała się dookoła. Dziennik był zamykany na zwykłą sprzączkę bez żadnego zabezpieczenia, więc nie mieli żadnych problemów z jego otwarciem. Abigail wzięła głęboki wdech i przewróciła pierwszą stronę. A później następną. I jeszcze jedną.

- Czy to są...? – Martin przechylił głowę. – Hieroglify?

- Hieroglify tak nie wyglądają, głąbie – mruknęła pobłażliwie Emma.

Abby dalej przewracała strony, a Nate śledził je wzrokiem. Dziennik był gruby i każda jego linijka była zapisana, dużo schludniej i wyraźniej niż w notatniku. Inną sprawą było to, że nie patrzyli teraz na alfabet łaciński, tylko na plątaninę dziwnych, śmiesznych znaczków, wyraźnie łączących się w słowa.

Abiagil wyjęła telefon, włączyła tłumacz i nakierowała aparat na strony dziennika.

- Translator nie rozpoznaje języka – stwierdziła. – A ma w bazie przynajmniej sto możliwości, więc...

- Cwaniak wymyślił sobie własne pismo – stwierdził Aiden. – Że też mu się chciało.

- Chyba każdy wymyślał sobie tajny alfabet, kiedy był dzieckiem, prawda? – Nate zerknął na pozostałych, widząc ich pytające spojrzenia. – Och, no proszę was! Nie wymyślaliście własnego alfabetu, aby móc pisać sobie na lekcjach liściki bez obaw, że przyłapie was nauczyciel i przeczyta wszystko na głos?

- Nie bardzo – odparła Emma.

- My z Alexem tak właśnie robiliśmy. – Nate przyjrzał się uważniej dziennikowi. – Kiedy tak teraz patrzę, to nawet całkiem przypomina nasz alfabet z podstawówki i... - Chłopak zmrużył oczy. – Och. To jest nasz alfabet z podstawówki.

- Co?! – Zdziwiła się Abby. – Czemu mówisz dopiero teraz?!

- No wybacz, że nie rozpoznałem od razu koślawych znaczków, które wymyśliliśmy dziesięć lat temu! – żachnął się Nate.

- No dobra, ale potrafisz to przeczytać? – Podekscytował się Martin.

- Dziesięć lat temu! – Szatyn wyrzucił w górę ręce.

- Naprawdę nic ci się nie kojarzy? – zapytała z błaganiem Abby.

Chłopak zerknął raz jeszcze na pismo Alexa.

- Nie pamiętam już, co oznaczają poszczególne symbole, ale fakt faktem, przynajmniej połowa z nich powstała w mojej głowie... – przyznał.

- No właśnie – ponagliła go Emma. – Więc gdybyś chciał teraz stworzyć literkę a w jakimś nieistniejącym alfabecie, powinna wyglądać jak któryś z tych symboli, prawda?

- Niekoniecznie – wtrącił się Aiden. – Nate powiedział, że to było dziesięć lat temu, jego mózg otrzymał mnóstwo nowych informacji i bodźców od tego czasu. To tak nie zadziała.

- A co ty tam wiesz – prychnęła czarnowłosa.

Szatyn się zastanowił.

- Pamiętam, że kiedy tworzyliśmy ten alfabet, mieliśmy w świadomości to, że będziemy musieli się go nauczyć, a wiadomo, dzieciaki chcą aby wszystko przychodziło im szybko i łatwo – powiedział. – Kiedy tworzyliśmy nowe litery, rysowaliśmy je na podstawie tych z alfabetu łacińskiego. No wiecie, braliśmy na przykład d i obrysowywaliśmy literkę oraz dodawaliśmy nowe kreski, tak długo, aż była nie do poznania, jednak...

- Jednak dalej gdzieś tam jest pod tą plątaniną znaczków? – dokończył za niego Aiden.

Martin wychylił się ponad ramię Abby i prześledził wzrokiem kilka zdań w dzienniku.

- W takim razie ukryliście te literki całkiem dobrze, bo jedyne co tutaj widzę to kreski i dziwne zawijasy – przyznał. – Jakbym patrzył na pismo obcych.

- Uda ci się to rozszyfrować? – zapytała szatynka.

- Może? – Wzruszył ramionami. – Na pewno będę musiał nad tym posiedzieć, ale powinienem z czasem ogarnąć przynajmniej kilka symboli. A jeśli będę miał część liter, pójdzie już gładko. – Spojrzał na przyjaciół. – Ej, ale nie zostawicie mnie z tym, prawda?

- No coś ty, jasne, że ci pomożemy, no przynajmniej ja – zgłosiła się Abby. – Ale nie dzisiaj. Mam o ósmej trening, więc zaraz muszę lecieć.

- Ja też odpadam – oznajmiła Emma. – Zaczynam niedługo wieczorną zmianę w Tea&Me.

Nate zerknął na Martin.

- Stary, wiesz się cię uwielbiam i takie rozszyfrowywanie pisma wydaje się naprawdę super zabawą, niemal jak z filmów Mumii, ale... - Zerknął na laptop. – Prezentacja sama się nie skończy.

- Dobra, w porządku – stwierdził Nate. – Przełożymy to na jutro.

- Ja mam dzisiaj wolny wieczór – odezwał się nagle Aiden.

Pozostała czwórka spojrzała na niego. Stał pod ścianą ze skrzyżowanymi ramionami i uśmiechał się niewinnie do szatyna.

- No chyba, że nie chcesz mojej pomocy? – zapytał.

- Niczego takiego nie powiedziałem – zaoponował Nate.

- Świetnie! – Abby klasnęła z uśmiechem w dłonie. – Czyli ustalone.

***

Przenieśli się do pokoju Aidena, żeby nie przeszkadzać Martinowi w robieniu prezentacji.

Nate czuł się trochę dziwnie. Miał świadomość, że relacja między nim i Aidenem zdążyła ulec zmianie na przestrzeni ostatnich dni i nie traktował go już jak wroga, ale robienie czegoś wspólnie, kiedy nie istniał co do tego odgórny przymus, wciąż było dla niego czymś dziwnym.

Do tej pory nie spędzali ze sobą czasu z własnej woli. Siedzieli razem w bibliotece ze względu na drugą rundę kwalifikacji i przymus Shane'a, przez który Aiden był opiekunem Nate'a. Na domek pojechali razem również nie dlatego, że zaprosili tam blondyna z własnej woli. Ich rozmowy opierały się na wspólnym celu, jakim było śledztwo Fores. W gruncie rzeczy teraz również nie spędzali ze sobą czasu, ponieważ taka była ich zachcianka. Mieli odszyfrowywać dziennik, a Aiden zgodził się pomóc, ponieważ także chciał pozyskać jakieś informacje.

Nate nie wiedział do końca, czemu się tak nad tym zastanawiał. Może dlatego, że nie był przekonany, jak powinien zachowywać się względem Aidena. Nie byli wrogami, ale wciąż nie byli też zdecydowanie przyjaciółmi. I prawdopodobnie nigdy nie mieli nimi zostać. Nawet jeśli udało im się porozmawiać na parę szczerych tematów w weekend, było to spowodowane chwilą i alkoholem we krwi blondyna. Dystans między nimi powrócił i chociaż Aiden nie szanował raczej strefy bliskości drugiej osoby i zdawał się czuć swobodnie gdziekolwiek by nie był, obydwaj traktowali siebie nawzajem z rezerwą.

Aiden nastawił wodę w elektrycznym czajniku i zalał dwa kubki – jeden z kawą, drugi z herbatą, którą Nate przyniósł ze swojego pokoju.

Podzielili się zadaniami. Aiden wziął kilka luźnych stron, które były włożone na końcu dziennika i usiadł z nimi na łóżku, starając się wypatrzeć gdzieś w symbolach ślady łacińskich liter. Nate usiadł przy biurku i śledził zdanie po zdaniu, wracając do poszczególnych znaków i podstawiając pod nie litery. Blondyn przygotował im czyste kartki i ołówki, aby mogli sobie rozpisywać symbole.

Pierwszą godzinę spędzili w ciszy, która nie przyniosła im zbyt wiele postępów. Póki co Nate był pewien tylko co do litery a – która według wymyślonego pisma, wyglądała jak zmutowany bałwan. Miał także podejrzenia co do liter t, k i z, ale wciąż nie mógł ich dopasować.

- Boże, to zajmie wieki – jęknął w pewnym momencie Aiden.

- Nie musisz mi pomagać – napomknął Nate.

- Już dobra, dobra, nie spinaj się.

Szatyn pokręcił tylko głową i miał już wrócić do przeglądania dziennika, kiedy uświadomił sobie, jak bardzo szczypią go oczy. Odchylił się więc na krześle i spoglądał przez chwile w dal przez okno, aby dać odpocząć soczewce. Z okna Aidena widać było część głównego dziecińca, opustoszałego już o tej godzinie i skrawek gmachu biblioteki.

Nate zaczął rozglądać się po pokoju chłopaka. Kiedy był tu ostatnio, był zbyt spięty, aby zwracać uwagę na szczegóły.

Spojrzał na drugą stronę pokoju, uświadamiając sobie teraz, że musiała należeć wcześniej do Cole'a. Łóżko wciąż było niezaścielone, jego rzeczy leżały na wierzchu, jakby brat chłopaka dalej tu mieszkał. Nate miał ochotę o to zapytać, ale uznał, że tymczasowo lepiej nie poruszać tego tematu.

Omiótł wzrokiem dokładniej biurko blondyna.

- Masz kalendarz astronomiczny? – zapytał. – Mogę zobaczyć?

Aiden wzruszył tylko lekko ramionami, co Nate uznał za tak.

To był niewielki kalendarzyk, który po zgięciu można było postawić na blacie, ale był bardzo drobiazgowo wykonany. Jasno fioletowe strony podzielone na dni tygodnia, były poznaczone srebrzystym fazami księżyca. W kolumnach były wypisane wschody i zachody słońca oraz pozycje poszczególnych planet względem innych. Każda strona zawierała jakąś ciekawostkę zwianą z kosmosem.

- To przypadek, że masz taki kalendarz, czy interesujesz się astronomią? – zapytał Nate. Przeglądając strony kalendarza zauważył, że poprzednie miesiące są zupełnie puste. – Nic w nim nie zaznaczasz.

- Kiedyś poświęcałem temu więcej czasu – odparł beznamiętnie Aiden. – Ale jakoś... straciłem zapał.

Szatyn odwrócił się do niego na krześle.

- Czemu? – zapytał.

- A musi być jakiś konkretny powód? – mruknął. – Po prostu.

Szatyn nie znał jeszcze dobrze Aidena, ale coś mu podpowiadało, że chłopak kłamie.

Przewertował kalendarz raz jeszcze, ostatnie zapiski w kolumnach były z przed niemal roku, ze stycznia. Od lutego wszystkie strony ciągnęły się puste.

W głowie Nate'a coś zaświtało, kiedy przypomniały mu się słowa Aidena.

- To z powodu twojego brata...? – zapytał ostrożnie.

- A co ma wspólnego mój brat z tym, czy zaznaczam coś w kalendarzu? – Blondyn uniósł drwiąco brew.

- Nie wiem, po prostu mówiłeś, że znikną w lutym i od tego momentu nie masz już żadnych zapisków – powiedział.

Aiden wstał i wyrwał mu kalendarz z dłoni.

- A może po prostu robiłem notatki tylko w styczniu i szybko mi się znudziło? – rzucił nonszalancko.

Szatyn przyjrzał się jego twarzy.

- Może – przyznał. – Albo po prostu straciłeś zapał, kiedy twój brat zniknął i uświadomiłeś sobie, że może już nie wrócić? – Chłopak zauważył, że na twarzy Aidena coś drgnęło. – Kiedy moja mama zginęła, straciłem chęć do wszystkiego. Miałem naprawdę sporo zainteresowań. Lubiłem sport, miałem ukochane seriale i nie potrafiłem żyć bez książek. A po wypadku... nie chciałem robić nic. Kompletnie. Chodzi mi o to, że po prostu...

- Wiem, o co ci chodzi – przerwał mu Aiden. – Ale w przeciwieństwie do twojej matki mój brat nadal żyje.

W pokoju zapanowała ciężka cisza.

Nate zagryzł wargę i spuścił wzrok, po czym odwrócił się tylko tyłem do blondyna i wrócił do studiowania dziennika.

- Ja... - odezwał się po chwili chłopak. – Nie chciałem tego powiedzieć.

- Dobra, nieważne – stwierdził szatyn, chwytając za ołówek. – Wracajmy do pracy.

Aiden stał jeszcze za nim przez chwilę, po czym ruszył w stronę łóżka, które zaskrzypiało, gdy na nim usiadł.

Nate przepisywał kolejne symbole, próbując rozłożyć je na części pierwsze, ale nie mógł się skupić. Czuł jakąś wewnętrzną irytację, coś ciężkiego leżało mu na dnie serca.

- Po prostu trafiłeś w sedno, okej? – odezwał się nagle Aiden.

Nate zerknął na niego przez ramię. Chłopak siedział na łóżku i bawił się mechanicznie ołówkiem.

- Nie chciałem być wredny, tylko...

- Zawsze jesteś wredny – napomknął mu szatyn.

- Nie prawda – żachnął się chłopak. – No, przynajmniej nie chciałem być aż tak wredny. Jeśli chodzi o mojego brata... To drażliwy temat. Rzucam w takich chwilach, co mi ślina na język przyniesie.

- Albo próbujesz roztrzaskać butelki na drewnianym stoliku – mruknął Nate, przypominając sobie miniony weekend.

- Albo. – Aiden lekko się uśmiechnął. – Mimo wszystko, nie powinienem był tego mówić. Przepraszam.

Jego skrucha wydawała się być nadzwyczaj szczera i jeszcze miesiąc temu Nate nigdy by nie pomyślał, że blondyn przeprosi go za coś z wyraźnym poczuciem winy na twarzy.

Westchnął ciężko i odwrócił się do niego ponownie.

- W porządku – odparł. – Ten komentarz był naprawdę niepotrzebny, ale z drugiej strony rozumiem twoją drażliwość. Ja radziłem sobie z nieobecnością mojej mamy pięściami – prychnął z bladym uśmiechem. – Było we mnie tyle frustracji, że sobie tego nawet nie wyobrażasz.

- Czekaj... W sensie, że miałeś problemy z agresją? – Zainteresował się Aiden. – Prałeś kogo popadnie?

Nate zacisnął usta w wąską kreskę, uświadamiając sobie, że nie powinien był tego mówić. Wyrzucił to z siebie, zanim dobrze się zastanowił. Do tej pory o jego problemie wiedział tylko ojciec, niektórzy z ich bliższej rodziny oraz terapeutka.

- Coś w ten deseń – mruknął wymijająco, chociaż w rzeczywistości było dokładnie tak, jak mówił chłopak.

Kiedy Nate się wściekał, nie zwracał uwagi na nic. Wyładowywał się na pierwszej lepszej osobie pod ręką. Czasami to byli jego rówieśnicy, czasami ojciec. Raz terapeutka.

Miał jak najbardziej dosłowny problem z agresją.

I to duży.

Aiden przyglądał mu badawczo przez moment, ale ostatecznie nie kontynuował tematu, prawdopodobnie widząc po wyrazie twarzy Nate'a, że ten bardzo tego nie chce.

- A więc... kosmos? – rzucił szatyn, chcąc zmienić temat.

- Tak – zaśmiał się Aiden. – Kosmos.

- Więc przyznajesz, że się tym kiedyś interesowałeś?

- Nadal interesuję – stwierdził blondyn. – Ale jest tak, jak mówisz. Straciłem zapał. Ostatnie miesiące były dla mnie trochę... depresyjne.

Aiden na niego nie patrzył, był teraz myślami bardzo daleko, prawdopodobnie w niezbyt przyjemnym miejscu.

- Więc może... chcesz mi coś opowiedzieć? – zachęcił go Nate. – O kosmosie?

- Po co? – prychnął Aiden.

Nate wzruszył ramionami.

- Trochę boli mnie już głowa od patrzenia na te symbole. Potrzebuję chwilowego oderwania się.

W rzeczywistości sam do końca nie wiedział, dlaczego poprosił o to Aidena. Może dlatego, że pod jakimś dziwnym względem widział w nim siebie z przed lat. Mieli diametralnie inne osobowości, ale ból straty w oczach blondyna był czymś, z czym Nate jak najbardziej się utożsamiał. Wiedział, że jego sytuacja wyglądała inaczej. Jego brat nie umarł, Aiden nigdy nie był na jego pogrzebie, nie widział jego martwego ciała, nie uświadomił sobie, że to już ostatecznie koniec.

To jednak nie oznaczało, że nie cierpiał, a Nate doskonale znał tego rodzaju cierpienie.

Kiedy brakowało ci kogoś tak bardzo, że czułeś się jakby wydzierano ci serce. A wyglądało na to, że Cole był dla chłopaka jedyną bliską mu osobą. Gdyby Nate stracił w tamtym okresie także ojca... Nie wiedział, czy by to przeżył.

Pamiętał tę pustkę, tę niechęć do wszystkiego. Nie czytał, nie oglądał seriali, nie rozmawiał praktycznie z nikim, przestał ćwiczyć. Sam już nie do końca wiedział, kiedy dokładnie do tego wszystkiego wrócił, ale pamiętał za to, że to ojciec stopniowo zachęcał go do jakichś aktywności. Podsuwał mu książki kryminalne, kiedy uznał, że mogłyby się spodobać Nate'owi, kupował nową grę, kiedy widział w telewizji, że jest teraz na topie wśród młodzieży, zabierał go na wycieczki w jakieś fajne miejsca. Starał się, aby jego syn wrócił do życia i czerpał ponownie radość z drobnych rzeczy, które sprawiały mu ją przed śmiercią matki.

Wiedział, że czas również zrobił swoje, ale ważna była też osoba, która pchnęła go do przodu.

I nawet jeśli sytuacja Aidena wyglądała zupełnie inaczej, miał prawo stracić chęci do wielu rzeczy po zniknięciu jego brata. I dlatego Nate uważał, że blondyn także potrzebuje takiej osoby. I chociaż nie był najlepszym kandydatem, aby nią być i nie widział za bardzo powodów, dla których to właśnie on powinien nią być, uznał, że nie zaszkodzi spróbować podnieść go na duchu.

- Więc jak będzie? – zagadywał go dalej. – Może jakieś ciekawostki o kosmosie? Albo fajne wydarzenia astronomiczne, których byłeś świadkiem? W wakacje było całkowite zaćmienie księżyca. Oglądałeś je może, czy...?

- Oglądałem. – Aiden lekko się uśmiechnął. – Może i straciłem zapał do wielu rzeczy, ale czegoś takiego nie mógłbym przegapić. To nie było zwykłe zaćmienie – oznajmił, a ton jego głosu podpowiedział Nate'owi, że chłopak zdążył już połknąć haczyk. – To było apogeum! Najdłuższe zaćmienie księżyca w całym dwudziestym pierwszym wieku. I nie tylko – dodał. – Równo z zaćmieniem miała miejsce Wielka Opozycja Marsa.

- Racja, to było świetne – przyznał Nate. – Widzieć gołym okiem Marsa.

- Tak, ale czy masz świadomość jak rzadkie jest to zjawisko? – zapytał Aiden. – Opozycja Marsa i krwawe zaćmienie, gdy księżyc znajduje się w apogeum w tym samym czasie. Następne takie zjawisko będzie można zaobserwować dopiero za dwadzieścia pięć tysięcy lat.

- Za ile?! – wrzasnął szatyn.

- Dwadzieścia pięć tysięcy lat – powtórzył Aiden z szerokim uśmiechem. – Oczywiście zaćmienie w apogeum i Mars będą widoczne na niebie dużo szybciej, ale nie razem.

- Kurczę, gdybym wiedział jak rzadkie to zjawisko, wpatrywałbym się uważniej – zaśmiał się Nate.

Aiden zdążył się wkręcić i przez najbliższe czterdzieści minut opowiadał Nate'owi różne rzeczy o kosmosie. Chociaż twierdził, że to tylko luźne hobby, miał zaskakująco dużą wiedzę na ten temat. I kiedy o tym mówił, zdawał się być zupełnie inną osobą. Jego usta rozciągały się w uśmiechu, oczy błyszczały. Zniknęła cała wrogość i oschłość, którymi chłopak zazwyczaj się otaczał.

Kiedy skończył przytaczać losowe ciekawostki o czarnych dziurach, zerknął na Nate'a i w tym momencie się zreflektował.

- Dlaczego ja ci w ogóle o tym wszystkim mówię? – mruknął.

- Bo to ciekawe? – podsunął Nate.

- Nie, chodzi mi raczej o to... Dlaczego my w ogóle ze sobą rozmawiamy?

- A mamy powody, aby tego nie robić? – odpowiedział pytaniem. – Sam powiedziałeś, że na dobrą sprawę nie mam szczególnych powód, aby cię nienawidzić. I vice versa.

- Och, czyli przyznajesz mi rację? – Aiden uniósł wyzywająco brew.

- Można tak powiedzieć – mruknął szatyn.

Tym sposobem dalej kontynuowali rozmowę o wszystkim i o niczym, a Nate nie mógł się nadziwić jakie to było... łatwe. Tak po prostu siedzieć w pokoju i sobie gawędzić. Mógł to sobie śmiało wyobrazić z Abigail, Martinem czy Emmą, ale Aiden przedstawiał się w jego głowie jako osoba, z którą się tak nie rozmawia. Z którą się wręcz nie da w taki sposób porozmawiać. Jeszcze nie tak dawno temu odnosił wrażenie, że ten chłopak obraca każde zdanie rzucone w jego stronę w przytyk i reaguje na wszystko złośliwym uśmieszkiem.

Tymczasem prowadzili rozmowę na temat filmów. Aiden nie był specjalnie fanem fantastyki, ale lubił filmy o superbohaterach i niektóre seriale z wątkami nadprzyrodzonymi. To też nie pasowało Nate'owi do jego obrazu blondyna. Ciężko mu było wyobrazić sobie Aidena siedzącego z laptopem na kolanach i pochłoniętego serialem.

- Naprawdę nigdy nie czytałeś żadnej książki fantasy ani kryminału? – zapytał szatyn.

- To aż takie dziwne? – mruknął. – Zawsze wydawało mi się, że książki fantasy są dla nerdów. A kryminały są nudne.

- Okeej. – Nate otworzył szerzej oczy. – Udam, że tego nie słyszałem – prychnął. – A tak na poważnie, po prostu nigdy nie czytałeś dobrej książki z tych gatunków. Będę musiał na to coś zaradzić.

Szatyn był naprawdę zaskoczony, w jaki sposób w niespełna dwa tygodnie Aiden awansował z irytującego szaleńca w osobę, której Nate chciał pożyczyć ulubione książki. Rozmawiało im się tak dobrze, że było to aż dziwne.

W pewnym momencie szatyn zerknął na zegarek w telefonie. Było już po dziesiątej.

- Nie zrobiliśmy za dużo – westchnął, zerkając na swoje bazgroły.

Aiden podniósł się z łóżka i podszedł do Nate'a, nachylając się ponad nim, aby zobaczyć, co wymyślił. Był tak blisko, że materiał jego koszulki musnął policzek szatyna.

- Raczej nie szanujesz przestrzeni osobistej innych osób, co? – napomknął mu Nate.

Blondyn spojrzał na niego niezrażony.

- Nie bardzo – odparł, nie odsuwając się.

Chwycił dziennik i kartkę z zapiskami chłopaka, a następnie przesunął po nich wzrokiem.

- No, przynajmniej wiemy, jak wygląda a – stwierdził. – Zrobilibyśmy więcej, gdybyś mnie nie zagadywał.

- Przyznaję, zadałem ci kilka pytań, ale nikt nie kazał ci rozgadywać się na godzinę – zaśmiał się Nate.

Aiden pokręcił tylko głową, kiedy coś przykuło jego uwagę. Szatyn podążył za jego wzrokiem. To był telefon chłopaka, zakopany do połowy pod pościelą. Kawałek widocznego ekranu połyskiwał.

- Zapomniałem, że go wyciszyłem – mruknął blondyn, sięgając po telefon. Zmarszczył brwi. – Shane dzwonił.

- O tej godzinie? – zdziwił się Nate.

Aiden wzruszył ramionami, po czym odrzucił komórkę z powrotem na łóżko.

- Później oddzwonię – oznajmił.

Wzmianka o Shanie, przywiodła szatynowi na myśl Fores, a wraz z nim wspomnienie z dzisiejszego popołudnia.

- Zupełnie o tym zapomniałem! – rzucił. – Dzisiaj po zajęciach napadła mnie Martha.

- Napadła?

- Biorąc pod uwagę, że zaczęła się na mnie drzeć i rozsmarowała moje lody o smaku zielonej herbaty o chodnik, tak, napadła na mnie – oznajmił. – Miała do mnie jakieś pretensje, że gram nie fair i że nie spotkałeś się z nią ani razu, odkąd zaczęła się druga runda. To prawda?

Aiden uciekł spojrzeniem w inną stronę pokoju.

- Może.

- Koleś! – Nate wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. – Nic dziwnego, że się mnie czepia. Myśli, że jakoś cię przekupiłem, tak abyś nie poświęcał jej czasu i odrzucił ją pod koniec miesiąca. Wiem, że nie chciałeś być Opiekunem, ale ją też powinieneś oceniać.

Chłopak wydał z siebie coś na wzór zirytowanego westchnięcia.

- Ale ja naprawdę mam ciekawsze rzeczy do roboty.

- Shane nie będzie zadowolony, jeśli dowie się, że zlewasz powierzone ci przez niego zadanie.

- Moim zadaniem jest psychiczne znęcanie się nad tobą – oznajmił z uśmieszkiem. – I radzę sobie z tym przecież doskonale, prawda?

Kąciki ust Nate'a mimowolnie powędrowały w górę.

- Trauma do końca życia – przyznał.

***

Następnego dnia wieczorem Aiden siedział przy biurku i czytał notatki z biologii, chociaż w rzeczywistości jego myśli wędrowały wokół znaków z dziennika Alexa. Kartki z symbolami, które rozpisywał dzień wcześniej, wciąż leżały na skraju blatu.

Aiden odchylił się na krześle i przymknął oczy.

Wczorajszy wieczór wciąż wydawał mu się odrobinę nierealistyczny. Jego rozmowy z Natem wydawały mu się nierealistyczne. Zarówno ta z wczoraj, jak i ta którą przeprowadzili podczas burzy. Chłopak dalej czuł się odrobinę źle z faktem, że przyznał się przed szatynem z tęsknoty za bratem. Paplał wtedy więcej niż normalnie po części przez alkohol, ale nie wypił znowu aż tyle. Miał świadomość, że chodziło konkretnie o Nate'a. W tym chłopaku było coś, co sprawiało, że Aiden mówił o rzeczach, o których normalnie z nikim nie rozmawiał.

Podobnie było wczoraj. Ta cała błaha gadka o kosmosie, książkach i serialach. Aiden nie miał osób, z którymi mógłby się dzielić swoimi zainteresowaniami. Nie rozmawiał o nich nawet nigdy z Colem, jego brat miał w głębokim poważaniu, czym interesuje się Aiden, dopóki było to według niego nieszkodliwe.

Z Natem było inaczej. Nie był pewien, dlaczego mówi przy szatynie więcej niż normalnie. Może dlatego, że chłopak dźwigał swoje własne demony przeszłości? Aiden nie wiedział o nim zbyt wiele, o jego życiu, zwyczajach. Ale coś mu podpowiadało, że byli do siebie bardziej podobni, niż początkowo mógł sądzić.

Przyłapał się także na tym, iż odkąd zaczął trzymać się z Natem i jego przyjaciółmi, czuł się... lepiej. Nie wiedział do końca pod jakim względem, ale kiedy otwierał rano oczy, nie potrzebował już przynajmniej dwudziestu minut, aby przekonać się, że ma po co wstawać. Miał więcej chęci do wszystkiego. Wciąż niewiele, ale zdecydowanie więcej. Wspólny cel, jakim było spiskowanie i spędzanie czasu z kimś innym niż z Shanem i jego bandą, sprawiło, że Aidenowi łatwiej było skupiać się na życiu codziennym. Miał nawet więcej zapału do statystyki, a to już coś oznaczało.

Kiedy Nate wczoraj wyszedł, Aiden siedział przez następną godzinę w Internecie i wyszukiwał informacji o ciekawych, zbliżających się zjawiskach astronomicznych, aby móc zaznaczyć je w kalendarzu. Czuł się trochę dziwnie robiąc to, może nawet dziecinnie, ale to było całkiem miłe uczucie.

Nate też był całkiem miły.

Aiden zastanowił się nad własnymi myślami.

Całkiem niedawno uznał, ze oficjalnie znosi towarzystwo Nate'a, ale teraz zaczynał sądzić, że chyba zwyczajnie go polubił.

Wykrzywił usta w grymasie.

To było do niego niepodobne.

Z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Zerknął na ekran.

Shane.

- Cholera – mruknął niezadowolony.

Zapomniał do niego wczoraj oddzwonić. No, może nie do końca zapomniał. Po prostu mu się wczoraj nie chciało. Ani dzisiaj rano. Ani po południu.

Wiedział jednak, że prędzej czy później będzie musiał przestać to odwlekać.

- Halo? – odebrał.

- Czemu nie oddzwoniłeś? – warknął na powitanie w słuchawkę Shane.

- Zapomniałem – skłamał krótko Aiden.

Usłyszał jak brunet wzdycha lekko zirytowany.

- Musimy pogadać.

Aiden ułożył się wygodniej na oparciu krzesła.

- W jakiej sprawie? - zapytał.

- Czas na drugą próbę – oznajmił Shane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro