¦~°7°~¦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie dostałem możliwość odświeżenia się i przebrania. Oczywiście z niej skorzystałem i szybko udałem się do łazienki. Dokładnie się umyłem i wypachniłem. Ubrałem się w czarną, przywierającą do ciała koszulkę, powycierane, ciemne rurki i oczywiście moje okulary, które nieco uniosłem, aby wszystko dobrze widzieć. Podszedłem do lustra i wpatrywałem się w swoje odbicie. Błądziłem po mojej twarzy i myślałem o rozmowie z szefem, na którą miałem przyjść zaraz po odświeżeniu.

W końcu mój wzrok spoczął na ustach. Wtedy z mojego umysłu rozpłynął się szef i zastąpił go mój cel. Miałem przed oczami jego ciężki wzrok, który przeszywał mnie na wylot. Po chwili dotknąłem opuszkami palców swoich ust i całkowicie osłupiałem.

"Uspokój się! To tylko zauroczenie! Bawi się tobą!" — Potrząsnąłem głową i przypomniał mi się skrawek papieru, który mężczyzna włożył mi do kieszeń spodni. Szybko podszedłem do swoich poprzednich ubrań i zacząłem je przeszukiwać. Znalazłem karteczkę i już miałem ją otworzyć, kiedy przerwał mi znajomy głos.

— Szef się niecierpliwi. — Westchnąłem, schowałem karteczkę do kieszeni i wyszedłem z łazienki. — Przestań mu się tak narażać... — Odwróciłem się i zauważyłem mojego brata - Kanadę.

— Ty się nie odzywaj. Jesteś jego pupilkiem. Tobie wszystko uszłoby na sucho! — warknąłem w jego stronę.

— Posłuchaj... Rozumiem, że nasza rodzina jest pomieszana. Również mam za złe ojcu, że zabił mamę, ale to wciąż rodzina... Ty też do niej należysz. — Podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu.

— Nie chcę takiej rodziny! Nawet nie jestem tutaj z własnej woli! To wszystko wina tego kretyna! Nienawidzę go! Nienawidzę jego, jak i ciebie! — krzyczałem w jego stronę z zaciśniętymi oczami, aż poczułem, jak zabiera dłoń z mojego ramienia i powoli się odsuwa. Uchyliłem oczy i spojrzałem na chłopaka. Wyglądał na przerażonego. Szybko się odwróciłem i ujrzałem za swoimi plecami mojego szefa z kamienną twarzą.

Stres całkowicie ścisnął mi gardło, a mój oddech stał się drżący. Przełknąłem ślinę i już miałem coś powiedzieć, kiedy Brytania złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę swojego biura. Nawet nie starałem się stawiać. Wiedziałem, że i tak mam przejebane.

Mężczyzna zdecydowanym ruchem wrzucił mnie do swojego biura i zamknął drzwi. Przez mocne pchnięcie upadłem na podłogę z cichym sykiem. Po chwili jednak uniosłem głowę, aby napotkać wyraźnie zdenerwowane spojrzenie Wielkiej Brytanii.

— Nie chcesz tu być? To proszę. — Podał mi moją Sugar z jednym nabojem. Spojrzałem na niego przerażony.

"On chyba nie..."

— No na co czekasz? Może mam ci pomóc? — Podszedł do mnie i przystawił mi moją broń do głowy.

— Nienawidzę cię... — wysyczałem, przesiąknięty nienawiścią do tego człowieka. — Najpierw mama, a teraz ja?! Potem zabijesz Kanadę?! Rozjebałeś naszą rodzinę! To wszystko twoja wina! Jesteś jebanym, egoistycznym dupkiem! Nic w życiu nie osiągnąłeś, dlatego wyżywasz się na innych! — Mężczyzna odsunął się i uderzył mnie w brzuch z kolana. — G-gha! — jęknąłem z bólu i opadłem bezwładnie na podłogę.

Wielka Brytania otrzepał dłonie z niewidzialnego kurzu i usiadł na kanapie przede mną. Zaczął bawić się w dłoniach moim pistoletem i co jakiś czas celował nim we mnie. Próbował mnie nastraszyć, ale nic z tego. Znam moją broń lepiej niż on budynek swojej organizacji. Nawet się nie pofatygował, żeby odbezpieczyć Sugar. Uśmiechnąłem się do niego i zacząłem powoli wstawać z podłogi. Udało mi się podnieść do siadu i pomasowałem obolały brzuch. Kaszlnąłem parę razy i uniosłem wzrok na mężczyznę.

— Nawet nie chcę wiedzieć, jak do tego doszło, że cię porwał. Tylko splamisz swoją - i tak już nikłą - godność. — Zacisnąłem dłonie w pięści. — Wiem, że mnie nienawidzisz... — Uśmiechnął się do mnie lekko. — A ja nie trawię ciebie... Ale jesteś mi teraz potrzebny. Widziałeś go i na pewno rozmawiałeś. Już przeszukałem twój telefon... Znam jego głos oraz prawą rękę - Rosję.

— Kh... Nie masz prawa grzebać w moich rzeczach! — warknąłem, patrząc na niego nienawistnie.

— Słucham? — Uniósł brew i spojrzał na mnie zimnym wzrokiem. — Ty chcesz mi mówić do czego mam prawo, a do czego nie? — Znowu skierował w moją stronę broń.

— Przestań bawić się cudzą zabawką, bo ci to nawet nie wychodzi. — prychnąłem. — Nie nastraszysz mnie zabezpieczoną bronią. — Spojrzałem na niego z pogardą i zauważyłem jego zagubienie.

"Nie spodziewał się takiego obrotu spraw? Biedaczek." — zadrwiłem w myślach.

— Widzę, że uczysz się swojej broni na pamięć... To dobrze o tobie świadczy. — Spojrzał na mnie z góry i odłożył broń na poduszkę obok siebie. — A teraz... — Usiadł na skraju kanapy, splótł ze sobą swoje dłonie i oparł na nich brodę. — Powiedz mi wszystko co wiesz o tym mężczyźnie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tu się dzieją różne rzeczy-

Noiwsumieok-

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro