¦~°8°~¦

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałem na Wielką Brytanię ze zdziwieniem i od razu wybuchłem śmiechem.

— Najpierw ściągasz mnie do siebie siłą, każesz mi się zabić, grozisz, a teraz chcesz, abym ci wszystko powiedział?! — Śmiałem mu się prosto w twarz i widziałem, jak powoli wstaje z kanapy. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z góry.

— Nie pyskuj ojcu, gówniarzu... — warknął i uniósł mój podbródek.

— Nie mam ojca. — Odsunąłem się od niego i szybko wstałem z podłogi. — I chyba nigdy już nie będę miał... — Pogładziłem się po obolałym brzuchu.

— Bardzo mi przykro. — Uśmiechnął się do mnie szeroko. — Czy tego chcesz, czy nie na każdych papierach jesteś podpisany jako mój syn. Jesteś moją własnością i mogę zrobić z tobą co tylko zachcę. — Rzucił mnie na ścianę i przycisnął do niej. Złapał mnie za nadgarstki i uniemożliwił ruchy nimi. — Mogę cię stąd nawet wyrzucić, bo nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków.

— Kh! — warknąłem zirytowany i zacząłem mocno szarpać nadgarstkami. — Puszczaj mnie do cholery!

— Wiesz... Jedyną rzeczą za jaką mógłbym cię pochwalić to twój wygląd. Idealnie nadajesz się do burdelu. Na pewno byś dużo zarobił.

— Spierdalaj! — Zgiąłem nogę w kolanie i kopnąłem go w krocze. Mężczyzna szybko się odsunął i oparł o ścianę. Skorzystałem z okazji i prędko pobiegłem po Sugar.

— I tak nie uciekniesz. Drzwi są zamknięte... — Zaśmiał się i pokazał mi kluczyki. Wciąż zginał się i masował swoje krocze.

— Drzwi tak, ale okna nie. — Posłałem mu irytujący uśmieszek i otworzyłem okno.

"Wysoko..." — Rozejrzałem się i zauważyłem niższy budynek obok. — "Może dam radę na niego przeskoczyć?" — Szybko stanąłem na parapecie.

— Nie uwolnisz się ode mnie. Nawet, jak uciekniesz to cię znajdę. Wtedy nie będzie litości... — wycedził przez zęby i powoli zaczął kierować się w moją stronę. — Masz jeszcze szansę się wycofać...

— Chuj ci w dupę popierdoleńcu. — Schowałem Sugar w pasku i mocno odepchnąłem się od parapetu. Wyskoczyłem przez okno i ledwo doleciałem do budynku obok. Zawisnąłem na ramionach. Nie miałem czego się złapać przez płaską i śliską powierzchnię. Z całych sił zaparłem się nogami o cegły na ścianie i podciągnąłem na rękach. Udało mi się przeturlać na dach i podnieść na równe nogi. Szybko zacząłem biec przed siebie.

Nie interesowało mnie już czy szef mnie widzi, czy wzywa ludzi, aby mnie gonili. Teraz muszę się gdzieś schować i dowiedzieć kim jest mój cel.

Biegłem przed siebie i zauważyłem, że dach powoli się kończy. Podbiegłem do krawędzi i na moje szczęście znajdowały się tam małe balkoniki, po których udało mi się zeskoczyć na ziemię.

Stanąłem za ścianą i zacząłem cicho sapać ze zmęczenia. Mój odpoczynek nie trwał długo, ponieważ w oddali usłyszałem wiele kroków oraz cichych nawoływań między sobą.

"To oni..." — Szybko wziąłem się w garść i zacząłem biec przed siebie.

Słyszałem ich jakby byli tuż za moimi plecami. Odwracałem się, ale nic nie widziałem. Biegli po kątach, schowani w ciemnościach.

Byłem wykończony i zagubiony. Nie dałbym rady biec w nieskończoność. Czułem, jak moje nogi powoli opadają z sił i zaczynają boleć. Musiałem znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłbym się schować albo ukryć na jakiś czas. Wybiegnięcie z tej dzielnicy niewiele by dało bo i tak mogliby podążać za mną w ciemnościach.

Zauważyłem w oddali jakiś świecący napis. Pewnie kolejny klub ze striptizem. Widziałem tłumy ludzi, więc pewnie dobra impreza. Pomyślałem, że mógłbym schować się w tłumie i przeczekać aż ludzie z mojej organizacji odpuszczą.

Bez zwlekania pokierowałem się w określone miejsce. Szybko wbiegłem do środka i przebiegłem między ludźmi prawie na sam koniec lokalu. Lekko się nachyliłem, aby na pewno nikt mnie nie widział.

Stanąłem przy barze i zamówiłem losowego drinka. Nie interesowało mnie co to będzie za trunek. Chodziło tylko o wpasowanie się w tłum. Założyłem na głowę kaptur, a na oczy nasunąłem okulary.

Nie wiedziałem czy już mnie zostawili. Wszystko zagłuszała głośna muzyka oraz krzyki ludzi.

Rozejrzałem się zestresowany i dostrzegłem w tłumie Kanadę. Przełknąłem ślinę, odstawiłem prawie pełną szklankę i od razu zacząłem uciekać.

Byłem pewien, że mnie gonią. Nie mogłem uciec z lokalu bo na pewno obstawili wyjście. Okna są tylko w prywatnych pokojach na pierwszym piętrze, a w taką imprezę pewnie wszystkie są zajęte.

Nie miałem pojęcia co zrobić. Wbiegłem w miejsce, gdzie widzów głównie zabawiały kobiety lekkich obyczajów.

"— Wiesz... Jedyną rzeczą za jaką mógłbym cię pochwalić to twój wygląd. Idealnie nadajesz się do burdelu..." — Przypomniały mi się słowa mojego szefa.

Chwilę się wahałem, ale wiedziałem, że niewiele mam do stracenia. Szybko ściągnąłem bluzkę, chowając broń bardziej w pasku, aby nie wystawała i rzuciłem się między ludzi na jedną z kanap.

Szybko usiadłem na kolanach przypadkowego mężczyzny i wtuliłem się w jego szyję.

Zauważyłem szparę między ludźmi, przez którą oglądałem czy Kanada z resztą bandy się ode mnie odczepili. Mój brat wskazał w stronę łazienek i tam wszyscy się skierowali.

Odetchnąłem z ulgą, ale nie na długo bo poczułem na moich biodrach czyjś dotyk. Mężczyzna, na którym siedziałem zaczął badać moje ciało dużymi dłońmi. Oderwałem się od jego szyi i spojrzałem na twarz.

— Ciekawe przywitanie, kruszyno...

~~~~~~~~~~~~~~~~

Kurwa.

Na razie mi się to podoba i nie chcę tego spieprzyć-

I jak będą jakieś błędy to przepraszam, ale trochę się śpieszyłam ^^"

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro