[SATOSUGU] W blasku nocy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To już rok od kiedy ich drogi się rozeszły, a przynajmniej poza szkołą. Bo wciąż chodzili do jednej klasy, a więc byli zmuszeni spojrzeć na siebie choćby raz dziennie...

Satoru jednak nigdy nie pogodził się z zerwaniem, choć sam podjął taką decyzję. Z początku wypierał, że żałuje, traktując to jak święto, jak ulgę po prawie rocznej udręce, tak wszystkim wmawiał... Jednak pewnej nocy, podczas której nie mógł zasnąć zdał sobie sprawę, jak bardzo tęskni, a zwłaszcza jego serce, które biło szybciej, gdy chłopak tylko pomyślał o jego imieniu, a co dopiero, gdy w wyobraźni stworzył sobie obraz tego wysokiego bruneta o skórze koloru słodkiej kawy latte, którą Suguru czasem pijał zamiast klasycznego espresso. Nie porównywał go przypadkowo, wszak zapach tego napoju tak dobitnie mu przypominał byłego, że potrafił się w nim zatracać dobrą godzinę... Poświęcił wiele kartek, w których próbował opisać swoje uczucia względem Geto, ale wszystkie wyrzucał do śmieci zanim napisał coś sensownego... Najczęściej zaczynał od imienia Suguru, a kończył na jego nazwisku, bo potem wpadał w stan onieśmielenia, a jednocześnie jakiegoś oszołomienia... Przyglądając się prawie niezapisanej kartce, zaczynał beznadziejnie marszczyć twarz, a potem to samo robił z białym papierem wyrwanym z zeszytu... Najgorzej i tak było w szkole, kiedy miał chłopaka dosłownie przed oczami, co najwyżej kilka ławek dalej. Śniadoskóry zawsze wyglądał dobrze, a jego wrodzony wdzięk doskonale odwracał uwagę od chytrego, przenikliwego spojrzenia oraz zuchwałego, a zarazem cynicznego uśmiechu, którym bezwzględnie oceniał... Można by rzec, mimo swej srogiej mimiki, przez urodę wciąż uchodził za przystojnego i przyjemnego dla otoczenia, nawet jeśli zrobiłby coś niekoniecznie dobrego...

Ale do tego nigdy by nie doszło, bo Suguru w ogóle nie był zły z natury, wręcz przeciwnie... Sam uzdolniony zawsze pomagał innym i nie robił z tego wielkiej sprawy, jakby czynił to odruchowo... Jako partner był niesamowicie czuły i troskliwy, wręcz może zbyt wrażliwy na uczucia innych, ale przy tym nad wyraz dumny i to właśnie to przelało czarę goryczy, rozdzielając ich ze sobą...

Gojo właśnie siedział w ostatniej ławce przy oknie, za którym w najlepsze rozwijała się wiosna. Wszystko budziło się do życia, a słońce coraz odważniej spuszczało swe ciepłe promienie słońca, przez co przebywanie w klasie zaczynało być nieco frustrujące... Ale chłopak wcale nie zwracał na to uwagi, skupiając swój wzrok na brunecie siedzącym gdzieś przy ścianie, na którego spoglądał coraz jawniej, bo ukrywanie tego już go męczyło... Już od miesiąca myślał nad rozmową z brunetem, czując że dalej nie wytrzyma... Codzienne oglądanie go bez możliwości najzwyklejszego dotknięcia stawało się coraz trudniejsze, a zwłaszcza, że traktowali się, jakby byli sobie obcymi... A przecież jeszcze ponad rok temu potrafili spędzić ze sobą noc w ciągu tygodnia, chociaż na drugi dzień mieli być w szkole... Ale ich nie obchodziło to za bardzo, bo zbyt bardzo zajęci byli sobą i swoimi uczuciami. Najbardziej właśnie lubili, kiedy było już zupełnie ciemno, kiedy nikt ich nie za bardzo nie widział, bo wtedy czuli intymność własnej relacji, co tak bardzo rozbudzało ich młode serca...

Niespodziewanie Suguru, pewnie odruchowo, zerknął w stronę ostatniej ławki przy oknie, ale równie szybko, machinalnie spojrzał gdzieś indziej, za to Satoru zdążył to zarejestrować, a przez to wręcz otworzył szerzej oczy, a ciało drgnęło w onieśmieleniu...

Nagle nauczycielka zaczęła coś mówić, przez co jasnowłosy ze zrezygnowaniem westchnął, przenosząc wzrok na kobietę.

- Przypominam, moi drodzy, że szkoła organizuje dla was i klasy przeciwnej biwak w ramach nauki przedmiotów przyrodniczych...

I zaczęła omawiać najważniejsze kwestie jak to, co trzeba zabrać, gdzie zbiórka i jak zachowywać się w pobliżu lasu, bo sam obóz miał być gdzieś w pobliżu, na pewnej polanie... Potem zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli wychodzić z klasy w pośpiechu, ale Gojo czekał... Czekał aż Suguru pierwszy wyjdzie, żeby uniknąć jakiejkolwiek możliwości kontaktu fizycznego czy wzrokowego...

Pod wieczór zgodnie z poleceniem wszyscy zaczęli zbierać się w umówionym miejscu, a wśród nich był sam Satoru z plecakiem, w którym miał jakieś najpotrzebniejsze rzeczy, zresztą każdy takie miał ze sobą lub torby... Gdy dotarli wszyscy, opiekunowie policzyli czy się zgadza ilość uczniów, po czym wycieczka ruszyła przed siebie, a celem było pole namiotowe z możliwością wynajmu takiego namiotu. Było to dosyć niedaleko, więc nikt się nawet nie spieszył...

Ale gdy grupa tylko dotarła na miejsce, zaczęły się przepychanki o miejsce i namiot, bo każdy miał już ustalone z kim chce dzielić przestrzeń i tak dalej, ewentualnie być sam. I gdy tylko ktoś dostał swój zestaw natychmiast biegł zająć swoje terytorium, ale nie każdy podzielał tę andrenalinę i ekscytację... Bowiem na końcu kolejki stał Satoru we własnej osobie, wzdychając ciężko ze znużeniem na twarzy, a do tego krzyżował ręce na torsie. On wcale nie miał ochoty na te przygody pod chmurką, zwłaszcza że większość nocy nie spał, a myślał o... wiadomo o czym, a raczej o kim. Robił to jedynie dlatego, że cała klasa poszła, a nie chciał być inny od reszty, poza tym chciał uniknąć tych wszystkich pytań, czemu jako jedyny nie był na wycieczce... A mimo wszystko był w stanie znieść taką wyprawę, więc nie miał żadnego wytłumaczenia... A jak tylko przyszła kolej na niego, okazało się, że zostały jedynie jednoosobowe namioty, ale jemu to nawet pasowało... W końcu nie miał ochoty z nikim przebywać w tak ciasnej przestrzeni, a poza tym miewał różne humory, nie chciał, żeby ktoś oglądał go w takim stanie... Nie ktoś obcy...

Później opiekunowie przeprowadzili jakieś lekkie zabawy, zaczęto coś jeść i pić, jeszcze doszło do rozmów, ale w końcu nadeszła cisza nocna, a to oznaczało, że należało już udać się do namiotów i tam się wyciszyć, a ostatecznie zasnąć... Gojo cały czas był dosyć bierny, a przy tym raczej niechętny do uczestniczenia w tym całym cyrku, bo tak go określał... Kilka osób próbowało go jakoś zagadać i przyłączyć do zabaw, ale ten odmawiał, a do tego odruchowo wciąż szukał wzrokiem wysokiego bruneta o śniadym odcieniu skóry, choć o dziwo wcale go nie widział, jakby Suguru kompletnie zniknął, a przecież na pewno przyszedł razem z nimi...

Gdy zbliżała się pierwsza, Satoru wciąż nie mógł zasnąć, więc jedynie patrzył się na ciemny materiał nad nim, na którym odbijał się cień gałęzi, a przy tym trzymał rękę za głową... Wzdychał cicho raz za razem, wciąż rozmyślając o byłym... Z jednej strony wiedział, że jest to złe i powinien zerwać z tymi myślami, z drugiej jednak wciąż czuł coś do chłopaka i wcale nie chciał tego z siebie wyrzucać... On chciał kochać Geto z własnej potrzeby, a nie dla płynących z tego korzyści bruneta, więc też nie miał zamiaru go przekonywać, jak to powinni być razem... Bo nie powinni. Zerwali, więc coś musiało być na rzeczy. A to, że Gojo wciąż coś czuł względem byłego to już tylko jego sprawa, którą tamten nie musiał się przejmować...

Ale mimowolnie jasnowłosy zagłębiał się w te myśli coraz bardziej, powoli tracąc ich racjonalność. Powoli jego wyobrażenie i wspomnienia zaczęły się ze sobą zlewać, tworząc mu w głowie obraz idealny Suguru, jakby ten jeszcze taki nie był... To było frustrujące do tego stopnia, że w końcu nie wytrzymał, po prostu wstał i wyszedł z namiotu. Wcale nie przejmował się uwagą ze strony nauczyciela, przecież on w tym momencie miał w głowie coś zupełnie innego...

Wiatr tej nocy wiał trochę mocniej, przez co było nieco chłodniej, drażniąc delikatną, bladą skórę chłopaka, zwłaszcza jego policzki. Mimo to on wędrował dalej, szukając dla siebie miejsca niedaleko pola namiotowego, choć być może już poza jego granicami. Musiał się przewietrzyć i przy okazji głowę, a w domu zazwyczaj robił to samo, wykradając się ukratkiem tak, aby nikt nie zauważył jego nieobecności... Dawniej też na chwilę uciekał z domu, aby móc razem z Geto podziwiać uroku nocy, którą przecież obydwaj tak bardzo uwielbiali...

Gojo szedł tak długo, że nie zorientował się nawet, że już kroczy po lesie, choć było tam zdecydowanie więcej drzew i krzewów, ale ciemność go trochę gubiła... Ale gdy tylko zrozumiał swoje położenie, po prostu włączył latarkę w telefonie i ruszył jeszcze dalej, aż zauważył wolną przestrzeń tuż za wielkim drzewem, gdzie światło padało o wiele jaśniej niż wśród wszelkich roślinności. Zaciekawiony szedł właśnie do tego miejsca, a wtedy zorientował się, że to wzniesienie, a może już nawet klif, pod którym znajdywał jeszcze większy las niż ten wstęp, który zdążył minąć. Za to spoglądając w górę dostrzegł ogromne niebo pełne migoczących ciał niebieskich, a wśród nich największa gwiazda tego wieczoru - pełnia. Jasnowłosy aż rozchylił usta w geście lekkiego onieśmielenia, bo było to coś naprawdę pięknego...

Nagle odruchowo spojrzał za siebie, a wtedy aż drgnął na widok... Suguru we własnej osobie. Brunet siedział pod drzewem nieco skulony, podtrzymując łokcie na zgiętych kolanach z szerzej rozłożonymi nogami. Jego wzrok był jak zwykle ostry, ale raczej przez naturalny kształt jego oczu, a jakże intrygujący... Na sobie miał swoją typową garderobę, czyli tak samo luźne spodnie jak i bluzę i wszystko w odnieciach czerni. Za to włosy, zwykle spięte w kok, teraz miał rozpuszczone, zaledwie związał grzywkę, pozostawiając jeden, nieposłuszny kosmyk opadający mu na twarz... Chłopak był... Naprawdę wyglądał dobrze, żeby nie zagłębiać się w szczegóły, a zwłaszcza Satoru, który wręcz lekko zmarszczył brwi na widok byłego w takiej scenerii. Przecież to był istny koszmar dla jego romantycznego serca... Księżyc w pełni, a oni zupełnie sami na łonie natury, w miejscu, jakby z dala od ludzkości...

- Mogę usiąść? - nagle spytał jasnowłosy w przypływie chwili.
- Jak chcesz.

Gojo słysząc dźwięk głosu Suguru drgnął, ale odruchowo spoczął na miejscu, gdzie przed chwilą stał, choć jego wzrok wciąż skupiał się na profilu bruneta. Ten nie przejawiał żadnej emocji, a jedynie surowo spoglądał przed siebie, choć może ciut zmarszczył brwi. Satoru dostrzegł to, ale był zbyt pochłonięty swoimi uczuciami, które wpędzały go w lekką panikę... Teraz przecież był obok chłopaka, którego darzył jakąś miłością, kiedyś z wzajemnością... Kiedyś w ogóle było im łatwiej, kiedy jeszcze nie zerwali, a wszystko było jak dawniej... Teraz oddzielała ich pewna niewidzialna ściana, którą Geto zdawał się sam wznosić. A Satoru to wcale nie pasowało, wręcz przybrał na twarz pewien grymas jak miał w zwyczaju, kiedy coś było inaczej niż chciał... Nagle rzekł żałośnie:

- Suguru, nie traktuj mnie tak!

Zdezorientowany, a zarazem zaskoczony brunet zerknął kątem oka na chłopaka obok siebie, próbując przeanalizować jego słowa, po czym westchnął ciężko, nieświadomie spuszczając wzrok i spytał jeszcze oschlej:

- Jak?
- Srak! - wrzasnął - Nie udawaj, że nie robisz tego specjalnie!
- Nie wiem o co ci chodzi... - wręcz nabrał irytacji na twarz.
- Specjalnie mnie torturujesz tą obojętnością, tak?
- Obojętnością? - prychnął w bezczelnym uśmiechu - Ja cię po prostu nie znam.
- Co... - otworzył szerzej oczy, a serce zaczęło mu szybciej bić - Jak... Jak to mnie nie znasz?!
- Normalnie - burknął nieprzyjemnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że to co nas łączyło, nigdy się nie wydarzyło?!
- Mnie coś łączyło z Gojo Satoru, a nie jakimś niezdecydowanym pajacem. W Satoru się zakochałem, a on gdzieś uciekł i zastąpił siebie tobą... - wręcz skrzywił powieki - Nie wiem kim jesteś...
- Żarty sobie robisz?! - wrzasnął ze złością - Co to ma niby znaczyć, Suguru?
- Zmieniłeś się, idioto...
- Przecież jestem taki sam...
- Ja też się zmieniłem - stwierdził sucho - Wszystkie moje uczucia do ciebie... - zawahał się, ale zaraz dokończył z ciężkością - wyparowały...
- Nie mówisz serio, Suguru...
- Jak najbardziej serio - perfidnie uniósł kąciki ust w górę, ale tylko na chwilę, bo zaraz znów był tym ponurym chłopamiem, co przed chwilą.

Jasnowłosy doznał jeszcze większego chaosu w głowie, a jego serce za nic nie chciało się uspokoić, bo gotowe było oddać się łasce tego jakże pozornie zimnego bruneta, który wyraźnie coś ukrywał. Niby ze swoją wyniosłością prezentował całą swoją dostojność, a ubarwiał to ciętym językiem, ale oczy go zdradzały... Był w nich taki ból, którego nie dało się ocenić, ale Satoru czuł to samo... Zresztą z każdą chwilą Suguru tracił nad sobą panowanie, przez co stawał się coraz bardziej nerwowy, co chciał ukryć za wszelką cenę... W końcu wręcz zacisnął pięści, wargi oraz powieki, a wtedy zaczął na szybko się uspokajać za pomocą oddechu, w efekcie czego za chwilę odetchnął z ulgą i już bardziej rozluźniony opadł rękoma za siebie, kręcąc głową...

Tymczasem Gojo bił się z myślami, spoglądając wciąż na bruneta, a przy tym przygryzał nerwowo wargę i marszczył brwi... Tak bardzo się wstydził, było mu cholernie głupio... W końcu jednak wziął głęboki oddech, po czym zdecydowanie zbliżył się do chłopaka i na ciężkim wydechu rzekł:

- Przepraszam, Suguru...

Śniadoskóry otworzył szerzej oczy, a przy tym zmarszczył brwi ze zdziwienia i tak spojrzał na chłopaka obok siebie. Właśnie miał przed sobą te pełne żalu oczy w kolorze jasnego nieba, ale one były jeszcze piękniejsze. Przypomniały mu o tym, jak wcześniej uwielbiał w nie patrzeć godzinami i to ich uwaga tak bardzo go inspirowała do robienia czasem różnych głupot, ale jakże przyjemnych, bo razem z posiadaczem tych cudownych tęczówek... Nagle drgnął i napiął twarz zauważywszy kontakt wzrokowy, a za sekundę ze speszeniem spuścił wzrok w bok, gdzieś na trawę. Wtedy dopiero mógł z siebie wydobył niepewne i również na wydechu:

- Za co?
- Za to, że zerwaliśmy... - pomyślał chwilę i poprawił się - Nie. Za to, że ja z tobą zerwałem...
- Och, Satoru... - zastękał bezsilnie, jakby miał się zaraz rozpłakać - Jesteś taki beznadziejny... I taki głupi...
- Byłem tak samolubny, że myślałem tylko o swoich uczuciach i w przypływie chwili skrzywdziłem cię...
- Może ty zerwałeś ze mną... - zaczął z ciężkością na sercu i w głosie, wciąż spoglądając w trawę - Ale ja nigdy nie zerwałem z tobą...
- Co to znaczy, Suguru...

Wtedy w bruneta uderzył gorący i drżący impuls, pod wpływem którego skrzywił się w złości na samego siebie, a potem przerzucił wzrok na chłopaka. Złapał mocno materiał na ramieniu Satoru, a tymczasem niepohamowanie zbliżył usta do ust jasnowłosego, w które wpił się równie mocno i zachłannie, tym samym popchnął go prosto na drzewo... Szybko przeniósł drugą rękę na zimny policzek bladoskórego, po którym zaczął sunąć ciężko i łapczywie, drżąc dziko podczas pogłębiania wymagającego pocałunku...
Onieśmielony Gojo za to od razu spiął mięśnie i westchnął głęboko, nie spodziewając się takiego obrotu spraw, ale uległ momentalnie, samemu łapiąc bruneta w najbliższe sobie miejsca, a były to jego biodra, z których szedł raz po raz wyżej lub niżej, a czasem szedł bardziej na jego plecy, a wtedy drugą ręką na kark, szyję lub żuchwę chłopaka. Był wniebowzięty, doznając znów tego najbardziej rozkosznego pocałunku, jaki kiedykolwiek dostał... Rozpływał się w zmysłowości i gracji, jaką charakteryzował się sam Suguru, ale jego ruchy podczas całowania kogoś także należały do tych niezwykle magicznych, że niemal można by się zakochać... Chociaż teraz Geto wciąż pogłębiał intensywność, jakby zaczarowany, jakby wciąż było mu mało, a przez to też coraz mocniej błądził rękoma po całym chłopaku, owładnięty tak wielkim pragnieniem...

Jasnowłosy wreszcie nie wytrzymał i niemal siłą odciągnął od siebie bruneta, dysząc głęboko, zresztą ten podobnie, i jeszcze spojrzał w szoku na chłopaka, jakby w pół świadomy, co się przed chwilą wydarzyło...

- Satoru... - wydyszał Suguru, odruchowo ocierając o siebie wargi, jakby chciał z nich wydobyć jeszcze więcej dotyku wyższego.
- Wow... - westchnął nieco zdumiony, szukając w głowie słów. Wyszeptał - Całujesz jeszcze lepiej niz wtedy, gdy całowaliśmy się ostatni raz...
- Tęskniłem za tym tak cholernie... - aż przygryzł wargę, odpowiadając równym szeptem - Żadnych ust nie mogłem całować z taką rozkoszą, z jaką całowałem twoje, Satoru...

Chłopak przez chwilę nie dodawał nic więcej, choć wyglądał, jakby miał to zrobić. W końcu jednak otworzył oczy szerzej, a następnie znów znienacka złapał jasnowłosego, wtulając się w niego z całej siły. Trzymał się go tak długo aż siła nie kazała mu nieco poluźnić uścisku, w którym zaczął się grzać, a Gojo jakimś cudem się nie udusił, a jedynie odwzajemniał, przesuwając dłoń po plecach chłopaka. Jemu w końcu też sprawiało to ogromną przyjemność, choć wciąż gdzieś trwał w szoku... Jeszcze dzisiaj marzył o czymś takim, ale kiedy to się naprawdę działo, nie miał pojęcia jak zareagować... Nie przewidział przecież, że Geto zachowa się właśnie tak...

- Suguru... - zaczął jasnowłosy szeptem - Czy ty... Wciąż mnie kochasz?

Brunet drgnął, ale za chwilę oderwał się od chłopaka, po czym sam oparł się o drzewo, a wtedy przyciągnął jasnowłosego do swojego torsu. Chciał, żeby ten wystarczająco dobrze usłyszał, a nawet poczuł rytm właśnie tego organu, który bił właśnie dla niego... Ale Gojo ledwo poczuł ciepło śniadoskórego, szybko wtulił się w niego, przymykając oczy. Dopiero teraz, po tak długim czasie, znów czuł się jak w domu, a było to tak wspaniałe uczucie, że wręcz się nim odurzył... Suguru nawet nieznacznie uniósł kąciki ust wyżej, wsuwając dłoń we włosy chłopaka i mogąc się nimi przy okazji pobawić... A to trwało przez dobre parę minut, gdy odprężającą ciszę przerwał sam Geto, jakże natchniony i rozluźniony:

- Pamiętasz, Satoru - zaczął ze szczerym szczęściem na twarzy - nasz pierwszy raz...
- Pierwszy i ostatni... - zaśmiał się cicho prosto w pachnące ubranie bruneta - Pamiętam doskonale, Suguru... Zrobiliśmy to w miejscu takim jak to, też w pełni... To było coś... - aż zawołał z zadowoleniem.
- Naprawdę zrobiliśmy to tylko raz? - spytał zdumiony.
- Byliśmy ze sobą już dziewięć miesięcy, Suguru... Zaczęliśmy jako gówniarze, którzy o seksie tylko słyszeli... Ale niedługo po tym jak to zrobiliśmy, zerwaliśmy... - aż westchnął.
- To prawda, Satoru... - uśmiechnął się nieśmiało - Prawdę mówiąc, naprawdę podobało mi się to, że to właśnie z tobą przeżyłem swój pierwszy raz...
- Ja nigdy nie myślałem nad tym jakoś bardzo i nie traktowałem tego poważnie... Ale fajnie, że to ty byłeś moim pierwszym...
- Chciałbym być pierwszym i ostatnim... - westchnął cicho pod nosem.
- Co? - zerknął na niego z dołu.
- Nic, nic... - posłał mu ciepły uśmiech.
- Suguru... - nagle podniósł się i spojrzał na niego poważnie - Kochasz mnie?
- Jeszcze tego nie wiesz?
- Chcę to usłyszeć z twoich ust...

Brunet niewiele myśląc zbliżył się do ucha jasnowłosego i zaczął mu coś szeptać z niewinnym uśmiechem na twarzy, a Satoru z każdą chwilą otwierał coraz szerzej oczy, do tego coraz bardziej czuł ogarniające go wypieki, aż cały czerwony odepchnął od siebie chłopaka i spojrzał w bok z naburmuszeniem.

- Nie mów takich rzeczy, Suguru... - warknął, jakże obrażony Satoru.
- Dlaczego? - zaśmiał się - Jestem tylko szczery...
- Zawstydza mnie to...
- Po prostu wyznałem ci miłość...
- Chciałem usłyszeć dwa słowa, a nie sto...
- Zwykłe: ,,kocham cię" nic mi nie daje. Chcę, żebyś wiedział jak bardzo i ile dla mnie znaczysz, i czemu jesteś dla mnie tak ważny...
- Przestań! - wrzasnął, łapiąc się za policzki.

Geto zaczął się śmiać z chłopaka, ale zaraz złapał go i przyciągnął znów do siebie, a wtedy zaczęli razem leżeć pod drzewem, obserwując pełnię i gwiazdy. Tak też zasnęli, wtuleni w siebie, pod gołym niebem...

Wiem, że to nie ma jakiegoś wielkiego sensu itp, ale chciałam tu bardziej opisać ich romantyczną relację niż dać większą fabułę i jakieś wielkie wątki so... No xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro