[TOJIXGOJO + GETO] cz. 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W słabo oświetlonym, beżowym pokoju unosiła się wyjątkowo ciężka aura, a przez jej gęstość przebijały się wymowne dźwięki zabarwione melodyjnymi odgłosami zadowolenia wraz z ciężkimi westchnieniami. Długowłosy brunet bezwstydnie przesuwał mocno ręką po karku swojego namiętnego kochanka pod ciemną kołdrą, przechodząc nią prosto w jego jasne włosy, żeby zaraz znów zjechać niżej. A przy tym poruszał ciałem ponętne i z wdziękiem, na zmianę przyjmując słodkie pocałunki w usta, po czym z bezczelną satysfakcją przygryzał dopiero co pieszczoną wargę i napinał twardo ciało, subtelnie unosząc wyżej podbródek przy lekko opuszczonych powiekach, kiedy w jego rozgrzaną szyję właśnie wpijał się dopiero co spełniony, lecz wciąż spragniony student...

W końcu jednak śniadoskóry z lekkim trudem odrzucił od siebie chłopaka, a wtedy ten opadł tuż obok na miękkie poduszki. Aż ułożył usta w wyjątkowo zadziorny sposób, przybierając też taki wyraz twarzy, a przy tym rzekł na ciężkim wydechu:

- Dlaczego za każdym razem, gdy wypijemy trochę za dużo, lądujemy w łóżku, Suguru?
- Bo właśnie wtedy zaczynamy czuć do siebie pociąg... - odpowiedział mu równie zuchwałym, a zarazem subtelnym uśmiechem - Ciesz się, że pozwoliłem ci tym razem być na górze...
- Pozwoliłeś... - pokręcił głową z politowaniem i z lekkim śmiechem - Sam uwielbiasz być na dole i czujesz się w tej roli jak ryba w wodzie.
- Skąd takie przypuszczenia, Satoru? - aż i on się zaśmiał.
- Błagam, Suguru... - spojrzał na niego wymownie - Kochasz być w centrum zainteresowania, a przy tym być pieszczony...
- Ty też nie narzekałeś, gdy to ja pchałem ciebie... - stwierdził śmiało.
- To nie to samo, Suguru... - posłał mu szczery uśmiech. - Ja reaguję na czysto fizyczne odczucia, a ty... Ty się pławisz w swojej uległości i to cię tak strasznie kręci...
- Głupi jesteś... - pokręcił głową z mimowolnym uśmiechem, bo sam przecież znał prawdę, ale przez dumę nie przyznawał się. - Satoru...
- Hm?
- A... - nagle przybrał nieco bardziej kąśliwy wyraz twarzy, co wyższy odczytał od razu i aż zmarszczył brwi.
- Co cię tak na niego wzięło? - westchnął chłopak.
- Skąd wiesz o co chcę spytać?
- Od paru dni nasze rozmowy wciąż obracają się tylko wokół Zenina... Zakochałeś się czy co?
- Zaliczyłeś czy nie?
- Nie musisz wiedzieć... - burknął.
- Co tam się wydarzyło, że nie chcesz o tym gadać... - zaśmiał się.
- Prawie straciłem robotę przez ciebie! - warknął, a przy tym szturchnął go, po czym usiadł, opierając plecy o ścianę i skrzyżował ręce na nagim torsie - Zachowałem się chujowo i nieprofesjonalnie, i powinienem zostać za to zwolniony... - stwierdził z ciężkim wyrzutem - Po co ja w ogóle się z tobą zakładałem...
- Wyluzuj, stary... - spojrzał na niego z lekką arogancją - Przecież cię nie zwolnił w końcu.
- Ale mógł!
- Słuchaj, Satoru... - zaśmiał się - To dorosły facet. Koniec końców, gdyby nie chciał, odtrąciłby cię... Nie zrobiłeś nic złego, a na pewno nie ty sam...
- No może masz rację...
- To... - nagle uniósł chytrze kąciki ust - Zrobiliście to ze sobą?
- Suguru! - wrzasnął.
- Proste pytanie.
- Tak... - syknął, patrząc w bok. Wyraźnie go to peszyło.
- Jak było? - podtrzymywał parszywy uśmiech, spoglądając wnikliwie na przyjaciela - Podobało ci się?
- Wziął mnie bez rozciągania, tylko na gumę... To było trochę... na początku niekomfortowe...
- Ale?
- W bólu jest pewna przyjemność... - uśmiechnął się delikatnie, jakby żartem.
- Satoru... - zaśmiał się nieco zdumiony.
- Dobra, bez przesady! - odwzajemnił śmiech jeszcze głośniej - Był dość silny i mocny, ale dobry technicznie... Nie zrobił mi krzywdy...
- Czyli dobrze się rucha...
- Tak, Suguru... - pokręcił głową pobłażliwie - Ty to się nie bawisz w ładne słówka, od razu mówisz jak jest...

Brunet jedynie wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem. Niedługo potem wstał i poszedł umyć się w łazience, a po nim to samo zrobił Satoru. W końcu byli właśnie w motelu, do którego spontanicznie trafili w trakcie swojej przyjacielskiej wyprawy w miasto. Co prawda nie oczekiwali takiego biegu wydarzeń, ale z drugiej strony mogli to przewidzieć, wszak nie pierwszy już raz czuli do siebie coś więcej w jakiejś alkoholowej chwili słabości... A co śmiejszejsze, na drugi dzień zachowywali się tak, jakby wcale noc wcześniej ze sobą nie spali... Po prostu szanowali swoje ludzkie potrzeby, wykorzystując wspólne dopasowanie i zgodność w łóżku, ale nie przekraczali tej niebezpiecznej linii jaką były uczucia... Oni po prostu nie mogli się zakochać, a mieli wiele sytuacji, w których tak mogłoby się zdarzyć.

Gdy przyjaciele się odpowiednio przygotowali, opuścili pokój, żeby szybko zejść na dół i oddać klucz. Zaraz po tym opuścili miejsce i ruszyli dalej w miasto. Był w tym pewien urok, kiedy razem pod osłoną nocy zwiedzali już dobrze im znane centrum. Za dnia to wydawało się nieco nudne i zwyczajnie zatłoczone, ale kiedy nadchodziła noc, podświetlona kolorami ze wszystkich stron, a ludzie na ulicach wydawali się jacyś przyjemniejsi, wtedy dopiero miasto budziło się do życia...

Rozweselona dwójka śmiało kroczyła przed siebie, rozglądając się dookoła, a zwłaszcza za coraz to ciekawszymi wintrynami w sklepach. Co prawda niektóre już się zdążyły zamknąć z racji godziny, ale inne jeszcze działały i teraz przeżywały chwile swojej świetności, nie mówiąc już o restauracjach, a zwłaszcza o barach, czasem nawet wątpliwej jakości... Jeden szczególnie zainteresował Gojo, więc zaraz pociągnął przyjaciela za rękaw białej koszuli i zawołał z ekscytacją:

- Chodźmy, Suguru!
- Gdzie..? - zaśmiał się, spoglądając tam, gdzie drugi wskazywał - Tam..? Czemu tam?
- Nie było nas tam jeszcze! - uśmiechnął się prawie, że jak mały chłopiec.
- No właśnie, tylko tam nas brakuje... - pokręcił pobłażliwie głową z delikatnym uśmiechem - Nie dość, że jestem tylko zwykłym studentem, to jeszcze mam się pokazywać w jakichś wieśniackich dziurach...
- Czemu tak mówisz? - oburzył się.
- Nie widzisz kto tam chodzi? - westchnął.
- Suguru no...
- Nie chce mi się. Zresztą pewnie z jakością tam też słabo... A ty co, Satoru? - spojrzał na niego uważnie - Nagle zachciało ci się pijackiego bełkotu i smrodu?
- Przecież nie może być tak źle... - zaśmiał się - A ty to niby kto, Suguru? Jakaś szlachta?
- Nie upadnę tak nisko, żeby siedzieć w jednym lokalu z marginesem społecznym... - prychnął, nieznacznie marszcząc brwi w lekkiej irytacji.

On co prawda nie pochodził z bajecznie zamożnej rodziny, ale również nie żył najgorzej, a przede wszystkim miał swoją dumę i honor. Wręcz uciekał od ludzi i zdarzeń, którzy mogliby w jakikolwiek sposób stanąć na drodze do jego dalszego rozwoju. Z jednej strony nie czuł się nikim ważnym, z drugiej jednak wciąż do tego dążył, i to dlatego ojciec Megumiego robił na nim takie wrażenie. Mężczyzna w jego oczach przypominał człowieka sukcesu, który już dawno się spełnił życiowo, ale wcale nie stanął w miejscu... W kwestii wyborów życiowych Suguru był znacznie dojrzalszy niż Satoru i to nawet on wpłynął na przyjaciela, aby także kontynuował naukę dla własnego dobra. Z tym, że był dosyć inteligentny i sprytny, dlatego wydawał się jeszcze bardziej rozluźniony niż Gojo, który dawał się poznać jako na swój sposób grzeczny i rozsądny, choć tylko z pozoru... W skrócie, dwójka w pewien sposób była swoim odbiciem zależnie od sytuacji, uzupełniając się wzajemnie. Między innymi dlatego ich przyjaźń była tak trwała, choć czasem działali sobie na nerwy...

Dwójka chwilę jeszcze dyskutowała nad kwestią ich następnego miejsca pobytu, ale w końcu padło na nieco lepszy bar od tego, które wybierał do tej pory Gojo. Nie wiedzieć czemu, chłopaka wyraźnie ciągnęło do lokali o zdecydowanie niskiej klasie, co tłumaczył chęcią zobaczenia czegoś nowego, w ramach przygody. Za to Suguru zawsze wolał mniejszy lub większy luksus, do którego zawsze udawało mu się dojść w jakiś sposób, jakby wybierał go automatycznie. Teraz również to jego decyzja wygrała...

Brunet wszedł pierwszy, a tuż za nim szedł wyższy. Najpierw musieli ominąć długi, ciemny korytarz, po czym wyszli na wielką salę, gdzie nie brakowało gości. Wszystkich charakteryzował podobny dress code, chociaż w sposobie picia nie różnili się zbytnio od ludzi, którymi niższy student gardził... Byli tu zarówno ludzie na poziomie, jak i zwykli alkoholicy w ładnym opakowaniu, co nieco zaburzało światopogląd bruneta, ale ten wypierał to, wewnętrznie doznając pewnego uczucia zniewagi... W końcu miał w przyszłości być człowiekiem otaczającym się właśnie takimi ludźmi...

Gdy Geto krzywił się z obrzydzenia na widok mało kulturalnych pod pewnym względem gości, Satoru nagle pociągnął go w przód, wiedząc że to jedyny sposób, bo takie obrazki źle wpływały na przyjaciela, a chciał mu tego oszczędzić.

- Chodź, Suguru, mamy miejsce... - zawołał jasnowłosy z jakąś cierpliwością w głowie.
- Co? - ocknąwszy się, zerknął na chłopaka - Ach, tak...
- Masz te swoje lokale na poziomie... - zaśmiał się pod nosem, kręcąc lekko głową.

Za chwilę przyjaciele zajęli miejsca przy barku, gdzie szybko otrzymali towarzystwo barmana, który zaproponował coś do picia. A ponieważ dwójka już wcześniej zdążyła wlać w siebie coś wysokoprocentowego, teraz zamówili słabsze trunki...

Gdzieś w międzyczasie, gdy Gojo gadał głupoty, a Geto z cierpliwością tego słuchał, a czasem nawet coś dodał od siebie, i o dziwo wcale się nie złościł, a wręcz zdarzyło mu się zaśmiać, nagle dostrzegł coś, na co aż zdumiony otworzył szerzej oczy. Satoru od razu to dostrzegł, więc odruchowo spojrzał za siebie, a wtedy aż sam drgnął, po czym zwrócił się do przyjaciela:

- Chodźmy stąd...
- Dlaczego? - zaśmiał się, jakby figlarnie, wciąż lustrując upatrzony sobie obiekt.
- Nie chcę, żeby widział mnie pijanego... - stwierdził, drapiąc się w kark - Jest w porządku, ale to jednak mój pracodawca, Suguru...
- Przywitajmy się z nim...
- Zwariowałeś?!
- Czemu nie? Zobacz, siedzi sam... Też pije...
- Jesteś jakiś nienormalny! - warknął z wyraźną irytacją - Już mu podpadłem! Mało ci?!
- Żebyś wiedział jak mało... - aż westchnął.
- Co?!
- Ach, nie! - nagle zerknął na przyjaciela, śmiejąc się. - Oj, Satoru, wyluzuj... Jesteśmy dorosłymi ludźmi... Co się może stać?
- Opiekuję się jego dzieckiem... - wycedził przez zęby, czując się niezrozumiany przez przyjaciela - Jak zobaczy mnie pijanego, uzna, że nie jestem wystarczająco odpowiedzialny...

Brunet pokiwał głową pokornie, na co jasnowłosy odetchnął z ulgą. Lecz za chwilę, ku jego zdziwieniu, zadowolony śniadoskóry chwycił swój kieliszek i wstał zapewne z zamiarem podejścia do Zenina, co Gojo mu utrudnił.

- Mówiłem ci coś, kurwa! - wrzasnął wyższy.
- Boże, ale ty jesteś nudny... - westchnął, przewracając oczami. Napił się trochę, a wtedy dodał - Daj mi się też zabawić...
- Co? - spojrzał na niego zdziwiony, a jednocześnie zaśmiał się - Ty chyba nie...
- A może? - posłał mu wymowny uśmiech.
- Niby jak chcesz to zrobić?
- Mam swoje sposoby. Zaciągnąłem do łóżka swojego kumpla, a z samotnym ojcem miałoby mi się nie udać? Zresztą, skoro nawet ty go uwiodłeś...
- Suguru...
- Żartuję sobie, nie bierz tego do siebie, no...
- Nie wierzę... - pokręcił głową z uśmiechem - Nie dasz rady...
- Jeśli go zaliczę, nie będę musiał już całować tych twoich ohydnych stóp... Zgoda?
- Już o tym zapomniałem... - zaśmiał się. - No dobra! Ale to ja zacznę gadać...
- Jak sobie życzysz, przyjacielu...

Więc Satoru ruszył naprzód w stronę swojego szefa, a Suguru tuż za nim, mając w głowie już jakiś plan, choć układał go na bieżąco...

Toji akurat wypijał prawdopodobnie kolejny kieliszek przezroczystej substancji, gdy kątem oka dostrzegł obok siebie dwójkę z wyglądu studentów, zresztą obydwu kojarzył, a jednego szczególnie... Z jakiegoś jednak powodu najpierw w oczy rzucił mu się brunet, ale automatycznie przeniósł wzrok na tego znajomego i rzekł, jakby ciężko:

- Gojo... Potrzebujesz czegoś?
- Chciałem spytać o to samo... - zaśmiał się lekko - Ostatnio ma pan chyba ciężki czas, co?
- Pytasz, jakbyś nie wiedział... - odruchowo przesunął twarzą po zmęczonej twarzy - Tylko Megumiego mi szkoda...
- Ach, właśnie... Gdzie Megumi? Chyba nie został sam w domu?
- Nie... Oczywiście, że nie. Zawiozłem go do rodziny...
- Mógł pan zadzwonić po mnie...
- Nie trzeba, Gojo. Nie chcę, żeby Megumi przypadkiem zobaczył mnie pijanego... Zresztą wolałbym zostać sam na chwilę, muszę ochłonąć w spokoju...
- To średnio dobry pomysł zostawać samemu ze sobą, jak się jest pijanym... - wtrącił nagle Geto.
- I niby co mi może się stać? - prychnął w śmiechu, jakby nie patrząc na to, że rozmawia z prawie obcym chłopakiem.
- Czy ja wiem... - spojrzał w górę z subtelnym uśmiechem - W sumie bardziej interesuje mnie powód, dlaczego ktoś taki właśnie doprowadza się do takiego stanu...
- Jaki? - dalej drwił - Jestem idiotą. Sam zatrudniłem śmieci, którzy nie znali się na niczym i tylko mi burdel zrobili! - zaczął się naśmiewać - Ale ze mną się tak nie pogrywa! Banda cholernych nieudaczników! Każdy z nich tego pożałuje!
- Mam nadzieję, że nie zamierza pan zamknąć przez to firmy...
- Zamknąć?! - teraz to spojrzał na niego z politowaniem, po czym wybuchnął śmiechem - A w życiu! Mój zespół naprawił wszystkie błędy w dwa dni! Fakt, straciłem na tym trochę, ale nie wszystko, właściwie to całkiem niewiele!

Toji rozkręcił się, zaczął wylewać z siebie wszystko, co tylko leżało mu na sercu. Powiedział o wiele więcej niż przed samym Gojo, przez co ten poczuł się trochę odsunięty, z drugiej strony Geto był wyjątkowo dobrym słuchaczem i doskonale wiedział o co pytać. Bowiem dosyć szybko wyłapał, że prawdziwym powodem lekkiego załamania Zenina nie był wcale sam fakt dopuszczenia się przestępstwa w jego porządnej firmie, a to, że ktoś go próbował wykiwać... Stąd też brunet dostał wskazówkę, jak postępować z mężczyzną, zresztą nawet to podejrzewał... Jego taktyka zaczęła polegać na pieszczeniu męskiej dumy i ego Tojiego, ale aby robić to w sposób delikatny i niezauważalny, a wręcz kokieteryjny. Chodziło po prostu o to, aby mówić brunetowi to, co ten chciał usłyszeć, choć sam nie był tego świadomy...

Ale sam Suguru słuchał mężczyzny z coraz większą ciekawością, więc nie musiał za bardzo udawać. Ten już wcześniej go intrygował, więc teraz tylko karmił się charyzmą Zenina. Obserwując, z jakim zaangażowaniem i siłą przebicia Toji opowiadał o swojej zniewadze, student wręcz doznał szybszego bicia serca, a przez to wzdychał ciężej, jakby czuł zjednoczenie się z mężczyzną. On tak bardzo czuł wszystko, co czuł sam Toji, jakby w niego wnikał...

W końcu, po długim monologu mężczyzna westchnął ze zmęczenia i machnął ręką, uznając za nieważne to co powiedział do tej pory. Ale w Geto wciąż wrzała krew, a on wręcz otwierał szerzej oczy, wyraźnie rozanielony wystąpieniem starszego. Do tego po jego ciele zaczęły mimowolnie pełzać jakieś dziwne iskry pobudzenia, od czego co jakiś czas jego ciało drgnęło... Chłopak doznał pewnego skołowania na chwilę, zastanawiając się, co właściwie tu zaszło... Miał wrażenie, że role się odwróciły i to on został uwiedziony przez mężczyznę z urażoną dumą, w którym po prostu buzowały emocje i musiał się wyżyć... Ale co takiego Toji w sobie miał, że to student uległ pierwszy...

Gojo zauważył, że jego przyjaciel wpadł w jakiś niewyjaśniony stan, dlatego ukradkiem odciągnął go na bok, gdy Toji akurat opadł beznadziejnie na blat po tym jak wypił jeszcze jeden kieliszek wódki.

Suguru wciąż drżał cały rozpalony, spoglądając na plecy mężczyzny z pewnej odległości, a na jego twarzy dalej grało jakieś dziwne onieśmielenie.

- Suguru, co ci? - spytał zdezorientowany Gojo, wręcz lekko uśmiechając się na widok przyjaciela.
- Stary... - wydyszał, łapiąc wyższego za ramię - Ja go muszę...
- Co?
- On mnie musi... Musi mnie wyruchać...
- Boże, Suguru... Dobrze się czujesz?
- Nie!
- Chłopie, to tylko jakiś facet...
- Nie! To nie jest zwykły facet! Ja go chcę, rozumiesz? - nagle spojrzał mu w twarz - Jak mnie nie wyrucha, to oszaleję!
- I co ja mam zrobić?!
- Wymyśl coś... Błagam, Satoru...
- Sam miałeś go poderwać, nie pamiętasz? - mruknął pod nosem, wyraźnie zakłopotany.
- Ty go znasz lepiej... Jak ja mam go niby zaciągnąć do łóżka? I gdzie?
- Wymyśl... - posłał mu bezczelny uśmiech - Przecież to był twój pomysł, żeby do niego podejść.

Brunet spojrzał na chłopaka z głębokim wyrzutem, szturchnął go mocno w ramię, po czym zostawił i sam wrócił do Zenina. Ten aktualnie podpierał ciężką głowę na ręce, mrużąc powieki. Był już wyraźnie zmęczony piciem, a nawet nie dopił zawartości tego, co miał jeszcze w kieliszku. Geto niewiele myśląc dopił to za niego, jakby na zachętę, po czym rzekł nad wyraz uprzejmie:

- Starczy już panu...
- Tak, to prawda... - syknął, wstając z lekkim oporem - Idę do domu...
- Pomogę...
- Sam dojdę... - warknął, po czym ruszył przed siebie o dziwo równym krokiem aż do drzwi, którymi wyszedł.

Spanikowany Geto podbiegł do przyjaciela, który wszystko z boku obserwował z perfidnym uśmieszkiem na twarzy.

- Co, dał ci kosza nasz samotny ojciec? - spytał złośliwie Gojo, widząc zbliżającego się bruneta.
- Pomóż mi! Szybko!
- I co ja niby mam zrobić?
- Może zdążymy go dogonić! Udawaj ze mną, że jesteś ciekawy jego pracy! On lubi o niej mówić!
- Ale mnie to nie interesuje... - westchnął, przewracając oczami.
- Jak nam się uda z nim dojść do domu, to... - i tutaj podstępnie zbliżył usta do ucha chłopaka, po czym wyszeptał mu coś, a ten aż uśmiechnął się wymownie.
- Naprawdę?
- Nie chcesz spróbować? - posłał mu zalotny uśmiech.
- Ty to jednak jesteś... - pokręcił głową z uśmiechem.

Zaraz po tym pobiegli za Zeninem, uprzednio opuszczając szybko lokal. Mieli szczęście, wszak Toji nie zdążył jeszcze uciec za daleko, a wręcz stał, jakby otępiały i rozglądał się dookoła. Nagle poczuł po obydwu stronach towarzystwo, wszak właśnie stanęli przy nim Geto oraz Gojo.

- Zabierzemy pana do domu... - rzekł uprzejmie Satoru, jakże uśmiechnięty.
- Boże, znowu wy... - westchnął ciężko - Mam już dość ludzi, dajcie mi spokój...
- Dlatego właśnie pojedziemy do domu. Suguru już dzwoni po taksówkę... - przy czym wskazał na bruneta, który odszedł trochę na bok i właśnie rozmawiał przez telefon.
- Suguru... - powtórzył cicho Toji.

Śniadoskóry student stał trochę dalej, ale na tyle blisko, że doskonale słyszał rozmowę, ale wręcz drgnął, gdy do jego uszu doszedł ten szorstki, a zarazem przeciągły ton ze znużenia wymawiający właśnie jego imię. To brzmiało tak dojrzale i tak pewnie, że było wręcz podniecające, a stosunek chłopaka do mężczyzny tylko to podbijał, aż utwierdzał go w tym, jak bardzo trwa w pragnieniu... Ale na chwilę ukrył to za swoją maską pozornej subtelności, którą wszystkich oszukiwał... Przecież, gdy inni widzieli go jako poukładanego i przykładnego, on w głowie miał prawdopodobnie najbardziej brudne myśli, jakie kiedykolwiek istniały... Gdy brunet tylko skończył zamawiać taksówkę, od razu podszedł pewnie do dwójki i wtrącił swoje:

- Geto Suguru.
- A więc Geto... - rzekł znów Toji.
- Cudowne... - brunet westchnął niepowstrzymanie.

Gojo zerknął na przyjaciela ze zdziwieniem, a wtedy ten otworzył szerzej oczy, pojmując że powiedział to na głos, aż się nieco speszył... Na szczęście alkohol zbyt bardzo Zeninowi w duszy grał, więc ten nie zwrócił uwagi na jednoznaczną reakcję młodszego bruneta. A wkrótce przyjechał odpowiedni samochód, w który wszyscy pośpiesznie wsiedli. No Toji z lekkim trudem, ale nie dał sobie pomóc. Za to, gdy tylko usiadł spokojnie i przymknął oczy, szybko usnął, co nie uszło uwadze Geto... Spojrzał szybko na Gojo siedzącego z przodu, ale ten wzruszył ramionami. W końcu co miałby zrobić, gdy jego szefowi po prostu urwał się film...

Dopiero, gdy taksówka dojechała w miejsce, skąd trzeba było kawałek przejść do osiedla, na którym mieszkał Zenin, wtedy ten niespodziewanie przerwał sen i zaczął się rozglądać dookoła zaspanymi oczami. Ale szybko rozpoznając sytuację, zaczął pośpiesznie szukać portfela po kieszeniach, kiedy Suguru zatrzymał go, mówiąc z uśmiechem:

- Spokojnie, zapłaciłem wcześniej.
- Zaraz ci oddam...
- Później... - zaśmiał się - Narazie wyjdźmy stąd, w końcu inni też czekają, prawda? - zerknął na kierowcę.

Ten jedynie pokiwał głową, wszak nie był zbyt rozmowny. Mimo to Toji zebrał się w sobie i niemal odruchowo wyszedł z samochodu, a w tym czasie wysiedli również Gojo wraz z Geto. Za chwilę taksówka odjechała, a Zenin pierwsze co zrobił to zaczął się na szybko rozciągać, to znaczy przeciągnął się i przechylił głowę w jedną i drugą stronę, w czym czynny udział brały jego mieśnie, lekko odznaczające się przez jego lekko przylegającą, ciemną bluzkę. Suguru zwrócił na to uwagę i zacisnął pięść, czując wypełniające go uczucie pobudzenia na widok mężczyzny... Przecież to był cud, że on jeszcze się na niego nie rzucił.

- Geto, Gojo - nagle rzekł starszy brunet. Brzmiał, jakby już totalnie wytrzeźwiał.
- Hm? - zaskoczona dwójka skierowała wzrok na mężczyznę.
- Dzięki za pomoc... - lekko skołowany wyciągnął rękę do tyłu, aby dłonią przejechać po karku, czego proces Suguru dokładnie obserwował. - Ale już dam radę sam...
- Proszę, nie! - zaprotestował brunet, podbiegając do starszego - Proszę mi jeszcze opowiedzieć o swojej pracy! To mnie bardzo fascynuje! I nie tylko mnie! Prawda, Satoru? - konspiracyjnie zerknął na przyjaciela, niemal wymuszając na nim taką samą reakcję.
- Ech... - westchnął wyższy, po czym przybrał pozę i zaczął grać - Panie Zenin! Nigdy nie ma czasu, bo jak pan wraca, ja już muszę iść! Teraz mogę się dowiedzieć więcej, co pan właściwie robi! Mega mnie to ciekawi!
- Naprawdę was to tak interesuje? - zdumiony zaczął spoglądać na dwójkę.
- Tak! - zawołali zgodnie, spoglądając na starszego z nadzieją.

Śniadoskóry mężczyzna przez chwilę lustrował studentów, próbując wyczytać, co tym właśnie chodzi po głowie. To, że wcale im nie chodziło o słuchanie o pracy, było niemal oczywiste, przecież żaden normalny chłopak w tym wieku nie interesuje się, jak funkcjonuje tak wielka firma... No Geto może jeszcze, ale Gojo na pewno nie martwił się takimi sprawami... Jakiś cień zdrowego rozsądku podpowiadał Tojiemu, że tych dwóch ma jakiś ukryty cel w swoim namawianiu, ale umysł wciąż był zbyt zatruty, by móc odczytać tajemniczą sprawę... Ale finalnie, dla świętego spokoju, zgodził się, czując rosnącą w nim frustrację. Przecież ci nie daliby mu spokoju, a on, choć nie wyglądał, nadal nie umiał podejmować w pełni racjonalnych decyzji. Tym lepiej, że zostawił syna gdzieś indziej...

Przez całą drogę na osiedle mężczyzna opowiadał z prawdziwym znudzeniem, a Gojo wcale nie był daleki od stanu szefa, z kolei Geto chociaż udawał, że go to interesuje... Znaczy, nie żeby go nie interesowało... Był naprawdę zafascynowany, po prostu to wszystko było za trudne dla jego umysłu, który dopiero uczył się tych wszystkich skomplikowanych funkcji i zabiegów, kiedy Toji znał je już od kilkunastu lat i znał je na pamięć, nie mówiąc o wiedzy, jaką zdobywał na bieżąco... Zresztą bruneta w tym momencie o wiele bardziej interesował sam ruch warg mężczyzny niż to co mówił...

W końcu doszli do mieszkania, do którego Zenin wszedł niedbale, nie myśląc już nawet o tym, czy wpuszcza tam obcych czy nie. Rzucił kluczyki na szafkę, zdjął buty i jak zwykle powędrował do kuchni, aby napić się lodowatej wody. Z tym, że niemal od razu
przyłożył butelkę do skroni, sycząc cicho z bólu zmieszanego z uczuciem ukojenia. W tym czasie studenci stali w przedpokoju i szeptali między sobą:

- No i co teraz, Suguru? - jasnowłosy próbował się nie zaśmiać.
- Jak ty go zaciągnąłeś do łóżka?
- Nie wiem... Jakoś wyszło...
- Co to znaczy ,,jakoś wyszło", do cholery?
- Nie pamiętam! - wrzasnął dziecinnie - To był impuls, rozumiesz?
- Kurwa, ja chyba od godziny mam impuls!
- To czemu go po prostu nie wziąłeś? - zaśmiał się.
- W barze? Przy wszystkich ludziach? - spojrzał na niego ze zwątpieniem w przyjaciela - Pojebało cię?
- Ty przynajmniej masz lubrykant przy sobie... - oburzył się. - Dobra, Suguru... Go łatwo podejść, czemu się szczerze dziwię...
- Jak?
- No po prostu... Wyczuj moment, złap go i lecisz...
- Myślisz, że to takie łatwe?!

Geto rzucił przyjacielowi wzrok pełen pogardy, po czym pokręcił głową i ruszył przed siebie, skręcając od razu do kuchni. Zastał mężczyznę opierającego się o blat kuchenny, przez co jego mocno zbudowane ramiona zostały idealnie uwydatnione, a to wręcz dotknęło bruneta mentalnie... Przebiegł po nim dreszcz, aż drgnął z uległości, a przy tym przygryzł wargę i zmarszczył brwi... On musiał dotknąć tego ciała za wszelką cenę, choćby miał zostać za to wyrzucony z tego mieszkania... Nagle wpadł mu do głowy cudowny plan, który po prostu nie mógł się nie udać...

- Jest pan trochę spięty, zauważyłem... - zaczął Suguru delikatnym tonem.
- Myślałem, że już sobie poszliście... - westchnął z niezadowoleniem.
- Nie lubi nas pan? - mimowolnie zaczął robić kroki w stronę mężczyzny.
- Męczycie mnie obydwaj.
- Proszę mi wybaczyć... - rzekł pokornie, będąc już przy brunecie - Ale mogę to naprawić...
- Ta... - zaśmiał się pod nosem.
- Proszę zaufać moim dłoniom...

Tak, będzie kolejna część xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro