VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bóstwo ziemi wstało z zajmowanego miejsca, otrzepując, z mlecznego materiału szat, ziarnka piasku.
Wykorzystując chwilę, w której to przemęczony wiedzą, jaką mu sprezentował, Armin zaległ w cieniu palmy próbując pozbierać myśli.
Nere postanowił przynieść mu trochę owoców z pobliskich drzew, delikatnie uśmiechając się do siebie, przez fakt, iż jego nowy znajomy poznał odrobinę prawdy o nim.
Przed jego oczami nadal widniał obraz strachu na twarzy blondyna, który finalnie przeobraził się w fascynację, gdy zaczął niemo odpowiadać na pytania związane z jego boskimi mocami. Cieszył się, że chłopak zaakceptował jego odmienność, starając się pojąć coś czego nie dało się wytłumaczyć w ludzki, racjonalny sposób.
Zatopiony w myślach, pokonywał dobrze znaną mu trasę, nie wyczuwając swojego przeznaczenia, który po obserwacjach dwójki nad brzegiem oceanu, postanowił w końcu porozmawiać z małżonkiem.

Ivel nie należał do bogów szczycących się cierpliwością, dlatego też gdy upłynęło siedem księżyców od przybycia człowieka na wyspę, postanowił spotkać się ze swoją miłością.
Bezszelestnie znalazł się tuż za zrelaksowanym szatynem, po czym złapał jego dłoń, wymuszając na młodszym, by ten się zatrzymał.

—Zapomniałeś o mnie —syknął, zaciskając palce na przegubie Nere, który to był jawnie zaskoczony pojawieniem się na wyspie swojego ukochanego.
Widząc surowy wyraz twarzy jaki prezentował mu syn księżyca, postanowił załagodzić sytuację, przybliżając się w jego kierunku.
—Ivel, najdroższy —powiedział, po czym złożył na nieruchomych, bladych wargach  krótki, czuły pocałunek.

—Niższa istota ma pierszeństwo przed twoim przeznaczeniem? —usłyszał, mając nadzieję, że bóstwo księżyca uspokoi się na tyle, by ciemne oczy dłużej nie pałały nieuzasadnioną nienawiścią.
Wiedział, że popełnił błąd,ani razu od pojawienia się chłopaka, nie wstępując w progi wszechświata, by sprawdzić jak czuje się brunet, jednak strach i troska o niewinną jednostkę nie pozwoliły mu na opuszczenie małego raju na ziemi.

—To jest człowiek imieniem Armin —odparł spokojnie, próbując wyswobodzić rękę z uścisku. —Ocaliłem go —dodał, wpatrując się w ściągniętą w grymasie rozdrażnienia twarz.

—Rozumie cię? —spytał, podświadomie prosząc, by jego obawy okazały się nieuzasadnione.
Znał zasady, których bóstwa musiały się wystrzegać przed i po, małżeństwie z innym równym sobie stworzeniem, dlatego też błagał los o to, by Nere nie zahwiał równowagi w ich świecie.

—Nie, głównie milczę. On nie rozumie naszego języka —odparł zgodnie z prawdą, czując jak Ivel nieco poluźnia swój chwyt na jego ręce, zupełnie tak, jakby ta wiadomość sprawiła, że poczuł ulgę.

—Nere —zaczął, odwracając głowę w taki sposób, by młodszy dłużej nie spoglądał mu w oczy.
Czuł rezygnację, a także wiedział, iż w jego wnętrzu piętrzą się pokłady zazdrości, jednak zanim zdążył dokończyć swoje zdanie, ubiegł go szatyn.

—Zgubił się, a jego towarzysze odpłynęli i nie wrócili po niego, bo bali się oceanu! —oznajmił, nie kryjąc podejrzeń co do sprawcy wysokich fal zmuszających inne ludzkie istoty by trzymały się z daleka od tej części świata.
—Powiedział mi, że inni z jego gatunku mówią, że ta wyspa jest przeklęta. Ktokolwiek chciał tu dopłynąć nigdy nie dotarł z powrotem do ich domu —w synu słońca, po wypowiedzeniu usłyszanego oskarżenia, zebrały się uczucia zmartwienia i bezsilności wobec mocy ukochanego.
—Ivel, nie zabijaj ich —poprosił, wpatrując się w zastygły, niewyrażający emocji profil bladego bóstwa.
—Oni nie są groźni, raczej delikatni i mili, też go poznaj —zaproponował, obserwując jak Ivel ponownie zwraca się w jego stronę, mimiką wyrażając niedowierzanie, finalnie przeobrażające się w złość na najważniejszą istotę w jego świecie.

Na skórze wystąpiły delikatne rumieńce, spowodowane skrajnymi uczuciami, które ściskały jego serce. Wydawało mu się, że stojący przed nim młodszy kochanek wymierza mu słowami siarczysty policzek.
Wpatrywał się wprost w przepełnione troską, o tą pokraczną, destrukcyjną istotę, zielone oczy, doszukując się dawnego przyjaciela, który niegdyś był zapatrzony w taki sposób właśnie w niego.

—Baw się dobrze ze swoim człowiekiem —syknął przez zęby, odwracając się od małżonka.
Zostawił za plecami rozgoryczonego Nere, którego oczy momentalnie zaszły złotymi łzami, zlewając w opalizującą plamę, miłość.

Ivel zaczął się wznosić, mając wrażenie, że nie tylko los, ale i znajdujące się na niebie słońce, drwi zarówno z niego, jak i braku siły wobec postanowień jego bóstwa.

Nere wrócił do człowieka, który to w zastanowieniu obserwował rozbijające się o mokry piasek, spienione fale.
Wyrwał go z przemyśleń, prezentując przed istotą mniej zachwycającą postać, w której to z rumianymi od gniewu policzkami, a także gorącymi, złotymi łzami, usiadł w milczeniu, tuż obok blondyna, nawet na niego nie spoglądając.

—Dlaczego jesteś smutny, bóstwo? —spytał bez zastanowienia, karcąc w myślach swoją dociekliwość.
Wiedział, że wielu rzeczy nie pojmie ludzkim rozumem, ponieważ przed jego oczami siedziała zmaterializowana zagadka samych niebios. Gdy piękna istota spojrzała przepełnionymi bólem, oczami w jego kierunku, wiedział, że nie jest on zły za jego nieprzemyślane pytanie, a raczej zaskoczony troską o jego stan.

—Nie płacz, proszę —powiedział, próbując wyciągnąć z poplamionych spodni fragmenty papierów, które to udało mu się ocalić.
—Popatrz, znalazłem to w jednej z kieszeni. Wysuszyłem i dorysowałem kilka rozmazanych kontynentów —oznajmił, podając pomięte, brudne fragmenty mapy, byle tylko odciągnąć uwagę szatyna od jego trosk.
—To jest mapa świata, ziemia jest ogromna i niezwykle zróżnicowana, wiesz? —zaczął, widząc jak Nere przyswaja jego słowa, po czym na pożółkłym papierze głucho odbiły się krople łez. Oddał własność blondynowi, nie chcąc jej zniszczyć.

Bóstwo ziemi ceniło przejęcie chłopaka, który z całych sił próbował odciągnąć go od trosk, a także wewnętrznego dylematu, który w tamtym momencie przeważał nader wszystko.
Kochał syna księżyca i nigdy nie śmiał nawet podważać jego miłości, ale nie znał uczuć które w nim drzemały.
Nie wiedział, co jego ukochany odczuwa, ponieważ został zrodzony z dobra i nadziei. Był nazbyt czysty w swoim istnieniu, co teraz było dla niego ogromnym ciężarem.
Wiedział, że nie potrafi nazwać negatywnych emocji, które nawarstwiają się w małżonku, a także nie mógł uwolnić go spod ich brzemion.
Ivel kazał mu wybierać pomiędzy ich więzią, a dobrem ich wspólnego stworzenia, którymi mieli się opiekować.
Dylemat między światami powoli, skutecznie rozdzierał jego serce i myśli, które chaotycznie zlewały się zagubienie.

—No już, wszystko będzie dobrze —usłyszał, spoglądając na człowieka, który to swoimi gestami zapewnił go o dobrych intencjach, w małej cząstce, chwytając za serce, bezinteresownym współczuciem.

—Chcesz o tym porozmawiać? —zaproponował, widząc niepewność malującą się na młodej, przystojnej twarzy.
—Ja często rozmawiam o swoich troskach z przyjaciółmi, to mi pomaga poukładać myśli —dodał, posyłając synowi słońca ciepły uśmiech.

Nere nieznacznie skinął głową, zgadzając się na niemą rozmowę.
Armin dał sobie chwilę, na sformułowanie kilku pytań, które wydawały się najbardziej prawdopodobne i adekwatne, do finalnego stanu boskiego stworzenia.

—Ktoś cię uderzył? —spytał, dostając wyraźne zaprzeczenie ze strony Nere.
—Przestraszyłeś się?

Bóstwo postanowiło naprowadzić go na dobry tor, przykładając dłoń do swojego serca, które ponownie odzyskiwało swój regularny rytm.

—Chodzi o kogoś bliskiego —powiedział niepewnie, obserwując jak szatyn przytakuje.
—O kogoś kogo kochasz —upewnił się, obserwując smutek wyłaniający się na jego twarzy.

—Pokłóciliście się —odgadł, gdy bóstwo drżącym palcem wskazało wprost na niego, po czym zakryło twarz rękoma.

—O mnie? —upewnił się, widząc potwierdzający ruch gęstych, brązowych włosów.
Blondyn dość szybko wpadł na prawdopodobne przyczyny walki między bóstwami, a jedyne czego potrzebował to potwierdzenia swoich tez.

—To dlatego, że jesteś bóstwem, a ja człowiekiem? —po raz ostatni dostał wymowne skinienie, zgodne z jego przypuszczeniami, ostatecznie odwracając błękitne spojrzenie od siedzącego w białej szacie chłopaka.

Obserwował ocean, a także rozpościerający się za nim horyzont, który wydawać by się mogło, był bez końca.

—Nie powinienem tutaj być, przepraszam —powiedział półszeptem, jakby wypowiedziane słowa kierował do samego siebie.
—Piękne bóstwo, opowiem ci o ludziach, a ty pomożesz mi wrócić do rodziny? —kątem oka zerknął na zaskoczonego Nere, który to odsłonił swoją twarz.
—Też mam kogoś kogo kocham, pewnie za mną tęsknią —oznajmił, uśmiechając się smutno, na wspomnienie jego rodziny i przyjaciół, którzy wyczekiwali go w domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro