flower || [Alice x Frank]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Alice!

Dziewczyna obróciła się w stronę wołającego ją głosu. Uśmiechnięty Frank Longbottom biegł w jej stronę z niewielkim bukietem kwiatów. Zdyszany, lecz uśmiechnięty kulturalnie ucałował jej dłoń na co ta się uśmiechnęła.

— Wszędzie cię szukałem?

— Doprawdy? — brunetka uniosła brwi.

— Oh nie bądź taka — mruknął. — Huncwoci mi pomogli. Zawsze wiedzą gdzie kto jest.

Alice parsknęła śmiechem i powróciła do moczenia nóg w stawie. Często kiedy wcześniej kończyła treningi Quidditcha, co zdarzało się dość rzadko z powodu wiecznego wycisku ze strony Pottera, przychodziła nad wodę i oglądała zachody słońca. Niezależnie od pory roku zwykle o tej godzinie było zimno, co z perspektywy innych mogło się wydawać dziwne, ale Gryfonka uwielbiała każdy zachód słońca i chłonęła jego widok, nasłuchując jak większość uczniów powraca do Hogwartu.

— To dla ciebie.

Dziewczyna obróciła głowę i dostrzegła, że Frank także zdjął buty i do niej dołączył. W lewej dłoni trzymał niewielki bukiet kwiatków złożony z małych kwiatów przypominających stokrotki.

— Są zaczarowane — odezwał się chłopak wręczając jej kwiaty. — Wyglądają jak nic nadzwyczajnego, ale jeśli dotkniesz płatków... Sama zobacz.

Zaciekawiona Alice opuszkami palców przejechała po płatkach białych kwiatów, a te zaczęły pod wpływem dotyku zmieniać kolory. 

— Ostatnio znalazłem to zaklęcie w jednej z ksiąg od zielarstwa.

Brunetka spojrzała w roześmiane oczy chłopaka. Pamietała, że kiedy wpadli na siebie w pociągu jadąc pierwszy raz od Hogwartu, zapamiętała jego zafascynowanie roślinami. Podczas ceremonii myślała, że trafi do Hufflepuffu, gdyż gdy rozmawiali podczas jazdy do szkoły, wskazywał cechy typowego Puchona, przypominając jej kuzyna należącego do tego domu. Ku jej lekkiemu zdumieniu Frank Longbottom trafił do Gryffindoru, ale do dziś nie mogła w nim wyłapać wszystkich gryfońskich cech. Możliwe, że właśnie dlatego zaczęła z nim często przebywać.

Aby odkryć jego wszystkie ukryte cechy.

— Są piękne.

— Naprawdę? — chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł jeszcze bliżej.

— Nigdy takich nie dostałam.

— Cieszy mnie to. Znaczy to, że nie dostałaś czegoś takiego wcześniej i cię zaskoczyłem. Nie chodzi o to, że się komuś mogłaś nie podobać, jesteś piękna kobietą. Myśle, że nie jedna osoba w Hogwarcie tak uważa. Cóż za pech. — z ust chłopaka płynął bezsensowny potok słów, co jedynie bardziej bawiło Alice. — Znaczy wiesz o co mi—

Gryfonka stanęła na palcach i złożyła pocałunek na poliku bruneta.

— Spokojnie rozumiem. Są piękne. — dodała.

— Mogę ci je dawać kiedy chcesz, nawet codziennie.

— Z chęcią.

Alice złapała delikatnie Gryfona za rękę i oparła głowę o jego ramie.

Takie zachody słońca uwielbiała najbardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro