44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka dni, zanim pogodziłam się z Colem. Nie mogłam go unikać w nieskończoność. Musieliśmy sobie wszystko wyjaśnić. Szczerze. Wolałam uniknąć podobnych konfliktów w przyszłości. Nie miałam na nie siły. Zazdrość nie była niczym dobrym. Lepiej czułam się, będąc z Colem. Jednak uprzedziłam, że nie pozwolę wtrącać się do naszego związku nikomu. Musiał to zrozumieć. Obiecał, że następnym razem nie da się tak łatwo zwieść Sally, ale nie tylko o nią chodziło. W przyszłości na pewno znajdzie się więcej osób, które będą chciały zniszczyć to, co było między nami. Nie rozumiałam, czemu obcy ludzie lubili wtrącać się w życie innych, ale nie mogliśmy tego uniknąć. Będziemy musieli się na to uodpornić. Najważniejsza była szczerość i zaufanie.

– Domek? – spytał zadowolony Cole, gdy spędzaliśmy popołudnie na kanapie.

Wróciłam do niego, dzięki czemu Avery znowu miała spokój w swoim mieszkaniu. Nie powiedziała, że jej przeszkadzałam. Jednak zauważyłam, żeby żadna z nas nie czuła się swobodnie w swoim towarzystwie. Zapomniałyśmy już, jak to było mieszkać razem. Pierwszy raz pozwoliliśmy sobie z Colem na rozmowę o przyszłości. Długo o tym myślałam, ale nie sądziłam, że kiedyś znajdę kogoś, z kim chciałabym podzielić się swoimi marzeniami. Widocznie właśnie Cole okazał się tą osobą. Chciałam spokoju, ale poza tym życia w innych warunkach niż do tej pory. Na pewno pragnęłam szczęśliwej rodziny. Coś, czego sama nigdy nie miałam. Nie chciałam mieszkać w domku, mimo że dom rodzinny był dla mnie ważnym miejscem, nie kojarzył mi z niczym dobrym. Jednak nie potrafiłabym się z nim rozstać. Nie wiedziałam, co stanie się z nim, gdy mama umrze. Na razie nie musiałam się o to martwić. Oby jak najdłużej.

– Nie. - Zaśmiałam się. – Mieszkanie w kamienicy.

Podobało mi się mieszkanie w centrum miasta. Lubiłam hałas, gdy miast się budziło. Nie wyobrażałam sobie już mieszkać gdzie indziej. Tutaj czułam się dobrze. Zbyt długo mieszkałam z dala od ludzi, żeby chcieć wrócić do domku za miastem. Byłam pewna, że Colowi też się to spodoba. Przecież od zawsze ciągnęło go do centrum. Miał wszystko pod ręką, a przede wszystkim blisko do przyjaciela, który osiadł na stałe w swojej kamienicy naprzeciwko firmy. Liam nie planował żadnej przeprowadzki.

– Apartament.

– Z pokojami dla dzieci.

Mogliśmy kupić całe piętro w jakiejś kamienicy albo całą kamienicę. Chociaż to wariactwo. Nie zamierzałam zostać matką za rok albo dwa lata, ale bardzo chciałam nią być. Nie wyobrażałam sobie domu bez dzieci. Choroba matki nie zniechęciła mnie do rodzicielstwa. Nie chciałam zostać sama. Pragnęłam w przyszłości kochającego męża i dzieci, którym stworzę idealną rodzinę. Nie będę jak moja matka. Jeśli zauważę u siebie problemy, zgłoszę się po pomoc. Zrobię to dla dobra swoich dzieci. One powinny być najważniejsze. Chciałam naprawić błędy wychowawcze swoich rodziców, chociaż to pewnie niemożliwe. Jednak bardzo chciałam spróbować.

– Ilu? - Spojrzał na mnie rozbawiony.

Chciałam mieć dużą rodzinę. Poza Avery nie miałam nikogo. Zawsze byłyśmy zdane tylko na siebie. Chciałabym, żeby moje dzieci mogły na siebie liczyć w przyszłości. Na pewno doceniłyby to, że nie były same ze swoimi problemami rodzinnymi. Cole nie miał rodzeństwa, więc pewnie nie rozumiał mojej chęci posiadania dzieci. Oby tylko nie okazało się, że nie chciał ich mieć, chociaż podejrzewałam, że wspomniałby o tym wcześniej.

– Trójka.

– Poważnie?

– Coś nie tak?

Nie wiedziałam, czy Cole w ogóle chciał mieć dzieci, ale miałam nadzieję, że tak. Chciałam być matką. Bardzo. Nie zniechęciły mnie problemy rodzicielki. Wierzyłam, że będę lepsza. Wiedziałam, przecież jakich błędów nie popełniać. Nie bałam się prosić o pomoc. Poza tym liczyłam na to, że mój facet będzie odpowiedzialny i zajmie się naszymi dziećmi w razie moich problemów oraz nie da się odciąć od nich. Miałam żal do ojca, że o nas nie zawalczył. Może wtedy moje życie wyglądałoby inaczej. Dlatego mój partner musiał być lepszy od mojego ojca.

– Nie podejrzewałem cię o to.

– Czemu? - Zmarszczyłam brwi.

Nie rozumiałam, czemu Cole uznał, że mogłam nie chcieć być matką. Ani razu nie skarżyłam się na to, że w większości czasu zajmowałam się swoją młodszą siostrą. Nie miałam o to do nikogo żalu. Czułam się za nią odpowiedzialna, skoro własna matka nie potrafiła o nas zadbać. Avery na pewno doceniała moje starania. Oczywiście, zdarzały nam się kłótnie, ale to chyba normalne u rodzeństwa.

– Myślałem, że było ci ciężko opiekować się siostrą.

Trochę tak, ale robiłam to, bo chciałam. Nikt mnie nie zmusił. Owszem, nasza sytuacja rodzinna nie była najlepsza, ale Avery miała naście lat, gdy z matką bywało gorzej. Sama mogłaby się sobą zająć. Tym bardziej że byłam niewiele starsza od niej, gdy podjęłam swoją pierwszą pracę. W porównaniu do mnie miała więcej szczęścia. Nie wiem, jak naszym rodzicom udało się sprawić, że byłyśmy zgranym rodzeństwem. Byłam przekonana, że Avery wspierałaby mnie, gdybym tego potrzebowała, gdybym nie była starsza. Opieka nad siostrą nie była dla mnie niczym złym. Może, dlatego że nie robiłam za jej niańkę od samego początku.

– I co z tego? - Zmarszczyłam brwi.

– Nie wiem. - Wzruszył ramionami.

Czasami wydawało mi się, że znaliśmy się z Colem doskonale, ale bywały dni jak ten, kiedy okazywało się, że to nieprawda. Cały czas dowiadywałam się o swoim chłopaku nowych rzeczy. On o mnie też. Powinniśmy więcej rozmawiać o sobie, a nie problemach innych. Miałam nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki moment, kiedy problemy matki przestaną mnie zadręczać, kiedy Avery się usamodzielni i będę mogła skupić się na swojej rodzinie. Czekałam na to nie dlatego że chciałam się odciąć od siostry i matki. Po prostu bardzo chciałam być w końcu szczęśliwa oraz skupić się na sobie. Chociaż na chwilę, bo gdy pojawią się dzieci, zapewne nie będę miała już czasu na nic innego, niż ich wychowanie i zadbanie o ich przyszłość.

– A ty ile chciałbyś dzieci?

– Dwójkę.

Ok, mogłam iść na kompromis, ale chciałam urodzić chłopczyka i dziewczynkę. Szkoda, że nie mieliśmy na to wpływu. Jednak najważniejsze będzie dla mnie, żeby nasze dzieci były zdrowe. I nie wiedziałam, czy po urodzeniu dziecka nie zniechęcę się do kolejnej ciąży. Mogło okazać się, że nie będę wspominać tego czasu dobrze.

– Wiesz, że nie chcę dwóch dziewczynek? Kocham moją siostrę, ale fajnie byłoby mieć brata.

Może on byłby bardziej ogarnięty i nie pozwoliłby matce zatracić się w swoim świecie. To on byłby odpowiedzialny za mnie.

– Nie mam na to wpływu.

– W zasadzie to tak, ale niewiele możesz z tym zrobić.

– Więc chłopiec i dziewczynka?

– Dwie dziewczynki i chłopiec. - Uśmiechnęłam się szeroko.

Fajnie było pomarzyć. Zwłaszcza że w końcu mogłam sobie na to pozwolić. Chociaż to nie było nierealne. Kiedyś obawiałam się, że nie dane będzie mi długo żyć. Nawet chciałam umrzeć młodo, żeby nie męczyć się jak moja matka. Nie chciałam takiego życia, a właśnie to sobie wmawiałam, że stanę się taka jak ona. Dlatego musiałam wyrwać się z domu. Zawalczyć o siebie i siostrę. Potrzebowałam trochę normalności, żeby nie upaść na dno, bo nie miałam nikogo, kto by mnie stamtąd wyciągnął. Teraz było inaczej.

– Zwariuję, ale wchodzę w to. - Zaśmiał się.

Fajnie było porozmawiać o przyszłości. Nigdy sobie na to nie pozwalałam. Skupiłam się na wyrwaniu z domu i zadbaniu o siostrę. Nie sądziłam, że w całym tym szaleństwie znajdę chłopaka, z którym będę chciała spędzić resztę życia. To właśnie wtedy pojawiło się marzenie o szczęśliwej rodzinie i nadzieja, że zostanie spełnione. Miałam wielkie szczęście, że Cole pojawił się w moim życiu.

– Nie masz odwrotu. - Zarzuciłam mu ręce na ramiona. – Zaklepane.

– Przyklepane. - Złapał mnie za pośladki.

Rano wstałam zadowolona. Cieszyłam się, że mogłam budzić się u boku Cola. Oby tak było już zawsze. Bardzo bym tego chciała. Nie zamierzałam szukać nikogo innego. Może kiedyś nasze poranki będą wyglądać inaczej. Szczególnie gdy pojawią się dzieci, które wpadną do sypialni z samego rana zadowolone, że udało im się przyciągnąć uwagę rodziców. Podobała mi się ta wizja, chociaż na razie była odległa. Nie chciałam zostać matką w tym ani w przyszłym roku. Jednak to nie znaczyło, że nie mogłam o tym pomyśleć. Chciałam zaplanować swoje życie na tyle, ile mogłam.

– Dobrze mi z tobą. - Chłopak wtulił się we mnie i pocałował w czoło.

Po naszej kłótni zachowywał się inaczej. Przez chwilę odnosiłam wrażenie, że chciał mi to jakoś wynagrodzić, ale nie musiał. Zależało mi, tylko żeby zaczął mi w końcu ufać. Nie mogliśmy pozwolić, żeby ktoś mieszał w naszym związku dla własnych korzyści. Każdy powinien zająć się własnym życiem.

– Mi też. - Pogłaskałam go po policzku. – Na pewno zadbałeś o to, żebyśmy mieli dziś wolne?

– Tak.

– To dobrze.

Nie miałam ochoty iść do pracy. Nie czułam się z tego powodu winna. Chyba czasy pracoholiczki miałam już za sobą. Wolałam zostać w domu i spędzić czas ze swoim facetem. Mogłam sobie na to pozwolić dzięki niewielkim oszczędnościom i temu, że wykonałam wszystkie umówione sesje oraz oddałam zlecenia. Nie musiałam już brać dodatkowej pracy, żeby zarobić więcej, ponieważ od kilku tygodni dostawałam większą wypłatę. Liam docenił moje starania, a ja dostałam się na listę fotografów, którzy coś znaczyli w tym mieście. Dążyłam do tego, żeby być najlepsza w branży, ale w tym wyścigu cały czasy wyprzedzał mnie Lucas. Jednak kiedyś będzie musiał iść na emeryturę, a wtedy zamierzałam zająć jego miejsce. Do tego czasu zapewne będę już matką i żoną, ale wcale mi to nie przeszkadzało.

– A czy to nie ty zawsze nalegałaś na nadgodziny? - Przyglądał mi się rozbawiony.

Jasne, że tak, ale to nie znaczyło, że nie mogłam zrobić sobie wolnego. Zapracowałam na to. Poza tym Cole nie powinien narzekać, bo zamierzałam spędzić ten czas akurat z nim. Miałam nadzieję, że zaplanował już, jak spędzimy ten dzień.

– Przestań, bo przestanie być miło. - Szturchnęłam go lekko.

– Z tobą nie jest miło. - Pocałował mnie.

Nie zraniły mnie jego słowa, nawet jeśli nie żartował. Zdawałam sobie sprawę z tego, że czasami bywałam zołzą i to bez powodu. Jednak wydawało mi się, że Cole się już do tego przyzwyczaił. Powinien. Poza tym on też miewał gorsze dni i zachowywał się wtedy dziwnie. Musieliśmy zaakceptować swoje wady, jeśli zdecydowaliśmy się na wspólne życie. Z czasem będzie łatwiej.

– Nie?

– Nie zawsze.

– Przeszkadza ci to? – spytałam poważnie.

Nie byłam pewna, czy mogłam się zmienić. Spróbowałabym, gdyby mu przeszkadzało moje zachowanie. Chciałam być dobrą dziewczyną. Nie taką, która dała się podporządkować chłopakowi, ale taką, której nie będzie chciał się pozbyć za jakiś czas.

– Ani trochę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro