Rozdział 10: Dawno i teraz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Conflict przychodzi do gabinetu "Szefa" całego bunkru ludzkości w tym post-apokaliptycznym świecie. Zastanawia się nad wieloma sprawami.

POV(Punkt Widzenia) Conflict'a:

"Okej mam nadzieję,że to coś ważnego. Chciałbym sprawdzić zdrowie Jack'a. Prawda on przetrwał wiele ran,ale martwię się o niego. Mój brytyjski kumpel nie może tak poprostu leżeć sam bez opieki."

Taka myśl ciągle chodzi mi po mojej całej głowie. Jack dla mnie jest jak brat. Nie wiem kim ja jestem,jakiej rasy obcym jestem,skąd pochodzę,więc Jack to jedyne co mam. To jedyne co pamiętam. Czuję mętlik i w stres w moich myślach nie tylko martwiąc się o zdrowie fizyczne Jack'a,ale też boje się tego co mnie czeka. Czy to będzie znowu jakaś misja specjalna powierzona mi? Wreszcie jestem koło drzwi gabinetu. Pukam trzy razy i nagle słyszę gruby i głęboki głos:

-Proszę wejść.

Otwieram drzwi. Widzę biuro naszego "Szefa". Jest małe ale przytulne. Na ścianach plakaty z różnymi gwiazdami gry zwanej "Football". Jack mi mówił,że osobniki rasy homosapiens robią to dla "zabawy". Kiedyś chcieliśmy wypróbować to pograć. Piłka wylądowała w moim żołądku. Technicznie można to uznać za "gol". Tak czy siak szafki są poniszczone wokół ścian,a na wprost jest eleganckie gładkie biurko "Szefa". Nikt nie zna jego imienia. Jedyne co nam wiadomo to człowiek,który stworzył ten bunkier,aby zarówno ludzie jak i nieludzie mieli gdzie się skryć przed potworami. Ma na sobie brązową maskę przeciwgazową,plecak na swych plecak oraz miedzianą "koronę" przypominającą rogi kozłów przyłączone do siebie przez co robią "kozią pętle".

-Conflict. Mój kosmiczny przyjacielu. Jak tam u ciebie. Masz tu jabłko odemnie.

"Szef" wyjmuje jabłko z kieszeni i kładzie na stół. Ja jestem koło drzwi,ale pomimo tego łapie szybko niczym żaba jabłko językiem i pożeram. Po czym siadam na krześle.

-Hehe! Widzę,że są zalety mieć taki język. Zgaduje ,że możesz z tego zrobić lasso.

Nie rozumiem żart szefa,bo nie wiem co to "lasso". Pewnie coś stworzone przez ludzi. Zaczynam udawać odgłos rechotu jakbym wiedział o co chodzi.

-Mam dla ciebie bojowe zadanie,które może być niebezpieczne,ale zarazem może pomóc nam wszystkim.

Jestem tym bardziej zaciekawiony co "Szef" mówi. Z pod stołu wyjmuje mała baterię w szklanym pudełku.

-Widzisz mój kosmiczny kolego. Pracowaliśmy nad projektem podróży w czasie już od dawna. Chcemy zmienić przyszłość,aby uratować świat od zła,którym jest właśnie plaga tych mutantów z cieni. Podejrzewamy,że jest to spowodowane przez osobnika zwanego "Axemelerus". Jest ponoć w starych dokumentach wymieniony. Te stare dokumenty mówią o "końcu świata" i o "cieniowatych istotach,których mrok pochłania". To na pewno musi być on.

Jestem dość zdziwiony odkryciem naszego lidera bunkru."Szef" zaczyna mówić dalej:

-Tak czy siak musisz dotknąć tej baterii i wypowiedzieć trzy słowa:JEDNOŚĆ,LOJALNOŚĆ I PRZEZNACZENIE LEPSZEGO JUTRA.

Czuje się dziwnie. Jakbym gdzieś to kiedyś słyszał.

-Zgadzasz się,by uratować cały wszechświat? Tylko pamiętam cofniesz się w czasie. W czasie gdzie nic nie było zniszczone. Nie będzie tam nikogo z twoich bliskich,przyjaciół itd. A i jeszcze coś:NIE.RÓB.NIC.GŁUPIEGO.Zła decyzja w dawniej linii czasowej może zgładzić nas wszystkich. Poprostu dowiedz się co nie co o Axemelerusie i zabij drania zanim będzie za późno. Zgadzasz się?

Ja odpowiadam na to:

-Tak oczywiście kapitanie...

"Szef" na koniec mówi:

-Podziwiam cię mój drogi obcy.

Wyjmuje baterię z pudełka. Jak na metal jest dość miękka. Wypowiadam trzy słowa:

-JEDNOŚĆ,LOJALNOŚĆ I PRZEZNACZENIE LEPSZEGO JUTRA

Nagle cały mój wzrok jest wypełniony jasnością. Moje ciało staje się coraz bardziej lekkie,aż znikam. Nie jestem już w biurze. Wygląda na to,że znajduje się w jakimś futurystycznym mieście.

POV(Punkt Widzenia) Narratora:

Conflict nagle został przetransportowano do innego miejsca. Zaliczył lekki uderzenie czaszki o betonowe podłoże,ale oprócz tego nic mu się nie stało. Rozglądał się gdzie się znajduje. Przykrywały go cienie bloków mieszkalnych,pomiędzy którymi się znajdował. Zapach metanolu pachniał ochydnie z dymami ulicy. Na szczęście Conflict ewoluował w taki sposób,że nie może być zatruty przez CO2[dwutlenek węgla] lub CH3OH[metanol].

-Dobra czas,aby uratować moich przyjaciół i wszystkie istoty we wszechświecie.

Powiedział Conflict. Jedno nie wiedział:jego zadanie będzie o wiele trudniejsze niż mu się wydaje. A ukończenie jego będzie godne podziwu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro