Rozdział 5:Spotkanie cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Dziękuje Wikipedii, wolnej encyklopedii,bo bez tej strony nie mógłbym wkleić a umlaut do opowiadania]

Podziemia Spherus Magna nigdy nie były tak dobrze strzeżone ani eksplorowane. Były legendy oraz mity o okropnych bestiach w głębokich ziemskich otchłaniach. Ponoć w tej mokrej glebie istnieją tunele zrobione przez ogromne wężo-podobne rahi,które mają siłę mogącą zniszczyć cały wieżowiec. Ponoć posiadały zębiska tak ogromne i silne,że mogą przebić nawet kryształową zbroję. To były mity,a mało osób wie cz mit jest prawdą czy fałszem.

W pewnym korytarz...W pewnej dziurze...Jest coś co może zaskoczyć...Przez pewien tunel idzie zakapturzony jegomość. Ma ogromną szatę,która go zakrywa. Od głowy aż do kolan. Wygląda jakby był zmumifikowany. Jedynie część środkowa głowy nie jest okryta. Jest widać jego oko. Cyklopowe oko. Świeci niczym czerwona dioda. Świeci się niczym rubin. Metalowe stopy nieznanej figury okryte szatą uderzają o miękkie ziemskie podłoże. Wydają przy tym dźwięk chlapania błota. Posiada on niesamowicie wysokie barki. Wyglądają jakby ktoś napompował jego muskuły powietrzem przez co wyglądają jak balony. Tylko,że balony są miękkie i łatwo pękają. Ten gość był odwrotnością tych cech. Wiele osób mogło nie wiedzieć,ale on istniał. On jest bronią do zabijania. On jest postrachem ulic. To tyran.

Wkrótce zakapturzony jegomość znajduję się blisko stalowych drzwi. Zadziwi was jedno:te drzwi były od niego wyższe. Pomimo tego na pewno on mógłby kiwnięciem palca zniszczyć je,ale robi coś innego. BARDZO lekko i uprzejmie puka do drzwi. Nagle krzykliwy i nieznośny głos wychodzi poza drzw:

-Powiedz kim jesteś!-

Na to jegomość odpowiada:

-Słuchaj szkielecie jeszcze jeden taki numer,a ci skręcę twój kościany łeb-

Na to głos mu odpowiada:

-Achhhh Vräses...Proszę wejść...-

Metalowe drzwi się otwierają. W wejściu widać kurz,a w śród kurzu cień garbaj osoby. Osoba ta mówi:

-Myślałem,że ciebie się nie doczekam-

Gigant z czerwoną diodą jako jedyne oko wchodzi do pomieszczenia,po czym zrzuca z siebie szaty. Jego zielony tors ma ogromny kaloryfer. Jego klatka piersiowa wygląda bardzo pęknięto. Jego nogi w różnych barwach(jego uda zielone,dolna część nogi żółta,a same stopy wyglądają jak zielone buty). Jego ramiona ogromne. Widać,że jego łapy mogły by powalić każdego. Na najwyższej  części ramienia widać,że jest dodatkowa para rąk,tylko,że jest zwinięta. To oznaczało,że posiada cztery muskularne pary rąk. To jest imponujące! Vräses patrzy na swego kościastego przyjaciela. Jest to niebieski kościotrup z długą szyją. Ma dość kwadratową głowę. Posiada maskę podobną do Rozcinacza Czaszek. Tylko,że nie jest srebrna. Jest ciemno-niebieska. Ciemno-niebieska jak morze,zanieczyszczone i brudne. Jego kły wyglądają na zardzewiałe. Da się to zauważyć pomimo,iż są bardzo ale to bardzo małe. Nie ma muskularny tors,ale jego klatka piersiowa też jest trochę rozbita,bo jest żywym zombie w końcu! Ma chude ramiona,które posiadają niebieskie i złote naramienniki. Jego nogi też są takie. Natomiast na końcu tych nóg są długie "kończyny". Są w stanie zatruć jadem. Jego oczy są zimne i martwe. Jasne niczym śnieg,ale mroczne niczym noc. Są siwe i pełne atmosfery zgnilizny.

-Hej! Czachowy Popas! Powiedz mi jedno...Co tu od rana robisz?-pyta Vräses

Szkieletorowy jegomość,Czachowy Popas mówi:

-A wiesz sobie tu siedziałem na luzaka. Po prostu jadłem żarcie i grałem szachy-

Vräses patrzy na Czachowego Popasa z zdziwieniem i spojrzeniem po prostu wprost mówiące "tak jesteś degeneratem i idiotą":

-Z kim do jasnej grałeś w szachy?! Mówiłem ci,abyś nikogo nie wpuszczał!-

Czachowy Popas się przestraszył i mu odpowiedział:

-Spoko,spoko,spoko...weź wyluzuj ziom!-

Vräses patrzy na swego kościotrupowego kolegę z wściekłością. Chcę go udusić.

-Z KIM GRAŁEŚ!??!-krzyczy Vräses

Czachowy Popas odpowiada:

-Luzik,luzik ziom! Ja ze samym sobą!-

Vräses patrzy na Czachowego Popasa z wyrazem zdziwienia,a zarazem nie zdziwienia.

-W sensie nikt cie nie lubi. Nie sądzę,żeby znalazła się jakakolwiek osoba,która by lubiła takiego przygłupa jak ty.-mówi Vräses do Czachowego Popasa.

Czachowy Popas robi smutną minę i mówi:

-Ale stary...myślałem,że my jesteśmy kumplami. Poza tym ja siebie bardzo lubię! Uwielbiam siebie.-

Vräses patrzy na Czachowego Popasa z obrzydzeniem i mówi:

-Ja...I ty?....Kumple? Co ty masz w twej głowie!-

-Kości!-odpowiada Czachowy Popas

-I dlatego nikt ciebie nie lubi,bezmyślna kupo kostek. Jedynie do archeologii i do muzeum się nadajesz.-mówi Vräses

Czachowy Popas nie odpowiada i postanawia patrzeć w inną stronę. Vräses myśli z ulgą:"Wreszcie przestał kłapać tą gębą,gdyby nie fakt,że z nim współpracuje,to ja bym zrobił z niego mozaikę zrobioną z kości". Nagle zamyślony Vräses poślizguje się na skórce banana. Jest to komediowy widok,jako iż ogromna muskularna postać jak on upadła przez coś tak drobnego jak skórka od banana. Widać,że jest wściekły i akurat chcę kogoś zadusić.

-Upssss! Zapomniałem,że dużo żarłem...Wiesz...Bananów...I pizzy.-mówi Czachowy Popas

Vräses'a to jescze bardziej wnerwia. Wstaje i biegnie w stronę Czachowego Popasa z zaciśnięta pięścią.

-Jak ja cię zaraz zaduszę ty mały-mówi Vräses.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro