Rozdział 12:Odpłata

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Dziękuje wikipedii za to że mogłęm wkleić e umlaut]

POV Vrasës'a[PUNKT WIDZENIA]:

Dzień jak co dzień mojej aktywności kryminalnej. Tam bank obrabowany,tam heros uszkodzony. Jesteśmy coraz bliżej naszego planu zniszczenia Fabryki Bohaterów. Potem zajmiemy się Spherus Magną,a na sam deser wyspa Okoto. To będzie dobry dzień dla mnie. Mam kilka tu osób porwanych dla okupu. Kilku mieszkańców Makuhero City,nic więcej. Za niedługo poinformujemy Fabrykę Bohaterów,aby ona poddała się,albo zrobimy "okropne rzeczy" z przetrzymywanymi.

-Ej Czachowy Popas! Rusz się. Bo ci skopie twój kostny tył jak kilka dni temu gdy poszedłem do bazy. Tam był sam brud i smród. Nie chcesz wnerwić JEGO. Prawda?

Mówię do Czachowego Popasa. On mi odpowiada:

-T-t-tak! Jeny przyznam nigdy się nie spodziewałem że zajdziemy,aż tak daleko we swych operacjach przestępczych.

Szczerze Czachowy Popas mnie wnerwiał. Jak zawsze był nie kompetentnym idiotą w całej tej drużynie. Jedyna dobra cecha o nim,to jego zdolności "magiczne". Większość istot bio-mechanicznych w tym wszechświecie jak Toa lub niektóre z Rahi używają swoich "elementalnych mocy",a nie "magii". Na przykład maski są robione z dysków przez co mogą mieć różne moce. Szczerze? Mało mnie to obchodzi. Coś nie da się wyjaśnić na prosto? To magia. Nie obchodzi mnie czy jesteś "wspaniałym chemikiem". Jesteś po prostu osobą,którą warto trzymać koło siebie ze względu na twoją użyteczność. Gdyby nie fakt,że Czachowy Popas to część naszej drużyny,to na pewno bym użył jego czaszki jako ozdobną dekoracje na moim przyszłym "tronie".

Szczerze mam dość już bycia prostym biznesmenem,który jest uczciwy. Jeśli jesteś zbyt za uczciwy w tym wszechświecie to zginiesz,i to marnie. Natomiast jeśli postanowisz rządzić innymi i używać ich jako swoje marionetki to świat staje się przyjemny. Niektórzy mówią,że jestem samolubny. To prawda,ale nie wiedzą,że ja mam potencjał,który chce wykorzystać do moich własnych celów. Poszukiwany na kilkunastu planetach już jestem,ale mało mnie to obchodzi. Szkody,które powoduje są zarówno ciche jak i destrukcyjne. Jeśli lekko używając mojej pięści mogę kogoś zadusić albo zniszczyć łatwo 20 metrowy budynek. Ci,idioci niech się cieszą,że używam małą część swej potęgi. Im mocniej jest,tym bardziej boli.

Czachowy Popas podaje mi duży karabin i mówi:

-Tak czy siak postrasz tych niewinnych obywateli,a ja będę pilnować rzeczy tu. Prawda ta kryjówka tym mieście nie jest tak dobra,jak tą co mamy w Spherus Magna,ale szczerze mało mnie to obchodzi. Po prostu mam nadzieje,że nikt nie pomyśli,że w tym budynku dokładnie są.

Ja odpowiadam mu:

-Jesteśmy w leśnej części Makuhero City,jak i zarówno Makuhero Planet. Czy ty sądzisz,że te głupki z tej Fabryki byliby tak kompetentni,by pomyśleć,że tu jesteśmy?

Nagle słyszę jakby ktoś rzucił metalową puszkę o ścianę. Skręcam głowę w lewo. Nic nie widać. Wiem,że ktoś tu jest. Skupiam swoje zmysły dookoła głowy. Skanuje moim okiem okolicę. Nic nie widać.  Jest całkowita cisza. Nic więcej. Obracam się z Czachowym Popasem w różne strony. Nagle zauważam,że stracił rękę. Krzyczy z bólu i upada na kolana:

-Aaaaaa! Moje ramię! Niech cię! Auuuuuaaaa!

Nagle słyszę jakbyś coś czymś rzucił. Szybko łapie obiekt rzucony we mnie. To nóż.

-Heh! Nieźle,ale musisz się postarać nieznajomy podróżniku jeśli chcesz mnie pokonać.

Mówię,aż nagle czuje,że coś lub ktoś za moimi plecami jest. Odwracam się blokując atak napastnika. To Axemelerus.

-Heh widzę,że wróciłeś durny blaszaku po rundę drugą. A nawet i pięćdziesiątą.

POV Axemelerus'a(PUNKT WIDZENIA):

Niech mnie! Zauważył mnie. Próbuj rzucić bomby dymne,które znalazłem na stole. Natomiast zanim zostają wypuszczone z mojej ręki ,zostaje uderzony w okolicę brzucha i odepchnięty tak bardzo,że rozwalam ścianę. Leże na samym gruzie. Jestem mocno poobijany. Jestem pewien,że uszkodził mi nie jedną śrubkę w całym moim systemie. Każdą rurę,każdy kabel w okolicy brzucha. Próbuje wstać,ale nie mogę. Podchodzi do mnie mój napastnik,Vrasës. Próbuje zaatakować mnie swoim sztyletem,lecz ja blokuje moim. Odpycham jego sztylet. Natomiast i tak jestem bezbronny,gdyż leże i nie mogę wstać. Wiem,że teraz mnie on nie zabije,tak abym bardziej czuł ból.

-I co szczurze lądowy warto było? Warto było być samozwańczym stróżem prawa? Hehe! Jesteś żałosny. Kolejna z moich marionetek. Wiedziałem,że wrócisz do mnie jak pies do swej budy. Bo jedyne czym jesteś to ZAPCHANY KUNDEL!

O żesz Mata Nui! Ał ał! Przyciska moją rękę swoim mechaniczną stopą. AAAAAAAAAAAA! BOLI,CZEMU! AAAAAAA!

Nagle przestaje gnieść mi rękę i mówi:

-Straż! Weźcie go!

Zwijam się z bólu i krzyczę. Ten ból jest dla mnie okropny. Nagle na miejsce zjawiają się małe jednookie androidy z wielkimi szponami oraz kolcami i biorą mnie za ramię. Jestem za słaby,by nadal walczyć. Mam uszkodzony cały środkowy tors. Czuje jakby ktoś mnie przeciął w dwa kawałki. Zaczyna mi się wylewać paliwo z okolicy uderzenia mojego pańcerza. Coś czuje,że nie przeżyje tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro