Rozdział XXII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Po przeszukaniu najbliższej okolicy, Lance próbował dodzwonić się do Keitha przez pół nocy, bezskutecznie. Czarnowłosemu zdarzało już się wychodzić wieczorami z domu, ale zawsze wracał. Tymczasem dochodziła trzecia w nocy, a Keitha wciąż nie było. Latynos domyślał się jednak, że nie ma co liczyć na jego szybki powrót. Wziął ze sobą plecak, ubrania i kilka innych rzeczy, które należały do niego. Lance się domyślał, że Keith prawdopodobnie zaszył się gdzieś w mieście i przeczeka tam do samego rana, a później skieruje się prosto na lotnisko. Chciał się w tym jednak upewnić i wiedzieć, czy chłopak jest bezpieczny.

Ostatecznie, pod wypływem desperacji, o wpół do czwartej zadzwonił do Allury. Dziewczyna odebrała po czwartym sygnale.

- Halo...? - mruknęła.

- Hej, przepraszam, że dzwonię o takiej godzinie, ale mogłabyś mi dać Shiro do telefonu?

- Co, Shiro? - Dziewczyna się powoli rozbudzała. - Co się dzieje, Lance? - zapytała z niepokojem.

- Później ci wszystko wyjaśnię. Mogę pogadać z Shiro? To nie potrwa długo.

Allura mruknęła coś cicho, rozległ się szelest pościeli i kilka długich sekund później w słuchawce rozbrzmiał zaspany głos Shiro.

- Lance?

- Mam do ciebie prośbę.

- O trzeciej w nocy? - zdziwił się mężczyzna.

- Tak - westchnął Latynos. - Wiem, że słabo się znamy, ale chodzi o Keitha. Kiedy wróciłem wczoraj do domu, już go nie było. Zniknął i wziął ze sobą swoje rzeczy. Nie odbiera ode mnie telefonów, ale jestem przekonany, że zwyczajnie nie chce ze mną rozmawiać. Mógłbyś do niego zadzwonić? Nie proszę cię, żebyś namawiał go, aby wrócił do mieszkania, chcę tylko wiedzieć, czy jest bezpieczny.

Shiro musiał analizować słowa Lance'a, ponieważ przez dłuższą chwilę w słuchawce panowała cisza.

- W porządku - oznajmił w końcu. - Zaraz do niego zadzwonię.

- Dziękuję.

Lance opadł na łóżko i wpatrując się w sufit, wyczekiwał telefonu. Czuł się okropnie; był niespokojny, zagubiony, ale przede wszystkim wyjątkowo smutny. Żałował, że nie zatrzymał Keitha rano i nie wyjaśnił mu wszystkiego jeszcze wtedy.

Shiro oddzwonił po piętnastu minutach.

- Udało ci się dodzwonić? - spytał gorączkowo Lance.

- Tak - odparł mężczyzna. - Chociaż ostatecznie nie dowiedziałem się, gdzie jest. Nie chciał mi powiedzieć. Zapewnił tylko, że jest bezpieczny. Powiedział też...

- Tak? - ponaglił go Lance.

- Powiedział też, że lepiej będzie, jeśli nie będziecie się na razie widzieć - oznajmił Shiro. - Posłuchaj, nie wiem, jak teraz wygląda sytuacja między wami, ale Keith powiedział, że wolałby zostawić rozmowę na czas, gdy wróci z Anglii. Nie mam pojęcia o jakiej rozmowie mówił, ale chyba chodzi o coś ważnego?

- Zgadza się... - odparł Lance. - To jest ważne.

- Keith powiedział też, że nie jest na ciebie zły, ani trochę, i nie chce, abyś tak myślał. Po prostu uważa, że trzytygodniowa przerwa dobrze wam zrobi.

- Rozumiem... - mruknął szatyn. - Jeszcze raz dziękuję i przepraszam, że obudziłem ciebie i Allurę.

- Nie szkodzi - odparł miękko Shiro. - Mam nadzieję, że wszystko ułoży się między waszą dwójką.

Lance rozłączył się i przysiadł na skraju łóżka. Nie potrafił do końca zrozumieć toku myślenia Keitha, ale może chłopak miał rację. Może ta trzytygodniowa przerwa rzeczywiście im pomoże? Latynosowi wydawało się, że ułożył już sobie wszystkie myśli w głowie, ale z czarnowłosym mogło być inaczej. Może zbytnia bliskość między nimi naprawdę go przeraziła. To, że wolał chłopaków, nie oznaczało wcale, że Lance mu się podobał. W końcu wtedy, w szatni, powstrzymał go. Być może Keith myślał, że trzytygodniowa przerwa sama załagodzi jakoś sytuację i kiedy przyleci z powrotem, będą mogli wrócić do tego, jak było wcześniej.

Problem tylko w tym, że Lance nie chciał, aby było jak wcześniej.

***

Keith siedział na ławce na lotnisku, przyglądając się sennym wzrokiem tablicy odlotów. Nie dość, że zjawił się na miejscu dużo za wcześnie, to dzisiejszy lot do Birmingham miał spore opóźnienie, tak, że do odprawy pozostały jeszcze wciąż ponad cztery godziny. Chłopak całą noc spędził na dworcu, skąd wsiadł rano w pociąg i podjechał niemal pod samo lotnisko. Noc była zimna i nieprzyjemna, ale miewał już dużo gorsze. Czuł się teraz jedynie trochę obolały i niewyspany. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od zaśnięcia, było zamieszanie w głowie.

Lance próbował się z nim skontaktować przez pół nocy, aż w końcu nasłał na niego Shiro. Keith wyjaśnił, że nie chce się widzieć z Latynosem, że potrzebuje tej przerwy, aby przemyśleć kilka rzeczy. W rzeczywistości było to kłamstwo.

Keith nie miał już nic do przemyślenia, jedyną rzeczą, która powstrzymywała go od zobaczenia się z Lancem, był strach. Czarnowłosy zwyczajnie przed nim uciekał. Widział dzień wcześniej szok na jego twarzy, gdy wykrzyczał, że jest gejem. Wciąż wierzył, że w klubie kierowała Lancem desperacja. Latynos nie mógł czuć tego co on, więc innego wytłumaczenia nie było.

Prawda była taka, że czarnowłosy bał się odrzucenia. Już wcześniej myślał o tym, że Lance mógłby być oburzony lub obrzydzony, gdyby chłopak przyznał się, że jest w nim zakochany. Nie chciał z nim rozmawiać, nie chciał od niego usłyszeć, że jest obrzydliwy. Lance był dla niego na tyle ważny, że nie zniósłby wyrazu pogardy na jego twarzy, skierowanej pod swoim adresem. Keith był odrzucany przez wszystkich całe życie. Nie chciała go nawet własna matka, a później po śmierci ojca, oddawano go z rąk do rąk, jak zwykłego śmiecia. Niemal nikt go nie szanował, większość nim jedynie gardziła. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Dlatego też chłopak uważał, że wyjazd bez rozmowy czy jakiegokolwiek pożegnania, był na ten moment najlepszą opcją.

- Keith?

Czarnowłosy podniósł głowę, widząc stojącego nad nim Shiro. Mężczyzna patrzył na niego łagodnym, nieco smutnym wzrokiem. Policzki miał zaczerwienione od chłodnego powietrza.

- Dlaczego przyszedłeś tak wcześnie? - zapytał czarnowłosy, zdejmując jednocześnie plecak z siedzenia obok, aby zrobić dla mężczyzny miejsce.

- Pomyślałem, że jesteś już za pewne na lotnisku - oznajmił siadając i rozpinając czarną kurtkę. - Chciałem z tobą trochę pogadać. I proszę nie zaczynaj od „wszystko w porządku", bo wiem, że nie jest w porządku.

- Ale prędzej czy później będzie - odparł czarnowłosy.

Siedział przygarbiony i skubał machinalnie rękawiczkę. Lance zaszył już jakiś czas temu dziurę, którą w niej kiedyś zauważył, ale teraz nitki puściły i materiał rozpruł się jeszcze bardziej.

- Jesteś pewien, że wylot bez wcześniejszej rozmowy z Lancem to dobry pomysł? Lubisz go, prawda?

Keith schował twarz w dłoniach.

- Jestem w nim beznadziejnie zakochany i nienawidzę siebie za to - przyznał. Odwrócił się w prawo i zerknął z pomiędzy palców na przyjaciela. - Nie jesteś zgorszony, słysząc coś takiego?

Shiro uniósł brew.

- Naprawdę uważasz mnie za taką osobę? - zapytał. - Dlaczego miałbym być zgorszony? Keith, miłość to miłość.

- Wiem, ale... - Chłopak wplótł palce we włosy, wzdychając. - Chodzi o to, że całe życie miałem pod górkę. Jestem sierotą, ludzie w szkole zawsze mnie nienawidzili, mieszkałem tyle lat w toksycznym domu z pijakiem i dziwkarzem, i na domiar tego wszystkiego nie mogę mieć nawet łatwo w życiu uczuciowym. Dlaczego musiałem zakochać się w innym chłopaku? I to jeszcze na dodatku w Lancie? Z nikim wcześniej się tak dobrze nie dogadywałem, a teraz wszystko zepsułem.

Keith skubał rozpruty materiał tak długo, że dziura rozeszła się niemal na całą rękawiczkę. W końcu chłopak fuknął pod nosem i kierowany wzbierającym w nim uczuciem frustracji, ściągnął obydwie rękawiczki i cisnął je do pobliskiego kosza.

Shiro tego nie skomentował, ale kontynuował swój wcześniejszy wywód.

- Dlaczego uważasz, że wszystko zepsułeś? Nawet nie dopuszczasz do siebie możliwości, że Lance mógłby odwzajemniać twoje uczucia. Zależy mu na tobie - oznajmił.

- Może i tak, ale nie w ten sam sposób. Jest zakochany w Nymie - wyjaśnił Keith, a widzą pytająco minę Shiro, dodał: - To dziewczyna, z którą się spotyka.

- Mógłbyś z nim chociaż poro-

- Kiedy ja zwyczajnie nie chcę! - krzyknął Keith, zwracając uwagę kilku przechodzących osób z walizkami oraz jednego z ochroniarzy, patrolujących lotnisko. Czarnowłosy zniżył głos. - Nie chcę - powtórzył. - I proszę, nie rozmawiajmy już o tym. Jestem zmęczony.

Shiro nie zamierzał jednak dać Keithowi spokoju i już na powrót otwierał usta, gdy nagle rozbrzmiał radosny, kobiecy głos.

Obydwoje spojrzeli przed siebie, widząc jak przez tłum osób przedziera się drobna kobieta o czarnych włosach i błyszczących oczach. Sydney.

- Och, a zawsze myślałam, że to ja jestem tą, która zjawia się najwcześniej na lotnisku. - Uśmiechnęła się pogodnie. - Gotowy na podróż i odkrycie swojego powołania? - zapytała.

Czarnowłosy starał się odwzajemnić uśmiech.

- Tak, chyba tak - odparł. Widząc, że kobieta spogląda pytająco na Shiro, dodał: - To mój przyjaciel, studiuje w Birmingham i okazało się, że także wylatuje dzisiaj.

- A więc lecimy tym samym samolotem. - Kobieta wyciągnęła dłoń w stronę Shiro. - Miło mi.

- A więc to pani jest tą nauczycielką z Akademii Sztuki w Birmingham? - Shiro uśmiechnął się lekko.

- Zgadza się! - Kobieta rozpięła podręczną torebkę i sięgnęła po książeczkę reklamującą uczelnię, którą wcześniej wręczyła Keithowi. - To wspaniała uczelnia, gdzie rozwijamy młode talenty i umożliwiamy im łatwe wyjście w świat. Mamy także wiele wspaniałych wystaw, może któraś cię zainteresuje! - rzuciła, podając Shiro ulotkę.

- Dziękuję, ale nie znam się raczej na sztuce - odparł mężczyzna.

- Nie szkodzi, nie szkodzi - mówiła Sydney. Keith mógł ostrzec przyjaciela, że kobieta żyła w swoim własnym świecie.

Sydney zaczęła rozpinać wełniany płaszcz, kiedy nagle coś zwróciło jej uwagę. Zmarszczyła brwi i zerknęła na Keitha.

- Gdzie twój bagaż?

Chłopak spojrzał na swój wypchany po brzegi plecak. Zabrał ze sobą jedynie trzy pary ubrań, niezbędne środki higieny, dokumenty i pieniądze. Był pewien, że to wystarczy w zupełności na trzy tygodnie.

- To wszystko co mam - przyznał. - Ale powinno chyba wystarczyć.

- Sama nie wiem - odparła sceptycznie Sydney. - Pierwsza dłuższa przerwa będzie dopiero pod koniec lipca. Co prawda bagaże zawsze można dosłać, ale to z pewnością trochę potrwa. No i to kolejne koszty, więc-

- Przepraszam - przerwał jej Keith. - Nie rozumiem za bardzo co ma wspólnego z moim kursem przerwa w lipcu?

Kobieta przyglądała mu się nieco zmieszana.

- A nie będziesz chciał wtedy przylecieć do domu?

- Dlaczego mam przylatywać do domu w lipcu? Kurs trwa tylko trzy tygodnie.

Sydney zmrużyła oczy i wpatrywała się w Keitha wyraźnie zdezorientowana. Shiro także przestał przeglądać ulotkę i przysłuchiwał się ich rozmowie.

- Mówimy o pełnym kursie A? - zapytała.

- No tak. - Keith sięgnął po książeczkę i zabrał ją przyjacielowi. Przekartkował ją i otworzył na odpowiedniej stronie. - Kurs A. - Wskazał palcem. - Trzy tygodnie.

- Mówiłam o pełnym kursie - upomniała go Sydney. Mówiła powoli i spokojnie, ale w jej głosie dało się słyszeć nutę niepokoju. Kobieta przekartkowała jedną stronę dalej. - Pełny kurs A, inaczej A Plus.

Keith wpatrywał się tępym wzrokiem w książeczkę. Omiótł spojrzeniem streszczenie kursu A Plus i zerknął na czas jego trwania.

- Ale on trwa...

- Trzy lata - dokończyła za niego Sydney. - To kompletny kurs w naszej akademii, podzielony na semestry i zaliczenia. Jestem pewna, że co najmniej kilka razy wspominałam, że chodzi mi o pełny kurs A.

- No tak, ale... - Chłopak wciąż wpatrywał się w książeczkę. Nagle przypomniał sobie wyjątkowo zdziwioną minę Judy, gdy zapytał ją, czy będzie mógł pracować w kwiaciarni po powrocie. On był przekonany, że wróci do pracy po trzech tygodniach, ona myślała, że pyta się jej, czy stanowisko wciąż będzie dostępne za trzy lata. - Nawet do głowy mi nie przyszło, że proponuje mi pani trzyletni kurs! Nie mam żadnego doświadczenia! - tłumaczył się chaotycznie Keith.

- Ale masz talent, chłopcze! - powiedziała kobieta.

- A nie mogę wziąć udziału w tym krótszym kursie? - Keith zaczął panikować. - Czy wszystko jest już ustalone? Zostałem już zapisany?

- Można to jeszcze odwołać, ale to jedyna taka okazja - tłumaczyła Sydney. - Niekompletny kurs A już się zaczął, a miejsca na niego są już zaklepane na najbliższe dwa lata. Nie wiem, czy później będę miała jeszcze kiedykolwiek możliwość, aby z mojej woli wybrać cię na ucznia. To może być jedyna taka okazja - mówiła. - Musisz się zgodzić Keith, drugiej takiej szansy już nie będzie. Wiesz ile to może zmienić w twoim życiu? Nawet jeśli nigdy tego nie planowałeś, uświadom sobie, że los daje ci właśnie szanse na nową przyszłość. Lepszą przyszłość.

Keith nagle podniósł się z miejsca.

- W porządku? - Shiro przyglądał mu się z troską. - Osobiście, nie mam pojęcia, co o tym myśleć.

- Ja... - Keith spojrzał bezradnie w pustą przestrzeń, a następnie zerknął na plecak. - Muszę zadzwonić.

***

- Jesteś pewien, że twoje przyjście tutaj było dobrym pomysłem?

Lance zerknął na Hunka, który maszerował obok niego, trzymając w ręku plastikowy talerzyk z darmowymi przekąskami i zajadając się nimi.

- Lepsze to, niż siedzenie samemu w mieszkaniu i dołowanie się - uznał Lance, wzruszając ramionami.

Znajdowali się aktualnie na ogromnych targach informatyczno-technologicznych, na które zabrała ich Pidge. Jako, że nie była z resztą paczki w piątek w klubie, uznano, że to jej przywilejem będzie wybranie miejsca spotkania w niedziele. Tym bardziej gdy usłyszała o Lancie i Kethie i o tym, co dokładnie ją ominęło, zdecydowała na miejsce, które jej to jakoś wynagrodzi. Dziewczyna szła teraz dobre dwadzieścia metrów przed resztą, lawirując sprawnie po ogromnej hali i wymijając tłumy ludzi, oraz podchodząc do każdego możliwego stoiska z interesującą ją technologią.

Allura i Shay szły kawałek za Hunkiem i Lancem. Nie wydawały się w ogóle zainteresowane odbywającymi się targami oraz wystawą nowoczesnych komputerów, ale wyglądało na to, że wystarczało im własne towarzystwo, bo ciągle rozmawiały o czymś i głośno się śmiały.

- Cieszę się, że Shay zaprzyjaźniła się tak z Allurą - stwierdził Hunk, nadziewając na wykałaczkę kawałek wędzonego sera. - Bałem się trochę, że będzie jej się nudzić.

- Racja - mrukną Lance, przyglądając się jednocześnie jak przyjaciel pochłania ostatnie kąski. - Dlaczego w ogóle na targach informatyczno-technologicznych są stoiska reklamujące jedzenie?

- Ej, każda okazja jest dobra, aby zachwalić swoje specjały - zaoponował Hunk, wylizując z talerza okruszki.

Lance przewrócił oczami, dochodząc do wniosku, że i tak nie ma sensu upominać przyjaciela. Nie gdy chodziło o jedzenie.

Minęli akurat stoisko z wystawą robotów domowych, gdy Hunk zapytał:

- Na pewno się trzymasz, stary?

- Jakoś - odparł Latynos. - A ty? Nie jesteś już w szoku?

Przyjaciel uśmiechnął się pogodnie.

- Nie przeczę, na początku szok był tak duży, że prawie dostałem zapaści - oznajmił. - No wiesz, jeszcze nie tak dawno na samą myśl o Keithie robiłeś się czerwony ze złości. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będziesz się czerwienił przez niego... z innego powodu.

Lance prychnął pod nosem.

- Całkiem dobrze podsumowane - rzucił.

- Tak czy inaczej, wiedz, że zawsze będę z tobą - powiedział Hunk, klepiąc Lance'a delikatnie po plecach. - Nie ważne kto będzie ci się podobał, będę cię wspierał.

- Dzięki, Hunk. - Latynos uśmiechnął się lekko. - Ale teraz to już i tak nie ma chyba większego znaczenia.

Lance wyciągnął komórkę i zerknął na zegarek. Dochodziła dziesiąta, samolot już pewnie wylatywał.

- Może cię jakoś pocieszę? - Nagle przy szatynie znalazła się Allura. - Kojarzysz mojego wujka Corana?

- Tego z wąsami? - dopytał Lance.

Białowłosa pokiwała głową.

- Od kilkunastu lat pracuje w wydawnictwie, redaguje i krytykuje książki, zajmuje się też marketingiem, ma dużo doświadczenia - oznajmiła. - Pomyślałam, że może któregoś dnia chciałbyś się z nim spotkać? Nie mówię ,że pozwoli ci od zaraz wydać książkę, ale widział w swoim życiu wiele prac początkujących twórców. Mógłby rzucić okiem, doradzić ci w paru kwestiach i powiedzieć nad czym powinieneś bardziej popracować. Ma teraz dużo roboty, więc nie wiem czy znajdzie czas nawet i w najbliższym miesiącu, ale warto chociaż spróbować!

Jeszcze przed nieszczęsną randką z Nymą, Lance wysłał Allurze plik ze swoim opowiadaniem. Dziewczyna była nim naprawdę zachwycona, ale w tym momencie chłopak nie potrafił się z tego jakoś cieszyć.

- Dzięki, to naprawdę miłe - rzucił z półuśmiechem Latynos.

Przez chwilę w czwórkę szli w milczeniu, wsłuchując się jedynie we wrzawę panującą na arenie i rozglądając się po setkach rozłożonych stoisk z wystawami.

- A jak poszła randka z... jak jej było? - Shay podrapała się po głowie. - Nyma?

- Tak, Nyma - przytaknął Lance z gorzkim uśmiechem.

- No właśnie, jak było? - podłapała temat Allura.

Lance nie wspomniał jeszcze ani słowem o katastrofie, którą okazała się druga randka, ale domyślał się, że będzie musiał to zrobić prędzej, czy później.

- Co do Nymy... - zaczął Lance.

Przerwał mu jednak dzwonek telefonu. Wyciągnął komórkę i szeroko otworzył oczy, widząc kto wyświetla się na ekranie.

- To Keith! - rzucił zaskoczony.

- Dlaczego masz go zapisanego jako Ninja Mulet-man? - mruknął Hunk, zaglądając przyjacielowi przez ramię.

- Sorki, muszę odebrać - oznajmił tylko szybko Lance i oddalił się na bok, starając się znaleźć miejsce wolne od tłumu. - Keith? - rzucił w słuchawkę - Poczekaj chwilę, muszę odejść od wystaw.

Znalezienie spokojniejszego obszaru nie było proste, ale w końcu dostrzegł miejsce nieopodal schodów, gdzie nie rozstawiano żadnych stoisk.

- Możesz mówić - oznajmił, zaciskając jednocześnie drugą dłoń na barierce.

- Muszę ci coś powiedzieć - mruknął Keith.

Kiedy Lance tylko usłyszał jego głos; dźwięczny, miękki i tak niesamowicie przyjemny dla ucha, od razu odrobinę się rozluźnił.

- O co chodzi? - zapytał. - Wszystko w porządku? Jeszcze nie wyleciałeś?

- Nasz samolot ma opóźnienie - odparł chłopak. Głos miał jakiś dziwnie niemrawy, pełen wahania. - Ale nie o to chodzi. Chodzi o ten kurs. Ja... Zdaje się, że nie wszystko dokładnie zrozumiałem.

- To znaczy? - Lance ściągnął brwi.

- Sydney zaproponowała mi pełny kurs A, inaczej A Plus - wyjaśniał powoli Keith. - On nie jest trzytygodniowy... tylko trzyletni.

- Jak to trzyletni...? - rzucił bez zrozumienia Lance. - Ale... Nie rozumiem. Mówisz, że-

- To oznacza, że nie wyjechałbym na trzy tygodnie, tylko na trzy lata - oznajmił chłopak. - Oczywiście są tam przerwy, raz na jakiś czas bym wracał. Ale to wciąż trzy lata.

Lance stał teraz sam przy schodach, zaciskając kurczowo dłoń wokół barierki i przetwarzając słowa Keitha. Chociaż na arenie było niesamowicie gorąco od natłoku ludzie, Latynos poczuł nagłe dreszcze na całym ciele.

Trzy lata?

To zdecydowanie za długo...

- Nie wiem, co mam robić - przyznał Keith. Nawet go nie widząc, Lance czuł, że był niesamowicie zmęczony. - Nie planowałem wyjazdu na trzy lata. To zbyt nagłe, wręcz... absurdalne. Z drugiej strony to jedyna taka szansa. Nie wiem nawet co myśleć, a czas ucieka...

- Ale taki kilkuletni wyjazd... - Lance zacisnął mocniej dłoń na komórce. - To nie są trzy tygodnie, to zdecydowanie zbyt nagłe. Chciałem z tobą porozmawiać. Ja...

Lance się zawahał. Czy miał teraz prawo mówić o swoich uczuciach? Przed Keithem stała niesamowita szansa, okazja, która nie przychodziła od tak. To mogło tak wiele zmienić w jego życiu, nadać mu większy sens, uczynić go szczęśliwszym. Talent chłopaka był czymś co powinien rozwijać, a świat dawał mu właśnie taką możliwość. Lance nie mógł mu teraz mieszać w głowie, mówienie nagle o swoich emocjach, o tym jak postrzega Keitha, że jest w nim zakochany, byłoby bardzo egoistyczne. Co jeśli przez to, jakimś niewyobrażalnym cudem, czarnowłosy zmieniłby zdanie i nie poleciał?

- Lance? - odezwał się Keith. - Jesteś?

- Tak, zapomnij o tym, co mówiłem przed chwilą.

- Więc? Co mam zrobić? - zapytał. - Wiem, że możesz być na mnie zły po tym wszystkim i to, że dzwonię akurat do ciebie jest nie na miejscu, ale naprawdę nie wiem, co robić.

Szatyn wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Odpowiedź była oczywista.

„Zostań ze mną".

Lance zacisnął dłoń wokół poręczy tak mocno, że zbielały mu knykcie, po czym powiedział stanowczo:

- Leć.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Tym oto, niezbyt przyjemnym, akcentem zbliżamy się powoli do końca opowiadania. Rozpisałam sobie resztę fabuły i myślę, że pojawią się jeszcze max 2-3 rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro