16/ Kłopoty w raju / Syriusz Black

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Syriusz:

Spierdoliłem po całości. Gdybym mógł, cofnąłbym czas i nigdy na to nie pozwolił. Nie usprawiedliwia mnie nawet to, że trochę za dużo wypiłem w wieczór imprezy i dlatego pozwoliłem się pocałować mojej młodszej koleżance. Remus nie odzywał się do mnie od kilku dni. Strasznie z tego powodu cierpiałem i robiłem wszystko, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Nic jednak nie przynosiło efektów.

Za każdym razem, gdy siadałem obok niego, to on odchodził, przesiadał się, albo opuszczał pomieszczenie. Wiele razy próbowałem go przepraszać, ale on mnie nie słuchał.

- Nie martw się, na pewno mu przejdzie. - Zapewniał James, gdy staliśmy pod salą przed zajęciami z Malfoyem. Remus trzymał jak największy dystans od nas i jedynie co chwila rzucał nam spojrzenie. 

- Ja już tak nie mogę... James, co ja mam zrobić? - Westchnąłem dramatycznie i oparłem się o ścianę.

- Daj mu czas. - Powiedział, klepiąc mnie po ramieniu. - Mogę spróbować z nim porozmawiać, jak chcesz.

- Próbowałeś... Nic to nie dało...

- To spróbuję znowu. Może powinieneś pokazać mu, że ci zależy?

- Ale ja cały czas to robię, a on mnie odtrąca. 

- Nie poddawaj się. Spierdoliłeś, to teraz musisz się postarać, aby to naprawić. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - Stwierdził Rogacz. Pokiwałem głową i przez moment zastanowiłem się nad tymi słowami.

Drzwi od sali otworzyły się nagle i wszyscy mogliśmy wejść, aby zająć miejsca. Zupełnie nie miałem ochoty na te zajęcia. Lucjusz Malfoy jak zwykle patrzył na nas jak na grupę debili i rozsiadł się przy swoim biurku. 

Gdy wszyscy zasiedliśmy przy ławkach, on w końcu wstał i zapisał na tablicy słowo "Inferius". Spojrzeliśmy wszyscy po sobie, a on, zadowolony omiótł wzrokiem całą klasę.

- Dzisiaj będziemy rozmawiali o inferiusach. Czy ktoś słyszał, co to takiego? - Zapytał, parę osób się zgłosiło. Ja też wiedziałem, ale nie miałem dziś ochoty się udzielać. Wbiłem wzrok w pergamin, który leżał przede mną i myślami byłem zupełnie gdzie indziej. 

Jedna z dziewczyn wyrecytowała z pamięci całą formułkę na temat inferiusów, a potem Malfoy coś gadał na ich temat, ale nawet tego nie zarejestrowałem. Spoglądałem coraz to w stronę Remusa, ale on wcale nie zwracał na mnie uwagi. Notował starannie na pergaminie i ani razu na mnie nie spojrzał.

- Black. - Usłyszałem nagle nad sobą. - Czemu nie notujesz?

- Bo wszystko jest w książce. - Odpowiedziałem, zwracając wzrok na Malfoya.

- Czyżby? Wolałbym jednak, abyś prowadził jakieś notatki. Pomogłyby ci przy egzaminie.

- Nie będą mi potrzebne. - Odparłem, wzruszając ramionami. 

- A więc na temat inferiusów wiesz wszystko, tak? - Lucjusz pochylił się nade mną. - Możesz więc opisać, jak wyglądają?

- Cóż, wyglądają jak zwłoki. Ich skóra jest blado-biała, lubią ciemność. Przypominają mi ciebie, ale różnisz się od nich tylko tym, że nie jesteś martwy. - Powiedziałem zgryźliwie, na co Malfoy się wkurzył.

- Szlaban. I Gryffindor traci 10 punktów. - Wycedził.

- Prawda boli, co nie, Malfoy? - Odezwał się James, uśmiechając się wrednie. Lucjusz odwrócił się w jego stronę i uniósł brwi.

- Pan Potter też zarobił szlaban. A teraz wracamy do lekcji...

Wiedziałem, że on specjalnie mu przygadał, żeby móc spędzić ze mną czas na szlabanie. Malfoy kontynuował lekcje, a ja nadal go nie słuchałem i znów zerknąłem w stronę Lupina. Przyłapałem go na szybkim odwracaniu wzroku, co trochę podniosło mnie na duchu.

Czyli jednak na mnie spojrzał...

Zacząłem znów rozważać próbę rozmowy z nim. Tak bardzo tęskniłem, chciałem, aby mnie wysłuchał, chociaż nie bardzo wiedziałem, jak mam się z tego wytłumaczyć.

Po tej lekcji miała być przerwa obiadowa. Stwierdziłem, że przynajmniej spróbuję zamienić z nim parę słów. Gdy Malfoy w końcu nas wypuścił z sali, poszedłem krok w krok za Remusem, który zamiast na obiad, zmierzał szybkim krokiem do biblioteki. Robił tak odkąd się pokłóciliśmy. 

- Remus, poczekaj! - Dogoniłem go i chwyciłem za nadgarstek. On zatrzymał się i westchnął głośno.

- Zostaw mnie. - Powiedział, próbując zabrać swoją rękę, lecz wtedy chwyciłem go mocniej i pokręciłem głową.

- Proszę... Porozmawiajmy... Wysłuchaj mnie... - Patrzyłem na niego, gdy powoli odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. 

- No? Co masz mi niby do powiedzenia? - Zapytał.

- Byłem idiotą i popełniłem błąd.

- Coś jeszcze? - Patrzył na mnie, niewzruszony w ogóle moimi słowami.

- Nie powinienem na to pozwolić, miałeś rację, to nie było w porządku. Żałuję, że na to pozwoliłem. Wiem, że to wcale mnie nie usprawiedliwia, ale nawet nie byłem trzeźwy. Jestem kompletnym idiotą...

- Owszem, jesteś. - Pokiwał głową. - To wszystko? Czy chcesz mi powiedzieć coś jeszcze?

- Przepraszam... - Zbliżyłem się do niego, spoglądając w jego oczy. - Naprawdę żałuję, że tak się stało... Tęsknie za tobą tak bardzo...

Na moment zapadła cisza, podczas której patrzyliśmy sobie w oczy. On chyba się zastanawiał, co ma zrobić, a ja nie byłem pewien, czego spodziewać się dalej. Przez dłuższą chwilę wciąż mi się przyglądał, a ja czekałem na jakiekolwiek jego słowo, jak na egzekucję.

- Posłuchaj... - Zaczął mówić w końcu. - To nie jest dla mnie takie proste, żeby ci to tak po prostu zapomnieć. Nadal jestem na ciebie zły i potrzebuję trochę więcej czasu, jeśli mam ci wybaczyć. Ale widzę, że rozumiesz swój błąd i cieszę się, że jednak coś do ciebie dotarło.

- Rozumiem. - Pokiwałem głową i spuściłem wzrok. Moje dłonie puściły jego nadgarstek, ale on się nie ruszył. Wciąż stał blisko.

- Syriusz. - Wypowiedział moje imię, więc znów na niego spojrzałem. - Też za tobą tęsknię. - Wyszeptał i lekko przytulił mnie do siebie. Wtuliłem się w jego ramiona na ten krótki moment, aż on odsunął się na pewną odległość i powoli odszedł w stronę biblioteki, zostawiając mnie samego na środku pustego korytarza. Westchnąłem i ruszyłem do Wielkiej sali na obiad, po drodze coraz to wycierając oczy.

Usiadłem z Rogaczem i Glizdogonem, którzy spojrzeli na mnie w nadziei, że podzielę się jakimiś dobrymi wiadomościami. Ja niestety posłałem im tylko spojrzenie, które wyrażało tyle, że nic się nie zmieniło.

- Powiedział coś przynajmniej? - Zapytał James po chwili.

- Że potrzebuje czasu. Ale zauważył, że zrozumiałem swój błąd. - Powiedziałem, powoli grzebiąc widelcem w jedzeniu.

- Zawsze to jakiś progres. - James pokiwał głową. - W ogóle, jutro wieczorem mamy szlaban w gabinecie Malfoya.

- Ciekawe jaki syf tym razem będziemy ogarniać... - Westchnąłem. - A dziś co robimy?

- Właśnie... Chciałem się zobaczyć z twoim bratem. Tylko dzisiaj ma czas. - Powiedział.

- Ach, okej. - Spojrzałem na Petera. - A ty jesteś zajęty?

- Ja nie, możemy coś razem porobić.

- Super. - Odpowiedziałem bez entuzjazmu, chociaż cieszyło mnie, że przynajmniej nie będę pozostawiony sam sobie. Znowu zaczęły nawiedzać mnie myśli, że James może woleć spędzać czas z moim bratem bardziej, niż ze mną i zacząłem czuć się jeszcze gorzej.

Pozostałe zajęcia tego dnia jakoś przewegetowałem, w ogóle nie uważając i nie udzielając się, a potem wraz z Peterem wybraliśmy się do kuchni, skąd wynieśliśmy tyle jedzenia, ile mogliśmy unieść i zasiedliśmy z tym wszystkim w pokoju wspólnym gryfonów.

Rozłożyłem się na kanapie i jadłem, coraz to coś innego. Peter siedział w fotelu i robił to samo. Nie zwracałem uwagi na to, jaki bałagan powstał wokół nas i na to, że my dwaj musieliśmy wyglądać jak dwie, obżerające się świnie.

- Na Merlina... - Powiedziała Marlene McKinnon, gdy stanęła nad nami. - Co wyście ze sobą zrobili... 

- O co ci chodzi? - Spojrzałem na nią, gdy wgryzłem się w kawałek ciasta dyniowego.

- Nabałaganiliście. - Powiedziała. - A ty ubrudziłeś się na koszulce, Black.

- To co? Potem się posprząta. - Wzruszyłem ramionami, a Peter pokiwał głową.

- Jeszcze to, że Pettigrew się objada to rozumiem, ale ty nigdy tak nie robisz. Stało się coś? - Zapytała blondynka i usiadła na brzegu kanapy.

- To długa historia. - Westchnąłem. - Możesz się nie czepiać?

- Ja się nie czepiam, martwię się. - Powiedziała, rozglądając się po pokoju. - Chodzi o Remusa?

- Między innymi... - Wpakowałem do ust większy kawałek ciasta i wlepiłem wzrok w sufit. 

- Chcesz o tym porozmawiać? - Zapytała. Spojrzałem na nią i zacząłem się zastanawiać. Może pogląd kogoś neutralnego będzie przydatny. Zawsze to inne spostrzeżenia.

- W sumie... Czemu nie. - Pokiwałem głową. - Ale muszę się przebrać, bo się ubrudziłem i w takim stanie stąd nie wyjdę.

- Poczekam, idź się przebrać. - Powiedziała, więc wstałem z kanapy i poszedłem na górę do pokoju. Wszedłem do środka i ujrzałem Lupina, który przy stoliku odrabiał chyba lekcje. Posłałem mu lekki uśmiech i podszedłem po cichu do kufra, w którym odszukałem czystą koszulkę.

Ściągnąłem z siebie tą ubrudzoną i ubrałem drugą. Remus przyglądał mi się, co zauważyłem po chwili.

- Masz na ustach krem z ciasta. - Oznajmił. - I chyba sos z kurczaka na policzku. Co ty robiłeś?

- Jadłem z Glizdogonem. - Odpowiedziałem krótko i poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz wodą i wytarłem ręcznikiem, a potem wróciłem znów do pokoju. 

- Co będziesz robić? - Zapytał. Spojrzałem na niego zdziwiony, że mnie o to pyta.

- Marlene chciała ze mną porozmawiać, więc pewnie się z nią przejdę. - Oznajmiłem. - A co?

- Ach, nic. Tak tylko pytam. - Wzruszył ramionami.

- Nie będę z nią robić niczego, czego nie powinienem. Tylko będziemy rozmawiać.

- Wiem, spokojnie. - Remus posłał mi lekki uśmiech. - Idź, rozmowa z kimś bardziej rozsądnym niż James dobrze ci zrobi.

- Nie byłby zadowolony, gdyby to usłyszał. - Zaśmiałem się krótko pod nosem, podobnie jak i Remus, a potem wyszedłem z dormitorium i wróciłem na dół. Wraz z Marlene wyszliśmy na korytarz i wybraliśmy się na mały spacer.

Opowiedziałem jej po drodze, co się wydarzyło i jak to wszystko wygląda z mojej strony. Wspomniałem też o moich obawach co do Regulusa i James'a. Ona cierpliwie mnie wysłuchała, a potem podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. 

- Cóż, każdy inaczej podchodzi do pewnych spraw. Niektórzy nie robią wielkiego halo z całowania innych osób, gdy jest się w związku, ale dla niektórych jest to niedopuszczalne. Według mnie to trochę głupota, obrażać się o coś takiego. U was sytuacja wynikła dlatego, że niewiele osób o was wie. Ta dziewczyna składała ci po prostu życzenia i tak wyszło, Remus powinien wziąć to pod uwagę. Oczywiście nie mówię, że nie ma racji, że jest zły. Dla niego widocznie było to nie do pomyślenia, że możesz pocałować kogoś innego, dlatego się zdenerwował. Daj mu czas, on też sobie musi to przemyśleć i ułożyć w głowie. - Powiedziała.

- Może ty byś z nim porozmawiała? Twierdzi, że jesteś rozsądna, więc...

- Nie chciałabym się w to mieszać, ale coś mogę spróbować zdziałać. - Lekko pokiwała głową. - A co do James'a i twojego brata, to uważam, że nie powinieneś się tym za bardzo martwić. Każdy jest inny. Regulus nie jest taki jak ty i nie może cię zastąpić. Dla prawdziwych przyjaciół jesteś niezastępowalny. James z pewnością nie postrzega was obu tak samo. Z twoim bratem ma wspólny temat o Quidditchu i treningach, a z tobą może rozmawiać o innych rzeczach, o których Regulus nie ma pojęcia, co nie?

- W sumie masz rację. - Pokiwałem głową. - Po prostu, od zawsze wszyscy porównują mnie i mojego brata i zawsze to on jest tym lepszym Blackiem...

- Żaden z was nie jest ani lepszy, ani gorszy. Jesteście zupełnie inni, niektóre rzeczy są nieporównywalne nawet. Każdy też inaczej was widzi. Warto o tym pamiętać, gdy ktoś próbuje was porównywać. Sam nie powinieneś też tego robić, a robisz to teraz, gdy zastanawiasz się, czy James wolałby jego za przyjaciela, niż ciebie. Dlaczego po prostu nie może mieć was obu?

- Z jakiegoś powodu czuję się zazdrosny, gdy pomyślę o tym, że on mógłby się aż tak przyjaźnić z moim bratem, jak ze mną... Sam tego do końca nie rozumiem. - Wzruszyłem ramionami i zatrzymaliśmy się przy oknie, z którego było widać błonia. Marlene zastanawiała się, co odpowiedzieć, a ja wyglądałem przez okno. Jak na listopad, pogoda była całkiem przyjemna. Słońce wyglądało zza chmur, ale na zewnątrz było chłodno. Na dole zauważyłem dwie osoby, które spacerowały po błoniach. Myślami wróciłem do dnia, gdy ja i Remus też spędzaliśmy w ten sposób czas. 

- James jest dla ciebie ważny, dlatego czujesz się zazdrosny. Ale wiesz, ja myślę, że on z pewnością ma w swoim sercu szczególne miejsce dla ciebie. W końcu, przyjaźnicie się od tylu lat, jesteście nierozłączni. Czasem się zastanawiam, dlaczego nie jesteście razem.

- Cóż... - Zaśmiałem się krótko. - Nigdy nie powstał między nami pomysł, żeby być razem. No i ja się zakochałem w Remusie potem... Zresztą, James nigdy nie wykazywał takiego zainteresowania moją osobą, a dla mnie był niczym brat.

- Rozumiem. Cóż, jeśli zaprzyjaźni się z twoim bratem, będziesz musiał to jakoś zaakceptować. Pamiętaj, że nie możesz wybierać mu przyjaciół.

- Wiem, ale musiałem po prostu podzielić się swoimi obawami z kimś neutralnym. - Spojrzałem na nią. - Dziękuję, że ze mną porozmawiałaś o tym.

- Zawsze do usług. - Marlene posłała mi uśmiech i też spostrzegła te dwie osoby za oknem. - Jest zimno, komu by się chciało łazić po błoniach w taką temperaturę.

- Też się zastanawiam. - Wzruszyłem ramionami, a potem oboje wróciliśmy do wieży Gryffindoru i do pokoju wspólnego. 

Czułem się w końcu trochę lepiej po tej rozmowie i mniej więcej wiedziałem, co zrobić dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro