49/Czy to było rozsądne?/Regulus Black

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Regulus:

Zaniepokoiło mnie to, że Snape coś kombinował. To, że miał śledzić tą całą Meadowes to jedna sprawa, ale wydawało mi się, że wszystko ma drugie dno i zamierzał też zaszkodzić James'owi. Zamierzałem go ostrzec, ale w ciągu tygodnia nie miałem okazji się z nim zobaczyć na dłużej niż parę minut, bo nasze plany dnia po prostu nijak nie mogły się zgrać, a wszystko przez to, że on i mój brat dostali tygodniowy szlaban za jakiś żart i musieli każdego dnia po lekcjach coś sprzątać. Ja akurat miałem kilka testów na tygodniu i w piątek jeszcze było spotkanie klubu ślimaka, więc wszystko po prostu musiało poczekać.

Zobaczyliśmy się dopiero w sobotę. Wyszliśmy razem na spacer po błoniach tuż po śniadaniu. Pogoda była w miarę ładna, lekkie chmury zasłaniały słońce, a wiatr co chwila rozwiewał nam włosy. 

- Muszę ci o czymś powiedzieć. - Zacząłem, gdy wyczerpaliśmy temat spraw bieżących. - Chodzi o Snape'a.

- Coś kombinuje znowu? - Zapytał James. - Ostatnio często go widzę, zaczyna mnie to wkurwiać.

- On miał zadanie, żeby obserwować Dorcas. Malfoy wątpi w to, że ona chce się na serio dołączyć i myśli, że szpieguje. Wiesz coś na ten temat? Rozmawiałeś z nią?

Spojrzał na mnie lekko zaskoczony i zmieszany. Przez moment zapadła cisza, jakby szukał w głowie odpowiednich słów lub nie był pewien, co powiedzieć.

- Ogółem to nie chciała za bardzo o tym rozmawiać. - Odpowiedział, ale wydawał się niepewny, gdy to mówił.

- Naprawdę? Nic wam nie opowiedziała o zamiarach Malfoya? - Dopytałem.

- Nie. - James spojrzał na mnie i chwycił mnie mocniej za dłoń. - Będę mieć oko na Snape'a, w razie czego. Ostatni szlaban chyba zarobiliśmy też przez niego, także na pewno któregoś dnia się doigra. Nie martw się o to. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym, dawno nie mieliśmy okazji nic razem zrobić.

- Racja. - Pokiwałem głową. Intrygowało mnie to, dlaczego James nie chciał rozmawiać o Malfoyu, ale wyjaśniłem sobie to tym, że dawno się nie widzieliśmy i pewnie chciał się skupić na nas.

- Właściwie, chciałbym ci coś pokazać. - Powiedział nagle i pociągnął mnie za dłoń w stronę zakazanego lasu. 

- W lesie? - Zapytałem zdziwiony.

- Tak, żeby nikt nie zobaczył. - Wyjaśnił. Wszedłem za nim między drzewa, zastanawiając się, co takiego chce mi pokazać. - Tylko to jest tajemnica. Nikomu nie możesz nigdy o tym powiedzieć, dobrze?

- Oczywiście. - Kiwnąłem głową. - Możesz mi zaufać.

- Wiem, Reggie. - Uśmiechnął się. Zatrzymaliśmy się pomiędzy drzewami, kawałek od zamku. James rozejrzał się dookoła. - Słyszałeś kiedyś o animagach, prawda?

- Tak, profesor McGonagall nam opowiadała na lekcji kiedyś. - Pokiwałem głową.

- Mam taki jeden sekret... Mam nadzieję, że się nie wystraszysz. - Lekko ścisnął moją dłoń, a potem ją puścił i odszedł parę kroków w tył. Chwilę później po prostu przemienił się w jelenia. Najpierw stałem jak wryty, zszokowany tym, co zobaczyłem, a potem powoli zaczęło do mnie wszystko docierać. James jest animagiem i potrafi zmienić się w jelenia... 

- Niesamowite... - Powiedziałem, podchodząc bliżej do niego. On delikatnie ukłonił się przede mną. - To musiało być bardzo trudne, żeby się nauczyć...

Z zafascynowaniem przyglądałem mu się, uśmiechnąłem się widząc, że przy oczach miał czarne obwódki, jakby nosił okulary. On po chwili znów się cofnął i przemienił z powrotem w ludzką postać.

- Jestem animagiem. Jeleniem. - Wyznał. - Dlatego nazywają mnie Rogacz.

- Och, teraz rozumiem. - Pokiwałem głową. - Niesamowite... Jak ci się udało to opanować?

- Trochę czasu to zajęło, a udało się finalnie w zeszłym roku.

- Dlaczego w ogóle...?

- To sprawa pomiędzy mną i przyjaciółmi. O tym nie mogę ci niestety powiedzieć. - Wziął mnie za rękę i posłał przepraszający uśmiech. 

- W porządku. - Uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go bliżej do siebie. On lekko pocałował mnie w policzek. 

- Nie gniewasz się? - Zapytał, opierając swoje czoło o moje.

- Nie, to wasza prywatna sprawa, rozumiem to.

- Jesteś cudowny, Reggie. - Powiedział, po czym lekko złączył nasze usta. Dzieliliśmy delikatny pocałunek przez chwilę, a potem wróciliśmy na szkolne błonia, gdzie ponownie spacerowaliśmy, rozmawiając o nadchodzącym meczu Quidditcha, w którym to zagramy w przeciwnych drużynach. 

Tak bardzo obawiałem się tego, że ta rywalizacja nam zaszkodzi, ale póki co nie działo się nic niedobrego. Dogadywaliśmy się, nie zdradzając taktyk swoich drużyn i zachowując się raczej neutralnie. James nie próbował wyciągać ode mnie żadnych poufnych informacji, za co byłem mu wdzięczny. 

Do zamku wróciliśmy na obiad i rozeszliśmy się dopiero w Wielkiej sali. Usiadłem obok Rabastana, który na razie siedział samotnie i już zaczął jeść.

- A gdzie Barty i Evan? - Zapytałem, nakładając sobie na talerz trochę jedzenia.

- Nie wiem, poszli gdzieś po śniadaniu i ich nie widziałem. Byłem w dormitorium cały czas.

- Pewnie niedługo przyjdą. - Zerknąłem w stronę wejścia i akurat oni tam się pojawili. Podeszli do nas i usiedli, witając się z nami. Zjedliśmy spokojnie obiad, a potem wróciliśmy do dormitorium całą czwórką.

Barty położył się na łóżku z jakąś książką, Rabastan jak zwykle, podjadał jeszcze słodycze po obiedzie, ja zamierzałem zająć się odrabianiem lekcji. Wyjąłem potrzebne rzeczy i już miałem do tego siadać, gdy nagle zagadał mnie Evan.

- Reggie, a co do Malfoya, ty nie mówiłeś nic Potterowi o tych spotkaniach, co nie?

- Nie nazywaj mnie tak. - Spiorunowałem go spojrzeniem. - Oczywiście, że mu nie mówiłem, nie jestem kretynem.

- Ciekawe, czy ta Meadowes im coś mówiła... - Zastanowił się.

- Ja nic o tym nie wiem, nie rozmawialiśmy o Malfoyu w ogóle. - Wzruszyłem ramionami.

- To dobrze. - Poklepał mnie po ramieniu. - Nic mu nie mów, bo może to być dla niego niebezpieczne, jeśli będzie wiedział za dużo. Tu nie chodzi tylko o Malfoya, ale o Czarnego pana. A dobrze wiesz, że on nie oszczędzi nikogo, kto stanie mu na drodze.

- Wiem o tym. - Spojrzałem na niego. - Nic nie powiem, spokojnie. 

Starałem się nie pokazywać po sobie żadnych emocji, ale teraz myślałem o tym, że rzeczywiście mogłem narazić James'a na niebezpieczeństwo mówiąc mu o planach Malfoya. Zastanawiałem się, czy mądrze postąpiłem. Może nie powinienem go w to wciągać, w ogóle, poruszać tego tematu. Evan wstał i odszedł, by położyć się razem z Barty'm, a ja otworzyłem książkę i po prostu wpatrzyłem się w tekst, udając że cokolwiek robię, a tak naprawdę zastanawiałem się nad tym, czy poinformowanie James'a o planach Malfoya było rozsądne.

Czasu nie mogłem teraz i tak cofnąć, ale zastanawiałem się, jakie to wszystko będzie miało konsekwencje. Dobrze wiedziałem, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że pewnie on tak czy inaczej poznałby tą informację. Jak nie ode mnie, to może od kogoś innego, w innym czasie.

Przemyślenia na ten temat i tak chodziły mi po głowie przez parę kolejnych dni. Na treningu w środę aż byłem lekko rozkojarzony. Całe szczęście, nie zostało to zauważone przez kapitana. Gdy wróciliśmy do szatni, uzgadnialiśmy jeszcze szczegóły taktyki, a potem Nott kazał zostać mi chwilę z nim na osobności. Poczekał, aż wszyscy wyszli i dopiero zabrał głos.

- Mam nadzieję, że twój rzekomy związek z kapitanem gryfonów nie stanowi dla nas zagrożenia. Nie opowiadasz mu o taktyce na ten mecz, prawda?

- Nie, nie rozmawiamy o takich rzeczach. - Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą. - To, co jest między nim, a mną nie ma w ogóle wpływu na to, jak zagram w meczu. Zamierzam złapać znicza i wygrać. 

- Dobrze. I nie wiesz przypadkiem, jaką oni mają taktykę? Czy coś planują?

- Niestety, nie mam pojęcia. I nie zamierzam go o to pytać, jeśli to chodzi ci po głowie. - Spojrzałem na niego z zimną ekspresją. 

- Nie, nie. Po prostu się zastanawiałem. - Wyjaśnił. - Ale gdybyś coś wiedział, to daj znać. - Dodał i udał się do wyjścia. Ja spojrzałem za nim z lekkim niedowierzaniem i jeszcze przez chwilę zostałem sam w szatni, czekając aż on już odejdzie, żeby nie wracać razem z nim do zamku.

Nieco zdezorientowany i trochę wkurzony całą sytuacją wróciłem za jakiś czas samotnie do dormitorium. Otworzyłem drzwi i okazało się, że w środku są Rabastan i Peter. Siedzieli obok siebie na łóżku i obydwaj spojrzeli na mnie z zaskoczeniem, gdy pojawiłem się w pomieszczeniu.

- Och, a wy tutaj? Byłem pewien, że będziecie grasować w kuchni. - Popatrzyłem na Rabastana i zauważyłem, że w kąciku ust miał coś białego. - Coś masz na ustach, tutaj. - Pokazałem na sobie.

- Aa to pewnie... Krem... Bo jadłem tą... Rurkę z kremem - Wyjaśnił, po czym szybko przetarł usta i zerknął na Petera, który patrzył na niego z łobuzerskim uśmiechem. Wzruszyłem ramionami, nie przykuwając wagi do tej sprawy i postanowiłem przejść się gdzieś. Odłożyłem swoją torbę i wyszedłem do pokoju wspólnego. Tam część drużyny już rozmawiała o nadchodzącym wkrótce meczu, niektóre osoby się uczyły lub konwersowały. Nie miałem ochoty przebywać z nikim, kto był tam obecny, więc wyszedłem na zewnątrz. 

Zbliżała się powoli pora kolacji, także zaplanowałem sobie w głowie, że przejdę się, a potem od razu pójdę jeść. Przemierzałem więc puste korytarze, myśląc o swoich obecnych problemach i starając się znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie.

To dziwne wrażenie, że James nie mówi mi wszystkiego... Czy jest trafne, czy po prostu tak mi się wydaje? Myślę, że raczej jest ze mną szczery. W końcu wyznał mi, że jest animagiem, choć wcale nie musiał mi niczego mówić. Powinienem mu zaufać, ale miałem wrażenie, że coś przede mną ukrywał. Może to tylko jakiś sekret między jego przyjaciółmi, coś może go dręczyć i być nie tak, ale nie może mi o tym powiedzieć ze względu na pozostałych...

Następna sprawa... Mecz Quidditcha... Trudno powiedzieć, jak czuję się z tym, że mam z nim rywalizować... On jest taki spokojny, w ogóle jakby nie docierało do niego, że będziemy grali przeciw sobie. Boję się, że coś pójdzie nie tak i będzie na mnie zły, gdy uda mi się złapać znicza. Jeśli mi się nie uda, to w sumie nie wiem, jak będę się z tym czuł, bo w końcu to ja odniosę wtedy największą porażkę, a on będzie się cieszył z wygranej swojej drużyny. Jednocześnie bym cieszył się jego szczęściem i przeklinał samego siebie za porażkę. 

Do tego chodzi mi ciągle po głowie to durne zadanie Snape'a. Miał śledzić tą całą Dorcas i w końcu nie wiem, czy czegokolwiek się dowiedział, czy też nie. Malfoy zachowywał się raczej zwyczajnie, bez zmian i sam nie wiedziałem, czy to dobry czy zły znak. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać.

- Reg! - Usłyszałem nagle za sobą, więc zatrzymałem się i spojrzałem w stronę, z której doszedł mnie dźwięk. Był to oczywiście mój brat. - Co tak samotnie przemierzasz korytarze jak Malfoy nocą?

- Rozmyślam. - Odpowiedziałem. Razem zaczęliśmy iść dalej. Byliśmy akurat na trzecim piętrze.

- O czym? Coś jest nie tak?

- W sumie nie. Czemu pytasz? - Zerknąłem na niego. - Dokąd idziesz?

- Do biblioteki. Remus tam zaginął chyba. Idę mu poprzeszkadzać. - Wyjaśnił. - Wyglądasz, jakby coś było nie tak, więc... Możesz mi opowiedzieć, jak chcesz.

- To w sumie nic takiego. - Wzruszyłem ramionami. - Myślę o meczu Quidditcha.

- Aaa tak, będziecie grali przeciwko sobie z James'em. - Syriusz uśmiechnął się pod nosem. - Będzie ciekawie.

- No, bardzo ciekawie. - Wywróciłem oczami i westchnąłem. Jak zwykle, potrafił się tylko nabijać.

- Nie dąsaj się, Reg. On też się tym martwi, chociaż tego po sobie nie pokazuje. 

- Tak myślisz? - Spojrzałem na niego i zatrzymałem się.

- Wiem to. - On też się zatrzymał i położył dłoń na moim ramieniu. Nagle spoważniał. - Słuchaj, jakikolwiek wynik meczu by nie był, trzeba pamiętać, że ważniejsze jest to, co do siebie czujecie. To tylko gra. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a na pierwszym miejscu w tej sytuacji powinna być wasza relacja, a nie wygrana. 

- Tak. - Pokiwałem głową. - Masz rację. 

- Oczywiście, że mam. - Syriusz uśmiechnął się. - Będzie dobrze, zobaczysz. Nie martw się na zapas. 

- Spróbuję. - Wpatrzyłem się w niego przez moment, trochę dziwiło mnie, że w sumie powiedział mi coś wartościowego. - Dzięki.

- Ależ nie ma za co. - Machnął ręką. - Muszę iść, do zobaczenia Reg

- Jasne. Do zobaczenia. - Pożegnaliśmy się i Syriusz odszedł. Spojrzałem w stronę okna i westchnąłem lekko, zastanawiając się teraz nad jego słowami. Miał rację. Będzie dobrze, bo ważniejsza przecież jest nasza relacja od tego całego meczu.

Nie ważne, czy złapię znicza, czy nie. To, co najważniejsze chyba już i tak wygrałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro