Ognik trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Erissss... -Odwróciłam się, patrząc obojętnie na zdenerwowane obliczę mojego prywatnego ochroniarza, kochanka i dobrego przyjaciela, który jakieś trzy dni temu zostawił mnie przykutą do łóżka- Chcesz zginąć? -Przewróciłam oczami, dopijając swoje martini. Wstałam z miejsca i chciałam odejść jak najdalej od tego buca, ale los nie był po mojej stronie i szybko mnie złapał- Zawsze musisz tak utrudniać? 

Warknął, ale to ja powinnam być tu zbulwersowana. Uśmiechnęłam się dziecinnie i wskazałam na salę. 

-Jestem tu by się bawić, więc jeśli masz zamiar mówić zagadkami, po prostu idź do domu. 

Powiedziałam, siląc się na miły głos. Sądzę jednak, że nie odpuści... W sumie sama mam ochotę rzucić się na moje łóżko.

-Musimy już wracać.

Wypuściłam powietrze z płuc i kiwnęłam głową. Zjem coś i wezmę długą kąpiel, czytając jakąś manhwe czy inny shit.

-Dobra... -Rzuciłam, kierując się w stronę wyjścia. Wyciągnęłam swój telefon pierwszy raz od tamtego dnia i włączyłam go. Od razu, gdy ekran zrobił się biały, zmrużyłam oczy- Kurwa jasność! -Potarłam swoje oczy, obracając się w stronę czarnowłosego- Ojciec był bardzo zły? -Mam nadzieję, że tak. Nie myśl, że zapomniałam co odwaliłeś dupku, o nie, nie. Obyś obskoczył niezły wpierdol. Spojrzał na mnie z irytacją, a ja od razu zrozumiałam, że przeszedł bardzo nieprzyjemną rozmowę. Skoro nie ma zamiaru ze mną rozmawiać, nie będę go zmuszać. Schowałam dłonie do kieszeni swoich spodni, ale od razu wyciągnęłam jedną z nim, by zasłonić usta. Kaszel palacza wdawał mi się we znaki i chyba będę musiała wybrać się do gabinetu Josepha Markera. Naszego lekarza i całkiem dobrej dupy- Pójdę jutro do Josepa, więc... 

-Gdy wychodziłem, rozmawiał z twoim ojcem. -Czyli jest u mnie w domu, tak? Jeszcze lepiej- Z czym pójdziesz do niego tym razem? 

Wzruszyłam ramionami, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Otworzyłam ją, natrafiając na ostatniego druha. Oh... Dlaczego ta przyjemność jest tak ulotna? Włożyłam go do ust i mimowolnie uśmiechnęłam się, gdy mój towarzysz odpalił go swoim darem. Zawsze podobał mi się kolor jego płomieni. Był tak paradoksalnie zimny...

-Rozbieranie się przed takim mężczyzną jak on, to czysta przyjemność. 

Rzuciłam, zaciągając się dymem. Staruszek zatrudnił go trochę po tym, gdy ukończył U.A. Swoją drogą wszyscy... Nie... Większość osób, które przyjmuję mój ojciec, skończyły tą prestiżową szkołę dla bohaterów. Dzięki temu potrafią wykorzystać pełny potencjał, swoich mocy, a to z kolei pomaga naszej rodzinie na utrzymanie się w przestępczym świecie. Większość światowej mafii, a japońskiej yakuzy, została zniszczona, gdy pojawili się bohaterowie, którzy uznali się za królów świata. Tak się niestety przykro składa, że moja rodzina nie dała się tak łatwo pokonać, a wszyscy bohaterowie, którzy spróbowali znikali wcześniej czy później. Nazwano to czystką. Właśnie dlatego rząd pozwala nam zajmować się tym co robiliśmy do tej pory, po prostu boją się, że doprowadzimy do kolejnej wojny domowej. Szczególnie teraz, gdy ich ukochany symbol pokoju słabnie, byłoby trudno im odeprzeć potęgę jaką przez lata budował mój pradziadek, dziadek, a teraz mój ojciec. 

-Tylko dla ciebie. -Spojrzałam na jego uśmieszek i przewróciłam oczami- Wygląda na kogoś kto woli... -Przerwał, zerkając na moje piersi- Bardziej kształtne kobiety. 

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoją klatkę piersiową. Może nie mam miseczki D, ale uważam, że mój biust jest wystarczająco duży, by przyciągać wzrok. Zaciągnęłam się dymem, udając, że nad czymś się zastanawiam. 

-Ostatnim razem nie narzekał. 

Widziałam jak zaciskał zęby, uwydatniało to jego szczękę. Poza tym miał lekko rozszerzone nozdrza, a to oznacza, że jego serce bije szybciej niż powinno, więc o ile nie napalił się na to, że mogłabym przespać się z doktorkiem, jest wściekły... Bardzo dobrze. Skoro jest już w tym stanie, mogę pomachać mu przed twarzą przysłowiową marchewką. Złapałam jego łokieć, by się zatrzymał i stanęłam na jednej nodze, ściągając swoją szpilkę. Zrobiłam minę jakby bardzo mnie bolało. Spojrzałam na niego prosząco i mimo że był zły, nie odmówił mi. Kucnął kawałek przede mną, posyłając mi ponaglające spojrzenie. Z uśmiechem wskoczyłam na jego plecy, zaciskając palce na czerwonych szpilkach. 

-Po co nosisz te buty, jeśli tak cię obdzierają? 

Wychyliłam się, by na niego spojrzeć, ale on rzucił mi jedynie krótkie spojrzenie. W normalnych okolicznościach, gdy pozwala mi na odrobinę lenistwa i zaczyna mnie nosić, składam kilka całusów na jego skroniach czy karku, czasami na ramionach ewentualnie zahaczam o usta. Muszę jednak przyznać, że patrzenie na to jak oczekuję właśnie tej krótkiej czułości, jest bardziej satysfakcjonując niż samo zbliżenie. Protekcjonalnie objęłam jego szyję, przejeżdżając palce po jabłku Adama, które ładnie się odznaczało się na jego krtani. Czułam jak jego mięśnie spinają się, a dłonie wędrują coraz wyżej po moich udach, aż w końcu zatrzymały się bardzo blisko moich pośladków. Jego dłonie jednak szybko wróciły na swoje poprzednie miejsce, zapewne przez większą wygodę. Dla mnie był to jednak znak, że osiągnęłam swój cel i mogę zabrać tą słodką przynętę sprzed jego nosa i samodzielnie ją skonsumować. Prościej mówiąc... Pozbawić go nadziei na jakikolwiek kontakt fizyczny! Położyłam głowę na jego ramieniu, zamykając oczy. 

-Jestem zmęczona... 

Mruknęłam, wsłuchując się w jego krótką wiązankę przekleństw. Hehe... Ktoś tu się zezłościł. Śmieszne jest jednak to, że mimo tego, zabrał moje buty, bym mogła spokojnie się zdrzemnąć. Gdybym je trzymała, zapewne bym nie zasnęła. Zamknęłam oczy, pozwalając sobie na wypuszczenie powietrza, które tej nocy było wyjątkowo zimne i nieprzyjemnie drażniło moją krtań. Wtuliłam się w jego wiecznie ciepłe ciało, by zapomnieć o całym świecie. No i cóż... Udało mi się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro