Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry wczoraj dostał telefon od swojego ojca, aby przyjechał do domu, a dziwną rzeczą jest to, że poprosił go, by przyjechał do domu, nie zażądał, ale poprosił. Nie wie co powiedzieć Louisowi, tak jakby teraz chciał poznać jego rodzinę.Ale... jego ojciec nie za bardzo dał mu wybór. Nigdy nie daje, nie zrozumcie go źle, kocha swojego ojca. Oczywiście, że tak, ale po prostu często ze sobą kolidują.

Harry westchnął, myślenie o tym sprawia, że boli go głowa. Spojrzał w swoje prawo gdzie Louis dźwięcznie spał, delikatne pomruki wydostawały się przez te śliczne, delikatne usteczka. Sięgnął dłonią, by zabrać włos z twarzy omegi i zostawił tam swoją dłoń, powoli drapiąc jego głowę. Nie minęło dużo czasu, nim Louis nieświadomie zamruczał z przyjemności. - Kochanie, obudź się - wyszeptał Harry, pochylając się, by pocałować swoją budzącą się omegę.

- Hmm? - Jęknął Louis, delikatnie kuląc się w sobie.

- Kochanie, musimy gdzieś jechać, więc obudź się... - Harry zachichotał. Louis czasami był takim śpiochem.

- Nie chcę - wyszeptał Louis, ale otworzył swoje oczy, by spojrzeć na swojego wspaniałego alfę. Jego loki były dosłownie wszędzie, jak zwykle był nagi, więc jego umięśniona klatka piersiowa była tym na czym Louis mógł leżeć, co też zrobił. - Spać.

- Nie, kochanie, obudź się, Loulou.

- Kurwa, nie mów tak do mnie - warknął Louis, od razu się budząc. To sprawiło, że Harry lekko zachichotał.

- W porządku, ucisz się, księżniczko?

Louis skinął głową, potwierdzając to. Był księżniczką Harry'ego. - Dobra, gdzie chcesz iść? - Zapytał, ziewając.

- Mój tata zadzwonił, nie pamiętasz? Krzyczałeś na niego, by przestał dzwonić? - Harry zatrzymał się na chwilę. - Wie o nas... i o tym, że jesteś w ciąży... Więc chciał bym przyjechał i zabrał cię ze sobą.

- Co? Skąd on wie?

Harry wzruszył ramionami. - Mój ojciec ma wiele połączeń Louis, nie zaskoczyłoby mnie to, gdyby wiedział o tobie każdy szczegół.

- C-czy muszę jechać? - Zapytał Louis, jego głos był delikatny.

Harry przyciągnął go do swojej klatki piersiowej, pocierając jego nagi kark, by uwolnić go od myśli. - Wiem, kochanie, ale tak, musisz iść. Nie zostawi nas w spokoju, jeśli teraz nie pojedziemy, ale nie zrani cię. Rodzina wiele dla niego znaczy, dlatego głównie chciał, abym sparował się z kimś z wyższej półki, ale dla niego to oznacza wiele pieniędzy, dla mnie to jesteś ty. Jesteś słodki, wspaniały, spontaniczny, zabawny, kochany... jesteś dla mnie wszystkim, więc bez względu na to co powie albo co zrobi i tak wie co jest dla mnie najlepsze i kiedy zobaczy, że to ty, będzie tutaj, musi.

Louis skinął głową. - Okej, pojadę.

Harry przytulał Louisa przez pół godziny, nim wzięli prysznic, ubrali się i byli gotowi do wyjścia. Jazda miała trwać jakieś dwie godziny, więc Harry upewnił się, że mają wystarczającą ilość przekąsek na zachcianki Louisa jak i odpowiednią ilość napojów. Ale pół godziny później Louis już spał od końca jazdy.

~*~

Harry przejechał przez złotą bramę z wielkim 'S'. Służba rozpoznała jego samochód, więc otworzyli przed nim bramę do rezydencji. Klepnął udo Louisa, aby obudzić omegę i po raz drugi tego dnia, Louis powiedział mu, by się pieprzył. Ciężarne omegi i ich sen, Jezu. - Jesteśmy na miejscu, księżniczko - zachichotał Harry.

Louis otworzył swoje oczy, sennie się rozglądając. Jego oczu od razu się otworzyły, kiedy zobaczył przed sobą pieprzony zamek. - Co to kurwa, Harry. Mówiłeś, że mieszkasz w rezydencji?

Harry wzruszył ramionami. - Oszalałbyś, gdybym powiedział zamek, poza tym mamy jeszcze 4 rezydencje. Chociaż obecnie nie zajmujemy żadnej z nich.

- Musisz sobie ze mnie żartować!

Harry zaśmiał się głośno, nim wysiadł z samochodu i podbiegł do drugiej strony, by otworzyć Louisowi drzwi. - Chodź księżniczko, czas poznać moją rodzinę.

Louis ostrożnie wysiadł z samochodu i chwycił dłoń Harry'ego, nie puści jej przez resztę dnia, nie ma opcji. Harry zaprowadził go do środka, cała służba im się kłaniała i witała ich młodszego pana. Dla Harry'ego to wszystko było normalne, ale Louis był przyklejony do boku Harry'ego i trzymał jego dłoń jak coś najcenniejszego.

Zazwyczaj jest pewny siebie i zadziorny, ale w tym wielkim zamku, czuje się niekomfortowo i jakby nie był na miejscu? Nie, instynkt omegi działa i idzie tam gdzie czuje się najbezpieczniej, przy boku Harry'ego.

Harry zaprowadził ich na górę po gigantycznych schodach, które dzieliły się na dwie drogi, ale Harry skręcił w lewo. - Gabinet mojego taty jest na końcu korytarza, będzie w porządku. - Harry pocałował jego policzek na szczęście, nim dumnie zaczął iść w kierunku (w oczach Louisa) złowieszczych drzwi.

Harry zapukał do drzwi i od razu je otworzył, nie martwiąc się tym, czy w ogóle ktoś kazał mu wejść. Louis wszedł za nim i zauważył dużego alfę siedzącego za biurkiem, miał groźny wyraz twarzy, pewnie dlatego, że ktoś wszedł do jego gabinetu bez pozwolenia.

- Harry... - Groźne spojrzenie zniknęło z twarzy alfy, gdy zobaczył swojego syna. Wstał i podszedł do nich, Louis nie chciał tego, nie miał pojęcia co mu się stanie, ale delikatnie schował się za bokiem Harry'ego. Brunet to zauważył i objął Louisa w talii.

- A ty musisz być Louis - powiedział alfa, patrząc prosto w oczy Louisa. - Miło mi cię poznać, jestem Desmond Styles, ojciec Harry'ego.

- On to wie tato - powiedział Harry, przewracając oczami.

- Uch - odpowiedział Desmond. - Dobrze, witaj w domu, synu. - Desmond przyciągnął Harry'ego do silnego uścisku, a Louis patrzył jak brunet go oddaje. Harry i jego ojciec zachowywali się, jakby się nie lubili, ale Louis mógł dostrzec między nimi więź. Już nie bał się tak bardzo Desmonda tak jak myślał, że będzie, na początku myślał, że ten mężczyzna był okrutny, zmuszając Harry'ego do sparowania się z kimś innym, ale dlaczego ma taką silną, dominującą, ale kochającą aurę?

Po ich uścisku, Desmond zwrócił swoją uwagę na Louisa. - Mam nadzieję, że dobrze cię traktuje, wiem, że nie zawsze jest najodpowiedzialniejszą osobą...

Louis skinął głową. - Właściwie to świetnie mu idzie.

- Dobrze, to może porozmawiamy skoro obydwoje jesteście w domu? - Desmond podszedł do swojego biurka i usiadł na swoim skórzanym, za pewnie bardzo drogim krześle. Harry podszedł do dwóch pojedynczych krzeseł po drugiej stronie, ale zamiast pozwolić Louisowi usiąść na drugim krześle, przyciągnął go na swój podołek.

Desmond mógł się jedynie uśmiechnąć, ale jego uśmiech zamienił się w westchnięcie. - Harry, widzę, że ty i Louis się nie rozdzielicie. Sam też tego nie planuję. Również byłem młody i także jestem ojcem. Wiem jak się czujesz, a rozdzielenie ciebie i twojej omegi wprowadziłoby was w obłęd, ale o ile ja mogę przymknąć oko na twoje nieposłuszeństwo, tak Swiftowie nie. Niedopowiedzeniem jest to, że byli bardzo rozczarowani, kiedy dzisiaj rano do nich zadzwoniłem, informując ich o waszym związku.

Harry chciał coś powiedzieć, ale Desmond uniósł dłoń, zaznaczając że nie skończył jeszcze mówić. - Taylor jest wściekła, ogłosiła że nie będzie z kimś drugiego wyboru i z pewnością nie uzna tego sparowania za zakończone. Obawiam się, że sam będziesz musiał sobie z nią poradzić.

Harry ponownie chciał coś powiedzieć, ale tym razem to Louis mu przerwał. - Może się pieprzyć, on jest mój. Nie oddam jej go, będę walczył, jeśli będę musiał.

Harry uśmiechnął się w szyję Louisa, nim złożył pocałunek pod jego gruczołem zapachowym, dokładnie tam gdzie powinien być znak przynależności... - Nie dam się jej, jesteś wszystkim czego potrzebuję.

Desomond uśmiechnął się do ich dwójki. Chociaż ten uśmiech miał w sobie nieco smutku. - W porządku, wszystko już jest rozwiązane. Louis chcę abyś tu został podczas zagnieżdżenia oraz po tym. Jeśli teraz się wprowadzisz, będziesz miał wystarczającą ilość czasu na osiedlenie się i w końcu znajdziesz swój własny pokój, tutaj jest pełno miejsc, w którym omega może stworzyć gniazdo.

Louis nie wiedział gdzie chciał spędzić swoją gorączkę... Może w domu? Ale mógł spowodować wiele problemów swoim siostrom... A to co powiedział Desmond było prawdą, w tym całym zamku mógł wybrać każde miejsce, ale nie lubi być zmuszanym do czegoś. - Pomyślę nad tym.

- Zrobisz - odpowiedział alfa, nim zwrócił swój wzrok na Harry'ego. - Harry, pokaż mu wszystko i nie spóźnijcie się na lunch. Twoja mama specjalnie piecze ciasto dla ciebie i twojej omegi, więc jej później za to podziękuj.

Harry skinął głową, klepiąc udo Louisa, aby ten zszedł z jego kolan. Po tym jak pożegnali się z Desmondem, Harry zaprowadził ich z powrotem na dół, by tam mogli zacząć zwiedzanie. Najpierw pokazał mu jadalnię, salon na parterze (jak widać mieli ich wiele), kuchnię, siłownię i gigantyczny kryty basen...

- Tak, z pewnością tu zostaję - stwierdził Louis.

Harry zaśmiał się, dokładnie tak sądził. To dlatego jego tata kazał mu oprowadzić Louisa. - Tak myślałem, po prostu czuj się jak w domu, dobrze? Lunch zaczyna się za kilka minut, więc chodźmy do jadalni, aby być na czas, moi rodzice nienawidzą jak ktoś się spóźnia, nawet jeśli to tylko minuta.

~*~

Doszli do jadalni, a Louis zauważył, że przy stole już siedzi kobieta, zauważając Harry'ego jej oczy się rozświetliły i wstała, aby przyciągnąć go do uścisku. - Witaj w domu, kochanie.

Harry oddał uścisk. - Dobrze być w domu, mamo. Chociaż wciąż jestem na ciebie wściekły za naszą rozmowę telefoniczną, ale ci wybaczę - powiedział Harry, odwracając się do Louisa. - Kochanie, to jest moja matka, Anne.

- Miło mi panią poznać - powiedział grzecznie Louis.

Anne zachichotała. - Och, kochanie, mów mi Anne! - Powiedziała. - Jesteś taki słodki i wspaniały! - Anne nie znała granic, ponieważ złapała policzki Louisa i spojrzała mu głęboko w oczy. - Szczególnie twoje oczy, mam nadzieję, że szczeniaki będą miały twoje oczy...

Louis czuł się trochę niekomfortowo, ale kobieta przed nim wyglądała na taką miłą. - Uch, dziękuję.

- Mamo, wystarczy... - Wtrącił się Harry, zauważając niezręczność w Louisie. - Gdzie są Gems i Marcy?

- Na górze, zaraz powinni zejść. Marcel będzie wstrząśnięty twoim widokiem - odpowiedziała Anne.

Usiedli i rozmawiali, dopóki dwie postacie nie weszły do środka, mniejszy Harry, ale z prostymi włosami i kobieta. - Harry! - Krzyknęli, w tym samym czasie i podeszli do Harry'ego.

Harry wstał i ich przytulił. - Gems, Marcy!

Louis kochał patrzeć na interakcje Harry'ego z rodziną, wyglądał tutaj na tak szczęśliwego. - Lou, to jest Gemma, moja młodsza siostra, a to Marcel, mój brat bliźniaki. Marcy, Gems, to mój omega, Louis.

Gemma przyciągnęła Louisa do uścisku i przywitała go w rodzinie, Marcel zrobił to samo, a nawet pocałował jego policzek. - Ostrzegam, nie złam serca mojemu bratu, bo zetnę ci głowę - ostrzegł go Marcel z szelmowskim uśmiechem.

Harry poklepał proste włosy Marcela. - Jest w porządku, Marcy, nie złamie. Jest za bardzo we mnie zakochany.

Louis zachichotał, mieli tak dobrą więź.

Wszyscy usiedli przy stole, a po pięciu minutach przyszedł również Desmond i usiadł na szczycie stołu. Nim służba przyniosła jedzenie Desmond wzniósł toast za Louisa i Harry'ego, za ich przyszłość i ich szczeniaki. Louis spojrzał na te wszystkie sztućce obok jego talerza, do czego on kurwa ma ich użyć? Kto potrzebuje trzech różnych widelców i łyżeczek?!

Harry mu jednak pomógł i wyjaśnił, których musi użyć. Louis nie miał pojęcia co Harry mówił, ale po prostu skopiował jego ruchy, by uniknąć pomyłek. Nie zauważył, że Desmond kręci głową z uśmiechem na ustach, pewnie śmiejącego się z tego, że Louis nie wie dlaczego używają trzech różnych łyżeczek!

I nawet jeśli ciężko było mu to przyznać, uśmiech Louisa nigdy nie zbladł podczas lunchu. Również byli dla niego bardzo mili i przyjaźni, to tak jakby zyskał nową rodzinę. Desmond musiał się przed nim otworzyć i vice versa, ale Marcel, Gemma i Anne byli naprawdę bardzo mili. Teraz już wie, że nie będzie miał nic przeciwko zostaniu tutaj, podczas zagnieżdżania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro