Rozdział 10 - Złe wieści

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Cadence*

Trwałam obok Seana już ze trzy dni. Przez ten czas tylko otwierał oczy i rozglądał się po pokoju. Z dnia na dzień było z nim coraz gorzej. Oczy miał aż fioletowe. Wyglądał jak żywy trup.

- Sean, musimy jechać z tobą do szpitala, jest coraz gorzej. - powiedziałam, patrząc w jego blade oczy.

- Wiem... - głos ledwo wydostał się z krtani.

On znikał w oczach. Musieliśmy jechać do szpitala, inaczej umarłby w domu. Wyszłam z jego pokoju i poszłam do kuchni w celu rozmowy z jego mamą. Zastałam ją podczas gotowania obiadu.

- Dzień dobry. - wydusiłam z siebie.

- Dzień dobry. Nareszcie raczyłaś się odezwać. - odpowiedziała.

- Mam sprawę dotyczącą Seana. Trzeba z nim jechać do szpitala inaczej umrze.

- Masz rację. Będę się przygotowywać, a ty idź i powiedz Seanowi, że zaraz jedziemy.

Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę pokoju. Na miejscu zobaczyłam Kierana i Deana. Obaj mieli czerwone oczy. Pewnie płakali ale nie sądzę. Podeszłam do nich. Skrycie bardziej zaczęłam lubić Kierana niż Deana.

- Czego tu chcesz? - rzucił Dean.

- Przyszłam tylko powiedzieć, że zaraz jedziemy do szpitala. - odpowiedziałam.

- Nie macie po co jechać. On nie żyje.

- Żyje i ja to dobrze wiem.

Kieran popatrzył na mnie ze łzami w oczach. Wiele razy widziałam go w tym stanie. Przestałam zwracać na to uwagę. Wtedy do pokoju weszła Tracy i oznajmiła, że jedziemy. Chłopaki podnieśli Seana i zanieśli go do samochodu. Szybko wybiegłam i wsiadłam, bo nie chciałam żeby ktoś z rodziny mnie zauważył. Po pół godziny dotarłyśmy na miejsce. Podszedł do nas lekarz i dwie pielęgniarki. Wyciągnęły go z samochodu. Był w opłakanym stanie. Zaprowadziły go gdzieś w głąb szpitala. Po chwilowych poszukiwaniach znalazłam jego salę.

*Sean*

Obudziłem się w jakiejś szpitalnej sali. Cadence była za drzwiami. Nie widziałem jej ale czułem jej obecność. Byłem strasznie słaby, mogłem tylko podnosić dłonie ale to sprawiało mi wielki ból. Ogółem każdy, nawet najmniejszy ruch opłacałem ogromnym bólem. Umieram. Nie dożyję jutra. Jestem tego pewien. Przez te kilka dni myślałem, że umrę ale Cadence utrzymywała mnie przy życiu. Brakuje mi jej. Siedzi za drzwiami, a ja umieram.

*Cadence*

Siedziałam pod drzwiami i czekałam na jakieś wieści od lekarza. Nie było go pół godziny. W końcu pojawił się na drugim końcu korytarza.

- Jest pani kimś z rodziny? - spytał.

- Jestem jego dziewczyną. - odparłam z przygnębieniem w głosie.

- Mam złą wiadomość. Pani chłopak może nie dożyć jutrzejszego poranka, a może nawet dzisiejszego wieczoru.

Czułam, jakby ziemia zawaliła mi się pod nogami. Tego dnia stało się stanowczo za dużo. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Rozpłakałam się. Po ok. 15 minutach uspokoiłam się. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Sean leżał na łóżku i patrzył w sufit. Nie był w stanie się odezwać. Rozumiałam jego ból. Usiadłam na krześle obok niego i złapałam jego dłoń. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Znów zachciało mi się płakać. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się kolejny raz.

- Nie płacz kochanie. Będzie dobrze. - wyksztusił Sean.

- Nie, nie będzie - powiedziałam przez łzy - nie dożyjesz jutra.

- Przeżyję, bo ty jesteś ze mną. - delikatnie się uśmiechnął.

- To niemożliwe.

- Możliwe. To ty cały czas w domu trzymałaś mnie przy życiu.

Podniosłam oczy. Patrzył na mnie z uśmiechem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że muszę przy nim zostać, inaczej go stracę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro