Rozdział 8 - Ten 'pierwszy raz'

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Cadence*

Założyłam buty i po cichu wyszłam z pokoju. W połowie schodów zobaczyłam, że wszyscy siedzą w salonie. No nieźle. Szybko wróciłam do siebie, zaświeciłam światło i otworzyłam okno. Musiałam skoczyć. Nie ma innego wyjścia. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. 'Teraz albo nigdy.' Skoczyłam i upadłam twardo na trawę. Cała byłam obolała. Podniosłam się i spojrzałam na zegarek. Godzina 19.55. Jedyną drogą był skok przez żywopłot. Problemem była jego wyskość. Weszłam w niego. W środku był metalowy płot niższy ode mnie. Mimo tego musiałam się wspiąć. Po chwili byłam na podwórku sąsiadów. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Otworzył mi Sean. Nie wyglądał za dobrze. Oczy miał podkrążone i widać było, że jest chory. Miał na sobie czarną koszulkę i szare dresy. Ledwo trzymał się na nogach. Weszłam do środka.

- Co ci się stało? - spytałam.

-Rozchorowałem się. To normalne. - odpowiedział zachrypniętym głosem.

- Ale wczoraj byłeś całkiem zdrowy...

- Nie. Nie całkiem. Już wtedy coś mnie łapało, ale zignorowałem to. Dzisiaj rano się budzę - 38 stopni gorączki!

-Tak wogóle to jak przerzuciłeś kartkę przez żywopłot?

-Ja tego nie rzuciłem. Poprosiłem Kierana żeby zrobił to za mnie.

Powiedział te słowa i o mało się nie przewrócił. Pomogłam mu dojść do jego pokoju, bo sam by nie dał rady. Dopiero przy świetle żarówki zobaczyłam jaki jest blady. Położył się na łóżku i przykrył kocem. Miał już chyba dość wszystkiego. Usiadłam obok niego. Długo parzył mi w oczy. Ciekawe co w nich zobaczył.

- Dobrze by było, gdybyś poszedł do lekarza. - wydukałam.

Nie zmienił wyrazu twarzy. Pewnie był zbyt zmęczony żeby to zrobić. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok. Podsunęłam się bliżej i go przytuliłam. Zrobił to samo. Czułam jakby jego choroba przechodziła na mnie. Wtedy mnie wypuścił.

- Wiesz, że nie powinnaś tego robić. - powiedział spoglądając mi w twarz.

- Wiem, ale zrobiłam to tylko żebyś poczuł się lepiej. - odpowiedziałam.

Spojrzał na mnie z miłością. Coś kazało mi się podsunąć odrobinę bliżej. Nasze twarze dzieliły już tylko milimetry. Wtedy mnie pocałował. Czułam motylki, miliony motylków w brzuchu. To było cudowne uczucie. Wtedy się od niego odkleiłam, ale zdążył złapać moją rękę. Bardzo długo patrzyliśmy sobie w oczy dopóki on nie odwrócił wzroku. Nagle zasnął opierając się o moje ramię. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 22.05. Puściłam jego dłoń i wstałam z zamiarem wyjścia lecz Sean się obudził.

-  Zostań ze mną, proszę. Nie chcę siedzieć sam. - powiedział ze łzami w oczach.

Nagle jedna z nich spłynęła po jego policzku. Mi też zachciało się płakać. Wróciłam na miejsce i otarłam łzy, które nie wiadomo dlaczego zaczęły płynąć po mojej twarzy. Wtedy on przytulił mnie do siebie i delikatnie pocałował w głowę. Znów poczułam się bezpiecznie. Chciałam tak zostać na zawsze. Nie zauważyłam kiedy zasnęłam u jego boku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro