#11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                          Nico
- Ale powiesz co my tak właściwie robimy? - spytałem.
Widziałem zmarszczki, które pojawiły się na twarzy Silvana, niewatpliwy znak, że Percy usilnie się nad czymś zastanawia. Zbliżał się wieczór, a my siedzieliśmy od dwóch godzin w krzakach niedaleko domku numer 6. Siedzieliśmy w nich od dwóch godzin i byłem bliski załamania nerwowego, ale Percy był niewzruszony. Gdy zacząłem narzekać odparł tylko, że "sam chciałeś iść więc stul pysk."
- Oczywiście - szepnął - czekamy aż domek Annabeth się opróżni, chcę przyjrzeć się kilku rzeczom.
- I dlatego musimy siedzieć tutaj pół dnia?
- Musimy - westchnął - kto Cię uczył czatowania?
- Ty - parsknąłem.
- Spierdoliłem robotę. Cssii, idą.
  Miał rację, z domku wyłoniło się około tuzina nastolatków, którzy w podłych nastrojach skierowali się do pawilonu jadalnego. Moje mięśnie napięły się widząc, że Percy się podnosi. Bylismy ubrani cali na czarno z kapturami, pelerynami i maskami (które przypominały trochę maski antysmogowe) włącznie. W mgnieniu oka dostaliśmy się pod drzwi, pociągnąłem klamkę.
- Kurwa, zamknięte - mruknął Percy - Otwarcie tego zajmie z dziesięć minut, nie mamy tyle czasu.
Pokiwałem głową.
- Użyjemy cienia?
Percy położył mi rękę na ramieniu.
- Dawaj.
Świat wokół nas zamienił się w czarną otchłań i przez jedną straszną chwilę życie straciło sens. Nie było nic prócz czerni, która nas otaczała i prócz jęków, które zdawały się dochodzić zewsząd. W następnej chwili staliśmy na środku domku numer sześć.
Nie musiałbym znać Annabeth, żeby wiedzieć, że jej matką jest Atena. Cały ten dom wyglądał jak jedno wielkie laboratorium. Pipety, fiolki, palniki, książki, tapeta na ścianie w formie tablicy Mendelejewa i nawet pościele na łóżkach z podobiznami Einsteina, wszystko to wskazywało na Atenę.
- Czego my tu tak właściwie szukamy? - przerwałem ciszę.
Percy zaczął tropić. Uwielbiałem to obserwować, gdy to robił przenosi się jakby do innego świata znanego tylko i wyłącznie jemu samemu.
- Podsłuchałem pewne osoby - szepnął - z tego co usłyszałem wynika, że Annabeth została porwana w tym domku. Szukamy śladów, więc mi pomóż.
Zawahałem się.
- Silvan, a to nie tak, że oni wszyscy byli tu razem? Musieli coś zauważyć.
- Nie musieli - odparł - Annabeth podobno rozkazała wszystkim wyjść na dodatkowe ćwiczenia kondycyjne bo chciała być sama. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Jeśli wyobrazicie sobie wilka, który z nosem przy ziemi węszy w poszukiwaniu zapachu pozostawionego przez inne zwierzę to macie jako takie wyobrażenie Percy'ego w tej sytuacji. Zaglądał wszędzie, pod biurka, łóżka, a nawet pod dywany. Zostało mu do sprawdzenia jedno, ostatnie łóżko. Podniósł kołdrę, z której zleciała biała czapeczka, bejsbolówka jankesów.
- Co to za dziadostwo? Myślałem, że wszyscy są za Socksami...
- Zaczekaj - powiedziałem - to jest magiczne, powinniśmy z tym uważać.
- Magiczne?- prychnął - magiczny to jest hełm mroku, ta czapeczka niewidka to zabawka.
Nie dopytywałem skąd o tym wie. Percy umiał rozmawiać ze zwierzętami, więc ciężko było cokolwiek przed nim ukryć, ponieważ za każdym razem jakiś mały szpak albo wróbel leciał mu o wszystkim opowiadać. Zauważyłem jednak, że Percy włożył czapkę do kieszeni. Wyglądało na to, że rodzeństwo nie ruszało rzeczy swojej grupowej, ponieważ pod poduszką znalazłem czarny, koronkowy stanik. Spłonąłem rumieńcem co oczywiście nie uszło uwadze mojego szefa.
- D36, nieźle - pokiwał z satysfakcją głową - Myślałem, że ma mniejsze, ale to pewnie przez te obozowe podkoszulki. Dobra, zmywamy się, powiem Ci co udało mi się ustalić...
- Może pierwsze byście mi powiedzieli- rozległ się głos za nami- Co wy tak właściwie robicie w naszym domu?
Głos należał do jednego z synów Ateny. W pierwszej chwili pomyślałem, że mamy przejebane, ale Percy tylko się wyprostował.
- To czego nie robicie Wy - syknał tym swoim lodowatym tonem, na który dostałem ciarek - Szukamy Twojej siostry, więc zejdź mi z drogi?
Nie uwierzył, to było widać.
- Dlaczego ktoś taki jak Ty miałby się przejmować nami? Dostaliśmy wszyscy rozkazy...
- Wiesz w którym miejscu mam wasze rozkazy? - warknął Percy - Czy mam Cię uświadomić?
Chłopak wydął wargi, nie miał zamiaru schodzić nam z drogi. Silvan westchnął.
- Posłuchaj mnie, Malcolm, tak? - chłopak kiwnął głową.
Percy podszedł do niego i zaczął mówić szeptem, chłopak imieniem Malcolm wycofał się.
- Więc posłuchaj mnie Malcolmie. Chcę wam pomóc, a ja nie lubię pomagać, a jeszcze bardziej nie lubię kiedy ktoś mi stanie na drodze...
Mówiąc to stanął twarzą w twarz z Malcolmem. Widać było, że chłopak się boi, ale dzielnie się trzymał.
- Nie zastraszysz mnie - powiedział - jestem synem Ateny...
- Dziecko Ateny - przerwał mu Percy - powinno wiedzieć, że jeśli nie zejdziesz mi z drogi zabiję Cię bez mrugnięcia okiem.
Podziałało. Chłopak opuścił głowę i ramiona. Nie dziwiłem mu się. Widziałem jak Percy zabija, nigdy nie miał z tym problemu. Pozbawić głowy herosa? Proszę bardzo. Wypatroszyć? Nie ma sprawy. Każdego dnia dziękowałem  Hadesowi, że jestem jego sprzymierzeńcem, a nie wrogiem, ponieważ Silvan jest straszliwym przeciwnikiem. Wytrwałym, nigdy się nie poddającym, bezwzględnym i okrutnym. Dlatego tak bardzo wspolczułem tym ludziom, którzy porwali Annabeth. Lepiej dla nich, żeby powiesili się zanim Percy ich odnajdzie.
- Zejdź mi z oczu - szepnął - Precz, bo zabiję. I nikomu o nas nie mów, jasne?
Malcolm zrozumiał bo wybiegł z domku jak poparzony. My wyszliśmy za nim spokojnie jak gdyby nigdy nic.
- Musiałeś być taki ostry? - spytałem.
Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Wiele się musisz nauczyć Nico. Ludziom nie wolno ufać. Pamiętaj, można być albo przyjacielem albo wrogiem, nie ma nic pośrodku. On już opowiada swoim kolegom o nas więc wynosimy się stąd czym prędzej.
- Gdzie nas przenieść?
- Poza granice obozu. Muszę Ci wszystko opowiedzieć.
Zamknąłem oczy. Czerń i jęki znów powróciły. Po otwarciu oczu zobaczyłem plażę i morze, które skutecznie wyrzuciło z pamięci podróż cieniem.
- Więc jak? Czego się dowiedziałeś?
Percy usiadł na mokrym piasku.
- Grupa osób, Mężczyźn, czekała aż Hydra zrobi zamieszanie i odciagnie moją uwagę. To był wybieg, kupili sobie czas. Gdy ja walczyłem z tym gadem, a Annabeth wyrzuciła z domku swoje rodzeństwo zaatakowali. Przypuszczam, że z zaskoczenia, ponieważ nie było śladów walki. Nie uciekli pieszo, przypuszczam, że mieli jakieś urządzenie, coś w rodzaju katalizatora, który przeniósł ich do ustalonego miejsca.
Byłem pełny podziwu. Ja nie znalazłem nic prócz stanika.
- Czyli nie mamy szans, żeby się dowiedzieć gdzie są?
Na twarz mojego towarzysza wstąpił paskudny uśmiech.
- Oczywiście, że mamy. Musimy uderzyć do jedynej bogini, która może wiedzieć gdzie jest Annabeth.
Odpowiedź sama wpadła mi do głowy.
- Afrodyta i więzy miłości.
Percy pokiwał głową, wstał i wszedł po kostki do morza.
- Idziesz? - spytał.
Podbiegłem do niego i chwyciłem za ramię, a on zanurzył się w morską toń. Chwilę później znajdowaliśmy się na dnie w bańce z powietrza, a ja zastanawiałem się, co tu może robić Afrodyta. Jeśli jednak wiedziałem coś o Silvanie, a wiedziałem, bo walczyłem u jego boku od lat, to to, że on zawsze ma plan. Nawet gdy paląc papierosa płynie po dnie morza w bańce z powietrza. Zawsze ma plan.


I cyk, kolejny rozdział! Sorki za przerwę, za 3 dni zaczynają mi się ferie, więc nadrobię wszystko😘 Podoba wam się perspektywa Nico? Dajcie znać!💙💙💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro