#12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                           Percy
-Dlaczego my płyniemy tą bańką?
Pokręciłem głową z dezaprobatą. Nico był zdecydowanie zbyt rozgorączkowany jak na Eselitę, który powinien reagować spokojem.
- Ponieważ nie minęłaby doba, a  wszyscy zaczęliby nas szukać - odparłem spokojnie.
- A więc zamierzamy odnaleźć Afrodytę, tak? Jak?
Zapaliłem fajkę i przeciągnąłem się.
- Nico, wyluzuj. Zaufaj mi i zamknij się chociaż na chwilę.
Chłopak popatrzył na mnie urażonym wzrokiem, ale posłusznie nic już nie powiedział. Wypuściłem dym i zacząłem myśleć o swoim planie. Naprawdę chciałem jak najprędzej uciec od możliwości spotkania Herosów i ich pościgu, ale rzeczywistym powodem, dla którego zdecydowałem się na wodną podróż było to, że musiałem wszystko przemyśleć, a zawsze najlepiej myślało mi się w wodzie.
To wszystko co się zdarzyło w ostatnich dniach zdawało mi się nierealne i rozegrane zdecydowanie zbyt szybko. To co robiłem nie miało nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Właśnie byłem w drodze ratunkowej dla dziewczyny, do której coś czułem, ale z którą zamieniłem raptem kilka zdań, w których nie skakaliśmy sobie do gardeł. Ciężko było mi nazwać swoje uczucia. Miałem w łóżku mnóstwo dziewczyn, ale Annabeth nie chciałem zaciągnąć do łóżka. To był typ dziewczyny, z którą chciało się oglądać gwiazdy, leżąc na kocu na samotnej łące z dala od świata. Dziewczyna, z którą chciało się jeść truskawki w śmietanie w ciepły letni dzień.
Gdy myślałem o niej to nie miałem przed oczami jej tyłka i cycków, widziałem jej uśmiech i złote włosy. Mimo to nie wiedziałem jak dokładniej nazwać i opisać swoje słowa. Powiedziałem Nico, że się zakochałem, ale prawda wygląda tak, że tylko tak czułem. Nie zmienił się jednak fakt, że zamierzałem ją uratować, a do tego potrzebna mi była Afrodyta. Nie wiedziałem jednak gdzie jej szukać.
- Długo jeszcze? - mruknął Nico.
- Nie, już się wynurzamy.
Jak powiedziałem, tak nasza bańka zrobiła. W mgnieniu oka zostaliśmy wyrzuceni na plażę gdzieś na wybrzeżu. Taka podróż, podobnie jak podróż cieniem, jest szybka, ale wymaga naprawdę wiele sił.
- Dokąd teraz? - sapnął Nico.
  Naciągnąłem głębiej kaptur na głowę i ruszyłem przed siebie.
- Prosto to Denver.
Uśmiechnąłem się pod nosem wyczuwając zbliżającą się lewinę pytań z ust mojego podopiecznego. Wyciągnąłem więc papierosa i zwolniłem kroku, pozwalając synowi Hadesa do mnie dojść.
- W Denver - wyjaśniłem spokojnie- jest jedna ze świątyń Afrodyty. Wydaje mi się, że nie ma lepszego miejsca, żeby znaleźć boginię niż dostać się do jej świątyni.
Chłopak pokiwał głową.
- Zawsze się zastanawiałem skąd tak dobrze znasz bogów. Ja nawet z ojcem kontaktu nie mam.
Wypuściłem obłok dymu, który przyjął kształt obręczy.
- Jakbyś tyle razy co ja nadstawiał karku dla nich, to miałbyś już ich dosyć tak jak ja mam.
- Nie wiem czy Ci współczuć czy zazdrościć - przyznał syn Hadesa.
- Współczuć - uciąłem - Tutaj rozbijemy obóz. Musimy odpocząć, do Denver jest spory kawałek, więc będzie nas to kosztować sporo energii.
Nico rzucił się pod najbliższe drzewo.
- Weźmiesz pierwszą wartę? - spytał.
Również usiadłem pod drzewo i zacząłem czyścić fajkę.
- Jasne - odparłem - Dobranoc.
Prawda była taka, że ja wcale nie zamierzałem go budzić. Niech będzie w pełni sił, bo nie wszędzie poniesie nas ocean.
    
                           Annabeth
Długo zajęło mi przyzwyczajenie się do otaczających mnie ciemności, a jeszcze dłużej do tego, że jestem więźniem swojego byłego chłopaka. Teraz z naciskiem na BYŁEGO. Najchętniej naplułabym mu w twarz. Przychodził tutaj jak gdyby nigdy nic i wypytywał o obóz. Oczywiście, nic mu nie mówiłam, szczerze mówiąc, praktycznie się do niego nie odzywałem. Pozwalała tylko by stracił pół godziny swojego dnia na zadawanie mi bezcelowych pytań.
- Kurwa - mruknęłam - jak mogłam dać się podejść?
Wizyta tutaj nie była jednak przypadkowa. Dowiedziałam się, że to  Luke stoi za wszystkimi atakami i porwaniami, a także tego, że planuje coś co nazywał "Finisem". Brzmiało to trochę jak łacina, ale nie znam tego języka. Umiem grekę. Chejron bardzo dobrze nauczył mnie tego, żeby nigdy nie tracić chłodnej głowy, dlatego mój umysł pracował na zwiększonych obrotach szukając wyjść z tej sytuacji.
Nie było tu okien, a jedynie drzwi z kratą, przez którą podawane mi były posiłki. Zastanawiałem się jakim cudem tutaj oddycham, ale po chwili moje myśli całkowicie owładnietę były myślą o ucieczce. Nigdy nie mieliśmy tego typu treningów, więc będę musiała improwizować.  Przypomniałam sobie, że podczas tropienia emuzy, Percy wspomniał o tym, że jeśli chce się coś wytropić należy długo i wnikliwie obserwować nie tylko dany punkt, ale i całe otoczenie. Siedziałam więc w swoich pięciu metrach kwadratowych na twardym łóżku i czekałam na codzienną wizytę Luke'a. Był tak pewny siebie, że z niczym się nie krył, ale zmienił się nie do poznania. Nie było już radosnego chłopaka, który szczypał mnie po tyłku na plaży. Zmienił się on w wyrachowanego i bezwzględnego człowieka, którego wolałabym nigdy nie poznać. Zamek w drzwiach stęknął i w przejściu stanął mój były, na widok którego naszły mnie mdłości.
- Witaj Annabeth - uśmiechnął się- kawki?
- Spierdalaj - odparłam zgodnie z manierami.
Luke potrząsnął głową i usiadł na drugim końcu łóżka.
- Wiesz, że nikt Cię tutaj nie znajdzie, prawda?
- Powidziałam już, że masz Spierdalać-warknęłam - Mam Ci to jeszcze przeliterować?
- Annabeth, kiedyś chcieliśmy się razem pierdolić, a teraz mówisz, że mam spierdalać? Może dokończymy to co chcieliśmy wtedy?
Parsknęłam śmiechem.
- Wolałabym, żeby wyruchał mnie bezdomny niż Ty.
Jego twarz pociemniała. Spodziewałam się, że mnie uderzy, albo coś, ale on tylko spojrzał na mnie z pogardą.
- Widzę, że jakiś bezdomny już się Tobą zajął. Wkoncu siedzisz w męskiej kurtce. To ten koleś zabił moją hydrę?
Nie zdawałam sobie sprawy, że dalej jestem w kurtce Percy'ego. Zacisnęłam usta. Nie mogłam mu powiedzieć o jedynej rzeczy, która, jak dotąd stanowiła dla niego tajemnicę. Szybko zrozumiałam, że od początku nie chodzi o mnie a o Percy'ego.
- Nic Ci nie powiem.
Luke uśmiechnął się kpiąco.
- Nie musisz. Jeśli nie powiesz sama to wyciągnę to z Ciebie inaczej.
Mówiąc to wstał i skierował się w stronę drzwi.
- Radzę Ci to przemyśleć. Muszę wyjechać na trzy dni. To jest czas, który Ci daje na przemyślenie i powiedzenie mi wszystkiego co wiesz. Po moim powrocie przestanę być miły.
Wyszedł zamykając za sobą drzwi, a ja zrozumiałam dwie rzeczy. Pierwszą z nich był mój limit czasowy, a drugą, że znalazłam sposób na wydostanie się. Gdy Luke trzasnął drzwiami, kawałek zaprawy wokół zamka odpadł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro