#13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Percy

 Noc minęła szybko i zdecydowanie zbyt spokojnie. Powinienem się cieszyć? Nie. Może to się wydawać dziwne, bo kto by się nie cieszył gdyby wszystko szło spokojnie. No, ja się nie cieszę. Wychowałem się w lesie. Nauczyłem się, że cisza zwiastuje burzę, a burza to niemal zawsze straty. Trąciłem Nico, który spał obok, łokciem. Powoli otworzył oczy, które byłe jeszcze całkiem zamglone snem.

- Musisz mnie zawsze budzić w najlepszym momencie mojego snu? Właśnie uprawiałem seks...

Zapaliłem papierosa. Tak, mam sporo  uzależnień.

- Mógłbyś dla odmiany przelecieć dziewczynę - odparłem -a nie bzykać sen.

Nico się zaczerwienił. Nie mam pojęcia dlaczego, takie uwagi były w naszym obozie na porządku dziennym, nic się pod tym względem nigdy nie zmieniało. Podałem mu rękę, żeby pomóc wstać. Po chwili już wspólnie spakowani szliśmy przed siebie.

- Wiesz co? - Zaczął Nico.

- Oświeć mnie.

- Mam wrażenie, że nie masz zielonego pojęcia dokąd idziemy.

Uśmiechnąłem się. Oczywiście, że nie miałem, ale trzeba iść za sercem co nie? Kiedyś jedna nimfa mi powiedziała, że tylko serce wie co jest dobre. Potem popełniła samobójstwo, ale to tylko taki drobny szczegół. Wracając miałem tylko niejakie pomysły co do miejsca, w którym mogłaby się znajdywać Afrodyta.

- Czego boginią jest Afrodyta? - spytałem.

- Miłości.

- Tak, a do tego boginią płodności i cycków. Więc gdzie szukać kogoś takiego?

- W burdelu?

- Prawie - odparłem - zmierzamy do najbliższego tunelu miłości .

Trybiki, które były w jego mózgu przewracały się, a wizja mojego planu powoli klarowała się i w jego umyśle. Mokry piasek skrzypiał pod naszymi nogami, ale za chwilę wejdziemy w miejsce, w którym oboje czujemy się najlepiej. Do lasu. Być może wielu z was dziwi dlaczego syn Posejdona żyje w lesie. Już sama nasza nazwa Eselici odpowiada. Es to strażnicy El znaczy Lasu. Wiele pokoleń temu Mekseron , syn Zeusa założył nasz zakon. Nie podobało mu się życie w hałasie i wycinanie lasów, ale nie był też jakimś wybitnie aktywnym ekologiem, który przywiązuje się do drzewa. Zwyczajnie uważał, że w lesie jest wszystko co może człowiek dostać. Ja uważam tak samo, a do tego w Lesie jestem wolny. Nie muszę się do nikogo uśmiechać kiedy nie mam na to ochoty, mogę być sam kiedy tego chcę i nikomu nie muszę się z tego tłumaczyć. Robię to na co mam ochotę i kiedy mam ochotę. Sami sobie odpowiedzcie, czy nie podoba wam się taka wizja życia?

Około południa byliśmy już w parku rozrywki. Neony, wata cukrowa, karuzele i wymiociny gówniarzy z ich matkami, które dzięki zabraniu dzieci na rollercoaster wynagradzają im brak czasu. Żałośnie sztuczne.

- Silvan, co teraz?

- Masz wolne - Odparłem - Bądź po zmroku pod Tunelem Miłości. Teraz jest za dużo ludzi.

- Dobra, a Ciebie gdzie znajdę? - Spytał Nico.

- Szukaj mnie tam gdzie nie ma ludzi.

- Dlaczego?

- Zadajesz dużo pytań - zaśmiałem się - Odpowiedź jest prosta, nie lubię ich.

Więcej pytań z jego ust nie padło. Wbrew temu co powiedziałem postanowiłem przejść się po tym miejscu. Wszędzie dookoła biegały dzieci, kręciły się karuzele, a nad wszystkim górował ogromny diabelski młyn. Swoją drogą wiecie, że tak naprawdę diabelski okręg to pentagram? Sala tronowa Hadesa ma żyrandol w kształcie pentagramu. Skręciłem w jedną z bocznych uliczek i momentalnie wyczułem zmianę nastroju. Tu nie było dzieci ani radości. Przypuszczalnie było to miejsce, w którym narkomani brali prochy, coś takiego musi być w każdym wesołym miasteczku. Nie musiałem długo czekać, żeby jakieś podniesione głosy. Poszedłem za nimi, jeden niewątpliwie należał do kobiety, ale reszta była raczej męska. Opuszczone sklepiki sprawiały, że miejsce naprawdę wyglądało posępnie, a strzykawki porozrzucane po ziemi oznajmiały, że miałem rację co do narkomanów. Wychyliłem głowę zza rogu i zobaczyłem grupkę mężczyzn, którzy otaczają młodą dziewczynę o wściekle rudych włosach. Była przerażona i mocno gestykulując starała się widocznie coś im przekazać. Mnie wystarczył jeden rzut oka, żeby zobaczyć, że jej towarzysze są w takim stanie, że pomyliliby konia ze świnią.

- Panowie, ja naprawdę tylko skręciłam... Ja tylko szukam brata, młodszego, też ma rude włosy i zielony balonik - jęknęła dziewczyna.

- Słuchaj ślicznotko, może coś wiem- zaczął jeden - Ale informacja i przejście tą uliczką kosztuje.

Dziewczyna zbladła.

- Ja nie mam pieniędzy...

Drugi typek oblizał usta.

- Ale masz coś czym również możesz nas wszystkich zadowolić.

Widziałem, że dziewczyna jest bliska płaczu, cała się trzęsła.  Naciągnąłem mocniej kurtkę i wyszedłem na widok.

- A szybki strzał w pysk Cię zadowoli?

Wszyscy odwrócili się w moim kierunku.

- Coś Ty kurwa za jeden? - warknął największy i najbrzydszy z grupy.

 Teraz zobaczyłem, że to gang. Wszyscy mieli takie same czarne kurtki i jednakowe bandany przewiązane na prawym ramieniu. Dziewczyna nie była w ciemię bita, od razu gdy zobaczyła, że absorbuję sobą uwagę zaczęła powoli odsuwać się w bok.

- Zatroskany obywatel i tak się składa, że też kogoś szukam. Pani grzecznie prosiła o pomoc.

- Chłopaki widzicie pedała? - zaśmiał się jeden z nich z potężnym zezem - Przyszedł taki cwaniak do naszej ulicy i będzie uczył gospodarzy. Może my też go czegoś nauczymy?

-Chętnie Steve -warknął drugi.

- Mam kłopoty z matmą -mruknąłem- ale coś mi się wydaje, że siedmiu może was nie starczyć.

 Nie miałem do czynienia z gośćmi, którzy nie umieją walczyć, jeden z nich próbował zajść mnie od tyłu. Nie zauważyłem go do momentu, w którym trzymał mnie za szyję. Dziewczyna wrzasnęła, kolesie ruszyli. Poczułem pięści na brzuchu i kątem oka widziałem pięść wędrującą na moją twarz. Pochyliłem głowę najniżej jak mogłem, uścisk, w którym byłem zelżał, pięść, która miała trafić we mnie trafiła w tego kolesia. Był wytrącony z równowagi, przerzuciłem go przez ramię tk, że wylądował na swoim koledze. Pięciu chłopów stało przede mną, a ja zastanawiałem się jak do kurwy mam się stąd wydostać. Odpowiedź przyszła sama. Mam ADHD w czasie walki mój mózg zauważa więcej rzeczy niż przeciętny, a tym razem zauważył drabinę zwisającą z jednego z budynków. Kłopot był jeden, musiałem do niej doskoczyć. Otaczali mnie coraz bardziej zacieśniając krąg. Miałem plan, dość durny, ale jedyny. Podskoczyłem do gościa, który stał przed drabinką i zamarkowałem cios lewą ręką, a prawą skierowałem w przeponę. Koleś połknął przynętę i chwilę później łapał się za brzuch. Podciąłem go, a on upadł na kolana i na czworakach próbował złapać choć trochę powietrza. A ja na niego skoczyłem i odbiłem się od jego pleców, modląc się by tylko udało mi się doskoczyć do drabinki. słyszałem przekleństwa za sobą i kamienie rzucane w moją stronę gdy trzymałem się chłodnego metalu drabiny. Jeden z nich trafił mnie w policzek, ale to się nie liczyło. Szybko wszedłem na dach i wciągnąłem drabinę. Naprzeciw mnie siedziała kobieta, której pomogłem i przypatrywała mi się oczami o wściekle zielonym kolorze.

- Hej - zaczęła - Jestem Rachel, nic Ci nie jest?












Hejka! Sorki, że nie dodawałam rozdziałów, ale za 2 tygodnie mam osiemnastkę no i wiecie, prawko, dowód itp, itd. Dziękuję za komentarze, gwiazdki i odsłony. Postaram się dodawać częściej.  Trzymajcie się ciepło!! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro