Rozdział 10. " Nie moge pozwolić, by coś ci się stało ".

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Katori.

- To takie wkurzające, że nie mogę cię poznać bardziej!! - Krzyknął kanato.

Znowu krzyk na mnie... Nienawidzę tego. Tyle emocji w jednej chwili..

- Teddy, już wystarczy. - Mówi kanato
Znowu, mnie rani.. Ale każda nowa rana boli bardziej.

Czuje ze mogę mu zaufać ale go się boję.. On zbyt bardzo mnie rani..
Kulę się siedząc na krześle.

- My, z teddy'm nie chcieliśmy. - Mówi wampir. Siadając znowu obok mnie

Przygląda się mi znowu, chce mnie poznać, zrozumieć.

A ja nie potrafię go wpuścić zbyt bardzo się boję..

Nagle upuściłam łyżkę którą trzymałam wstałam po łyżkę wchodząc pod stół.

Znalazłam łyżkę. Chwyciłam ją lecz kawałem bluzy odkrył moje ręce bardziej mam nadzieję, że nic nie zauważył. Szybko zakryłam ręce.

Wyszłam z pod stoła i położyłam łyżkę.

Wróciłam do mojego pokoju. Ale czemu czułam ze kanato jakby mnie pilnował.

Weszłam do mojego pokoju, i położyłam się na łóżku. Aż wkońcu usnęłam.

****
Obudziłam się dopiero następnego dnia, a raczej zostałam obudzona przez trzy osobniki. Trojaczki, laito, kanato, i ayato.

- Chichamashi pić chce!! - krzyknął ayato.

- Ayato, nie tylko tobie wolno pić jej krew my z teddy'm też chcemy. - odparł kanato

- No właśnie. - Mówił laito.

-Eh.. - Westchnęła.

- Jak już, macie mnie gryźć, to szybko. Bo muszę iść subaru, może pomogę mu w ogrodzie. - powiedziałam. A oni mieli wszyscy trzej zdziwione miny.

Laito się zaśmiał.

- Naprawdę jesteś dosyć ciekawą osobą. - Powiedział zboczoniec. Wszyscy trzej mnie ugryzli. Bolało i to bardzo. Przynajmniej nie zemdlałam. I ayato, z laito, sobie zniknęli. Ale kanato sobie został i cały czas siedział z teddy' m na łóżku. Wzięłam swoje rzeczy, z szafy następnie poszłam do kibla przecież przy nim nie będę się przebierać. Dobrze, że miałam na sobie piżame. Założyłam na siebie białą bluzkę na krótki rękaw. Bluzę koloru czarnego. Buty czarne. I zrobiłam resztę "porannej ". Toalety. A ten wampir nadal tam był. I wziął mojego pluszowego króliczka.

- Oddaj mi fumi - odparłam podchodząć do wampira

- Ty śpisz pluszakami - powiedział patrząc się na mnie.

- Co w tym złego? - powiedziałam pytaniem

Usłyszałam, śmiech wampira.

- Nic. - odpowiedział. Oddał mi mojego pluszaka którego natomiast odłożyłam na łóżko.

- My z teddy'm, nie pozwalamy ci iść do subaru - powiedział kanato.
Zignorowałam wampira. Wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni, zjadłam. I chciałam wyjść ale tam pojawił się ayato.

- Chichamashi! Dziś spedzisz, cały dzień z wielkim wspaniałym oreo - samą!!! - krzyknął.

- To zapowiada się długi dzień. - Powiedziałam do siebie.

- Tak że wspaniałym oreo - samą. - Odparł ayato.

- Więc choć chichamashi. - powiedział no i trzeba za takim iść.
Czy on może przestać mówić jaki jest wspaniały. Nagle przestał,mówił spojrzał w stronę parapetu.
Teddy tam siedział czyżby kanato zapomniał misia?
To trochę do niego nie podobne.

- Weź ty mi odnieść tego miska jak ja go dotknę on zabije za tego miska - rzekł ayato.

- zabić za miska - powtórzyłam.

- Wiesz poprzedni jego taki sam miś został spalony przez azuse mukamich - wyszyczał jego imię ayato.

- kanato normalnie zwariował by ale laito skądz wstrząsnął 2 takiego samego misia. - Powiedział ayato.

Choć taki sam nie znaczy że zastąpi teddy'ego 1.

- W takim razie musi być dla niego, bardzo ważny. -Powiedział

- Bo jest. - Odparł ayato

- Ale przecież zbierasz mu z laito teddy'ego więc w czym problem żebyś mu go oddał? - zadaje pytanie.

- Wiesz to takie przekomarzania, a to to trudna sytuacja nie chce być martwy za miska. - Odparł ayato. I się zaśmiał coś tu nie grało mi. Ayato przecież nie boi się dotknąć jego misia chyba udaje. Albo coś planuje.

-Eh, dobra - westchnęłam. I ayato zniknął czyli nie będzie dnia z ayato, jej!  Wzięłam misia kanato.

- Choć, teddy idziemy do kanato. - Powiedziałam, do misia. Zaczęłam iść do pokoju fioletowo - włosego. Weszłam do jego pokoju.


Ale dużo zabawek, porozrzuczanych w pokoju.

- Co tu robisz? - rozległ się głos. Wiedziałam że to fioletowo - włosy wampir. Spojrzałam w stronę głosu za mną stał kanato. Był spokojny. Trochę czułam strach.

- Zostawiłeś teddy'ego więc ci go przyniosłam. - Powiedziałam oddając wampirowi misia.

- Dziękuję, bardzo. - Powiedział

- No to nie będę, wam przeskadzać. - Rzekłam kierując się jak najszybciej do wyjścia.

- Nie przeszkadzasz nam. Może zostaniesz? - Zaproponował

-Nie mogę - Powiedziałam

- Nienawidzę,jak mi się odmawia nie lubisz mnie? - Powiedział zaraz on zaczyna płakać.. Ja nie chciałam żeby kanato płakał.

- Proszę, nie płacz nie chciałam byś płakał.- Powiedziałam

- Ty nasz nie lubisz - Mówił smutno przez płacz

- Oczywiście, że cię lubię innaczej bym nie przyszła oddać ci teddy'ego. -Rzekłam była to prawda, że polubiłam kanato choć jest straszny i ma napady, złości. Da się go polubić na swój sposób.
Zresztą, tylko przy nim czuję bezpieczeństwo, nawet nie wiem dlaczego. Chciałam podejść, do kanato ale potknęłam się o jedną z zabawek. I, i jakoś przeciełam że powstała rana. Kanato złapał mnie w ostatniej chwili.

- Skaleczyłas się - powiedzieć kanato z zmartwieni miną. Posadził, mnie na swoim łóżku. I zniknął z teddy'm po chwili wrócił w ręce trzymał bandaż, rywanol, jałowy gazik i wode utlenioną. Podszedł, do mnie siadając obok mnie. Postawił misia.

- Pokaz to - powiedział
-Eh, Skoda że tak słodka krew się zmarnuje - marudził

- Pokażesz tą ranę? - pytał po raz drugi nie dał mi dokończyć bo sam podgioł  spodnie.

-Eh, muszę to przemyć ci - Rzekł, kanato i wziął mnie na ręce z teddy'm.

- Kanato co ty? - powiedziałam trochę, zarumieniona.
- Nie wiem przecież czy dojdziesz zresztą nie chce żebyś zemdlała, po drodzę. - Wytłumaczył. Wyszliśmy z pokoju kanato to znaczy kanato wyszedł niosąc mnie i teddy'ego. Przyznam spodobał mi się taki środek transportu. Kanato, ciągle patrzył mi się w oczy niosąc mnie było to krępującą. Przez co się rumieniłam, i jeszcze pozycja w jakiej mnie niósł. Niósł mnie w pozycji " Panny młodej ".
Było to dziwne. Wszedł do łazienki posadził mnie na rogu wanny. Wziął, wody i zacząć przemywać rane. Bolało, zasycałam z bólu.

- To nie może tak boleć, przecież to tylko przemycie rany. - Zasmiał się kanato

- właśnie, że boli żebyś wiedział - Odparłam

Kanato zaśmiał się.

- eh, bądź cicho bo nigdy tego nie skończę. - Odparł. Kanato udało się to obmyć. Mój środek transportu, znowu wziął mnie na ręce i zaczął nieść do swojego pokoju. Gdy poszliśmy to znaczy kanato doszedł posadził mnie spowrotem na łóżku. Zaczął opatrywac ranę. Najpierw na rywaonolem wlał na jałowy guzik i przyłożył do rany. Po czym ranę polał wodą utlenioną. Piekło. Znowu szyknełam z bólu. Wampir nic nie powiedział tylko się zaśmiał.

- przecież to tak nie boli - mówił

- Boli i to bardzo - odparła. Znowu usłyszałam śmiech kanato.
Po polaniu wodą utlenioną kanato opatrzył mi te ranę.

- Umm.. Dzięki kanato - kun - podziękowałam wampirowi. kanato się uśmiechnął.

- Możesz wstać? - zapytał
Spróbowałam ale trochę się chwiałam

- Ah, czyli będziesz kulec przez kilka dni. - Rzekł kanato patrząc się na mnie.

W pewnym momencie kanato, posadził mnie na swoich kolanach, i strzeliłam buraka. No czemu przy nim, się tak rumienie.
-Masz -powiedział dając mi czekoladowego cukierka. Wzięłam od wampira cukierka czekoladowego powiedział żeby go zjeść zrobiłam nie chce żeby znowu wybuchł. Widzę uśmiech wampira. Jest miły.

Nagle w pokoju kanato, pojawili się ayato i laito. Ayato chciał coś powiedzieć laito tak samo ale zobaczyli, mnie z kanato tego zdziwienia chyba nie zapomnę nigdy. Jeszcze ja całe zarumieniona, siedząca na kolanach wampira. A kanato się we mnie wgapiający. Przynajmniej wygodnie było.

- Fu ~~ Fu ~~ - Odezwał się laito poprawiając kapelusz.
Obróciła głowę w stronę rodzeństwa kanato, wampir zrobił to samo.

- Bitch - chan~~ ja cie o takie rzeczy nie podejrzewałem a ty takie rzeczy robisz - zaśmiał się zboczenie laito
Ja wolę nie wiedzieć co on sobie, pomyślał nawet.

-nie ładnie bitch - chan łamiesz mi serce. - Śmiał się zbok

- Zresztą czemu w kiblu tak dużo jest krwi? - spytał ayato.

- Bo skaleczyła się o jedno z moich zabawek i będzie kulec pewnie przez 3 dni. - odezwał się wreszcie kanato.

-trzeba jeszcze o tym powiedzieć reji'emu.. - westchnął kanato.

- Biedna suczka - chan powiedział laito przybliżając się. Odgarnął moje włosy.

- Czy ja ci pozwoliłem ci ją dotykać?! - warknął kanato.

Ayato z laito na te słowa się tylko zasmiali i zniknęli. Siedzę jeszcze z kanato dobrą chwile, ale nie wydaje się że wybuchnie teraz nie jest taki straszny. Wydaje się miły, ale w każdej chwili może wybuchnąć.

- Kanato - kun, puść mnie - mówię w końcu

- Ja muszę iść - powiedziałam. Myślałam, że wybuchnie bo przecież kanato jest jak tykająca bomba, zrobisz coś źle on wybuchnie.

Na szczęście tą razą nie wybuchł.

Wstałam mimo, bólu w nodzę jak będę szła każdy ruch tą nogą będzie boleć. Nagle kanato mnie złapał i znowu na jego rękach wylądowałam. 

- Cicho siedzę ofiaro, nie mogę przecież, pozwolić żeby ci się coś stało. - rzekł fioletowo - włosy wampir.

Mój środek transportu, zaniusł mnie do mojego pokoju.
Po niedługim czasie zniknął i zjawił się reji obejrzał tą ranę i powiedział że 3 dni zostaje w rezydencji i ktoś z nich będzie musiał siedzieć że mną przez te 3 dni bo przecież reszta sakamakich musi do szkoły. Tylko niech że mną nie zostaje ayato bo ja zwariuje.

。・:*:・゚★,。・:*:・゚☆
Rozdział ma 1444 słów. Mam nadzieję że się podobał.

~~No to do następnego.~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro