27 - Różnica poglądów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Im dłużej trwała nasza wycieczka na Rozewie, tym większą była dla mnie męczarnią. Nagle zaczęło mnie drażnić ciągłe szeptanie Elki i Roberta zaczynające się najczęściej od „A pamiętasz, jak...?" Jeszcze pół godziny temu zrobiłam im zdjęcie w romantycznej scenerii zachwycona tą impresją! Teraz warczałam na widok ich czułych spojrzeń. Stali pośrodku dziedzińca przed wejściem do latarni morskiej i pokazywali coś sobie, gadając niemal bez przerwy, śmiejąc się i przytulając – w różnych konfiguracjach.

– Nie musimy się ich tak kurczowo trzymać, skoro to dla ciebie takie nieznośne... – mruknął z rozbawieniem Kamil, stojący obok mnie na uboczu.

– A dla ciebie nie jest? – Zdziwiłam się.

– Jestem tylko zaskoczony. Elka zwykle sprawiała wrażenie dość wycofanej... – Odwrócił wzrok od zakochanej pary i skupił się na oglądaniu tablicy z rysunkami latarni morskich wybrzeża Bałtyku. – Ale na swój sposób jest to imponujące... – dodał po chwili.

– Że jak?! – wykrzyknęłam zszokowana.

Sama znalazłabym z dwadzieścia określeń na to, czego byliśmy świadkami, i z pewnością żadne z nich nawet by nie leżało obok „imponującego"!

– No... – Zmieszał się Kamil. – Jakby ci to wytłumaczyć... Chodzi mi o to, że to dość godne podziwu, że jesteś tak pewna swoich uczuć i tego, że są one całkowicie naturalne, że nie obchodzi cię to, że inni widzą okazywanie ich sobie.

– Strasznie zagmatwałeś to zdanie... – Oceniłam cynicznie. – Nic nie rozumiem... Dla mnie to jest obnoszenie się ze swoją miłością, a niekoniecznie ktoś chce na to patrzeć...

– Nikt ci nie każe. Możesz patrzeć gdzie indziej...

– Ha-ha! Ależ śmieszne!

– I tu się różnimy... – Westchnął. – Dla ciebie to żenujące, dla mnie imponujące. Naprawdę podziwiam ich za to, że się nie wstydzą swoich uczuć. Ja nie umiem się przemóc...

– Ty swoich w ogóle nie okazujesz... – palnęłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.

Kamil zerknął na mnie zaskoczony, ale nic nie powiedział. Natychmiast zorientowałam się, że popełniłam nietakt, ale zgodnie z zawsze działającym schematem brnęłam dalej, nie przejmując się drobnymi potknięciami. To nie był mój problem, że Kamil był taki powściągliwy. Może nikt wcześniej mu tego nie powiedział tak prosto w oczy? Nie moja sprawa!

Wkurzało mnie to jego opanowanie, ale pamiętałam doskonale, że nawet on czasami zrzucał maskę obojętności. Wystarczyło go tylko umiejętnie wyprowadzić z równowagi. Wtedy odsłaniał się. I stawał się bardzo interesujący. Ja zaś znajdowałam coraz większą przyjemność w graniu mu na nerwach.

– Może dla ciebie to imponujące, ale dla mnie to po prostu niesmaczne, że tak się obnoszą – stwierdziłam z uporem.

– Przecież nie zachowują się nachalnie, nie... – Urwał skrępowany.

– No fakt, nie liżą się publicznie ani nie ma... – zaczęłam, ale nie dokończyłam, kiedy usłyszałam jego okrzyk pełen oburzenia. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl, że znalazłam kolejny słaby punkt opanowanego Elfa. – No co? Ja tylko nazywam po imieniu to, co wyprawiają inni...

– Jakbyś mogła używać innego słownictwa, to byłbym wdzięczny... – odparł z typową dla siebie rezerwą. Zaskoczył mnie chłód w jego głosie. To już nie była obojętność, która tak mnie drażniła. Tym razem był rzeczywiście dotknięty moimi słowami.

– No dobra... – Wzruszyłam ramionami. – Ale wiesz, co mam na myśli.

– Elka to moja dobra koleżanka i wolałbym nie słuchać o... o tym, o czym mówisz... – uciął, dając mi do zrozumienia, że skończył ten temat.

– Och, ależ ty jesteś nudny czasami! – Wyrwało mi się. – Niech ci będzie. Zejdę z nich. Niech się cieszą swoim szczęściem. Wcale im nie zazdroszczę, nie myśl sobie! – zastrzegłam. – Tylko uważam, że mogliby nie epatować tyle tą miłością. To naprawdę denerwujące. A ty to podziwiasz! No, nie do uwierzenia! Ja bym w życiu tak się nie obnosiła ze swoim chłopakiem!

– Pogadamy, jak się zakochasz...

– Ja się nigdy nie zakocham! – warknęłam.

Nie znosiłam tego gadania w stylu „pogadamy, jak..." Tak, na pewno zmieniłabym poglądy!

– Serio? – wykrztusił zaskoczony. – Masz coś przeciwko miłości, czy po prostu nie lubisz ludzi?

– Miłość jest przereklamowana. Takie przypadki, jak ten tutaj, są odosobnione. Poza tym dziewczyny dostają jakiegoś małpiego rozumu i idą na straszne ustępstwa, byleby utrzymać faceta przy sobie. A on i tak pójdzie do innej!

Wyleciało to ze mnie zupełnie wbrew woli. Wcale nie chciałam tak dużo o sobie powiedzieć. A już na pewno nie tyle osobistych szczegółów! Nie chciałam, żeby Kamil się nade mną użalał!

Tyle że on w ogóle się nie odezwał. Zaciął usta w wąską kreskę i wrócił do oglądania obrazków latarni morskich. Mogłam do woli gratulować sobie tego grzebania w mrowisku. Najwyraźniej właśnie przekroczyłam jakąś niewidzialną granicę, za którą Kamil stał się nieosiągalny zarówno dla moich docinków, jak w ogóle jakichkolwiek słów.

Odruchowo pogładziłam aparat fotograficzny, jak zawsze zawieszony na szyi. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, które na moment utraciłam. Przypominał mi też o tym, że nic nie stało na przeszkodzie, żeby sobie pójść.

Tak jak nie byłam przyspawana do Elki i Roberta, nie musiałam stać obok Kamila, który właśnie studiował sobie listę polskich latarni morskich. Wyraźniej nie mógł mi dać do zrozumienia, że nie chciał ze mną dłużej rozmawiać. Być może swoją opinią o uczuciach obraziłam jego fundamentalne przekonania życiowe. Trudno! To się nazywa różnica poglądów.

Z lekkim wzruszeniem ramion oddaliłam się od chłopaka. Kilka razy powtórzyłam sobie w myślach, że nie obchodziło jej, co on sobie myślał i o co się obraził. Nie zamierzałam przepraszać, bo nie było za co. Na temat tak zwanej miłości wiedziałam swoje. Choć przyjęłam do wiadomości fakt jej istnienia, nie zamierzałam spędzać teraz dni i nocy na marzeniu o takim uczuciu. Takie sentymenty nie dla mnie!

A, olać to! Wcale nie chciałam z nimi dzisiaj wychodzić! Elka się tyle nagadała o tym pomaganiu przyjacielowi w potrzebie, po czym sama zapomniała o całym świecie i gadała tylko z Robertem. Nie miałam żadnych zobowiązań wobec Kamila. Jego obecność tylko mnie drażniła!

No i jeszcze te motyle... Po co mnie łapał za rękę?!

Fakt, chciałam sforsować zamkniętą furtkę... Prawdopodobnie powstrzymał mnie przed złamaniem prawa. Może gdyby było wejście z innej strony, mogłabym podejść bliżej?

Podczas gdy myśl powoli krystalizowała się w mojej głowie, nogi już niosły mnie z powrotem w kierunku „nowej" latarni. Dłonie mocniej objęły aparat, oczy skupiły się na celu wyprawy. Nie oglądałam się za siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro