36 - Zakopanie topora wojennego
– Dziękuję za to, że zaopiekowałaś się moją babcią... – odezwał się Kamil, który pojawił się w ogrodzie cioci Irenki bez zapowiedzi, doprowadzając mnie niemal do palpitacji serca.
Było czwartkowe popołudnie, które Elka z Robertem spędzali w rabatkach, więc z pewnością nie umawiali się z kolegą ze szkoły. Ja zaś zaoferowałam się pilnować bliźniaczek na urządzonym naprędce pikniku, podczas gdy ciocia zajmowała się sprawami domowymi. Z dwojga złego lepsze było rzucanie okiem na dziewczynki niż grzebanie się w ziemi.
Całkiem przyjemnie siedziało się na kocu w cieniu rzucanym przez parasol przeciwsłoneczny, który pochłaniał promienie UV – tak, tak, ciocia z wujkiem nie oszczędzali na bezpieczeństwie swoich córeczek. Moim zdaniem byli aż nadopiekuńczy, ale po takich przejściach trudno im się dziwić. Jak jeszcze dołożyłam do tego mrożoną kawę i fakt, że bliźniaczki po dwóch bajkach odpłynęły w sen, był to relaks idealny. Zakochana para kopała gdzieś w odległym kącie, więc właściwie nikt mi się nie wtrącał w ten odpoczynek.
Do czasu, aż przylazł Kamil i swoim powitaniem tak mnie zaskoczył, że aż zakrztusiłam się kawą.
– Żaden problem... – odparłam niewyraźnie, próbując się opanować.
– Wcale nie!
– Ćśś! – syknęłam i wskazałam na śpiące dziewczynki. – Jeszcze z godzinę powinny spać, bo inaczej będzie w domu Armagedon!
– Przepraszam... – szepnął i usiadł na brzegu koca. – Wracając do babci... Naprawdę doceniam to, że się nią zajęłaś. Żałuję... Nie powinienem wczoraj iść z Elką i Robertem...
– Przecież cię zaprosili. Skąd miałeś wiedzieć, że wam babcia zwieje?
– Codziennie to robi, więc można było przewidzieć, że wczoraj też gdzieś pójdzie. Ale serio... Myślałem, że ten upał ją odstraszy.
– Pewnie by tak było, ale rano jeszcze nie przypiekało tak bardzo. Dopiero potem zrobił się skwar. I to nagle. Mnie też prawie wykończyło, a przecież byłam przygotowana. Nie przejmuj się, już jej palnęłam kazanie na temat słuchania komunikatów dotyczących wychodzenia w godzinach szczytu.
– Tak, opowiadała mi! – Kamil parsknął śmiechem. – Opowiadała też coś o aniele i diablicy. Podobno oba epitety były o tobie...
– Do anioła mnie porównała, jak jej z nieba spadłam w najgorszej godzinie. Piętnaście minut później już byłam w normalnej formie. Pewnie stąd wzięła się diablica...
– Tak, wydaje mi się, że to słowo padło gdzieś w okolicy kazania.
– To nawet by pasowało...
– Ona bardzo cię lubi – wyznał nagle.
– Też bardzo ją lubię.
– Wiesz... – Zaczął nagle skrępowany i natychmiast się spięłam, jakby lada moment miały paść słowa, że nie tylko babcia mnie lubi, ale też wnuk. Kamil zerknął na mnie z ukosa i ledwie zauważalnie się skrzywił. Już wiedziałam, że zauważył mój unik. – Powiedziała mi, że wymieniłyście się numerami telefonów.
– Pomyślałam sobie, że tak dobrze się bawiłyśmy tu na wakacjach, że możemy się umówić na kawę w Zielonym. Przecież mieszkamy w jednym mieście! Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
– A dlaczego miałbym mieć? – Zdziwił się. – Babcia jest dorosła. Ty w sumie też. Nic mi do tego, że się umówicie na kawę. O ile nie będę obiektem waszych pogaduszek. Ale z twojej strony mi to nie grozi, prawda?
Odniosłam niejasne wrażenie, że to pytanie na końcu nie było całkiem szczere. A może dopatrywałam się podtekstu, którego tu wcale nie było? Zachowanie tego nieznośnego chłopaka było dla mnie wielką zagadką i miałam taki mętlik w głowie, że doprowadzało mnie to do wściekłości. Tylko nie byłam pewna czy wściekałam się na niego, czy na siebie.
– Ja generalnie nie plotkuję! – oznajmiłam z dumą. – Prędzej sama staję się obiektem pomówień, ale nie ich źródłem.
– Dzięki. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! – Uśmiechnął się i zaczął podnosić z koca. – Lecę, bo jeszcze się okaże, że babcia skorzystała z tej półgodziny mojej nieobecności i nawiała znowu.
– Pilnowałeś jej cały dzień?
– Mama mnie uziemiła za wczorajszą nieobecność. Mówiłem ci ostatnio, że wzywanie mnie na ratunek babci mocno komplikuje mi życie...
– A jutro już wyjeżdżacie? – Wyrwało mi się.
Kamil spojrzał na mnie zaskoczony.
– Elka mi mówiła... – Usprawiedliwiłam się, jakby to było konieczne.
– Wieczorem dopiero. Ale zakładam, że będzie sporo zamieszania z pakowaniem. Plus rodzice uparli się na zakupy. Pamiątki... te sprawy... Nie rozumiem, dlaczego czekali do ostatniej chwili.
– No... To bezpiecznego powrotu do domu... – wymamrotałam, nagle onieśmielona.
– Mam nadzieję, że uda mi się wpaść, żeby się z wami pożegnać! – Kamil znów uśmiechnął się ciepło. – Tak pewnie bliżej wieczora. Mam nadzieję, że będziecie wszyscy. Opiekowaliście się mną i naprawdę chciałbym wam za to podziękować. Już się obawiałem, że całe wakacje spędzę na pilnowaniu babci i dzierganiu z nią serwetek. A dzięki wam to nawet udało się coś pozwiedzać...
– Jakbyś nie trzymał babci non stop w domu, też byś pozwiedzał. Bardziej ją nosi po świecie niż mnie. A możesz mi wierzyć na słowo, że ciężko mi usiedzieć na miejscu.
– Nic dziwnego, że tak dobrze się dogadujecie... – Podsumował i skierował się w stronę wyjścia z ogrodu.
Odniosłam wrażenie, że zrobił to z lekkim oporem, ale zapewne było to po prostu myślenie życzeniowe. Tylko dlaczego bym tego chciała? Przecież już ustaliłam, co należy myśleć o tym człowieku!
Zmienność uczuć względem Kamila, których doświadczałam w ostatnich tygodniach, zaskakiwała mnie samą. Nigdy nie byłam jakoś szczególnie stała w uczuciach, ale to miotanie się między niechęcią, motylami w brzuchu, planami podrywu na zmianę z całkowitym wycofaniem się z nich na widok chłopaka, a teraz pogardą – stawało się coraz bardziej męczące.
I nawet teraz, kiedy patrzyłam na odchodzącego chłopaka, moja dusza szarpała się między nagłym uczuciem tęsknoty i ochotą pobiegnięcia za nim a snuciem planów uniknięcia jutrzejszego pożegnania. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, która opcja zwycięży, bo nawet jeśli zdecydowałabym się na scenariusz z ucieczką, to na pięć sekund przed przyjściem Kamila mogłabym zmienić zdanie i rzucić mu się w ramiona.
– Czy to już zaburzenie, które należy leczyć? – spytałam retorycznie śpiące dziewczynki.
Nie spodziewałam się odpowiedzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro