32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obróciła się na drugi bok i poczuła jak spada na ziemię. Narobiła przy tym dużego hałasu.

– Hej Victoria wszystko okey?

Otworzyła oczy i zobaczyła Tonego.

– Co się stało? – spytała wstając i siadając na łóżku. Rozejrzała się po pokoju i stwierdziła, że jest w Stark Tower. W sali szpitalnej – co ja tu robię? Co się działo wczoraj?

– Spokojnie. Pracowałaś i zemdlałaś i powiem szczerze niezły sajgon wyrządziłaś.

Rozejrzała się po sali i gdy spojrzała na kalendarz zobaczyła, że jest już październik w ostatnią datę jaką pamięta jest sierpień.

– Przecież wczoraj nie mógł być sierpień. Pamiętam, że w sierpniu pracowałam a potem nic nie mogę sobie przypomnieć.

– Byłaś w śpiączce i wczoraj się wzbudziłaś. Chcieliśmy byś leżała bo wiesz organizm jest słaby ale ruszyłaś do pracy i znowu zemdlałaś – wyjaśnił Tony wymyślając tą historyjkę.

Pokiwała głową i przemknęła oczy próbując to wszystko sobie poukładać. Przez jej umysł przemknęła pewna wizja, bardzo krótka. Widziała piękne zielone oczy i stwierdziła, że należą na pewno do mężczyzny.

– Mogę iść tu do swojego pokoju? Te szpitalne łóżka są nie wygodne – lekko się uśmiechnęła i ostrożnie wstała z łóżka.

Myślała, że chociaż zakręci jej się w głowie a tu nic.  Wyszła z pomieszczenia i przy okazji skierowała się na kuchnię. Natasza szukała czegoś w lodówce ale nic nie znalazła dla siebie więc z rezygnacją ją zamknęła. Widząc kobietę uśmiechnęła się życzliwie.

– Już ci lepiej? Tony ci mówił? – spytała rudowłosa.

– Tak...trochę kiepsko, że byłam w śpiączce. A czuje jakbym tylko spała z dzień no 9 lub 10 godzin. Jest może budyń?

– No chyba tak tyle, że trzeba zarobić.

– Dziwne – przyznała Victoria – mam jakieś takie przekonanie, że jak wchodziłam do kuchni to zawsze na mnie czekał. Dziwne.

Trzy godziny później

Leżała na łóżku i patrzyła się w sufit. Czuła, że za kilka minut ktoś powinien wejść do jej pokoju ale nie wiedziała czemu. Po kolejnych minutach nic nie robienia wstała i zdecydowała, że pójdzie na balkon by choć trochę zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy była już tak blisko zobaczyła kolejny obraz przed oczami. Szła z pistoletem do balkonu w swoim domu ponieważ stał tam ktoś a gdy się obrócił zobaczyła te zielone tęczówki. Stała tak w miejscu zaskoczona skąd może mieć takie wizje?

~ Ciągle bedziesz w mojej głowie ~

W jej głowie pojawił się ten głos. Niby znajomy a jednak nie. Ciągle to zdanie chodziło jej po głowie jak piosenka która nie chce wyjść.

– Victoria coś się dzieje?

Usłyszała głos kapitana Ameryki w przejsciu drzwi. Odwróciła się i wymyślała wymówkę jak by tu usprawiedliwić swoje zachowanie.

– Nie nauczono cię by pukać do drzwi? – spytała go nie wiedziała co innego wymyślić.

– Chciałem tylko się spytać jak się czujesz i tyle – wyjaśnił spokojnie.

– Dobrze a teraz wyjdź chce być sama – powiedziała wkurzona.

Gdy drzwi się zamknęły rzuciła w nie poduszką. Sama nie wiedząc czemu. Czuła jakby do niego nienawiść.

Podeszła do lustra i spojrzała na siebie. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Westchnęła i poszła po szczotkę by doprowadzić włosy do ładu. Gdy je tak czesała zauważyła na swojej szyi naszyjnik.

– Skąd ten naszyjnik? – spytała siebie sama.

Odłożyła szczotkę i zdjęła naszyjnik. Przyglądała mu się chwilę z zaciekawieniem. Nie pamiętała, żeby miała taki naszyjnik więc skąd wziął się na jej szyi. Obracała go w dłoni i nie mogła oderwać od niego wzroku, aż spojrzała w głąb kamienia. W tym momencie wszystko jej się przypomniało. Loki, Asgard, Nyala, Marta, Coralina, Sigyn i wszystkie piękne i złe chwile. Porwanie, utonięcie, pocałunek, bal i podróż do Afryki. Z jej oczu poleciały łzy gdy uświadomiła sobie co stało się wtedy na balu.

Ja wybieram Lo... – nawet nie dokończyła ponieważ poczuła ukłucie na szyi i sen który ją zwalił z nóg.

Tony to zrobił bo wiedział, że zostałaby by tu a to nie wchodziłoby by w grę. Po korytarzu rozniósł się głos Lokiego:

– Coś ty jej zrobił?!

– Jakby miało to dla ciebie znaczenie.

– Co ty jej Wstrzyknąłeś?!

– Nie interesuje się jelonku.

Steve wziął kobietę na ręce a reszta ekipy pilnowała Lokiego w trakcie drogi. Do nich dołączył Thor. Z lekki uśmiechem przywitał się z nim.

– Witaj bracie. Jeżeli się przyznasz i postanowisz się zmienić to twoja kara będzie lżejsza. I musisz ją odczarować – zaproponował mu blondyn.

– Po pierwsze nie jestem twoim bratem, po drugie nic złego nie zrobiłem i po trzecie nie zdejme z niej czaru bo go nie narzuciłem.

Potem wtrącili go do dawnej celi którą ulepszyli. A przynajmniej tak im się zdawało.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro